sobota, 18 maja 2013

epilog


5 LAT PÓŹNIEJ

    Wróciłam z plotek od wujka Cristiano... Znaczy wróciłam od wujka Cristiano, gdzie kopaliśmy sobie piłkę i gadaliśmy. Tak, zdecydowanie brzmi lepiej, bo on przecież nie plotkuje tylko wymienia informację.
    Pogadaliśmy o nadchodzącym meczu, standardowo przyplątała się Julia Morata żaląc się na swojego chłopaka, z domu oczywiście dochodził nas szloch Vanji (znowu pokłóciła się z facetem) i dźwięki gry na konsoli, którą katował Cristianito. Stary koń, żonaty (w końcu!), dzieciaty (słodka 2-letnia Maria) a gra w te gierki jakby miał naście lat.
    Położyłam się na kanapie w salonie z komputerem na brzuchu. Aitor miał trening, więc wróci za kilka godzin, bo potem oczywiście musi iść coś zjeść z kolegami.
    Na poczcie miałam kilka wiadomości do mamy i Fabiana ze zdjęciami. Standard. Była też wiadomość od Damiana z filmikiem jak jego mała Penelope je zupę i przy okazji obryzguje nią Lucasa. Cierpliwy chłopak, bo nawet nie drgnął.
    Włączyłam komunikator i napisałam do Rose, z którą w sumie dawno nie gadałam, a jeszcze dłużej się nie widziałam. Mieszkamy w różnych miastach, mamy swoje sprawy, ona dzieci i męża, ja piłkę i męża. Życie.

MILA:
Hej, Rosita! Co tam słychać?
ROSE:
Hej! Wszystko w porządku, a u was?
MILA:
Bez rewelacji, Fabian wpada dopiero jutro :p Będzie miał po drodze z Londynu :p Wiesz, Londyn-Paryż ta sama relacja co Madryt
ROSE:
Wcale mnie to nie dziwi :p Jemu wszędzie jest po drodze.
MILA:
Cały Fabi! Potem jedzie do Mediolanu, bo dawno nie widział Lucasa :p
ROSE:
Całe szczęście, że do Manchesteru mu nie po drodze :p
MILA:
Obyś nie wykrakała. Pauline wspominała, że dawno nie była w Anglii. Pominę fakt, że mieszkają w Paryżu, chwila i są w Londynie. Trafił swój na swego, nie powiem.
ROSE:
Od zawsze ich do siebie ciągnęło :p A w Londynie mogą wpaść do Bruno!
MILA:
Wizyty Fabiana wykańczają Bruno psychicznie i fizyczne. Biedak ciągle się stresuje, że Fabi coś wypali przy Olivii o ich wcześniejszych podbojach. Szkoda, że jeszcze do niego nie dotarło, że Paulita już dawno ocenzurowała jęzor Fabiana.
ROSE:
Ale to jest Bartra.. Sama muszę do nich wpaść, bo wczoraj urodziła im się córeczka :)
MILA:
Widziałam już zdjęcia, nie pytaj jakim cudem Mama je zdobyła :p
ROSE:
Nawet nie chce wiedzieć :p
MILA:
Mój Mamuś jest specyficzny, ale w przeciwieństwie do innych (Irina nad Cristianito) nie stoi nade mną i nie pyta kiedy mam zamiar urodzić dziecko.
ROSE:
Moja nade mną też nie :p Ale spokojnie, masz jeszcze czas!
MILA:
Pewnie, że mam. Nigdy nie ulegałam wpływom innych i w tej kwestii też nie zamierzam. Dziecko przekreśli karierę piłkarską jak w Twoim przypadku, a tego nie chcę.
ROSE:
Ja też nie chciałam, ale teraz jest mi dobrze :) A Aitor nie nalega?
MILA:
Nie. Specjalnie pokazuję mu filmiki od Damiana, gdzie słodziutka roczna Penelope rozrzuca jedzenie, gryzie damianowy telefon, czy ślini pada :p
ROSE:
Mnie nie podsyłaj! Sama się o tym przekonam :p
MILA:
Przecież wydusiłaś już z siebie Raula, wiesz jak wyglądają i co robią małe dzieci.
ROSE:
Ale jeszcze nie wiem co robią z starszym rodzeństwem :)
MILA:
Szkoda, że ja nie pamiętam co robiłam z braćmi :p Lucas jest jednak bardzo cierpliwy do małej. Wiesz ma już 9 lat, spory chłopak.
ROSE:
A jak wygląda jego sytuacja prawna? Widuje się z matką?
MILA:
Widuje, ale niezbyt chętnie. Raz na miesiąc leci do Barcelony, jednak bez entuzjazmu. Damian ma prawo do opieki, Cora do widywania się, ale nie jest narzucone kiedy Lucas ma się z nią widywać. Jest zapisane, że raz na miesiąc pod warunkiem, że chce. A czy on chce? Sophie go namawia, że powinien spotykać się z mamą, ale wydaje mi się, że on bardziej kocha Sophie...
ROSE:
Widocznie nie jest przywiązany do matki, co wcale mnie nie dziwi. Całe szczęście, że Damien ma do prawo do opieki.
MILA:
A jak ma być do niej przywiązany kiedy Fabian robił wszystko, żeby bardziej kochał ojca? Wycieczki, zabawki
ROSE:
Cały Fabian..
MILA:
Nie powiem, żeby mnie to nie cieszyło. Cora, z tego co wiem, też nie jest załamana. Zaczęła nowe życie odkąd Lucas mieszka z Damien i Sophie. Poza tym Sophie jest miliard razy lepsza. A Cora... Poleciała na bogatego, niedoświadczonego dzieciaka i wpadła. Fabian twierdzi, że zrobiła to specjalnie.
ROSE:
Nie sądzę, aby ktoś chciał mieć specjalnie dziecko! Nie w tym wieku.. Spójrz na mnie. Planowałam? Nie!
MILA:
Cora jest inna. Nigdy jej nie lubiłam, a taką Sophie pokochałam od pierwszego wejrzenia. Tak samo Pauline chociaż na początku trudno było stwierdzić kim jest dla Fabiana.
ROSE:
Mnie On ciągle przeraża. Współczuje jej :p
MILA:
Ona jest dokładnie taka sama :p Myślisz, że kto mu załatwił PSG? Paulita! Jak przechodził z Bayernu do Chelsea to była jeszcze jego robota, ale PSG dwa lata temu to ona. Dam sobie uciąć rękę.
ROSE:
Przynajmniej się nie nudzą :p Widać, że są dla siebie stworzeni! Tak samo Ty z Aitorem.
MILA:
Vazquez urodził się dla mnie :p
ROSE:
Wiem :p W weekend wpadnę do Barcelony do rodziców, bo tatuś się stęsknił :p
MILA:
Villę też odwiedzisz?
ROSE:
Nie mam po co.
MILA:
Powód zawsze by się znalazł :p
ROSE:
Ale nie chce go widzieć :p Nie obchodzi mnie! Gdybym go chociaż przypadkowo spotkała, to Cesar by i tak chodził wściekły.
MILA:
A Fabi jak był przelotem w Barcelonie (miał po drodze z Mediolanu do Paryża) spotkał Lucę
ROSE:
Współczuje mu.
MILA:
Nadal prezentuję się zacnie.
ROSE:
Mój mąż także :)
MILA:
Nie wątpię, ale nadal pamiętam akcję Fabiana na Camp Nou jak zaprezentował światu domniemaną zdradę Villi.
ROSE:
Niestety ja też pamiętam.. Nie wiem co ja widziałam w Luce. Naprawdę.
MILA:
Faceta, a niby co miałaś wiedzieć? Dobrze, że ja od początku miałam tylko Aitora. Teraz nawet nie ma prawa sapnąć nic o innym.
ROSE:
Jednak ja niczego nie żałuje. Mam teraz wspaniałego syna i córeczkę w drodze :)
MILA:
Nie mów hop :p Penelope też miała być Javierem :p
ROSE:
Ale to już 8 miesiąc! Musi być córeczka :p
MILA:
Musi to być dziecko :p nikt Ci nie powiedział jakie
ROSE:
Ważne, aby było zdrowe.. Cesar już wybierał imiona, ale na żadne się nie zgadzam!
MILA:
Jakie?
ROSE:
Agueda i Macaria.. Nie wiem skąd je wytrzasnął. Chyba z telenoweli!
MILA:
Vazquez nawet psa by tak nie nazwał.
A nie zapomnij, że mamy Macarenę :p
ROSE:
Ja nie skrzywdzę mojego dziecka! Dam mu normalnie imię, bo ojca to normalnego nie ma :p O, właśnie wrócił z moim małym szkrabem!
MILA:
Raul to takie Królewskie imię :d
ROSE:
Nie denerwuj mnie! Teraz dam Barcelona :D
MILA:
Mama się ucieszy :p
ROSE:
Moja mniej :p
MILA:
Nie możesz dać jakiejś Anny?
ROSE:
Muszę to przedyskutować z mężem :p
MILA:
Idę, bo mój właśnie przyszedł :)
ROSE:
Ja też spadam. Moi faceci domagają się jedzenia :p
MILA:
Mój wraca najedzony :p
ROSE:
Cesar musiał wpaść do przedszkola :p
MILA:
Braki w edukacji? :p Zawsze najlepiej zaczynać od podstaw
ROSE:
Haha nie :p Musiał wpaść po Raula. Zaraz i tak pojadą na Old Trafford.
MILA:
Tak, ja też muszę iść na Bernabeu. Odetchnąć MOIM powietrzem
ROSE:
Szkoda, ze ja nie mogę oddychać swoim! Ale nie mogłabym dalej patrzeć na ten stadion.. W ogóle rzadko pokazuje się na meczach.
MILA:
Dobra, lecę. Trzymaj się ;* ucałuj młodego i Cesara
ROSE:
A Ty Aitora! Do zobaczenia :*

***

Kilka słów od Vingi:

Szanowni Państwo serdecznie dziękujemy za uwagę, do zobaczenia za rok!
...
Zgrywam się :)
Dzięki, że z nami wytrzymaliście tyle czasu. Czasem nie było łatwo, nie było weny, chęci, albo nie mogłyśmy się dogadać. Jednak się udało!
Zawsze chciałam napisać opowiadanie razem z Moniiką, marzyłam o tym. Czas mijał, a my nie potrafiłyśmy się zgodzić w wielu kwestiach. W końcu się udało i doprowadziłyśmy to do końca! Właśnie z tego, że dobrnęłyśmy do mety jestem najbardziej dumna.
Miejmy nadzieję, że zobaczymy się na innym naszym blogu. Oby i ten dotrwał do końca!
Moniika będzie Was o wszystkim informować. Jest po maturze i ma świat w nosie :p Nie każdy ma tak dobrze i musi się uczyć, widywać z przycjaciółmi i może kimś jeszcze :)
Gdyby coś piszcie na gg (144866) albo na wywiaderze (wywiader.pl/vinga) - zawsze odpowiem na pytania :)

Pozdrawiam, całuję i do zoba!

A teraz ode mnie:

Cholera, nie mogę uwierzyć, że to już koniec. 
Bardzo, ale to bardzo, bardzo lubiłam to opowiadanie. Od zawsze chciałam napisać coś z Vingą no i udało się :) Z tego cieszę się najbardziej.

Ale nie znikamy.. Zapraszamy na:


Dziękujemy za każdy komentarz, słowo krytyki i za to, że po prostu czytaliście :) :*

