Skierowałam kroki do szatni i usiadłam sobie przy szafce Tello. Od lat tajemnicą poliszynela jest, że Cristian pierwszy bierze prysznic po treningu.
Jednak, gdy w korytarzu usłyszałam kroki i głosy bynajmniej nie należały one do mojego medialnego chłopaka tylko... do Marca i Villi!
Niewiele myśląc schowałam się do tellowej szafki i postanowiłam tu na niego zaczekać. Co niby powiedziałabym Marcowi? Wpadłam na pogaduszki, podjaram się wami i będę wzdychać do tego chrupka Messiego? Niedoczekanie moje! To, że mam przepustki na treningi Barcy... To sprawka Marca, bo zdarzało mu się kilka...no, ok, kilkanaście... razy zapomnieć kluczy do domu i musiałam mu przynosić ze szkoły, która była niedaleko bazy treningowej FCB.
-Serio? - zaśmiał się David. - Jak na nią reaguje Lora?
-Agresywnie i to bardzo - odpowiedział mój brat. - Nigdy nie była taka wredna - westchnął. - Jakby porównać zachowanie wobec Sandry i Monici... Boję się zostawić je same w pokoju!
-Pies, który dużo szczeka nie ugryzie - powiedział filozoficznie El Guaje. Ja mu dam psa! - Dobra jest w łóżku?
-Nieziemska! - zacmokał, a mnie wnętrzności zrobiły fikołka. - Stary, to co ona robi językiem! - Dobrze, że nie zjadłam nic na śniadanie! - Wiesz... Kocham ją - wyjrzałam przez szparkę i zobaczyłam jak mój brat się szczerzy zadowolony nie wiadomo z czego.
-To super! - ucieszył się Villa. - Powiem ci, że sam niemal od początku wiedziałem, że Pati to ta jedyna. Co prawda chodziłem z nią pięć lat zanim się pobraliśmy, ale najpierw byliśmy za smarkaci, a potem chciałem trochę uciułać na mieszkanie. Średnia to przyjemność mieszkać z rodzicami. - Usiadł na ławeczce. - Ale oświadczyłem się jej szybko.
-Zastanawiam się nad tym - Marc przysiadł obok. - Kocham ją, uważam, że jest niesamowita. Na co niby mam czekać?
-Nie marnuj życia na skakanie z kwiatka na kwiatek - pokiwał głową. - Jak jesteś pewien to walcz. Rodzina to najwspanialsze co może spotkać człowieka - poklepał go po ramieniu. - Pomyśl o tym, że takie małe cudo kręci się wokół twoich nóg, a ty z dumą stwierdzasz, że to twoja robota. - Zrobiło mi się niedobrze. Niech ja tylko dorwę tego fiuta! Zabiję jak psa!
-Dzięki, David - powiedział Marc. - Dzięki - wyszczerzył się i poszedł pod prysznic. Villa udał się za nim, a ja sapnęłam cicho. Wtedy też otworzyła się szafka.
-Czemu mnie to nie dziwi? - mruknął Tello.
-Marc chce się oświadczyć jednorazówce - wypaliłam.
-Lora, przepraszam - pomógł mi wyjść. - Miałem tam coś śmierdzącego co pomieszało ci w głowie? - zajrzał do szafki.
-Nie! - fuknęłam. - Podsłuchałam Davida z Marcem! Villa doradzał mu małżeństwo i rozmnażanie! - jęknęłam. - Jak ja mam to powstrzymać? - usiadłam na ławce. - Jak?
-Dziecko to nie koniec świata - powiedział, usiadł obok i objął mnie w pasie.
-Wyobrażasz sobie, że miałbyś teraz zostać ojcem? - szepnęłam i oparłam głowę na jego torsie.
-No, nie... Tylko Marc jest inny niż ja!
-Nie wkurzaj mnie - wyjęłam z torebki plik kartek. - Podpisuj szybko, bo muszę opuścić to okropne miejsce - wzdrygnęłam się.
-Tak jest - uśmiechnął się i złożył podpisy tam, gdzie chciałam. - Moja mama robi dziś jakieś przyjęcie charytatywne i mam zaproszenie.
-Powiadomię prasę - wstałam i ruszyłam do wyjścia.
