piątek, 15 marca 2013

rozdział trzeci

    Może i jestem szurnięta, ale mam zasady, których się w życiu trzymam. Seks tak, ale świadomie. Nigdy nie poszłam z nikim do łóżka jak byłam pijana i po prostu miałam chcice. Przez dziesięć lat wychowywała mnie moja mama: Lora Bartra i tatuś: Cristian Tello. Mam neta, wiem jakie były z nich ziółka. Przez kolejne osiem pieczę sprawował nade mną Cristiano Ronaldo. O jego podbojach w ogóle nie należy nikomu przypominać. Cristianito też nie należał do tych świętych, Fabiana przemilczę. Pomimo otaczających mnie ludzi wyrosłam na odpowiedzialną osobę. Sypiam z Aitorem i nikt o tym nie wie. To co nas łączy to nie jest związek. Oboje się potrzebujemy i dajemy fizyczną przyjemność. Poza tym to mój najlepszy przyjaciel. Dzięki tej przyjaźni możemy spędzać ze sobą masę czasu i nikt nic nie podejrzewa.
    Tak jak teraz. Wyszłam z pokoju Aitora ubrana w klubowe spodenki i koszulkę. Na stopy wsunęłam czarne adidaski.
    W całym domu panował taki bałagan, że strach. W salonie na środku dywanu chrapał Fabian, ale nie miałam zamiaru go ruszać.
    Wyjęłam z lodówki sok grejpfrutowy i nalałam sobie do szklanki. Wtedy po schodach z góry zeszła Rose. W ręku trzymała szpilki, a sukienka... Dyplomatycznie mówiąc była w nieładzie.
    - Ładnie wdzianko - mruknęłam, podchodząc do kuzynki. - Co się tak gapisz? - dodałam po chwili.
    -Jak tam? - spytałam spokojnie. Patrzyła na mnie taka... Wystraszona? Utwierdziła mnie tym w przekonaniu, że ma coś na sumieniu.
    - Wszystko w porządku. Fajna impreza - odpowiedziałam i usiadłam na krześle. Mila cały czas mnie obserwowała i czułam się mało komfortowo.
    -Jak się spało? - usiadłam na blacie kuchennych szafek.
    - Normalnie, jak zawsze. O co ci chodzi? - zapytałam cicho.
    -O nic. Po prostu pytam - mruknęłam.
    - Niedługo muszę zwijać się do Barcelony, bo inaczej Villa wyrzuci mnie na zbity pysk.
    -Rose... - szepnęłam i patrzyłam na nią przenikliwie.
    - No co? Nie patrz się tak na mnie! - powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko. - Byłam grzeczna.
    -Prezerwatywa przykleiła ci się do frędzelków na plecach... To na czym się trzyma to raczej nie klej - zmroziłam ją spojrzeniem.
    - Jesteś bardzo, bardzo zabawna, ale ja nie używam gumek - warknęłam.
    -Cesar używa - ciągnęłam bezlitośnie.
    - Jak widać nie ze mną - mruknęłam cicho i popatrzyłam na nią. Wiedziałam, ze się domyśli, ale nie sądziłam, że będzie chciała ciągnąć ten temat. - Nawet nie wiem gdzie on jest.
    -Pewnie śpi. Gdy jest w Madrycie prywatnie zawsze nocuje u Aitora - odparłam. Nie złapałam jej na zdradzie, ale dziwnie jej z oczu się patrzyło.
    - No to niech śpi. Nie interesuje mnie to, jak widać - posłałam jej uśmiech i zlustrowałam ją. - Jak widać nie tylko on nocuje u Vazqueza.
    -Nie kryje się z tym, że nocuje u Aitora - założyłam włosy za uszy. - Te ciuchy są moje.
    - Nie zdziwiłabym się, gdyby nie były. Dlaczego musisz podejrzewać mnie o najgorsze?
    -Nie podejrzewam, sama mnie do tego prowokujesz. Zapomniałaś, że żyłam pod jednym dachem z największym ruchaczem Madrytu. Nie licząc młodego Benzemy i Ramosa.