wtorek, 14 maja 2013

rozdział trzynasty

    Ustaliłam z Cesarem, że przestanę ukrywać się w domu. W końcu minęły już całe trzy miesiące i pogodziłam się z tym, że będziemy mieli dziecko, ale nie byłam pewna tego, czy chce, aby inni o tym wiedzieli. Jednak ciocia Lora organizowała bal charytatywny, na którym ma się wstawić cała rodzina.
    - Nie lubię takich przyjęć - mruknęłam, siadając na kanapie. - Trzeba się ciągle uśmiechać.
    - Nie marudź, kochanie - odpowiedział Cesar, który właśnie wiązał sobie krawat. - Zaraz ma wpaść Fabian.
    - Wiem, wiem - westchnęłam i włączyłam TV. - Ma dla mnie strój.
    - Jaki on kochany - uśmiechnął się i spojrzał się na mnie. - Jak wyglądam?
    - Bardzo, bardzo ładnie - podeszłam do niego i pocałowałam go w usta. - Mnie się podobasz.
    - I to wystarczy - puścił do mnie oczko i musnął moje usta swoimi wargami.
    Niestety, przerwał nam dzwonek, który zwiastował gości.
    - To pewnie Fabian. Otworzę - mruknął Cesar i ruszył do drzwi. Ja znów usiadłam na kanapie.
    -Cześć, przyszła mamusiu! - zawołała radośnie Mila, która wpadła do środka przed bratem.
    -Cześć - uśmiechnęłam się lekko.
    -Jak się czujesz? - usiadła obok mnie. - Fabi ma dla ciebie wspaniały strój!
    - Dobrze. Przecież nie jestem chora! - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko. - I nie będzie nic widać? W sumie to nie za wiele widać, ale panikuje.
    -Nie będzie nic widać - odezwał się lodowatym głosem Fabian. - Nie może.
    - To dobrze. Nikt nie może wiedzieć - odparłam.
    - Niedługo i tak się dowiedzą. Ile mamy jeszcze to ukrywać? - wtrącił się Cesar.
    -Do porodu - odparła z powagą Mila. - Rose nie będzie chodzić gdzie nie powinna i nikt się nie dowie.
    - I mamy siedzieć w zamknięciu? To bezsensu!
    -Tobie nikt nigdzie nie każe siedzieć, Cesar - Fabian wysilił się na spokój. - Rose tym bardziej nie. Po prostu będzie na siebie uważać. Chodzić tylko tam gdzie musi, a już na pewno nie musi tam, gdzie jest dużo ludzi i dużo aparatów, które zrobią jej zdjęcia. Nie jestem wszechmocny, wszystkiego nie upilnuję.
    - Przestańcie, dobra? - jęknęłam i wstałam. - Nie lubię chodzić na żadne przyjęcia, więc nie będę tam chodzić.
    - Spoko. Jak chcesz - warknął Cesar.
    -Będziesz chodzić na te, które musisz. Czyli wyprawiane przez naszą mamę lub twoich sponsorów - położył na ławie ogromne pudło. - Wykorzystamy Milę do odwrócenia uwagi od ciebie. Pamiętaj, żeby nie fotografować się z nią i zasłaniać brzuch torebką - instruował. - Wszyscy i tak polecą do niej, bo jak to gryzipiórka, są nienasyceni cudzym szczęściem - przekręcił oczami. - Mila będzie błyszczeć z Aitorem, a ty sobie staniesz z boczku, najlepiej z mamusią i nie będziesz się rzucać w oczy.
    -Na koniec zrobią nam urocze rodzinne zdjęcie i będziesz mogła iść - dodała Mila.
    - Okej. Może nie będzie tak źle? - zapytałam sama siebie i uśmiechnęłam się do Cesara. - Rozchmurz się, bo wyglądasz jakby ci pół rodziny wybili. Rozumiem, że mój tato też będzie? - zwróciłam się do Fabiana.
    -Ta, odszczepieńce też - westchnął.
    -Ville też - mruknęła Mila i wstała
    - Luca też będzie? - zainteresowałam się.
    -Kurwa - zniecierpliwiony Fabian zerknął na zegarek. - Przygłuchłaś w tej ciąży? VILLE! OBAJ!
    - Nie drzyj się - warknęłam. - Trzeba było tu nie przychodzić.
    - A co cię tak interesuje ten Villa? Będzie, to będzie, a jak nie, to nie. Proste - mruknął Cesar. - Akurat oni nas mało obchodzą.
    -Stara miłość nie rdzewieje - powiedział złośliwie. - Sis, idziemy - wyciągnął rękę, którą Mila błyskawicznie chwyciła.
    -Pojedziemy jeszcze po te buty? - wyszeptała.
    -A potem po Paulitę na lotnisko - odparł. - O dwudziestej, zgodnie z zaproszeniem - rzucił przez ramię.
    -Tylko je weźcie, bo was nie wpuszczą - uśmiechnęła się Mila.
    - Ok - pokiwałam twierdząco głową i wzięłam pudełko ze strojem do sypialni. - Pójdę się przebrać.
    - Wydaje mi się, że Fabian mówi prawdę - mruknął Cesar, który powędrował za mną.
    - Z czym?
    - Że stara miłość nie rdzewieje - warknął.
    - Zgłupiałeś, Cesar? - zapytałam i wyjęłam sukienkę z pudełka. - Za kilka miesięcy urodzę ci dziecko, a ty mi tu o Villi pierdolisz!
    - To co się tak o niego pytasz? - zapytał.
    - Bo znając go, to będzie się obok mnie kręcił. A doskonale wiesz, że chce uniknąć skandalu - jęknęłam i ściągnęłam ciuchy. - Przestań mówić głupoty.
    - Niech będzie - powiedział i podszedł do mnie. - Nie chce cię stracić.
    - I nie stracisz - uśmiechnęłam się lekko i dałam mu szybkiego całusa w usta. - Nie komplikujmy sobie dzisiejszego wieczoru, dobrze?
    - Dobrze - pokiwał twierdząco głową.

*

    Fabian, dumny niczym paw przechadzał się po ogrodzie rodzinnego domu. Wszędzie kręcili się ludzie, biegali kelnerzy i kelnerki, czaili się dziennikarze, błyskały flesze... Tak, zdecydowanie Fabi był w swoim żywiole. Cieszył go fakt, że całą uwagę otoczenia skupia na sobie Mila i Aitor. Jego siostrzyczka prezentowała się przepięknie, co chwila uniosła rękę by poskromić opadające na twarz loki. Na palcu lśnił wtedy pierścionek z pięknym szafirem. Zaręczynowe cacko. Sam Vazquez też wyglądał przyzwoicie. Dobrze skrojony garnitur, doskonałe dodatki i najpiękniejszy brylant jaki mógł sobie wymarzyć - Mila.
    Damian stał z boku i rozmawiał z jakimś darczyńcą. Tak, potrafił zbajerować ludzi i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Rozpoczynał rozmowę jako syn szatańskiej Lory, zdolnego Cristiana, brat diabelnego Fabiana, pięknej Mili i piłkarz Interu Mediolan, który od czterech lat usiłował wygrać Ligę Mistrzów... A kończył pogawędkę jako uroczy i odpowiedzialny młodzieniec, kochający swojego syna Lucasa i martwiący się o rodzinę. W ten sposób mógł urobić każdego, a potem wkraczał ktoś kompetentny, żeby wykorzystać jego dobre intencje.
    Młody Tello ruszył w swój dalszy obchód. Lora i Cristian stali w towarzystwie Marca i Erica Bartrów. Mama już była nieco zdenerwowała, ale ojciec uspokajająco trzymał ją w pasie. Tymczasem Marc opowiadał o czym z przejęciem, a Eric cicho wzdychał.  Ludzie przez lata się zmieniają... Chyba. Ponoć Marc Bartra jaki był taki jest i nadal ma swoje złote pomysły, co ogromnie działało na nerwy Lorze. Gdyby był jakimś tak zwykłym gościem już dawno uciekał by gdzie pieprz rośnie. Jednak Lora nie mogła załatwić własnego brata, kochała go, a to, że ją denerwował. Taki jego urok... Albo jego brak.
    Ku ogromnemu zadowoleniu Fabiana Rose go posłuchała i stała grzecznie z boku zasłaniając brzuch torebką. Towarzyszył jej oczywiście Cesar, ale był troszkę naburmuszony. To akurat Fabiana nie interesowało wcale.
    -Hej! - stanęła przy nim Pauline i cmoknęła w policzek.
    -Cześć, piękna - uśmiechnął się. Chwycił ją pod ramię i kontynuował swój obchód.
    -Jutro ogłoszą mój akt zrzeczenia się praw do tronu Monako - szepnęła.
    -Gratuluję - pokiwał głową.
    -Poza tym trzeba pogratulować młodemu Messiemu, że rozbił kolejny samochód - zaśmiała się cicho.
    -Prowadź - ucałował jej dłoń.
    -Pojutrze lecę do Los Angeles.
    -Odwiedzę cię.
    -Nie będziesz miał treningu?
    -Od jutra mam kontuzję - puścił jej oczko. - Wybacz, muszę coś załatwić.
    -Tylko pamiętaj, że to zwykła tancerka, a nie jakieś go-go - upomniała go.
    -Pamiętam - cmoknął ją w usta i ruszył w kierunku Bruno, który smętnie sterczał przy oczku wodnym. - Kuzynku! - otoczył go ramieniem.
    - Siema, Fabian! Jak się bawisz? - odpowiedział mu.
    -Dobrze, a ty? Taki smutny jesteś? - skrzywił się. Miało być współczucie, ale wyszedł mu jakiś grymas.
    - Chyba widać? Nienawidzę takich durnych bali!
    -Tak... - podrapał się po głowie. - Jakbyś wziął towarzyszkę...
    - Daj mi spokój - machnął ręką i spojrzał się na niego. - Nie każdy ma tyle szczęścia, co ty.
    -Frajerze, o szczęście trzeba walczyć! A ty co? Patrzysz się w tą Olivię jak w obrazek i co? To nie film i miłości sobie nie wytańczysz!
    - To nie jest takie proste! Zwykłą laskę na imprezie potrafię zbajerować, ale jej nie!
    -To jej nie bajeruj - wzruszył ramionami. - Te, na których nam zależy trzeba zdobyć inaczej niż te, które bzykniesz na strzelenie palcami.
    - Wiem, wiem - jęknął. - Ale kiedy jest obok mnie, to zaczynam robić z siebie kompletnego idiotę!
    -Serio? Nie można udawać kogoś kim się jest - zaśmiał się.
    - Zabawne, kuzyneczku. Wybacz, ale nie mam ochoty na takie żarty - mruknął i zrobił kilka korków do przodu. - Przestań się ze mnie nabijać - dodał po chwili, odwracając się do Fabiana.
    -Samolot czeka na naszym lotnisku, w Londynie dostaniesz bukiet róż. Masz ostatnią szansę. Weź bądź w końcu facetem, a nie pedałem!
    - Nie jestem pedałem! Już tyle razy próbowałem, że daruje sobie te jaja i wyjadę gdzieś - jęknął.
    -Najlepiej w jedną stronę na Marsa - zadrwił. - Z choinki się, kurwa, urwałeś? Zrób ostatnie podejście, zaryzykuj, a jak nie wypali to pójdziemy się napić.
    - Dobra, niech będzie. Ten ostatni raz mogę spróbować - powiedział. - I dzięki, Fabian.
    -Powinienem dostać jakąś nagrodę za mój geniusz - mruknął i poszedł do Pauline.

*

    Cesar towarzyszył mi przez cały wieczór. Mieliśmy szczęście, że żadne z nas nie przyciągało uwagi fotoreporterów, bo jeszcze ciąża wyszłaby na jaw. Oczywiście Alarcon by się cieszył, ale ja nie.
    - Chodźmy usiąść. Nogi zaczynają mnie boleć - mruknęłam i złapałam go za dłoń.
    - Dobrze - odpowiedział i ruszaliśmy do naszego stolika. Kilka sekund później przed nami wyrósł Luca.
    - Witam, gołąbeczki - powiedział z cwanym uśmieszkiem na twarzy. - Jak słodko dzisiaj wyglądacie.
    - Odwal się, Villa - warknął Cesar, nawet na niego nie patrząc. - Nie mamy ochoty z tobą rozmawiać.
    - To ja nie powinienem chcieć rozmawiać z tobą. Trzymaj jęzor za zębami, bo koledzy z drużyny mogą się od ciebie odwrócić - mruknął z uśmiechem. - Rodriguez już cię nienawidzi.
    - Nie obchodzi nas to - powiedziałam spokojnie. Chciałam go wyminąć, ale złapał mnie za ramię. - Puszczaj - warknęłam.
    - Nie tak prędko.
    - Puszczaj ją, rozumiesz? Trzymaj się od nas z daleka, bo przestanę nad sobą panować - powiedział poważnie Cesar i szybkim krokiem udaliśmy się do stolika.
    - Lepiej chodźmy na świeże powietrze - westchnęłam.
    - Chodź - ściągnął z siebie marynarkę i zarzucił ją na moje ramiona. Po kilku minutach siedzieliśmy już na ławeczce w ogrodzie mojej cioci.
    - Villa nigdy nie da nam spokoju - powiedziałam zła i wtuliłam się w niego. - Nienawidzę go.
    - Tylko się nie denerwuj, dobrze? - mruknął i pogłaskał mnie po brzuchu.
    - Dobrze. Ale jedźmy już do domu.
    - Jak sobie życzysz - odpowiedział i dał mi całusa w policzek.

***

To już ostatni rozdział. Epilog najprawdopodobniej dodamy w weekend :)

piątek, 10 maja 2013

rozdział dwunasty

    Fabian na cały ten ślub patrzył z obojętnością. Kwiatki, sratki, obrączki, sukienki, szpileczki, goście, zaproszenia... Pogubił się przy pierwszym zdaniu, które skierowała do niego mama, a w jej wypowiedzi było coś na temat welonu? A może firanki? Nie ogarnął. Po prostu stwierdził, że marnuje czas jak może zrobić coś pożytecznego... Na przykład pograć z ojcem w piłkę!
    Cristian zgodził się od razu i obaj wymknęli się do parku. Tylko tam Lora nie była w stanie ich znaleźć i Fabian doskonale o tym wiedział... Cristian mniej.
    -Tato, ale szczerze - Fabi kopnął do ojca. - Co o tym myślisz?
    -Chcę, żeby twoja siostra była szczęśliwa - odparł i pobawił się chwile piłką nim oddał ją do syna. - Poza tym twoja mama się zgodziła.
    -Nie widziałeś tych intercyz - mruknął. - Takie umowy, że... - urwał.
    -Domyślam się, inaczej mama by się nie zgodziła.
    -Lubię Aitora - powiedział po chwili. - Jest spoko i mnie nie wkurwia. Poza tym chyba jako jedyna nie spokrewniona z nami osoba potrafi uspokoić Milę.
    -Nawet Ronaldo nie umie, a praktycznie ją wychował - uśmiechnął się.
    -Obskubie go jak martwego kurczaka a na koniec wyduszę mu fiuta niczym pryszcza jeśli ją skrzywdzi - powiedział poważnie i Cristian nie miał wątpliwości co do tego, że zrobi co deklaruje.
    -Wracajmy - zerknął na zegarek. - Jeszcze trochę i twoja matka nas obskubie.