-Nie zapomniałaś o czymś? - wstał i założył ręce na piersi.
-Nie - odwróciłam się do niego i dokładnie się obejrzałam.
-Jednak tak - podszedł do mnie i mnie pocałował. Tak mnie tym zaskoczył, że oddałam pocałunek.
-Fuj, Tello! - zawołał wchodzący Fabregas.
-Bujaj się, londyńska znajdo - warknęłam i wyszłam.
*
Wieczorem umówiłam się z Marcem, który koniecznie chciał gdzieś razem wyjść, więc nie miałam wyboru. W sumie to i tak spędzaliśmy ze sobą cały nasz wolny czas. Biorąc pod uwagę to, że jest piłkarzem, to miał go naprawdę niewiele, ale jakoś nam wystarczało i nigdy się nie nudziliśmy. Z każdym dniem utwierdzałam się w przekonaniu, że go kocham i jest to ten, na którego czekałam. Miły, troskliwy, opiekuńczy, zabawny, seksowny i co najważniejsze: tylko mój. Owszem, Lora nie dawała mi spokóju, ale zaczynałam ją zlewać. Liczył się tylko mój chłopak.
Przebrałam się w jeansy, czerwoną koszulę, kolorwe lity, granatową bransoletkę i dużą torbę. Zrobiłam sobie loki oraz makijaż i byłam gotowa. Kilka minut przed 20 pod moim domem pojawił się samochód Bartry, więc pożegnałam się z rodzicami i pognałam do niego.
- Cześć, kochanie - powiedział, kiedy tylko weszłam do samochodu i złożył na moich ustach soczystego buziaka. - Cudownie wyglądasz.
- Ty też niczego sobie - puściłam mu oczko i spojrzałam na jego strój. Białe trampki, jeansy oraz koszula, czyli standard. Ale mnie się ten standard bardzo podobał. - Gdzie jedziemy?
- Może do kina, co? Podobno jest jakiś dobry film.
- Dobrze, tylko nie horror! - uśmiechnęłam się szeroko i pogłaskałam go po kolanie. - Bo znowu nie będę mogła zasnąć.
- Przy mnie na pewno zaśniesz.
- Na pewno, ale znowu mam u ciebie nocować? - jęknęłam cicho i spojrzałam na niego wyczekująco. - Może dziś pojedziemy do mnie?
- A twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko? - zapytał, skręcając w jedną z uliczek.
- Nie. Bardzo cię lubią, więc postanowione.
- Dobrze - usmiechnął się lekko i zatrzymał samochód. - Jesteśmy na miejscu.
Po kilku minutach byliśmy już w sali i czekaliśmy na rozpoczęcie się filmu. Oczywiście namówiłam go na komedie romantyczną, którą bardzo chciałam obejrzec. Marc przez chwilę się wahał, ale dostał buziaka i został przekupiony.
- Ale nuda - wyszeptał Bartra i przygarnął mnie do siebie. - Możemy iść?
- Kochanie, film się jeszcze nie zaczął.
- Wiem, ale te reklamy doprowadzają mnie do szału - mruknął i zaczął całowac moją szyję. - Pójdziesz na ten film z kim innym.
- Z kim?
- Z jakąś kumpelą! Baby to bardziej kręci - tym razem pocałował mnie w usta. - I na dodatek zgłodniałem.
- Oj, Marc, Marc.. Co ja z tobą mam? - pogłaskałam go po policzku i uśmiechnęłam się szeroko. - To chodź, pojedziemy coś zjeść.
- Naprawdę?
- A co? Już nie jesteś głodny? - zapytałam ze śmiechem.
- Jestem, jestem - złapał mnie za rękę i szybko wyszliśmy z sali. - Wiesz co?
- Co?
- Kocham cię - stanął naprzeciwko mnie i spojrzał w moje oczy. - Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Ja ciebie też kocham, Marc - uśmiechnęłam się i pocałowałam go lekko w usta. - Bardzo, bardzo mocno!
- Może jednak pojedziemy do mnie? - wyszeptał pomiędzy pocałunkami.
- Dobrze - pokiwałam głową i po chwili wyszliśmy z kina.
