-Lora! - ucieszył się na mój widok Alvaro, który stał obok swojego agenta. Rozmawiałam z kolesiem kilkukrotnie i wydał mi się człowiekiem, który zna się na swoim fachu... Fakt, sama go znalazłam.
-Alvarito, wyglądasz świetnie! - powiedziałam i ucałowałam go w policzki. - Nie denerwuj się, wszystko pójdzie super - uśmiechnęłam się.
-Mam nadzieję, czaisz, to?! Opuszczam Espanyol! Nie sądziłem, że przyjdzie taki dzień, że wyprowadzę się z Barcelony, a tu patrz! Fajnie, że masz tu jakieś interesy to będziemy się czasem widywać.
-Będziemy się widywać znacznie częściej niż myślisz - pogłaskałam go po piersi. - Pogadamy przy obidzie, dobrze?
-Powinieniem się bać? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Nie - pokręciłam głową. - Zaczynajmy - klasnęłam w dłonie.
Po naprawdę udanej prezentacji udaliśmy się do restauracji w centrum Madrytu. Wszystko byłoby spoko tyle, że w natłoku zapomniałam, że to ulubiona kanjpka Portugalczyków i siłą woli bywam tu niezmiernie często.
-Witamy, panno Loro, stolik dla dwóch osób? - powitał nas kelner. Tak często, że znają tu moje imię...
-Tak - uśmiechnęłam się. - Dziękuję, Pedro - powiedziałam odruchowo, a Alvaro miał oczy wielkości talerzy.
-Lora? - szepnął.
-Zamów coś, zaraz ci wyjasnię. Wszystko - mruknęłam. Złożyliśmy zamówienie, dostaliśmy jedzenie i wyjęłam z torebki starannie złożone kartki.
-Mogłem sie domyślić - westchnął.
-Nie chodzi tylko o mnie. To co ci powiem może miec wpływ na zycie wielu osób - podsunęłam mu arkusze i pióro.
-Lora, gdybyś nie była dla mnie tak ważna i gdybym nie znał cię od dziecka... - westchnął i złożył zamaszyste podpisy.
-Alvarito - dałam mu jedną kartkę, drugą schowałam. - Jesteś jednym z niewielu ludzi, którym ufam bezgranicznie. Nie każdego dziewczyny zmuszam do podpisywania umów, serio - uśmiechnęłam się delikatnie.
-Dawaj, Lora - spojrzał na mnie wyczekująco. Rozejrzałam się, ale nikogo nie było w pobliżu.
-Sama nie stworzyłam swojego imperium. Tak właściwie jedynie firma w Londynie należy do mnie, ale dopiero niedawno odkupiłam wszystkie udziały. Gazety i portale w Barcelonie tylko w jednej trzeciej są moje, mam jeszcze tyle samo udziałów w firmach madryckich i kilku innych... - wzięłam głęboki oddech. - Moim mentorem i niejako ojcem chrzestnym jest Jorge Mendes - powiedziałam. Alvaro otworzył usta, ale nic z siebie nie wydusił. - Poznałam go dwa lata temu, wybrał mnie spośród wielu dzieciaków londyńskich szkół. Nauczył mnie jak zarobić kasę na wizerunku innych.
-Marc wie? - szepnął.
-Nikt nie wie, nawet Eric chociaż cały czas był w Londynie. Jesteś pierwszą osobą, której powiedziałam.
-Czemu? - zdziwił się. - Mogłaś powiedzieć Marcowi, Tello, rodzicom! Każdemu!
-Ufam ci, Vazquez! Nigdy mnie nie zawiodłeś i nie rozczarowałeś. Kryłeś w wielu przypadkach i nigdy nie spytałeś o co chodziło. Nie powiem braciom, bo by tego nie zrozumieli. Nie lubią Portugalczyków. Tello podobnie. A rodzice? Wtedy by się wydało, że przez ostatnie dwa lata nie chodziłam do szkoły. Poza tym chciałam to w końcu z siebie wyrzucić, a wiem, że ty mnie nie wydasz.