    Damian patrzył jak ojciec odprowadza Milę do ołtarza i całuje ją w policzek. Wyglądała obłędnie chociaż nie szła z cyckami na wierzchu, nie miała ogromnego trenu i sukienki niczym beza. Była przepiękna, a piękno biło wprost od niej.
    Cieszył się razem z siostrą. Chciał, żeby była szczęśliwa i wiedział, że z Aitorem będzie jej dobrze.
    Trochę też jej zazdrościł, ale miał jeszcze czas na znalezienie miłości życia. Nie musiał się specjalnie śpieszyć, bo potomka już miał.
    -Widzisz tamtą rudą - szepnął do niego Fabian.
    -Widzę - pokiwał głową. - Ale stul dziób, twoja siostra bierze ślub! Jedyny raz w życiu!
    -Oby, bo inaczej mama puści Aitora z torbami - odparował.
    -Czy ty choć raz nie możesz zająć się tym co trzeba?
    -Prawdopodobnie bym mógł, ale odpowiedz mi na pytanie...
    -Fabian - westchnął.
    -Po co? Po co marnować życie na to co trzeba jak można robić to co się chce - puścił mu oczko i sprawnie przesunął się w stronę Cesara. Ślub siostry obejrzy sobie na zdjęciach, bo wszędzie ulokował fotografów i kamerzystów. A Cesar? Tylko teraz nie ma przy nim Rosario, która sapie mu do ucha niczym rottweiler. W sumie sam go tu zaprosił, ale Rose jeszcze kiedyś mu podziękuje... Dobra, chciał popatrzeć jak się wije, a potem i tak do niego przyłazi. Znał własną siostrę i doskonale potrafił zinterpretować zachowanie Rosity wobec Cesara.
    -Siemka, Alarcon - szepnął.
    - Cześć, Bartra - odszepnął.
    -Ślicznie dziś wyglądają te moje siostrzyczki, co? - uśmiechnął się i obaj spojrzeli na ołtarz.
    - Bardzo pięknie. Szczególnie Mila - uśmiechnął się lekko. - Aitor ma szczęście.
    -Ona tak zawsze - machnął ręką nie zważając, że kilka osób na niego spojrzało. - Ech, wszędzie te bezczelne muchy - wypalił. - Rose też dziś klasa, normalnie jak nie ona - zwrócił się po ciuchu do Cesara.
    -Tak - mruknął cicho i jeszcze raz na nią spojrzał. - Wygląda naprawdę dobrze. To chyba przez ten ślub.
    -Przecież to nie jej - wzruszył ramionami. - Wiesz, przyszła dziś sama, więc... - klasnął w dłonie i znowu spojrzało na niego kilka osób. - Jedno muszysko mniej - wyszczerzył zęby.
    -Przyszła sama, bo Rodriguez złamał nogę - warknął.
    -Rodriguez to leszcz - prychnął. - Kręci się wokół niej jak pszczoła wokół miodu. Tylko nic z tego nie wynika. Villa sprzątnął mu ja z przed nosa. A ta frajerka teraz nad nim skacze, bo koślawiec nawet w piłkę grac nie umie. Tak to się kończy jak się zabierasz co czegoś o czym nie masz pojęcia - pokiwał głową i puścił oczko jakiejś brunetce w tłumie. - David to pajac i tyle. Kładź na niego chuja - włożył ręce do kieszeni.
    -Nie mam zamiaru się jej o nic prosić. Jak chce, to niech sobie lata wokół tego Davidka.. Jej sprawa - odpowiedział spokojnie. - Mam to gdzieś. Naprawdę.
    -Dobrze z tą walecznością zdecydowałeś się grać dla Farcy - szepnął sam do siebie. - Rose jest pojebana! Weź ją za te kudły i sprowadź na ziemie! Co z ciebie za facet, do chuja?
    -A co ja?! My nie jesteśmy razem! Ma prawo robić co chce.
    -Wyczuwam, że szkoda tu moich inrygatorskich zdolności - westchnął ciężko i w tym momencie stanęła między nimi przepiękna blondynka.
    -Cześć, Fabi - uśmiechnęła się, a on się schylił i ucałował ją w policzek.
    -Pauline to Cesar, Cesar to Pauline - dokonał prezentacji.
    - Miło mi - przywitał się, posyłając jej lekki uśmiech.
    -Mnie też - odwzajemniła gest. - Fabi, słychać jak tu dyskutujesz na pół kościoła - fuknęła. Cesar patrzył na ową dziewczynę z zaciekawieniem. Pierwsza laska, która publicznie ochrzania Fabiana i nie ponosi za to konsekwencji. Przynajmniej Fabi na pierwszy rzut oka nie wygląda jakby chciał ją zabić, tak jak Rose swego czasu.
    -Ważna sprawa - mruknął.
    -Ważna sprawa stoi pod ołtarzem, więc skup tam swój śliczny wzrok, a parodiujesz tu łapanie much. Dość nie udolnie - wysyczała i spojrzała przed siebie.
    Fabian zerknął na Cesara i bezgłośnie wycedził "kobiety".

*

    Wyszłam z kościoła szczęśliwa jak nigdy w życiu. Trzymałam za rękę Aitora i uśmiechałam się do wszystkich jak idiotka.
    Dookoła widziałam fotografów, ale byłam pewna, że to ci z szajki mamy.
    Damian trzymał na rękach Lucasa, który do niej machał, a obok sterczał Fabian z Pauline. Jej braciszek miał skrzywioną minę, a blondynka mu coś mówiła po cichu. Cud, Fabi kogoś słuchał i najwyraźniej docierały do niego słowa.
    -Kocham cię - powiedział Aitor.
    -Ja cię mocniej, Vazquez! - wyszczerzyłam zęby.

*

    Po pięknej ceremonii wszyscy goście zjechali się do pięknej sali, gdzie miało odbyć się wesele. Gościu było bardzo dużo, ale zauważyłam wśród nich Cesara. No tak, jakby mogło go zabraknąć?
    Nie rozmawiałam z nim od tamtego momentu, kiedy przyszedł do mnie z pretensjami. Nie miałam zamiaru mu się prosić, by przyszedł tu ze mną, więc wybrałam się sama. Gdyby David był zdrowy, to przyszłabym z nim i wtedy dopiero Alarcon miałby powód do złości.
    Mila wygląda przepięknie w białej sukni. Na kilometr było widać, że kocha Aitora i że są dla siebie stworzeni. Oboje wpatrywali się w siebie z miłością. Kiedyś też tak miałam, ale z Villą.
    - Witaj, Rose - usłyszałam Cesara, który usiadł obok mnie przy stoliku. - Jak się bawisz?
    - Dobrze.
    - Nadal zła? - zapytał z głupkowatym uśmieszkiem.
    - Może tak, może nie - warknęłam zła. Akurat teraz nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
    - Przestań udawać księżniczkę, dobra? Gdybyś nie była wpatrzona w swojego przyjaciela, to byś zauważyła, że latam za tobą jak piesek.
    - Czyli teraz powinnam ci się rzucić w ramiona?
    - Nie. Powinnaś zastanowić się czego tak naprawdę chcesz. Raz mnie zapraszasz na galę, lecisz ze mną do rodziców, a na drugi dzień udajesz, że mnie nie znasz!
    - Bo mój przyjaciel złamał sobie nogę, nie rozumiesz tego?
    - Trzyma cię przy sobie, bo jest w tobie zakochany - odparł.
    - Gadasz głupoty. I proszę, nie rób mi tu scen - jęknęłam cicho i spojrzałam na moich rodziców, którzy wygłupiali się na parkiecie. - Jak mój ojciec dowie się, że zdradziłam Ville z tobą, to..
    - Nic mi nie zrobi. Jest przyjacielem mojego ojca.
    - Myśl sobie tak dalej.
    - Rosario.. Długo jeszcze będziesz się tak zachowywać? - zapytał, przysuwając się do mnie. Złapał mnie za rękę i uśmiechnął się lekko. - Czego ty chcesz? Bo ja chce kobietę, która siedzi obok mnie.
    - Dopóki nie zrozumiesz, że jej przyjaciele są dla niej ważni, to nigdy jej nie będziesz miał - odpowiedziałam i wstałam z krzesła. - Miłej zabawy, Alarcon.

    Po weselu pojechałam do swojego apartamentu. Pozbyłam się sukienki i wskoczyłam pod prysznic. Po kilkunastu minutach leżałam już w łóżku, ale nie mogłam zasnąć. Czegoś mi brakowało..
    Czułam się źle z tym, jak potraktowałam Cesara. On również nie był mi obojętny, ale nie chciałam i nie mogłam zostawić teraz Davida samego. Jednak czy warto poświęcić swoje szczęście dla kogoś innego?
    Wstałam z łóżka, nałożyłam na siebie bluzę i w skarpetkach popędziłam na górę. Miałam nadzieje, że Alarcon wrócił już do domu.
    - Co ty tu robisz o tej godzinie? - zapytał, otwierając mi drzwi. Miał na sobie jeszcze spodnie od garnituru i białą koszulę.
    - Muszę ci coś powiedzieć. Mogę wejść?
    - Jasne - odpowiedział i wpuścił mnie do środka.
    - Chciałam cię przeprosić za dzisiaj. Trochę mnie poniosło.
    - Przynajmniej powiedziałaś co myślisz i przestałaś wodzić mnie za nos - odpowiedział spokojnie.
    - Tak, to prawda.
    - Coś jeszcze?
    - Tak - pokiwałam twierdząco głową i stanęłam przed nim. - Po tym wszystkim co przeszłam z Luką chciałam trochę odpocząć, ale dziś zdałam sobie sprawę, że chce mieć kogoś przy swoim boku.
    - Super.
    - Tym kimś jesteś ty, Cesar - uśmiechnęłam się lekko. Nie odpowiedział nic, tylko uśmiechnął się szeroko. - Powiedz coś - dodałam po chwili. Jednak on, zamiast coś powiedzieć, to pocałował mnie namiętnie.
    - Słowa są tutaj zbędne - wyszeptał między pocałunkami i zaniósł mnie do sypialni.
    To była najlepsza noc w moim życiu. Czułam się bezpieczna i kochana przy Alarconie, któremu naprawdę na mnie zależało.
3 miesiące później

    Leżałam na łóżku i nie miałam na nic ochoty. Tak było od kilku tygodni, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Na początku był ogromny szok i niedowierzanie, ale cóż, stało się. Klub został powiadomiony i dostałam wolne. W sumie to już na zawsze mogłam się pożegnać z karierą piłkarki.
    Cesar okazał się odpowiedzialnym facetem i od razu otoczył mnie opieką. Ja nie wychodziłam z domu, dlatego to on musiał się wszystkim zajmować. Nie powiedziałam rodzicom, ani nikomu innemu. Przestałam również odwiedzać Davida, ale usprawiedliwiłam się wymyśloną kontuzją.
    Jednak wiedziałam, że moje ukrywanie w końcu się skończy i będę musiała powiedzieć prawdę. Bałam się reakcji moich bliskich, a szczególnie mamy, która nie chciała, aby jej dzieci popełniły błędy z jej młodości, kiedy pobrała się z ojcem. Ja nie wpakowałam się w ślub, ale w ciążę.
    - Rosario.. Długo jeszcze będziesz tak leżeć? - usłyszałam głos Alarcona, który musiał już wrócić z treningu. Nie odpowiedziałam nic, tylko uśmiechnęłam się blado. - Zrobiłem zakupy - dodał po chwili i spojrzał na mnie z troską.
    - Super. Jestem głodna.
    - Na co masz ochotę?
    - Na cokolwiek. Uszykuj coś, a ja pójdę pod prysznic, ok? - zapytałam i wstałam z łóżka.
    - Pewnie - odpowiedział zadowolony Cesar i pocałował mnie w policzek.
    Pod prysznicem spędziłam kilka minut. Kiedy wyszłam zobaczyłam w mieszkaniu moich rodziców, którzy najwidoczniej postanowili nas odwiedzić. Przestraszyłam się, ponieważ mój brzuch był już lekko zaokrąglony i mogliby coś zauważyć. A ja jeszcze nie byłam na to gotowa.
    - Cześć - mruknęłam cicho i usiadłam na kanapie. - Co was tu sprowadza?
    - Jak to co?! Od trzech miesięcy nigdzie się nie pokazujesz i nie dajesz znaku życia.
    - Pisałam do Brunona i dzwoniłam. Czy to nie wystarcza?
    - Nie, Rose, nie wystarcza - syknął ojciec. Był wściekły, nawet bardziej niż wtedy, kiedy dowiedział się, że nie wyjdę za Ville.
    - Martwiliśmy się o ciebie - wtórowała mu mama. Od kiedy oni są tacy opiekuńczy?!
    - Przesadzacie.
    - Nie denerwuj mnie, Rosario. I dlaczego mieszkasz z tym chłopakiem?!
    - Tato.. - jęknęłam i zakryłam dłonią twarz. Musiałam im powiedzieć teraz prawdę. Wstałam z kanapy i podeszłam do Cesara, który cały czas był w kuchni. - Chodź ze mną. Musimy im powiedzieć - mruknęłam i wróciłam razem z nim do rodziców.
    - Wyjaśnijcie nam wszystko - powiedziała spokojnie mama. Wydawało mi się, że ona coś podejrzewała i dlatego teraz chciała spokojnie porozmawiać, by tato się uspokoił.
    - Mieszkam z Cesarem od kilku tygodni, bo jest ojcem mojego dziecka - powiedziałam szybko i przytuliłam się do niego. Nie chciałam patrzeć na reakcję taty, więc zamknęłam oczy.
    - Jakiego dziecka? - usłyszałam jego podniesiony głos.
    - Naszego - odpowiedział Cesar. Jego obecność bardzo mi pomogła. Czułam, że nie jestem z tym wszystkim sama.
    - Rosario.. Jesteś w ciąży? - zapytała mama.
    - Tak - pokiwałam twierdząco głową i wybuchnęłam płaczem. To wszystko mnie przerastało.. A na dodatek ojciec teraz milczał jak zaklęty. Mama podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
    - Nie martw się, córeczko. Zawsze możesz liczyć na naszą pomoc, zwłaszcza w takiej sytuacji - wyszeptała mi do ucha. - Tata na razie jest w szoku, ale przejdzie mu.
    - Muszę się napić - usłyszałam jego głos i po chwili wyszedł z mieszkania bez słowa.
    - Nie przejmujcie się nim - powiedziała mama i spojrzała się na nas. - Cesar, dbaj o nią i nie pozwól, by się jeszcze bardziej załamała. W razie czego, to dzwoń do mnie - zwróciła się do niego i uśmiechnęła się lekko. - Porozmawiam z twoimi rodzicami i niedługo spotkamy się razem. Trzymajcie się - dodała i również wyszła.
    Czułam się teraz o wiele lepiej, kiedy rodzice poznali prawdę. Mama nie zareagowała źle, a ojciec taki po prostu był. Byłam pewna, że mu przejdzie, ale nie miałam pojęcia kiedy.
    - Nie boisz się reakcji swoich rodziców? - zapytałam i skierowałam się do kuchni.
    - Oni już wiedzą.
    - Co?! Kiedy im powiedziałeś?
    - Jakiś miesiąc temu. Nie chciałem ich okłamywać - mruknął cicho i usiadł naprzeciwko mnie. Podsunął mi pod nos talerz z kanapkami i kubek herbaty. - Nie jesteś zła?
    - Nie. Jak zareagowali?
    - Podobnie. Ojciec to ten sam typ, co Marc - uśmiechnął się lekko i złapał mnie za dłoń. - Wiem, że tego nie planowaliśmy, ale nie możesz się teraz załamywać. Musisz w końcu wyjść na zewnątrz.
    - Wiem, wiem.. Później wybierzemy się na jakiś spacer - odpowiedziałam i zabrałam się za jedzenie.