*
Wysiadając z limuzyny pod domem rodziców Tello nie czułam takiej presji jaką zapewne czuł Marc, gdy udawał się do rodziców jednorazówki... W sumie nie czułam się w ogóle zdenerwowana. Lubiłam imprezy z fotografami, lubiłam rodziców Cristiana i lubiłam luksus, który był wszechobecny w jego domu, a raczej w willi jego rodziców. Pan Federico Tello był zamożnym człowiekiem, posiadającym doskonale prosperującą firmę budowlaną. Jego małżonka, Yolanda Herrera, zajmowała się księgowością, a córka Jennifer była jedną z najlepszych studentek budownictwa na Uniwersytecie Barcelońskim. Tylko Cristian poszedł w sport.
-Wyglądasz olśniewająco - powiedział, gdy wchodziliśmy do holu. Cmoknął mnie w nagie ramie i odruchowo poprawił krawat. Nie muszę chyba mówić, że kolor mojej sukienki idealnie pasował do jego krawata?
-Przestań - syknęłam i chwyciłam go za rękę.
-Co? - mruknął.
-Denerwować się - uśmiechnęłam się. - Spokojnie, oddychaj... - pogłaskałam go po policzku.
-Ty nic nie rozumiesz - burknął i spuścił głowę.
-Rozumiem więcej niż myślisz. Yolanda! - zawołałam i uściskałam rodzicielkę Cristiana.
-Lora! Cudownie cię widzieć! Kiedy my się ostatnio widziałyśmy? Chyba dwa lata temu na imprezie w ambasadzie w Londynie?
-Chyba tak - pokiwałam głową.
-Myślę, że powinniśmy spotkać się z twoimi rodzicami. Jesteś z Cristianem, więc miło byłoby zobaczyć Catalonię i Aleca - zaświergotała. Lubię kobietę, ale nie lubię jak ktoś pcha mi się w życie z butami... Oj, w tym przypadku ze szpilkami.
-Uważam, że to zły pomysł - uśmiechnęłam się najpiękniej jak umiałam. - Nie mam zamiaru żenić się z twoim synem, więc nie widzę takiej potrzeby. Generalnie cudnie wyglądasz! Może polecisz mi jakieś zabiegi? - zmieniłam temat rozmowy.
-Oczywiście, kochana! - wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła w głąb domu. Jak podejrzewałam było dużo fotografów i dziennikarzy. Kątem oka widziałam jak Tello się rozgląda i planuje się zmyć. Niedoczekanie moje!
Podążaliśmy za Yolandą, poznawaliśmy ludzi i dawaliśmy sobie robić zdjęcia na każdym kroku. Gdy zaczęła się aukcja jakiś dzieł sztuki usiedliśmy przy jednym ze stolików. Nagle lokaj delikatnie szturchnął mnie w ramię i dyskretnie podał kartkę.
"Zapraszam do gabinetu." przeczytałam napis i wstałam.
-Zaraz wrócę - szepnęłam do Cristiana i skierowałam się na pierwsze piętro do gabinetu pana domu. - Mogę? - zapukałam i weszłam do środka.
-Wejdź! - uśmiechnęła się do mnie Jenny i zamknęła za mną drzwi. - Proszę - usiadłam za biurkiem, naprzeciwko Federico i spojrzałam na niego wyczekująco.
-Mam dla ciebie propozycję, bardzo dobrze płatną - powiedział.
-Ty? - upewniłam się.
-Tak - skinął głową.
-W takim razie nalegam, żebyśmy załatwili to na osobności. Takie mam zasady, albo nic z tego - przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu, a potem machnął ręką i Jennifer wyszła. - Słucham? - założyłam nogę na nogę.
-Od kiedy utrzymujesz się sama? - spytał.
-Od dwóch lat, czemu ma to służyć?
-Cristian od nigdy, chociaż ty masz dziewiętnaście lat, a on dwadzieścia jeden - mruknął. - Sama wpadłaś na to jak zarabiać na życie?
-Powiedźmy, że mój sukces ma swojego ojca. Federico? - zmierzyłam go zimnym spojrzeniem.