    - Może Cesar nie jest taki jak twoi koledzy z Madrytu! - fuknęłam zła. Nie chciałam się z nią kłócić, ale wiedziałam, że jeśli się dowie prawdy, to będzie po mnie. Na dodatek modliłam się, aby nie pojawił się tutaj Alarcon.
    -Znam go - skwitowałam. - Jest cudowny, ale to facet.
    - Facet jak facet!
    -Dokładnie - uśmiechnęłam się delikatnie.
    - Widzisz jak się cudownie zgadzamy. Widać, ze jesteśmy rodziną - odparłam zadowolona.
    -Rodziną - mruknęłam pod nosem, bo z podłogi właśnie podniósł się Fabian. Wężowym krokiem wpełzł do kuchni i puścił oczko Rose.
    -Jak tam Alarcon? - wyszczerzył się.
    - Nie wiem! Dlaczego wszyscy mi się o niego pytają? - oburzyłam się.
    -Widziałem jak tam się do niego ślinisz - zarechotał. - Czekałem na ślimaka, ale poszliście gdzieś - zrobił smutną minkę.
    - Poszliśmy, bo nie chcieliśmy oglądać ciebie, wiesz? - zapytałam i uśmiechnęłam się do niego słodko.
    -Nie wyglądało na to - zarechotał i spojrzał na mnie puszczając mi oczko. Czyli coś się działo.
    - Dzięki, kuzyn. Zawsze umiałeś pomagać - odpowiedziałam i spojrzałam na Mile. - Możesz mnie zwyzywać.
    -Nic nie mówię - zeskoczyłam z blatu. - Po co? Doskonale znasz moje zdanie na ten temat.
    - Doskonale wiedziałaś co się wydarzy. Sama nas zapoznałaś!
    -Rosalita - Fabian popatrzył na nią ostro. - Wiesz z iloma piłkarkami poznała mnie Mila? A wiesz z iloma spałem?
    -Iloma? - zainteresował się wchodzący Aitor, który najlepiej z nas wszystkich znał odpowiedź.
    -Z dwoma! - zawołał z oburzeniem Fabi. - W tym z jedną chodziłem!
    -Ile? Dwa dni? - zadrwił Vazquez, nalał sobie soku i stanął obok mnie.
    -To już mniej istotna kwestia - burknął.
    - Ale ty nie jesteś od trzech lat z Villą i nikt nie każe ci wyjść za niego za mąż! - jęknęłam i położyłam głowę na stole. - Mam go dość.
    -To go zostaw - Fabian jak zwykle udzielił najprostszej odpowiedzi. Aitor puścił mi oczko, a ja cicho westchnęłam.
    -Fabi ma rację - pokiwałam głową. - Wujek nie może dyrygować twoim życiem.
    -Zwłaszcza, że ledwo panuje nad swoim - dodał Fabian. Dziś błyszczy inteligencją!
    - Bo to jest takie proste, nie? Łatwo ci powiedzieć Fabian, bo w twoim życiu liczy się tylko alkohol i dobra zabawa. Mnie chyba też się coś od życia należy? - zapytałam cicho.
    - Heeeeej - usłyszałam głos Alarcona, który wszedł właśnie do kuchni. - Co to za posiedzenie?
    - Super. Jeszcze ciebie tu brakowało - warknęłam.

    -To gnij z Villą i nie jęcz jaka to jesteś biedna - warknął Fabi. - Dałaś mu dupy i tyle, kuzyneczko - oczy rozbłysły mu złowrogo. Jeśli ludzie uważali, że jestem identyczna jak mama to nigdy nie widzieli wkurzonego Fabiana.
    - Wolę gnić z Villą niż mieć kogoś jakiego, jak Ty!
    -Ty... - zaczął Fabi, ale postanowiłam zainterweniować zanim jego niewyparzony jęzor powie Rose coś od serca.
    -Mały - położyłam mu rękę na torsie. - Malutki - syknęłam.
    -Wolę bzykać przypadkowe laski niż mieć puszczalską babę - powiedział i wyszedł. Westchnęłam ciężko i pokręciłam głową patrząc na Rose.