***

Został tylko jeden rozdział i epilog :)

Jestem już po pisemnych maturach i teraz tylko uste. Vinga za to bawi się w Warszawie :D

piątek, 3 maja 2013

rozdział jedenasty

    Drugiego dnia w Manchesterze Cesar koniecznie chciał się wybrać na Old Trafford. Od zawsze podobał mi się ten stadion, więc po śniadaniu ruszyliśmy w drogę. Ubrana w jeansy, czarną koszulkę w serduszka i bluzę z Adidasa, trampki i torebeczkę wsiadłam do samochodu. Alarcon uśmiechnął się lekko i ruszył.
    Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Z wejściem nie było problemu, bo wszyscy znali Cesara. Obejrzeliśmy muzeum, szatnię i w końcu przyszedł czas na boisko. Spotkaliśmy tam żywą legendę Manchesteru United - Ryana Giggsa, który jest moim idolem. Nie mogłam uwierzyć, że w końcu go poznam!
    - O Boże - wyszeptałam. - Nie wierzę!
    - W co? Ryan jest świetnym trenerem. Uwielbiam go - mruknął, puszczając do mnie oczko. Podeszliśmy bliżej i przywitaliśmy się.
    - No proszę.. Kogo my tu mamy - powiedział z uśmiechem Giggs. - Stęskniłeś się?
    - Nie, nie. Chciałem pokazać Rosario stadion - odpowiedział, przytulając mnie. - Możemy się rozejrzeć?
    - Pewnie. Ja spadam pogonić chłopaków, bo coś długo się przebierają.
    - Nic nowego - zaśmiał się Alarcon. - Pozdrów ich ode mnie.
    - Ok. Do zobaczenia wkrótce - pożegnał się i ruszył w stronę tunelu. Teatr Marzeń robił wrażenie. Uwielbiam stadion FC Barcelony, ale ten.. Naprawdę miał to coś.
    - Chciałbyś tu jeszcze wrócić?
    - Tak. Jestem Hiszpanem, ale to właśnie tutaj się wychowałem i nauczyłem grać w piłkę.
    - Ja nie wyobrażam sobie życia poza Barceloną - uśmiechnęłam się lekko. - Tak właściwie to już tęsknie za moim miastem. Możemy wracać?
    - Skoro tego chcesz, to tak - odparł i wróciliśmy do domu jego rodziców.
    Kilka godzin później siedzieliśmy już w samolocie i znowu przeżywałam koszmar. Najgorsze było to, że już całkiem niedługo zaczyna się sezon i znów będę musiała latać. Co za pech!

    Po powrocie do domu od razu na drugi dzień miałam jechać na konferencję z klubu. Oprócz mnie miało być jeszcze kilka dziewczyn z drużyny, bo już niedługo zaczyna się sezon i musimy pokazać się prasie. Przebrałam się w fioletową bluzkę, czarne rurki oraz buty w tym samym kolorze. Do tego dobrałam (znaczy się Lora wybrała) czarną kopertówkę i bransoletkę.
    Konferencja była nudna i ciągnęła się jak flaki z olejem, ale jakoś przetrwałam. Dziennikarze jak zwykle pytali o plany na sezon, sukcesach i takich tam bzdurach związanych z klubem. Nie mogli zadawać nam pytań związanych z życiem prywatnym, bo inaczej interweniował ktoś z klubu.
    Kiedy wracałam do domu, to dostałam wiadomość od samego Luki o treści: ''David złamał nogę. Przyjedź na CN. Natychmiast!''. Po przeczytaniu ręce zaczęły mi się trząś a serce bić jak oszalałe. Nie mogłam uwierzyć w to, że mojego przyjaciela spotkało coś takiego.
    Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu. Próbowałam biec na tych cholernych szpilkach, ale słabo mi to wychodziło. Wreszcie dotarłam do pokoju masażysty, gdzie leżał David.
    - Boże.. Co się stało? - zapytałam Villi, który stał obok niego. W pomieszczeniu było jeszcze kilku piłkarzy, ale nie zwróciłam na nich uwagi. Liczył się tylko mój przyjaciel.
    - Źle stanął na nodze i niestety doznał złamania w dwóch miejscach.
    - David.. - jęknęłam i pogłaskałam go po włosach. - Tak mi przykro.
    - Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze - odpowiedział z lekkim uśmiechem. No tak, on zawsze starał się do wszystkiego podchodzić z dobrym nastawieniem. Doskonale wiedział, że czeka go kilka miesięcy ciężkiej rehabilitacji, ale nie łamał się. Jest młody i na pewno sobie poradzi.
    - Zabieramy go do szpitala - powiedział nasz klubowy lekarz. - Luca, powiadom jego rodziców.
    - Ok - odpowiedział i spojrzał na mnie. - Jedź z nim i informuj mnie o wszystkim, dobrze?
    - Tak - pokiwałam twierdząco głową i chwyciłam za dłoń blondyna. - Będę obok ciebie.
    - Dziękuję.
    W szpitalu Rodriguez przeszedł milion badan i dopiero po godzinie mogłam się z nim zobaczyć. Leżał ubrany w klubową koszulkę, spodenki i nogą w bandażu. Teraz było widać, że jest przybity.
    - Malutki, co teraz? - zapytałam, siadając na taborecie obok jego łóżka. - Twoi rodzice będą za kilka godzin.
    - Nie chce ich tutaj widzieć. Ty mi wystarczysz - odparł.
    - Potrzebujesz czegoś? Mogę jechać do twojego mieszkania..
    - Napiszę do Luki i on się tym zajmie. Ty po prostu ze mną pobądź - posłał mi uśmiech i chwycił moją dłoń. - Dziękuję, że tutaj jesteś.
    - I będę, bo jestem twoją przyjaciółką. Nie mogę pozwolić byś był sam w takiej sytuacji - westchnęłam smutno. Było mi go tak bardzo szkoda, że o mało się nie rozpłakałam, jednak musiałabym silna, aby go nie dołować.
    - Wiesz, że Villa dziś miał konfrontację z Cesarem? - zapytał ze śmiechem. - On nadal cię kocha.
    - Co? Opowiadaj mi!
    - Luca powiedział, że nie daruje mu tego pocałunku z gali.. Zaczęły się zaczepki słowne, a później Luca nie wytrzymał i mu pokazał gdzie raki zimują. Niestety Alarcon mu oddał - zrobił smutną minkę. - Wybacz, ale stanąłem w obronie Villi. Znam go dłużej.
    - David.. Dlaczego ich nie powstrzymałeś? Takich rzeczy nie można przenosić się do szatni!
    - Porozmawiaj ze swoim kochasiem.
    - To nie jest mój kochaś!
    - Byłaś z nim w Manchesterze - warknął i spojrzał na mnie tak, że przeszedł przeze mnie dreszcz. - Mam ci uwierzyć, że jesteście tylko przyjaciółmi?
    - Może jesteśmy, może nie. To teraz nie ma znaczenia - odparłam wymijająco i uśmiechnęłam się szeroko. - Skupmy się na twojej nodze.
    - Jak się masz, połamańcu? - usłyszałam głos Luki, który wszedł do sali. - Przywiozłem ci kilka najpotrzebniejszych rzeczy z twojego zaśmieconego mieszkania.
    - Jak dobrze mieć takich wspaniałych przyjaciół - odpowiedział David i uśmiechnął się szeroko.

    Do domu wróciłam bardzo późno. Od raz wpakowałam się pod prysznic i przebrałam w dresy Barcy. Nie miałam nawet ochoty jeść, więc wypiłam tylko szklankę mleka i miałam zamiar pójść spać, ale ktoś postanowił mnie odwiedzić.
    Otwarłam drzwi i zobaczyłam Cesara. Uśmiechał się lekko, ale miałam wrażenie, że coś go gryzie.
    - Cześć - mruknęłam i wpuściłam go do środka. Usiedliśmy na kanapie i milczeliśmy.
    - Co z Davidem? - zapytał w końcu, nawet na mnie nie patrząc.
    - Jakoś się trzyma. Jutro ma mieć operację, więc muszę wcześnie wstać.
    - Ty?
    - Tak. On nie ma za dobrych kontaktów ze swoimi rodzicami. Dlatego ja i Luca będziemy przy nim - powiedziałam cicho. Kiedy usłyszał imię Villi.. Spojrzał się na mnie dziwacznie i uśmiechnął blado.
    - Potrzebuje świty przy operacji? - warknął, wstając z miejsca. - Nie wiedziałem, że jesteście ze sobą tak blisko.
    - Jest moim przyjacielem i nie mogę go zostawić w takiej chwili. O co ci chodzi, Cesar?
    - Wiesz co? Ja sam nie wiem o co mi chodzi - machnął ręką i oparł się o ścianę. - Denerwuje mnie to, że jesteś z Davidem i teraz na dodatek Villa!
    - Rozmawiam z nim tylko dlatego, że David nas potrzebuje. Kiedyś ojciec Luki złamał nogę i myślę, że Luca może mu pomóc.
    - Jasne - syknął.
    - Nie wiem o co ci chodzi. Jestem zmęczona i nie mam ochoty na takie rozmowy, Alarcon. Przypominam ci, że nie jesteśmy parą i mogę się widywać z kim tylko ze chce. A teraz chce pomóc swojemu przyjacielowi, który mnie potrzebuje - powiedziałam zła. Nie myślałam o tym, co sobie pomysł Cesar.. Teraz liczył się tylko David.
    - To ja już pójdę.
    - Spoko. Dobranoc - odpowiedziałam i odprowadziłam go do drzwi.

    Następnego dnia odbyła się operacja Davida. Denerwowałam się jak cholera, ale udało mi się wysiedzieć tyle czasu na korytarzu z Villą, który na szczęście nie komplikował tej sytuacji. I tak było dość nie zręcznie.
    Kiedy wychodziłam ze szpitala otrzymałam sms'a od Fabiana o treści: "Mila bierze ślub z Aitorem. Będziesz świadkiem, ale nie musisz się odpierdalać jak na galę, bo nikt nie zrobi Ci zdjęcia, które znajdzie się na jakiejś rozkładówce. Buziaczki, Fabi :**''. Pierwszą rzeczą, którą pomyślałam było to, ze kompletnie ją posrało. Wsiadłam w samochód i szybko pojechałam do jej apartamentu, w którym na pewno teraz urzęduje.
    Po kilku minutach byłam już na miejscu i skierowałam się na górę. Zapukałam do drzwi i czekał aż mi otworzą.
    Ćwiczyłam, gdy ktoś zapukał do drzwi. Proszę, tylko nie tato! Od rana był tu chyba z miliard razy i pytał czy chcę to czy tamto. Cierpliwie tłumaczyłam, że nie umieram tylko biorę ślub i nadal będę tak często w Barcelonie jak wcześniej. Nie docierało.
    Otworzyłam drzwi i wpuściłam zmarnowaną Rose do środka. Tak, wiem, że jej kumpel David miał operację, bo złamał nogę. W sumie też go znałam, ale dzięki temu, że wychowałam się w Madrycie nie musiałam zawierać przyjaźni z Culesami.
    -Jak poszło? - zaprowadziłam ją do kuchni i podałam szklankę soku pomarańczowego.