-Żeby zostać świetnym piłkarzem nie wystarczy talent, trzeba jeszcze przygotowania technicznego. To zapewnia mojemu synowi klub. Żeby zostać piłkarzem światowej klasy trzeba być mega zdolnym i mega pracowitym, ale trzeba też kogoś kto te cechy przekuje na pieniądze, prawda? Cristiano Ronaldo nie zaszedłby tak daleko gdyby nie jego agent.
-Do czego zmierzasz? - zesztywniałam. Nie rozumiem po co mieszać do tego Cristiano i Jorge?
-Zrób z mojego syna gwiazdę. Zapłacę ci, ale spraw, żeby zaczął zarabiać prawdziwe pieniądze, a nie te ochłapy, które dostaje z klubu.
-Jego pensja nie jest ogromna, ale jak na początkującego piłkarza, który sporadycznie gra w pierwszym składzie nie jest zła.
-Czy twój brat sam sie utrzymuje? Czy sam kupił ogromny apartament? Czy sam za niego płaci? Czy sam kupił sobie wypasiony samochód? Czy to wszystko jest twoje, a jego pensja to kasa na jego bieżące wydatki?
-Za pozwoleniem, Federico... - warknęłam. - Finanse Marca to nie twoja sprawa.
-Chcę, żeby mój syn był bogaty dzięki sobie, a nie dzięki moim pieniądzom. Zapłacę ci ile zechcesz, ale daj mu popularność, kontakty i kasę. Zrób to jak chcesz, wiem, że potrafisz. Zastanów się nad tym - wstał. - Masz tydzień na podjęcie decyzji, liczę, że będzie pozytywna.
Nie powiedziałam nic więcej i wyszłam. Wróciłam do Cristiana i zatopiłam się w myślach. Jego ojciec właśnie zaoferował mi górę kasy za sprzedanie jego syna... Mogłam go rzucić, zrobić z nim co zechcę i dostać za to górę forsy. Czyli zupełnie jak w Londynie...
***
Przepraszam, że znowu dodaje tutaj nowość późno, ale mam szkołę i to jest dla mnie najważniejsze. Postaramy się, aby kolejny rozdział był o wiele szybciej.
A jeśli nadal nie macie nas dość, to zapraszam na http://fcb-i-inne-nieszczescia.blogspot.com/
Już niedługo pojawią się bohaterowie i prolog :)
świetny rozdział :> nie wiem czy Lora powinna to robić. uważam, że to głupi pomysł, najgłupszy z możliwych :/ A i jest nasz David, wujek dobra rada :> Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAle dużo się tu dzieje. Villa niezłą gadkę palnął. Sama bym się przekonała do małżeństwa i dzieci po takich słowach. Ale jestem pewna, że Lora nie zostawi tego w spokoju. A końcówka... Oby nie była taka głupia. Nie warto robić takich rzeczy dla kasy.
OdpowiedzUsuńOMG ! Ale się nam dzieje, o matko święta :D To teraz pytanie co zrobi Lora zgodzi się na propozycję czy się nie zgodzi. Swoją drogą, tata Tello to ma tupecik, :D
OdpowiedzUsuńA w szatni przynajmniej dowiedziała się Lora jakie plany ma jej brat :D
Lora jest genialna! Kto by wpadł na pomysł żeby schować się do szafki? :) Mam nadzieję, że nie przyjmie ona propozycji ojca Cristaina..
OdpowiedzUsuńA co do Marca i "jednorazówki" to nie zdziwię się, jak za chwilę będą się szykować do ślubu :)
Pozdrawiam.
Byłabym w stanie kucnąć za koszem na śmieci i udawać, że mnie nie widać, ale nie wpadłabym na schowanie się do jego szafki. ;D No ale wiadomo, to Lora. :D
OdpowiedzUsuńNie rozumiem ojca Tello. Zaproponował jej sprzedanie własnego syna? Ona nie może się zgodzić. Jest jak jest, ale coś takiego to już będzie jednak przegięcie. o,o
Pozdrawiam. :)
fajny blog ;) A opowiadanie mi sie podoba ;) Będę starała się wpadac co jakiś czas... Pozdrawiam i zapraszam do siebie: http://daughters-of-gloom.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Lora nie powinna tego robić... Ale ona jest nieprzewidywalna i może podjąć każdą decyzję. Ciekawa jestem, co zrobi ;)
OdpowiedzUsuń