    - Wracam do domu. Nie mam ochoty słuchać skacowanego Fabiana, który nikogo nie rozumie - mruknęłam i wstałam z krzesła. - Cała ta rodzina jest pojebana! - dodałam.
    -Fabian powiedział ci prawdę - odezwałam się cicho.
    - Nie zaprzeczyłam, ale od mojej rodziny wymagam trochę zrozumienia, skoro nie dostaje tego od własnych rodziców! Tak trudno to zrozumieć?
    -Co mam zrozumieć? - wyszeptałam po katalońsku. Aitor wiedział co mówię, ale wychowany w Anglii Cesar znał jedynie hiszpański. - Zdradziłaś faceta, który chce dzielić swoje życie. Nigdy nie krytykowałam stylu życia moich braci czy Brunona, bo są wolni. Ty nie jesteś i nikt z nas nie zmuszał cię do związku z Villą. Nikt, sama tego chciałaś, więc nie wymagaj od nas nie wiadomo czego.
    - Chciałam bardzo dawno temu. Teraz to wszystko nie jest takie łatwe.. Ja nie mogę się z tego wyplątać! Moi rodzice i jego rodzice zamarzyli sobie ślub, a ja nie mogę nic powiedzieć!
    -Bo co? Mowę ci odjęło? - warknęłam. - Przestań pierdolić takie głupoty, Rose! Miałam dziesięć lat i potrafiłam powiedzieć, że chce mieszkać w Madrycie, a ty masz dwadzieścia i nie potrafisz powiedzieć "nie"?!
    - Nie mieszkasz w Barcelonie i nie masz pojęcia co ja tam przeżywam.. Tata spiknął się z Villą i jest po mnie. Ale już nie oczekuje od ciebie zrozumienia, bo przecież lepiej mnie zmieszać z błotem - powiedziałam spokojnie, ale w środku cała wrzałam.
    -Nie rozumiem tego, Rose. Bartra to nie jest bóg! Ale rób co chcesz. Dawaj dupy Cesarowi, zostań żoną Lucy! - machnęłam ręką.
    -Potem zastanawiaj się czyje masz dzieci - dodał Aitor.
    - Jest moim ojcem. Nie wyjdę za Villę, mówiłam ci to już! - jęknęłam i przejechałam dłonią po twarzy. - Nie wpakuje się w dzieci, Vazquez - zwróciłam się do niego. Kątem oka zauważyłam Cesara, który stał z boku i przypatrywał się nam w ciszy. Tak, niezły cyrk tu odstawiamy.
    -To po chuja z nim jesteś?! - wysyczałam.
    - Ty chyba zapomniałaś, że wszystko jest powiązane z nim! Rose Bartra z Lucą Villą jest wszędzie!
    -I co z tego? - wzruszyłam ramionami. - Chyba nie doceniasz geniuszu mojej mamy.
    - Sama się w to wplątałam i sama sobie z tym poradzę, ale na razie dajcie mi święty spokój. Porozmawiam z Lucą i wtedy zobaczę, co będzie dalej - powiedziałam cicho.
    -Idę do Valdebebas - sięgnęłam po kluczyki do jednego z samochodów Aitora.
    -Przecież nie mamy dziś treningu - mruknął.
    -Pierdolca tu dostanę - szepnęłam. - Pogadam z Zizu i będzie mi lepiej. Do zoba - syknęłam i wyszłam. Kurwa, co za cyrk.
    - Dobra, to ja wracam do Barcelony. Do kiedyś tam - pożegnałam się, ale zatrzymał mnie Cesar.
    - Zaczekaj. Chyba musimy pogadać.
    - Może i musimy - mruknęłam i spojrzałam się na Aitora.
    - Co zrobisz z Villą? Powiesz mu prawdę? - zapytał, siadając na krześle obok mnie.
    - Nie wiem co zrobię! Usiądę w samolocie i na spokojnie sobie wszystko przemyśle, ale nie martw się, na pewno mu nie powiem z kim go zdradziłam. Miałbyś wtedy przerąbane w nowym klubie - powiedziałam spokojnie, spoglądając w jego stronę. - Nie wiem czy powinniśmy się jeszcze widywać - wyszeptałam.