    - Całkiem ok. Chociaż i tak jestem wykończona - odpowiedziałam spokojnie. - Doszły mnie słuchy, że wychodzisz za Vazqueza.
    -Tak - uśmiechnęłam się i usiadłam na krześle z nogami pod brodą. - Jutro.
    - Jeszcze niedawno twierdziłaś, że nie chcesz chłopaka! Mila, to twoje życie i możesz robić, co chcesz, ale zastanów się - jęknęłam i spojrzałam na nią z troską. Wyglądała na bardzo szczęśliwą, ale wiem, że moi rodzice szybko się pobrali i nic z tego nie wyszło. Tylko Bruno i ja.
    -Spokojnie, Rosita. Nigdy nie byłam niczego tak pewna. Aitor to ten i nie przemawia przeze mnie jedynie ślepa miłość, doskonale o tym wiesz. Zawsze kierowałam się rozumiem i nic się nie zmieniło. Po prostu potrzebuje Aitora, zrozumiałam to z poślizgiem, ale to jest to.
    - Przynajmniej ty będziesz szczęśliwa - odpowiedziałam z uśmiechem. - Masz już wybraną sukienkę? A gdzie jest Aitor?
    -Sukienka jest u rodziców, a Aitor jest z Fabianem.
    - A co na to twoja mama? Bo ojciec pewnie jest szczęśliwy.
    -Mama przyjęła to ze spokojem. Podpisaliśmy tonę papierów, ale jakiegoś armagedonu nie było. W sumie nawrzeszczała tylko na twojego ojca wyzywając go od frajerów, ale nie wiem czy nie chodziło o coś innego - wzruszyłam ramionami. - Tato z kolei zachowuje się jakbym brała ten ślub i wyprowadzała się do Australii, obiecując, że będę go odwiedzać co kilka lat.
    - Bo mój ojciec jest frajerem. Czy on również jest zaproszony?
    -Cała rodzina, ale tym zajmuje się Fabian. Mnie kazał się uśmiechać, pachnieć, błyszczeć i w odpowiednim momencie powiedzieć "tak" - roześmiałam się.
    - Cały Fabian.. - uśmiechnęłam się lekko. - Nie mogę uwierzyć, że jutro bierzesz ślub, Tello.
    -Merengue - poprawiłam puszczając jej oczko.
    - Już od jutra Vazquez!
    -Wujek Cristiano przeży... - urwałam, bo do kuchni wpadł właśnie wujek Cristiano, przyłożył mi do policzka jakiegoś białego kwiatka, cmoknął mnie w czoło i wyleciał. - ...wa to najbardziej - dokończyłam.
    - Nienawidzę go.. Jest taki jakiś.. - warknęłam zła. - Będzie przeżywać jak Cristinisto w końcu weźmie ślub.
    -Myślę, że nie... - zadumałam się. - Junior już mieszka z Angeli-Sophie... W sumie nie znam Crisa bez niej. Będzie przeżywał ślub Vanji, ale mama uważa, że nade mną trzęsie się najbardziej, bo jako jedyna z jego "dzieci" słucham go w sprawach piłkarskich i jak byłam mała nie odstępowałam go na krok. Kocham go jak ojca.
    - Ty to masz szczęście.. Dwóch ojców, ukochanego u boku i zajebistą karierkę sportową.
    -Trzeba się umieć ustawić, nie? - wyszczerzyłam zęby i do kuchni wparował Damian z Lucasem na rękach.
    -Masz jakieś bajki? Telewizor mi się popsuł! - jęknął i pomaszerował do salonu. Zostawił tam młodego i wrócił do nas. - A raczej Fabian wczoraj pokazywał mu sztuczki i mu piłka uciekła - westchnął. - Zostawię go, dobra? Muszę kupić nowy telewizor i poszukać Fabiana! - syknął i wyszedł.
    -Spoko - pokiwałam głową, bo wcześniej nie dał mi dojść do słowa. Krótko mówiąc, każde z nas na osiemnaste urodziny dostało apartament w Barcelonie (ja też w Madrycie). W innych budynkach, ale tym samym osiedlu. Stąd, gdy tylko jestem w mieście i bracia są w mieście, mam ich na głowie.

    - Powinno mnie to dziwić, że nasi bracia zawsze wpadają bez zapowiedzi i szybko wychodzą? Nie widziałam Bruna już od kilka dni i zaczyna mnie to martwić.. - westchnęłam, patrząc na Lucasa.  - Ten mały jest słodki!
    -Widać, że Tello - zerknęłam na telefon i miałam wiadomość od Fabiana: Idziemy pić, to taki pseudo wieczór kawalerski. Spoko, dostaniesz go w całości, bo Bruno jest w chuj marudny. - Bruno pije z Fabianem i Aitorem. Damian pewnie dołączy, więc zobaczysz brata jutro.
    - Pije? A to dziwne, bo podobno z tym kończy - uśmiechnęłam się wrednie. - Jednak to Brunon, on dużo gada.
    -Widziałaś kiedyś kogoś kto nie pił z Fabianem? - zakpiłam.
    - No nie, ale tu chodzi o jakąś laseczkę.
    -Wiem, mama prowadzi dochodzenie.
    - Jestem ciekawa co to za dziewczyna.. Ale to nie ważne. Lepiej wymyślmy coś na twój wieczór panieński! - powiedziałam i klasnęłam w dłonie. - Napisze do Davida, że wieczorem mnie nie będzie i po sprawie.
    -Nie chcę wieczoru panieńskiego - skrzywiłam się. - Moje życie nadal będzie jak przedtem. Tylko będę szczęśliwsza. Poza tym Lucas dziś jest tylko mój - puściłam oczko do młodego. - Nie możesz teraz zostawić Davida samego.
    - Żartujesz sobie?! Wiem, ale u niego ciągle siedzi Villa.. Cesarowi się to nie podoba.
    -Cesar ma prawo decydować o twoim życiu? - spytałam cicho. - Gdyby mnie Aitor powiedział "nie" pewnie bym posłuchała, ale jutro zostanę jego żoną.
    - Nie. Powiedziałam mu wczoraj, że będę robiła co chce, bo nas nic nie łączy, to wyparował z mieszkania jak oparzony - westchnęłam. - Ale nie czuje się też dobrze w towarzystwie Villi.
    -Idź tam z kimś. Może z Cesarem? - uśmiechnęłam się słodko. - Villi ciśnienie trochę skoczy.
    - Już ostatnio skoczyło na treningu. A poza tym, to Cesar twierdzi, że Rodriguez się we mnie podkochuje.
    -Bo się podkochuje - przekręciłam oczami. - Boże, Rose... - westchnęłam. - Naprawdę jesteś blondynką. Rodriguez wgapia się w ciebie jak sroka w gnat, a ty nic. Może miał nadzieję, że zajmie miejsce Villi, a ty sprowadziłaś sobie Cesara.    - Nikogo nie sprowadziłam! I ja go traktuje jak przyjaciela, a nie kandydata na męża.. Jest spoko, ale jako mój chłopak? Nie, nie - pokręciłam przecząco głową i uśmiechnęłam się szeroko. - Wam się coś wydaje i tyle.
    -Jestem córką Lory i siostrą Fabiana, złociutka. Im się nigdy nic nie wydaje. Chcesz to możesz zabrać ze sobą Fabiego. Podniesie ciśnienie Villi aż wyjdzie... Albo zejdzie - zachichotałam.
    - Nie, lepiej nie. Davidowi się to nie spodoba, a on teraz potrzebuje spokoju.
    -Jak chcesz, Fabian zawsze jest chętny do siania zamętu.
    - Wiem, ale chyba zapomniałaś, że całkiem niedawno chciał mnie zabić - westchnęłam. - Czyli nici z wieczoru panieńskiego?
    -Nici - pokiwałam głową i przeczytałam kolejnego sms'a, tym razem od Aitora: "Weź coś powiedz swojemu bratu, bo zapije mnie na śmierć!". - Sekundka... - szepnęłam do Rose i napisałam wiadomość do Fabiana: " W tej chwili widzę Vazqueza w moim mieszkaniu. Sapnij coś, zasrańcu, a będziesz pierwszą osobą, której dobiorę się do dupy!". - Możemy wypić drinka jak chcesz?
    - Tak! Przyda mi się - uśmiechnęłam się szeroko i puściłam do niej oczko. - Problemy z chłopakami?
    -Nie - wstałam i szybko zrobiłam kolorowego drinka. - Rodzinne porachunki - zerknęłam na zegarek. Ulubiony klub Fabiego był dosłownie za rogiem.
    - No to dobrze. O której jutro ten ślub?
    -14:00, w moim kochanym Santa Maria del Mar - uśmiechnęłam się. - Nie wyobrażam sobie, że gdzie indziej miałabym przysięgać miłość.
    - No tak, tak. Będzie wspaniale - puściłam do niej oczko.
    -MILA! - wydarł się na cały głos Fabian i dosłownie rzucił pijanego Aitora na parkiet w salonie. - To nie było fajne, siostrzyczko! - podszedł do mnie.
    -Oddychaj, Fabi - szepnęłam. - Spokój za spokój.
    -Chciałaś mnie wydać!
    -Fabian, do chuja! - zdenerwowałam się i złapałam go za klapę marynarki. - Nigdy - stanęłam na palcach, żeby mówić mu do ucha. - Nigdy cię nie wydam, ale nie podoba mi się, że rozpijasz Vazqueza dzień przed ślubem.
    -Żart ci się nie udał - odsunął się. - Siemka, Rosita. Wyglądasz jak kurwa w deszcz - sypnął sentencja i wyszedł.
    -Brzydko - przetłumaczyłam.

    - Nie obchodzi mnie zdanie twojego braciszka. Już nie - uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam z politowaniem na Aitora. - Pijany narzeczony - dodałam.
    -Wcale nie! - zaprzeczył i oparł się o kanapę. - Jestem zmęczony - westchnął.
    -Lucas! - zawołałam malca, a gdy przyszedł wzięłam go na ręce. - Chcesz jeść?
    -Nie - pokręcił główką.
    -Mogę iść spać? - spytał Aitor, ja się uśmiechnęłam.
    -Oczywiście. Trafisz?
    -A co? Pierwszy raz tu jestem? - burknął i wstał. Prostym krokiem udał się do sypialni i zamknął za sobą drzwi.
    -Mogło być gorzej. Jest, po realowych imprezach - westchnęłam.
    -Tak - zaśmiał się Lucas.

    - Wiesz co mnie w nim przeraża? - nachyliłam się do niej i wyszeptałam. - Jest podobny do ojca. To straszne!
    -Aitor jest zupełnie inny niż Alvaro... On myśli - roześmiałam się.
    - To rzadkość u faceta, więc nie dziwię się, że chcesz go zaobrączkować - mruknęłam zadowolona i spojrzałam na Lucasa. - Naprawdę jest śliczny!
    -Dlatego łapię póki chodzi na wolności.
    - Dobra, czas na mnie. Muszę odpocząć i później zajrzeć jeszcze do tego połamańca.
    -Widzimy się jutro - odprowadziłam ją do drzwi. - Czas zajrzeć do wujka, co? - powiedziałam do Lucasa.
    - Do zobaczenia. Papa, malutki - uśmiechnęłam się i wyszłam.

sobota, 27 kwietnia 2013

rozdział dziesiąty

    Cesar tak bardzo uparł się na ten wyjazd do rodziców, że załatwił nam lot na kolejny dzień. Musiałam szybko spakować kilka rzeczy i co najważniejsze: wybrać odpowiedni strój. Nienawidziłam tego, ponieważ od zawsze czułam się lepiej w luźnych ciuchach.
    Kiedy wybierałam sukienkę do moich drzwi się ktoś dobijał. Domyśliłam się, że to Alarcon, więc krzyknęłam, że otwarte i ma wejść. Po kilku sekundach pojawił się w mojej sypialni.
    - Wyłaź stąd - warknęłam, bo byłam w samej bieliźnie. On oczywiście mnie nie posłuchał, tylko oparł się o drzwi i uśmiechnął szeroko. - Alarcon, wyjdź! - dodałam.
    - Mnie nie przeszkadza, że jesteś w bieliźnie - odparł zadowolony.
    - To nie jest zabawne. Nie mam się w co ubrać.
    - Właśnie widzę.. Masz szafę pełną ubrań!
    - Ale nic się nie nadaje - jęknęłam cicho i zabrałam się za przeglądanie sukienek. Co chwilę zmieniałam zdanie i nie wiedziałam, którą wybrać.
    - Jak szłaś do Villi to też tak przeżywałaś? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
    - Nie. Rodzice Luki dobrze mnie znali i nie miałam tego problemu. Powiedziałeś w ogóle swoim, że przylecisz ze mną?
    - Tak. Ruszaj się, bo nie mamy czasu, Rose.
    - No już, już - mruknęłam i wybrałam turkusową sukienkę, szpilki i czarną torebkę.
    Po godzinie siedzieliśmy już w samolocie i o mało nie umarłam ze strachu. Od małego nienawidzę latać i za każdym razem mam z tym problemy. Teraz Cesar musiał mnie trzymać przez cały lot za rękę.
    - Niech to się już skończy - wyszeptałam cicho, mając zamknięte oczy.
    - Jak ty wylatujesz na mecze?
    - Olaya zawsze siedzi ze mną i opowiada jakieś śmieszne historyjki.
    - Ja też ci mogę coś opowiedzieć - odparł radośnie i zaczął nawijać o swoich przygodach z dziewczynami. To było tak ciekawe, że zasnęłam. Kilka minut przed lądowaniem poczułam jak próbuje mnie obudzić.
    - Rose, Rose.. Wstawaj.
    - No już - mruknęłam cicho i otworzyłam oczy. - Lądujemy?
    - Tak - odpowiedział i ścisnął moją dłoń.
    Na lotnisku czekały na nad dwie siostry Alarcona - Penelope i Sylvie. Obydwie miały ciemne włosy oraz oczy i piękny uśmiech. Wyglądały jak ich mama, którą dość dobrze kojarzyłam. Pamiętam, że była kilka razy u nas z Isco.
    - Laseczkę sobie przywiozłeś? - zapytała go Sylvie, która podeszła do nas jako pierwsza. Przytuliła się do braciszka i zmierzyła mnie wzrokiem.
    - Siostra - warknął i przygarnął mnie do siebie. - Opanuj się. To jest Rose, a to moje dwie siostry, Sylvie i Penelope - dokonał mojej prezentacji i skierowaliśmy się do samochodu.
    Cesar usiadł z przodu z Sylvie, a ja z Penelope z tyłu.
    - Nie przejmuj się nią - mruknęła cicho, posyłając mi szeroki uśmiech. - Jest zła, bo Cesar nigdy nie przyprowadził dziewczyny do domu.
    - Naprawdę?
    - Tak - pokiwała potwierdzająco głową. - Stwierdziła, ze to na pewno coś poważnego.
    - My nie jesteśmy razem.
    - Ale będziecie - puściła mi oczko i dołączyła się do rozmowy swojego rodzeństwa.