-Pewnie, że nie! W sumie podpisałem świstek - wzruszył ramionami i chwycił mnie za rękę. - Czyli znasz Cristiano Ronaldo?
-Tak - uśmiechnęłam się. - Przyjaźnię się z nim i resztą klientów Jorge, ale Cris jest dla mnie szczególny.
-Bo? - zaciekawił się.
-Bo łączy nas specjalna relacja - odpowiedziałam wymijająco. - Mamy wiczorem iść na przyjęcie, tak? Nadal chcesz, żebym ci towarzyszyła?
-Pewnie! - wyszczerzył się.
-To chodź - wstałam. - Muszę się przygotować, a ty w tym czasie poznasz Crisa.
-Ronaldo? - wyszeptał.
-Tak, mieszkam u niego zawsze, gdy przylatuję do Madrytu... Czyli średnio co kilka tygodni.
Tak jak myślałam Cristiano i Alvaro bardzo się polubili.
-...nie pij za dużo, nie pokazuj cycek, nie przewróć się na tych szpilach... - wyliczał Cristiano, gdy poprawiałam włosy w lustrze w przedpokoju. Alvaro tymczasem rozmawiał z Iriną.
-Ronaldo! - warknęłam. - Idę tylko na zwykłe przyjęcie do Getafe.
-Właśnie! Pół biedy, że to Getafe! Gorzej byłoby jakbyś szła do Atletico! - jęknął. - Młody! - zawołał do Alvaro. - Pilnuj jej jak oka w głowie, czujesz?
-Tak - uśmiechnął się Vazquez.
-Bo jak nie to dostaniesz! - pomachał pięścią.
-Kochanie - Irina ze śmiechem przytuliła się do narzeczonego. - Spokojnie.
-Ostrzegam - powiedział groźnie.
-Bujaj się - prychnęłam i wyszliśmy.
-Strach mysleć kogo jeszcze znasz - szepnąłAlvaro, gdy siedzieliśmy już w limuzynie.
-To nie myśl - uśmiechnęłam się i wyjęłam telefon z torebki.
"Nie przejmuj się doniesieniami prasy. Idę z Alvaro tylko ze względu na naszą wieloletnią przyjaźń. Myślę o Tobie ;)" napisałam do Tello i spojrzałam na Vazqueza.
-Co z Aidą?
-Rzuciła mnie - wzruszył ramionami. - Dobrze, że załatwiłaś dla niej umowę - powiedział cicho.
-Wiem, dlatego następnym razem nie drzyj japy, tylko mi zaufaj.
-Zaufam - uśmiechnął się szeroko. - Szefowo - puścił mi oczko.
*
Po przepłakanym dniu oraz nocy czułam się o wiele lepiej. Musiałam dopuścić do siebie myśl, że Marc nie był odpowiednim facetem dla mnie i na dodatek wolał Sandrę, która podobno bardzo go zraniła. Weszłam pod prysznic, który od razu mnie orzeźwił. Skierowałam się do szafy i wyciągnęłam z niej różową sukienkę, torebkę i buty. Szybko się przebrałam, wyprostowałam włosy i byłam gotowa na spotkanie z Sylvią, moją przyjaciółką z dawnych lat.
Wyszłam z domu i moim oczom ukazał się Marc ubrany w garnitur i z bukietem róż w rękach. Szedł w moją stronę z lekkim uśmiechem na ustach.
- Cześć, Monica - powiedział, stając obok mnie. - Masz chwilkę?
- Nie, śpieszę się - warknęłam i chciałam go ominąć, ale nie pozwolił mi.
Uklęknął przede mną i wyciągnął z kieszeni spodni czerwone pudełeczko. Miałam dziwne wrażenie, że Bartra chce mi się oświadczyć, ale przecież my wczoraj zerwaliśmy.