    - Gramy w tym samym klubie. Po prostu ustabilizuj swoją sytuacją z Lucą i wtedy się do mnie odezwij.
    - To może potrwać. Muszę porozmawiać nie tylko z Villą, ale też z rodzicami, bratem i na dodatek Milą. Sam widziałeś jaka jest wściekła.
    - Dałaś jej do tego powód - przypomniał mi.
    - Wiem, wiem. Dobra, Cesar, ja naprawdę muszę lecieć. Udanej prezentacji w najlepszym klubie na świecie - powiedziałam z uśmiechem i puściłam mu oczko.
    - Czyli nie będziesz na prezentacji?
    - To nie jest najlepszy pomysł. Na razie, Vazquez! - zwróciłam się do niego i wyszłam.

    - Ale się wpakowałem, co? - zapytał Cesar.
    -Tylko pozazdrościć - przytaknął Aitor. - Chociaż jak dla mnie to Rose przesadza z tą przejebaną sytuacją.
    - Nie mam pojęcia, jak to z nimi jest, ale pogubiła się i teraz nie wie co robić. W ogóle.. Ja też musiałem przez jakiś czas słuchać się ojca i siedziałem w Manchesterze.
    -Jak obóz koncentracyjny - zaśmiał się. - Trzeba było spieprzać do Madrytu póki się dało! Przecież ja skończyłem osiemnaście lat i stary dołożył mi do kupna domu!
    - Twój ojciec, a mój to jednak jest różnica - powiedział i roześmiał się. - Teraz pożyje sobie trochę w Barcelonie i zobaczymy co wyniknie.
    -Ciekawe rzeczy skoro już wjebałeś się na taką minę - uśmiechnął się. - Wiesz, że jej chrzestną jest Lora Bartra?
    - Czyli jest po mnie?
    -Dokładnie - przytaknął. - Chyba, że któreś z rodzeństwa zainterweniuje... Pomyślmy - podrapał się po brodzie. -Damian nie miesza się w cudze sprawy, Fabian jest w stanie zrównać Rose z ziemią, ale zostaje ci Mila. W ramach litości... Na ciebie nie jest zła.
    - Ale czy ja zrobiłem coś złego? No powiedz! Zrobiłem? - zapytał, wymachując rękoma. - Może dzięki mnie Rose uwolni się od Villi? To mógł być pozytywny impuls! I wątpię, aby Mila zechciała mnie bronić po tym wszystkim.. Ona nie toleruje zdrad.
    -Nie toleruje, owszem - uśmiechnął się cwanie. - Ale ty nikogo nie zdradziłeś, nie?
    - No widzisz! Od kilku miesięcy jestem sam i trzeba sobie kogoś poszukać - odparł spokojnie. - A Bartra nie jest brzydka!
    -Ale jest głupia - skwitował Aitor. - Kobieta musi mieć nie tylko urodę, ale też charakter! A Rose... - zacmokał. - Zero polotu.
    - Nie jest głupia, tylko zagubiona! Inaczej byś gadał, gdybyś był skazany przez tyle lat na Angielki! - mruknął i uśmiechnął się do niego. - Mnie się spodobała, ale ten cholerny Villa..
    -To nie ściana, da się przestawić.
    - Zdaję sobie z tego sprawę, ale dodaj do tego starego Bartre. Może gdyby ojciec z nim pogadał, to nie byłoby by szumu, ale wolę nawet o tym nie myśleć! - wzdrygnął się i spojrzał na kumpla. - Może ty też byś się za kogoś zabrał, co?
    -Jasne, przy takim trybie życia to ja mam czas na laskę - popukał się w czoło.
    - Mnie nie oszukasz, Vazquez.
    -Z czym?
    - Z tym, że pomiędzy tobą a Milą coś jest! Musi być!
    -To cię spotka rozczarowanie, Sherlocku. Między mną a Milą jest wieloletnia przyjaźń i zaufanie.