*

    Nie mogłam uwierzyć w to co robię. Zamiast wylegiwać się z Aitorem, oglądać głupie zdjęcia z Julią czy chociażby robić obiad z Iriną... Siedziałam w kafejce w Bergen i wpatrywałam się w Morze Północne. Tak w tym Bergen w Norwegii i to Morze Północne oblewające zachodnie wybrzeża Półwyspu Skandynawskiego. Pomysły mojego brata kiedyś mnie wykończą.
    -Tu jest przepyszna kawa - zachwycił się Fabian i upił łyk. Postawił kołnierz marynarki i puścił mi oczko. Tu nie było słonecznego lata jak w Hiszpanii, ciut od tego morza nam wiało.
    -Po co mnie tu ściągnąłeś? - syknęłam.
    -Sis, kocham twoje zaufanie - wyszczerzył zęby.
    -Do rzeczy?
    -Mieszka tu księżniczka, która zrzekła się praw do tronu.
    -I co z tego? - nie zrozumiałam. Mózg Fabiana śmigał między różnymi faktami i informacjami, o których niekiedy nie miałam pojęcia, więc jak miałam nadążać?
    -Racja, dla ciebie to nie ma znaczenia. Chodzi o to, że musimy ustawić Damianowi kontrakt.
    -My? - prychnęłam. - Sam to robiłeś, albo zajmowała się tym mama. Nie zapominajmy o armii prawników - zakpiłam.
    -Problem tkwi w tym, że owy mężczyzna to fascynujący przypadek. Lubi robić interesy z rodzinami i kocha brunetki! Zwłaszcza młode i pełne życia. Rozchmurz się trochę, bo da ci trzydzieści lat, a nie dwadzieścia. Chyba tego nie chcesz, co?
    -Siedzę w Norwegii, marznę! Jak mam się rozchmurzyć? - wkurzyłam się.
    -Pomyśl, że pomagasz Damianowi. On naprawdę potrzebuje kasy, musi zadbać o przyszłość syna - wytoczył swój najcięższy argument. Rodzice uważali, że aby mieć dziecko trzeba nas na to stać. Gdy Damian zrobił sobie Lucasa zarabiał marne kilkanaście tysięcy jako pomocnik Barcy B. Dopiero w Interze dowiedział się co to znaczy dobrze zarabiać. Teraz ma kasy jak lodu, ale Fabian i tak postanowił, że będzie mu to mnożył jak tylko się da. W końcu dzięki jego gapiostwu został wujkiem. - Wiesz, że małe dziecko potrzebuje kasy. Zwłaszcza, gdy chcesz, żeby jego matka poświęciła mu się całkowicie i w związku z tym nie może pracować. Utrzymanie ich dwojga, plus ogromny dom to spore wydatki, Mila.
    -Jakby koleś lubił blondynki to zabrałbyś Rose? - zmieniłam temat.
    -Żeby mnie facet skreślił na zawsze, bo jej niewyparzony jęzor by coś wypalił? Nigdy! - oburzył się. - Szybciej Pauline, ale tu kwestią ryzykowną byłoby jej pochodzenie. Ty jesteś idealna! Siostra, piłkarka, modelka - uśmiechnął się.
    -Nie chciałeś przyjeżdżać tu sam a mama nie mogła? - domyśliłam się.
    -Dokładnie - pokiwał głową.

*

    Kiedy dotarliśmy pod dom Cesara o mało nie dostałam zawału. Bardzo się denerwowałam choć tak naprawdę nie miałam czym, bo przecież nie jesteśmy parą.
    - Uspokój się - powiedział Alarcon i weszliśmy do środku. W salonie siedział jego ojciec z mamą, którzy najwidoczniej czekali na nas. Przywitał się z nimi i spojrzeli na swojego syna wyczekująco.
    - Cóż to za dama? - zapytała jego matka, chociaż wiedziała kim jestem.
    - To moja przyjaciółka, Rose Bartra - powiedział z uśmiechem.
    - Wiedziałem, ze ją skądś kojarzę - odparł jego ojciec. - Co słychać u Marca? - zapytał po chwili.
    - Wszystko dobrze - odpowiedziałam nieśmiało.
    - Francisco, nie zamęczaj biedulki pytaniami o kolegę. Na pewno jest zmęczona. Przygotowałam dla ciebie pokój, Rose.. Cesar cię zaprowadzi - powiedziała Esther - jego mama. - Za 10 minut zejdźcie na obiad.
    - Dobrze, mamusiu - westchnął Alarcon i ruszyliśmy na górę. - Widzisz, nie było tak źle.

    Wspólny obiad nie był taki zły. Rodzice Cesara byli bardzo mili oraz rozmowni.. Jednak jeśli chodzi o jego siostrę, Sylvie to czuje, że mnie nie polubiła.
    - Jesteś zmęczona? - usłyszałam głos Alarcona, który właśnie przyszedł do mojego pokoju.
    - Trochę. Nienawidzę tych samolotów - jęknęłam, przypominając sobie nasz dzisiejszy lot.
    - Przesadzasz. Samoloty wcale nie są złe.
    - Ty się nie znasz - przewróciłam oczami i położyłam się na łóżku. - Chyba zaraz pójdę spać.
    - Już? - zapytał, kładąc się obok mnie. - Ja nie jestem zmęczony.
    - Ale ja tak. Byłam dziś bardzo zestresowana, ale jest już okej - odwróciłam się do niego i posłałam mu lekki uśmiech.
    - Mówiłem ci, że wszystko będzie dobrze, to mnie nie słuchałaś - mruknął i zbliżył swoją twarz do mojej. - Rose.. - wyszeptał, a po moim plecach przeszedł dreszcz. Po chwili złączyliśmy się w czułym pocałunku, który przerwał nam jego ojciec.
    - Rosario, nie widziałaś czasem Cesara? - zapytał, ale po chwili dodał. - Ups, przepraszam.
    - Już idę - mruknął Alarcon i wyszedł z ojcem z pokoju. Widocznie stanęli tuż przy drzwiach, bo słyszałam ich całą rozmowę.
    - To tylko przyjaciółka, tak?
    - Tato.. Nie muszę ci się spowiadać.
    - Nie musisz, ale ojcu możesz powiedzieć!
    - Obiecuje, że jeśli będzie coś więcej, to dam ci znać - odparł Cesar. - Szukałeś mnie?
    - Tak. Rozmawiałem z trenerem i możecie juto wpaść - powiedział Isco.
    - Ok. Dzięki, tato - mruknął Cesar i po chwili wrócił do pokoju. - Mój tata nie ma wyczucia czasu - znów położył się obok mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. - Jutro możemy wpaść na stadion.
    - Super. Obejrzymy coś?
    - Pewnie! - odparł i sięgnął po pilota. Po kilkunastu minutach zasnęłam wtulona w jego ramiona.

*

    Jeżeli nie tak dawno zastanawiałam się co robię w Norwegii z Fabianem, tak teraz dumałam jak to się stało, że siedziałam w domu rodziców w Barcelonie, a obok mnie na kanapie gnieździł się Vazquez... W sumie dwóch, z tym, że Aitor stał przy oknie.
    Moja mama wyginała się przy kominku coś opowiadając, a tato jak to tato, siedział w fotelu, głowę opierał na ręku i wpatrywał się w nią z zachwytem. Jeśli to nie jest prawdziwa miłość to nie wiem czym ona jest.
    Ostatnio łapałam Aitora na takich samych spojrzeniach, którymi tato raczył mamę i... Nie przerażały mnie. Przeciwnie, dawał mi bezpieczeństwo, którego szukam całe swoje życie.
    Bo co ja wiem o bezpieczeństwie? Dziecko, które pędząc za marzeniem w wieku dziesięciu lat opuściło rodziców? Zamieszkałam z wujkiem Cristiano, który mnie kochał, dał cudowną rodzinę, ale to zawsze nie było to. Brakowało mi czegoś nie wiem o co mi chodzi. Przy Aitorze zawsze czułam się dobrze, spokojnie. Na początku wystarczyło mi, że jest moim kolegą i gra ze mną w piłkę. Potem był przyjacielem, gdzieś przewinął się pierwszy pocałunek, pierwszy raz... Nawet nie wiem kiedy, ale wytworzyła się we mnie potrzeba jego bliskości. Nie chciałam tylko związku. Bałam się tego jak ognia. Tu ogromną rolę odegrały wszystkie biografie piłkarskie, gdzie niewdzięczni autorzy wypisywali o rozwiązłości gwiazd futbolu. Przerażała mnie myśl, że Aitor mnie kiedyś opuści... Tylko, nigdy tego nie zrobił. Gdy zaczęliśmy ze sobą chodzić (to tak krótko, a ja mam wrażenie, że jestem z nim od zawsze!) uspokoiłam się. Tylko to nie był jeszcze mój maksymalny spokój. Mogłam osiągnąć wyższy poziom.
    -Mila - Aitor wyciągnął rękę, a ja z ulgą wstałam i wyszliśmy do ogrodu.
    -Nie mogłabym z nimi mieszkać - uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
    -A może zamieszkasz ze mną? - spytał cichym głosem.
    -Chcesz? - szepnęłam. Nie przerażała mnie ta myśl, przyjęłam jego propozycję tak naturalnie jakby mnie pytał czy chcę czekoladę.
    -Jakbym nie chciał to bym nie proponował, co? - przytulił mnie. - Mila, jest jeszcze jedna kwestia. Przemyślałem to sobie dokładnie! - zaznaczył dobitnie. - Naprawdę to myślę o tym od kilku miesięcy, a teraz kiedy zostaliśmy oficjalnie parą... - urwał i sapnął.
    -Wyduś to z siebie.
    -Twoja mama może dostać zawału - mruknął.
    -Moja mama przeżyła tak wiele rzeczy i nadal dycha. Nieślubny wnuk, wyprowadzkę dzieci, bzykanie wszystkiego przez Fabiana, intrygi... - wyliczałam.
    -Zostaniesz moją żoną? - wypalił i wtedy dopiero mnie wcięło.
    -Co? - wytrzeszczyłam oczy.
    -Mówiłaś, że czujesz się przy mnie dobrze, ale czegoś ci brakuje. Może ten ostatni element twojego bezpieczeństwa to ślub? To jak? - wstrzymał oddech.
    -Tak - pokiwałam głową podejmując błyskawiczną decyzję. Raz się żyje, nie?
    -Chodź - wziął mnie za rękę i odważnie wkroczył do salonu.
    Mama na nasz widok urwała swoją żywiołową przemowę i popatrzyła przenikliwie tymi ciemnymi oczami.
    -Coś mi mówi, że będzie ciekawie - usiadła obok Vazqueza.
    -Chcemy się pobrać - powiedział Aitor, a mama popatrzyła na ojca i uśmiechnęła się ironicznie.
    -Tello, nie masz wrażenia, że czas się cofnął? - syknęła. - Tylko zamiast Rubio jest nasza córka, a zamiast mojego przygłupiego brata stoi Aitor. Poza tym to samo!
    -Jest różnica, mamo - odezwałam się. - Wujek znał ciocię krótko, a ja znam Aitora całe życie.
    -Zgadza się - pokiwał głową Alvaro Vazquez. Szkoda tylko, że w tej rozgrywce jego zdanie liczy się tyle co muchy na ścianie.
    -Ja mam dwadzieścia trzy lata, a nie dwadzieścia jak Marc - dodał Aitor.
    -Teoretycznie parą jesteśmy od niedawna, ale praktycznie... - urwałam i rozłożyłam ręce. Wszyscy wiemy, że od kilku ładnych lat ze sobą sypiamy.
    -Wiecie - mama uśmiechnęła się delikatnie, ale w oczach miała te diabelskie błyski co Fabian. - Zgoda pod warunkiem, że podpiszecie wszystkie intercyzy, papiery i umowy, które wam dam... Cicho, robaczku - pokręciła palcem, gdy Aitor chciał coś powiedzieć. - Skoro się tak kochacie, to nie planujecie rozwodu, a co za tym idzie nigdy moje kontrakty nie wejdą w życie.
    -Chciałem tylko powiedzieć, że nie chcemy medialnego ślubu. Związek może być, ale ślubu w prasie ma nie być - powiedział Aitor. Matko, czyta mi w myślach.
    -Dobra - mama wstała i uścisnęła nam ręce. - To co, za dwa dni? - uśmiechnęła się.