- Monica, posłuchaj mnie - westchnął cicho i spojrzał na mnie. - Kocham cię i nie pozwolę ci odejść. Nic już mnie nie łączy z Sandrą i powinnaś mi uwierzyć. Skoro przetrwałaś wszystkie teksty Lory, to na pewno jesteś mi pisana.
- Marc, nie rozumiem..
- Powiem to wprost. Zostaniesz moją żoną? - zapytał, uśmiechając się szeroko.
A ja? Stałam jak posąg i nie wiedziałam co zrobić. Facet, którego kocham prosi mnie o rękę, a mnie nagle odebrało mowę. Chciałam z nim być, ale nie potrafiłam uwierzyć, że Sandra to już przeszłość.
- Powiedz coś, proszę - dodał po chwili.
- Kocham cię, Marc. Jednak nie jestem pewna, czy nasz ślub jest najlepszym pomysłem. Ile my mamy lat?
- Na co chcesz czekać? Jesteśmy już dorośli i możemy robić co chcemy - powiedział poważnie. - Bolą mnie już kolana - dodał.
- Mam nadzieje, że nie będę tego żałować. Zgadzam się zostać twoją żoną - odpowiedziałam z uśmiechem.
Marc szybko wsunął na mój palec przepiękny pierścionek i przytulił mnie mocno.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę - wyszeptał mi do ucha i złożył na moich ustach subtelny pocałunek.
- Ja też, Marc. Nigdy nie sądziłam, że ktoś oświadczy mi się na chodniku.
- Lubię być inny - uśmiechnął się szeroko i załapał mnie za rękę.
- I za to cię kocham.
- Wybierałaś się gdzieś?
- Tak. Umówiłam się z Sylvią, więc muszę cię na trochę opuścić. Odprowadzisz mnie do miasta?
- Pewnie - odpowiedział i ruszyliśmy w drogę.
Czułam się cholernie szczęśliwa i miałam nadzieje, że tak już zostanie. Nie obchodziło mnie w tym momencie nawet zdanie rodziców, bo liczył się tylko Marc.
*
Wróciłam do Barcelony gotowa na dalsze boje. Miałam serdecznie dość tego, że muszę pilnować własnego brata niczym Cerber. W Londynie Eric, w Barcelonie Marc. Zwariować idzie. Koniec tego, nie będę się już wtrącać!
Poprosiłam Tello, żeby do mnie przyszedł co zrobił nad wyraz ochoczo.
-Cześć - pocalował mnie na powitanie i usiadł na kanapie. Wzięłam głęboki oddech i... nie mogłam nic powiedzieć. Jak mam wydusić z siebie coś co nigdy, ale to nigdy nie przeszlo mi przez usta? - Lora? - zmartwił się.
-Powiem ci wszystko - usiadłam obok niego. - Muszę - pokiwałam głową. - Przyjaźnię się z Cristiano Ronaldo, Jorge Mendes to mój mentor, dzięki niemu dorobiłam się całej fortuny, i to z nimi mam interesy w Madrycie - wypaliłam.
-Wow! - sapnął.
-Aż tyle masz mi do powiedzenia po tym jak powiedziałam ci najwięszy sekret mojego życia? - warknęłam.
-Nikt nie wie? - spytał.
-Rodzice i bracia nie mają pojęcia, cały świat nie wie, tylko Vazquez... - szepnęłam.
-Alvarito? - upewnił się.
-Powiedziałam mu po jego prezentacji w Getafe - przygryzłam nerwowo wargę. Naprawdę się przejmowałam tym co powie! Koniec świata jest bliski.
-Myślałem, że ktoś cię wspierał, ale żeby agent Ronaldo - mruknął.
-Obiecuję ci... - chwyciłam go za ręce i starałam się bardzo nie myśleć o tym co miałam zaraz powiedzieć. - Obiecuje, że dam spokój Marcowi i Rubio. Niech robią co chcą, chuj mnie to obchodzi - warknęłam. - Próbowałam go strzec przed Sandrą i na niewiele się to zdało. Teraz niech robi co chce!