    - Pewnie, a ja nie przeleciałem Rose w jednej z twojej sypialni - wypalił zadowolony.
    -Muszę powiedzieć sprzątaczce, żeby zmieniła pościel, bo raczej nie pamiętasz gdzie, co? - westchnął.
    - Pamiętam, ale dam jej zarobić - wzruszył ramionami.
    -Płacę jej od dnia a nie roboty.
    - Przynajmniej nie będzie się jej nudziło - uśmiechnął się szeroko. - A teraz muszę się ogarnąć i spadać do Barcelony, bo jutro czeka mnie prezentacja! - zatarł ręce.
    -Nie daj się zabić Bartrze i Villom. Jak coś spieprzaj do Lory i powiedź, że jesteś ode mnie - zlitował się.
    - Jestem już dużym chłopczykiem i dam sobie radę. Będę czekał na jakąś wiadomość od Rose, ale wiesz jak to jest z babami. Ale dzięki, stary!
    -Zaufaj mi. Jak Fabian się wścieknie to obronić może cię jedynie Lora - powiedział poważnie.
    - A co ja mu zrobiłem?!
    -Rose mu zrobiła, ty z nią spałeś i on o tym wie. Fabian w przeciwieństwie do Mili wali w odpowiedzialność zbiorową. Kto wie czy Villa też jakoś nie oberwie?
    - On jest stuknięty! Jakbym wiedział, że będą z tego takie problemy, to bym tu nie przyjeżdżał - odpowiedział i podrapał się po głowie. - Musze coś wymyślić. Myślisz, że mam skierować się do Lory?
    -Lora ucieszy się z nowej afery - uśmiechnął się. - Zobaczysz, zaskoczy cię!
    - Nie chce, aby oberwała Rose.. Szkoda mi jej będzie.
    -Lora chroni swoją rodzinę, ale ponad Rose zawsze będą jej własne dzieci... Nie wiem jak to będzie, ale Lora nie jest głupia.
    - Pożyjemy, zobaczymy. Jakby co to ja ją tylko bzyknąłem - powiedział radośnie. - I wiesz co? Jednak ciesze się, że moi rodzice wywędrowali do Manchesteru. Tam nie ma takich problemów.
    -W Madrycie też nie.
    - Barcelona to same problemy!
    -Dokładnie! Wpakowałeś się w to gówno sam.
    - Podoba mi się ich gra. Tata mi ich polecił.
    -Isco - przekręcił oczami. - Rób co chcesz, ale spójrz na Milę. Spierdoliła stamtąd jak miała dziesięć lat. Damian miał osiemnaście, a Fabian dwadzieścia... Jak ich spytasz to powiedzą, że nigdy nie wrócą do Barcy.
    - Wiem, jak nazywa się mój ojciec! - roześmiał się cicho. - Ale ja czuje, że tam jest moje miejsce.
    -Poczujesz jak Lora puści cię w obieg - zaśmiał się. - To miasto to horror! - wzdrygnął się.
    - Nie zapominaj, że twój tatuś jest bardzo związany z Katalonią - mruknął i spojrzał na swój telefon. - Kurwa mać, chyba naprawdę muszę się zbierać!
     -Espanyol to wiesz - machnął ręką. - Ale nigdy mi niczego nie zabraniał, nie zmuszał i nie ingerował. Robię co chce, a on mnie wspiera.
    - Isco chce, aby było mi dobrze. W Manchesterze się rozwinąłem i teraz mogę robić, co tylko chce! No, prawie - wzdrygnął się. - Teraz już jest w Barcelonie i z mamusią wybierają mi mieszkanie. Mam nadzieje, że daleko od Villi!
    -Jak spotka Marca Bartrę albo Davida Villę to wiesz...
    - Tylko nie Bartrę! - zamachał rękoma. - Oni się przecież dobrze znają..
    -Umarłeś.
    - Czyli muszę jak najszybciej być w Barcelonie i go kontrolować. Odezwę się jutro, jak będę żywy - pożegnał się.
    -Powodzenia!

***


Woody pozdrawia! :)