*

    Gdy Mila z Aitorem i Alvaro wyszli, Lora skierowała się do swojego gabinetu. Usiadła przy biurku i westchnęła cicho. Wybrała numer Fabiana i wzięła do ręki zdjęcie jej dzieci. Nie takie miała dla nich plany, ale postanowiła, że dam im wolną rękę. W końcu ona dostała to samo od rodziców, tylko jej dzieciaki były inne niż ona... Chociaż czy Fabian był inny? Był doskonalszy. Natomiast Damian i Mila mieli tak samo dobre serca jak Cristian. Nie lubili intryg i knucia, które kochał Fabian, ale brali w ich udział, bo ich o to proszono.
    Dlaczego zgodziła się na ślub córki? Była już starsza, miała większe doświadczenia niż dawna, prawie dwudziestoletnia Lora, która nie chciała małżeństwa brata... Poza tym wiedziała czemu Mila tego chciała. Lora czuła to samo do Tello. Dawał jej wszystko, ale potrzebowała przypieczętowania, ślubu. Mamiła się długo, długo odkładała i kręciła, ale w końcu stwierdziła, że dalej nie da rady.
    Postanowiła, że sporządzi doskonałe umowy i będzie się modlić, żeby nigdy ich nie użyć.
    ~Halo? - jęknął zaspany Fabian.
    -Synu, jest piąta po południu.
    ~Co w związku z tym? - ziewnął.
    -Nic - westchnęła. - Doskonałe materiały na temat młodego Fabregasa.
    ~Wiem, mamuś.
    -Twoja siostra bierze ślub za dwa dni - powiedziała i czekała na reakcję.
    ~Żart czy serio?
    -Serio. Ceremonia za dwa dni.
    ~Czemu nie krzyczysz?
    -Bo wiem czemu to robi.
    ~Zanim się wkurwię... Powinienem?
    -Fabi, chodzi o Aitora - mruknęła. - Tego, którego nie odstępuje na krok odkąd zamieszkała w Madrycie.
    ~Co na to ojciec?
    -Cieszy się. Mila też jest szczęśliwa.
    ~Blokujemy wszystko?
    -Blokujemy.
    ~Nie mogła po prostu z nim zamieszkać? - burknął.
    -Największe bezpieczeństwo daje ci ślub - powiedziała łagodnie.
    ~Mnie dobre gumki - wypalił i nie mogła się nie uśmiechnąć.
    -Wyniki dziecka tamtej Greczynki są negatywne - zerknęła w papiery.
    ~Wiedziałem - powiedział zadowolony.
    -Wolałam się upewnić.
    ~Mamuś, upewniasz się tak z każdą.
    -Strzeżonego Pan Bóg strzeże - uśmiechnęła się. Odkąd została babcią postanowiła, że będzie lepiej pilnować synów. Każdą dziewczynę, która zaliczył Fabian, pilnowała przez trzy miesiące. Jeśli po tym okresie okazywało się, że jest w ciąży dochodziło kolejne sześć miesięcy obserwacji. Po porodzie dyskretnie robiono dziecku testy DNA, ale żadne nigdy nie były pozytywne. Fabian sypiał z łatwymi dziewczynami, a nie porządnymi.
    ~Wiedziałem, że Mila tak skończy - westchnął.
    -Jest szczęśliwa.
    ~To najważniejsze. Widzisz co wyprawia nasza Rosita? Co za zdebilniałe dziecko! - warknął.
    -Blokuj wszystko. Rose musi zniknąć z radarów. Wykorzystajmy lukę i walnijmy tam Milę i Aitora.
    ~Naprawdę się nie zdenerwowałaś?
    -Spłynęło to po mnie jak po kaczce. Dziwne, nie? - zadumała się. - Po prostu potrafię już nad sobą panować. Też się tego nauczysz. Zamiast sprzeciwiać się ludziom, lepiej ich pilnować.
    ~Jasne. Idę pod prysznic.
    -Pa - rozłączyła się.

***

Jeszcze trzy + epilog i koniec! :)

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, VAZQUEZ! :D


czwartek, 18 kwietnia 2013

rozdział dziewiąty

    Wystrojona w sukienkę ruszyłam do mojej ulubionej kawiarenki, w której umówiłam się z Rodriguezem. Znamy się od małego, ponieważ już od zerówki jestem na niego skazana. Od razu przypadliśmy sobie do gustu i aż do dziś tworzymy parę dobrych przyjaciół. Davidowi mówię praktycznie wszystko, nawet o Villi, bo mam do niego pełne zaufanie.
    - Cześć, Malutki - przywitałam się, kiedy dotarłam na miejsce. Usiadłam naprzeciwko niego i uśmiechnęłam się szeroko. - Co słychać?
    - Właśnie chciałem o to samo zapytać - odparł cicho i zmierzył mnie wzrokiem. - Zamówiłem nam mrożoną kawę - dodał po chwili.
    - Super - uśmiechnęłam się i rozejrzałam się po kawiarence. Jak zwykle panował tu spokój i mogliśmy normalnie porozmawiać. - Mam wrażenie, że coś się gryzie, David.
    - Chciałem tylko się upewnić, że wszystko gra. Na gali nie wyglądałaś na szczęśliwą - mruknął i pochylił się do mnie. - Nie chce, abyś cierpiała - chwycił mnie za dłoń i uśmiechnął się lekko.
    - Ale jest ok. Naprawdę! Luca to już zamknięty rozdział i dobrze mi z tym. Cieszę się, że to koniec, chociaż czasem mi go szkoda.
    - On to bardzo przeżywa.
    - Wiem. I wcale mu się nie dziwię, bo dla mnie to też nie było takie łatwe, ale doskonale wiesz, że ten związek nie miał sensu - odpowiedziałam i upiłam łyka kawy, którą przyniosła nam kelnerka.
    - No dobrze. A co z Alarconem?
    - To fantastyczny chłopak i naprawdę bardzo go lubię - powiedziałam z szerokim uśmiechem. W nocy przemyślałam kilka spraw i doszłam do wniosku, że nie mam się czego bać. Skoro Cesar jest mną zainteresowany, to chyba powinniśmy spróbować.
    - To znaczy, że się zakochałaś? - zapytał, patrząc w moje oczy.
    - Nie wiem.. Chyba tak - pokiwałam twierdząco głową. - Cicho, o wilku mowa - dodałam i odebrałam wibrujący telefon. - Słucham? Jestem w kawiarence niedaleko apartamentowca.. Tak, dokładnie tak.. Do zobaczenia - mruknęłam i rozłączyłam się.
    - Przyjdzie tutaj?
    - Tak. Przeszkadza ci to? - zapytałam. Widziałam zmianę w zachowaniu Davida, ale przemilczałam to. Widocznie nie polubił Alarcona.
    - Nie. Przecież to mój kolega z klubu - odparł, wysilając się na uśmiech.
    - Cieszę się.
    - Cześć, Piękna - usłyszałam po chwili głos Cesara, który musnął lekko moje usta. Później przywitał się z blondynem i usiadł obok mnie.
    - Wiecie co.. Ja lepiej nie będę wam przeszkadzał. Trzymajcie się, gołąbeczki - powiedział David i po chwili już go nie było.
    - Nie poznaje go - odpowiedziałam i spojrzałam się na Cesara.
    - Może mnie nie polubił?
    - Ciebie nie da się nie lubić - uśmiechnęłam się i dałam mu pstryczka w nos. - Co robiłeś?
    - W sumie to nic takiego. Musiałem ogarnąć mieszkanie, a później dzwonił tata - przewrócił oczami.
    - Twój tata wydaje się całkiem spoko.
    - Jak nie ma mamy - puścił mi oczko i zarechotał. - On doskonale zna się z twoim ojcem.
    - Wiem, wiem. Nie musisz mi o tym przypominać. Idziemy się przejść? - zapytałam, chwytając go za dłoń.
    - Pewnie - odpowiedział i ruszyliśmy uliczką Barcelony.
    Chodziliśmy w ciszy, rozkoszując się swoją obecnością. Nie obchodziło mnie to, że zapewne śledzą nas paparazzi i robią nam mnóstwo zdjęć. Lora i tak tego nie puści.
    - Podobasz się Rodriguezowi - odezwał się Cesar, który mnie kompletnie zaskoczył. - No co się tak patrzysz? To widać!
    - Nawet sobie nie żartuj. To mój dobry przyjaciel - odparłam.
    - Widziałem jak na ciebie patrzył.. I wcale mi się to nie podobało.
    - To znaczy, że jesteś zazdrosny, Alarcon? - zapytałam, uśmiechając się słodko.
    - Może tak, może nie.
    - Nie masz o co, bo David na pewno nie jest mną zainteresowany. To fajny chłopak.
    - Nie denerwuj mnie, Bartra..
    - No już dobrze, dobrze - zachichotałam cicho i ścisnęłam jego dłoń. - Jakie masz plany na ostatnie dni wolnego?
    - Chciałbym odwiedzić rodziców i moje siostrzyczki. Później nie będę miał na to czasu.
    - To prawda. Wszyscy mieszkają w Manchesterze?
    - Tak. Ja jestem najstarszy - powiedział z dumą. - A może polecisz ze mną?
    - Ja? Nie za wcześnie na prezentację?
    - To tylko dwa dni. Proszę - mruknął, robiąc słodką minkę.
    - Dwa dni i ani godziny więcej - odparłam i pocałowałam go namiętnie.

*

    Zaparkowałam samochód pod domem i wysiadłam... Wróć, zaparkowałam samochód pod domem wujka Cristiano. Ciężko mi mówić inaczej a co dopiero myśleć. To mój dom, tu się wychowałam i spędziłam zajebiste chwile.
    -Wchodzisz czy medytujesz pod drzwiami? - wrzasnął Cristianito z okna na piętrze. W odpowiedzi pokazałam mu środkowy palec i weszłam do środka.
    Junior teoretycznie miał swój dom, mieszkał z dziewczyną i wgl ... Praktycznie jednak codziennie był tu.
    -Młoda, weź ogarnij - rzucił na kuchenny stół papierek po batoniku. - Bo Pepe ma wpaść, a Vanja mi uciekła.
    -Ty chyba chory jesteś - popukałam się w czoło. - Przecież tu jest sprzątaczka - rozejrzałam się.
    -Niby jest, ale dziś jej nie ma - rozłożył ręce. - A co się tak odpicowałaś? Vazquez ci się oświadcza? Na pewno nie ja -zadumał się patrząc na moją sukienkę i szpilki.
    -Miałam dziś promocję perfum od Chanel - mruknęłam.
    -Weź ogarnij, a ja schowam twój samochód do garażu. Skoro już przyjechałaś to przenocujesz, nie? - chciał mi zabrać kluczyki, ale szybko się odsunęłam.
    -Cris, upaliłeś się czymś? - warknęłam. - Mieszkam w Madrycie, debilu. Dwie ulice od ciebie! - fuknęłam.
    -Nie prościej powiedzieć, nie kochany braciszku, nie trzeba? - rozsiadł się na krześle.
    -Bujaj się - sprzątnęłam jego papierek i wstawiłam naczynia do zmywarki.
    -Fabian dzwonił i wysłał ci to - podsunął mi tablet.
    -Tu dzwonił? - zdziwiłam się.
    -Tak. Powiedział, żebym otwierał bramę, bo zaraz będziesz.
    -Kurwa, nie mogę nawet wyjść z domu! - zdenerwowałam się. - Wszędzie ma jakieś wtyki!
    -Chyba nawigację w twoim samochodzie - popatrzył na mnie z politowaniem. - Ja na przykład wiem, że Angeli Sophie będzie tu za godzinę, bo dopiero wyjeżdża z Valdebebas. - pomachał mi telefonem, gdzie było widać mapę Madrytu i migająca kropeczkę. - Czemu nie byłaś na treningu?
    -Byłam, ale Angeli miała dodatkowe zajęcia, bo boli ją kostka - opadłam na krzesło i wzięłam do ręki tablet. Oczywiście były zdjęcia jak Rose mizia się z Cesarem. Dużo tych fotek wybrał, a jestem pewna, że Fabi wysłał mi tylko te najlepsze. Pod spodem był komentarz: "Takie cuda, a Mama każe mi siedzieć cicho!".
    -Niezła ta twoja kuzyneczka. Zmienia facetów jak rękawiczki - zacmokał.
    -Tak, wiem - przekręciłam oczami. Gdy zadźwięczał domofon Cristianito łaskawie wstał i nacisnął przycisk głośnomówiący.
    ~Otwórzcie! Zapomniałam kluczy! - zawołała Irina.
    -A my się znamy? - spytał i zajął się przeglądaniem zawartości garnków stojących na kuchence.
    ~Junior, weź mnie nie denerwuj i otwieraj!
    -Robaczku, ja nawet bym chciał, ale wiesz, że tak się nie robi - powiedział dokładnie to samo co ona, gdy tłumaczyła nam za co mamy karę.
    ~Nie dostaniesz obiadu! - krzyknęła.
    -Tego, który właśnie jem? - wyciągnął sobie z któregoś garnka nitkę makaronu.
    ~Cristianito, proszę cię!
    -A jakby mnie nie było? To co byś zrobiła?
    -Ale jesteś, debilu - odezwałam się.
    ~Mila! - podchwyciła Irina. - Otwórz bramę.
    -Nie mogę, Junior swoim tłustym cielskiem zasłania domofon - odpowiedziałam.
    -Tu nie ma ani grama niepotrzebnego tłuszczu! - oburzył się.
    -Mózg też policzyłeś? - zaśmiałam się.
    ~Mam dla ciebie sukienkę na jutrzejszą prezentację kosmetyków - wypaliła Irina, a ja wystrzeliłam z krzesła jak z procy i wpadłam na Critianito.
    -Odsuń się! - sapnęłam i próbowałam go przesunąć.
    -Nie - roześmiał się.
    -Uspokoicie się kiedyś? - z góry zszedł wujek Cristiano i pilotem otworzył Irinie bramę. - Jak dzieci, jak dzieci - utyskiwał.
    -Cześć! - Do kuchni wpadła Angeli Sophie. Przytuliła się do swojego chłopaka, który miał minę jakby zobaczył ducha.
    -Na temat nawigacji to pogadaj z Fabim - zadrwiłam.
    -Odwrotnie - szepnął i przekręcił telefon o sto osiemdziesiąt stopni. Kropka znalazła się dokładnie w tym miejscu mapy, gdzie my.
    -Mila! - wydarł się znajomy głos i po chwili mogliśmy podziwiać Julię Moratę. - Vanja znowu jest z Peterem - zakomunikowała wujkowi i odwróciła się do mnie. - Szukam cię po całym Madrycie - warknęła.
    -A co się stało? - ruszyłam po schodach do swojego pokoju a ona w ślad za mną. Julia to mój przyjaciel na dobre i złe. Poznałam ją pierwszego dnia w realowej szkole, siadłam z nią w ławce i jakoś poszło. Wszystkie młodzieżowe zespoły Realu, a w końcu trafiłyśmy do pierwszej drużyny.
    -Nudzi mi się, czy to nie wystarczający powód? - opadła na łóżko, a ja włączyłam komputer. Chwila manipulacji i na ekranie telewizora pojawiły się zdjęcia, które wysłał mi Fabian. Nie było tam tylko Rose. Byli wszyscy sportowcy Europy, ale nie tylko. Mogłam wpisać dowolne nazwisko i oglądać. Moja mamusia ze swojego pomysłu na biznes zrobiła małe królestwo. Fabian pomógł jej z tego zrobić imperium, a dla nas to świetna rozrywka.