-Cieszy mnie to - uśmiechnął się.
-Przepisałam na niego mieszkanie - dodałam.
-Czuję, że to nie koniec rewelacji - szepnął trochę przestraszony.
-Nie... - wzięłam głęboki oddech. - Kocham cię - wystrzeliłam i zacisnęłam powieki. Wolałam nie patrzeć jak świat się kończy.
-Lora - poczułam na wargach ciepły oddech Tello. - Powiedz to jeszcze raz - poprosił.
-Kocham cię. Kocham cię, Cristianie Tello - spojrzałam w jego roziskrzone oczy.
-W końcu! - ucieszył się.
-Ale nie mam pojęcia jak to ma wszystko wyglądać.
-Cudownie! - wyszczerzył się.
-Różowe motylki, pomykanie w swoich ciuchach po seksie, chodzenie w twojej koszulce - wzdrygnęłam się. - Koszulę może bym jeszcze nałożyła, ale żadne bluzeczki, bluzy czy inne tego typu stroje nawet nie wchodzą w grę!
-Marzę o tym, żeby zobaczyć cię w mojej koszulce klubowej. Z moim numerem i nazwiskiem na plecach - westchnął z błogą miną.
-Kochanie - popukałam go w czoło. - Zakochałam się jedyny raz w życiu, więcej nie zamierzam tego robić, więc nie spierdol tego, Tello - zrobiłam śmiertelnie poważną minę. - A zrobisz to, bo jak założę taką szmatę mózg mi sflaczeje i wyciągnę nogi. Naprawdę tego chcesz?
-Przecież nie każde marzenia się spełniają, nie? - pocałował mnie.
*
Spotkanie z Sylvią nie trwało zbyt długo, więc postanowiłam razem z Marcem powiedzieć moim rodzicom o zaręczynach. Bardzo bałam się ich reakcji, ale wiedziałam, że musimy im szybko powiedzieć.
Kiedy dotarliśmy do domu zastaliśmy rodziców siedzących w salonie i oglądających jakiś program w TV. Dołączyliśmy do nich i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.
- Tato, mamo, chcielibyśmy wam o czymś powiedzieć - powiedziałam poważnie, trzymając Marca za rękę.
- Jeśli jesteś w ciąży, to mam zawał - odezwała się mama, wyłączając TV. - Co się stało?
- Nie jestem w ciąży - mruknęłam, uśmiechając się lekko.
- Zaręczyliśmy się - wypalił po chwili Bartra, przytulając mnie do siebie. - Wiem, że to bardzo szybko, ale nie chcemy czekać. Kochamy się i chcemy się pobrać.
- Głupi żart, piłkarzyku - odezwał się mój ojciec po chwili ciszy. - Inaczej wychowałem swoją córkę i nie pozwolę jej popełnić takiego błędu.
- Tato, nie mów tak - powiedziałam, próbując zatamować łzy, które zbierały się w moich oczach.
Opinia rodziców była dla mnie bardzo ważna i słysząc takie słowa czułam okropny ból w sercu.
- Czy wy zdajecie sobie sprawę, że ślub to nie jest zabawa? To przysięga, że będziecie ze sobą zawsze i pokonacie wszystkie przeciwności.
- I to zrobimy - warknął Marc, który był już trochę poddenerwowany.
- Po pierwszej kłótni będziecie chcieli rozwodu. Monica, zastanów się - zwrócił się do mnie.
- Chcę wyjść za Marca.
- Wynoście się z mojego domu - syknął ojciec, który wstał i skierował się na górę.
- Mamo? - spojrzałam na nią, lecz po chwili poszła do ojca. Zostałam sama z moim narzeczonym w salonie i miałam ochotę się rozpłakać. - Co robimy?
- Spakuj swoje rzeczy i jedziemy do mnie - mruknął i pocałował mnie w czoło. - Pokonamy każdą przeszkodę.