*

    Monica rozsiadła się wygodnie na kanapie obok byłego męża i posłała mu wymowne spojrzenie. Była wściekła, bo Marc chciał się wyrzec własnej córki. Nie wiedziała już, co ma robić, by ten uparciuch zmienił zdanie.
    - Marc.. Nie myśl sobie, że wywiniesz taki numer i wszystko będzie grać.
    - To ona wywinęła niezły numer! Czy ty wiesz, że Luca się kompletnie załamał? Już nie będę wspominał o Davidzie - warknął i zamachał rękoma. - Ona musi ponieść konsekwencje.
    - Ponosi. Uwierz mi, że jej też nie jest łatwo.
    - Ale..
    - Nie ma żadnego ale, Marc. Rosario zawsze będzie twoją córką, czy tego chcesz, czy nie - powiedziała ostro. - Powinieneś stać po jej stronie, bo jesteś jej ojcem.
    - Za to jak mnie potraktowała?! Ty wiesz, ze ona zdradziła Ville?!
    - Wiem - odparła spokojnie, wstając z kanapy. Zaczynała mieć dość jęków swojego byłego męża. Miała wrażenie, że cofnęła się kilkanaście lat wstecz i ma przed sobą niedojrzałego Bartre. - I nawet sobie nie myśl, ze zrobisz coś temu chłopakowi.
    - Ty wiesz z kim go zdradziła, co?!
    - Może tak, może nie.
    - Monica.. - warknął i poszedł do niej. - Myślałem, że dogadujemy się w sprawach naszych dzieci.
    - Nasza córka poradzi sobie sama. Nie musisz planować jej całego życia!
    - Była zakochana.
    - Była, ale już nie jest i musimy to uszanować. Obiecaj mi, że przestaniesz się w to mieszać, ok? - zapytała, uśmiechając się lekko.
    - Dobra, dobra - odparł, przysuwając się do niej. Jedną ręką objął ją w pasie, a drugą pogłaskał po policzku, wpatrując się w jej niebieskie oczy. - Tęskniłem - wyszeptał, całując jej usta, schodząc powoli w dół.
    - Przestań. Bruno jest obok w pokoju - warknęła, próbując odsunąć go od siebie.
    - No i co? Już nie raz widział całujących się rodziców!
    - Jesteśmy po rozwodzie. Zapomniałeś?
    - Mnie to nie przeszkadza - odparł, wpijając się w jej usta.
    - Ale mnie tak - jęknęła, odpychając go na dobre. - Musimy przestać to robić.
    - Dlaczego? - zapytał.
    - Bo jesteśmy już dorosłymi ludźmi i musimy być odpowiedzialni. Wzięliśmy rozwód, więc nic już nas nie łączy.
    - Możemy wziąć ślub jeszcze raz.
    - Zgłupiałeś? Lepiej będzie, jak sobie pójdziesz, Marc - powiedziała, odprowadzając go do drzwi. - Przemyśl sprawę z Rose.
    - Monica..
    - Idź już, proszę - mruknęła i otwarła drzwi. Marc z miną zbitego psa opuścił swój były dom i zostawił w nim Monicę, która nie wiedziała co ma myśleć. Wiedziała, ze Bartra jest stuknięty, ale ponowny ślub? To byłoby szaleństwo!

czwartek, 11 kwietnia 2013

rozdział ósmy

    Zbliżała się Gala Najlepszej Jedenastki Ligi Hiszpańskiej w Madrycie, a ja nie miałam kogo zabrać. Jeszcze kilka dni temu miałam narzeczonego i nie było z tym problemu, ale teraz? Co ja miałam zrobić? Mogłam zabrać mojego durnego braciszka lub spytać się Cesara. Postanowiłam, że zaryzykuje i zaproszę mojego sąsiada z góry. Przecież i tak nie mam nic do stracenia.
    Wyszłam z mieszkania i skierowałam się na górę, gdzie mieszkał Alarcon. Zadzwoniłam dzwonkiem i odczekałam kilkadziesiąt sekund zanim otworzył.
    - Cześć, Rose - przywitał się i wpuścił mnie do środka. Miał na sobie pstrokatą koszulkę, sportowe spodenki i białe skarpetki.
    - Cześć. Co słychać? - zapytałam, siadając na oparciu kanapy w salonie. Rozejrzałam się po apartamencie, który był urządzony w ciepłych kolorach oraz w bardzo nowoczesnym stylu.
    - Nic. Trochę się nudzę, bo treningi się jeszcze nie rozpoczęły - odparł cicho. - Napijesz się czegoś?
    - Nie, dzięki. Ale mam dla ciebie propozycję, która pomoże ci zabić nudę.
    - Tak? Jaką? - zapytał, świdrując mnie wzrokiem.
    - Jest gala w Madrycie.. - mruknęłam nieśmiało i uśmiechnęłam się lekko. - I może gdybyś miał czas, to.. - ciągnęłam dalej.
    - Mogę z tobą pójść - odpowiedział z uśmiechem. - Kiedy to jest?
    - Jutro.
    - Wow, ty to masz zapłon.. Masz szczęście, że mam garnitur - puścił do mnie oczko i podszedł do mnie. - Będzie Villa, co?
    - Nie przypominaj mi nawet - przewróciłam oczami.
    - To nic. Będziemy się świetnie bawić - odparł.
    Po krótkiej rozmowie wróciłam do siebie i zabrałam się przygotowanie kreacji na jutro.

*

    Nie porywają mnie gale z nagrodami, wręcz mnie nudzą. Czemu? Jestem w końcu córką Lory Bartry i siostrą Fabiana Tello. Mama nie mówi tego co wie, bo nie chce mi psuć zabawy. Fabi taki wspaniałomyślny nie jest.
    Dzisiejsza gala jest dla mnie jedynie formalnością, bo doskonale wiem, że jestem w najlepszej jedenastce ligi hiszpańskiej.
    W jaki sposób mój brat wszedł w posiadanie takiej wiedzy? Nie mam bladego pojęcia.

    Weszłam do okazałego gmachu w towarzystwie Aitora, Cristianito i jego narzeczonej, a mojej dobrej kumpeli z drużyny Angeli Sophie Ferreiry, prywatnie córki Pepego.
    Tradycyjnie musieliśmy się przewinąć przez tak zwaną ściankę. Fotografowie obcykają nas z każdej strony, dziennikareczki spytają o kreacje, nastoje i takie tam pierdoły.
    Moja suknia? To najnowsza kolekcja Abeda Mahfouza, buty to standardowe louboutiny a torebka to Lulu Guinness, bla bla bla. Nuda.
    Stojąc w kolejce tuż za rogiem mignęła mi znajoma czarna łepetyna. Po chwili ów osobnik machał do mnie ręką, żebym do niego podeszła.
    -Fabian, co ty tu robisz? Nie miałeś być z mamą? - wysyczałam, gdy stanęliśmy tak, że nikt nas nie widział.
    -Teoretycznie tak, ale praktycznie jako najlepszy piłkarz Bundesligi wyczytam trójkę napastników. Facetów, bo stwierdziłem, że jakbym całował ciebie to byłoby podejrzanie - uśmiechnął się beztrosko. Nie wiem jak dokonał tego, że dostał najlepszym zawodnikiem ligi niemieckiej. Bóg jeden raczy wiedzieć. Fabi imprezuje, zarywa do każdej laski... Może nie byłoby to takie ciężkie do zrozumienia, gdyby nie fakt, że nie lubi bawić się w Monachium tylko śmiga po całej Europie. Kiedy on ma czas trenować, integrować się z drużyną? Człowiek orkiestra.
    -Jaki masz w tym interes? - rozejrzałam się, ale nic nie wzbudziło mojego zainteresowania.
    -Wychodzisz solo czy z Aitorem? - spoważniał.
    -Nie wiem - mruknęłam.
    -Mila, zrób to co czujesz, że powinnaś - puścił mi oczko. - Zaufaj sobie, mała.
    -Dobrze - pokiwałam głową.
    -Paulita! - pstryknął palcami i uśmiechnął się szeroko do idącej w naszą stronę przepięknej blondynki.
    -Czemu ty się z nią nie sparujesz? Takie same dwie diabelskie dusze - szepnęłam.
    -Nie ma opcji, sis. Raz, że cenię swoją wolność, a dwa, że to pretendentka do tronu. Za dziesięć, piętnaście lat zostanie księżną Monako, a mnie jasny szlag trafi jako książę małżonek.
    -Może nie zechce?
    -Jasne - prychnął. - Witam, piękną panią - cmoknął ją w rękę.
    -Cześć - uśmiechnęła się. - Mila, gratuluję nagrody - puściła mi oczko.
    -A ty jesteś tu z jakiej bajki? - zainteresowałam się.
    -Monako ma jakieś interesy z waszą ligą i jestem przedstawicielem - westchnęła.
    -Idę, do zobaczenia potem - uśmiechnęłam się i podeszłam do Aitora.
    Wzięłam głęboki oddech i chwyciłam go za rękę. Spojrzał na mnie zaskoczony, a Cristianito wyszczerzył zęby.
    -Jesteś pewna? - wyszeptał Aitor.
    -Jeśli też tego chcesz... - urwałam.
    -Chcę - cmoknął mnie krótko w usta i stanęliśmy przed fotografami. Po raz pierwszy przytuliłam się do niego i dałam zrobić miliard zdjęć, które za kilka sekund pojawią się na komputerze mojej mamy i telefonie Fabiana.
    Rozdanie tych nagród ciągnęło się jak flaki z olejem. Aitor bawił się wyśmienicie, gdy z wyprzedzeniem mówiłam mu kto wygra.
    Na końcu wyświetlono dwie ogromne tablice ze zdjęciami i nazwiskami zwycięzców.
    -Rose przyszła z Cesarem - mruknął Vazquez.
    -Zauważyłam - burknęłam, ale akurat skończyła się część oficjalna i przeszliśmy do sali balowej. Do tańca porwał mnie Aitor, potem Cristianito i tak poszedł cały skład Realu, plus kilka razy przewinął się Fabi.

*

    Nigdy nie przepadałam za takimi galami i duperelami, ale na szczęście miałam świetnego partnera, któremu się to podobało. Odniosłam wrażenie, że bawiło go pozowanie do zdjęć i odpowiadanie na pytania, czy jesteśmy razem.
    Siedzieliśmy przy okrągłych stolikach z śnieżnobiałymi obrusami i porcelanową zastawą. Oczywiście usadzili nas klubami i miałam obok siebie Luce Ville, Milana Pique, Lea Fabregas, Valerie Inieste czy też Davida Rodrigueza. Znałam ich wszystkich jak własną kieszeń, ale Cesar z początku czuł się nieswojo. Villa nie spuszczał ze mnie wzroku, co doprowadzało mnie do złości.
    - Rose, zatańczymy? - zapytał Alarcon i podał mi rękę. Skinęłam głową i uśmiechnęłam się lekko. - Zanim Villa zabije nas wzrokiem chce się wyszaleć - dodał ciszej.
    - Nie zabije - mruknęłam i ruszyliśmy na parkiet.
    - Mówiłem ci już, że ślicznie wyglądasz? - wyszeptał mi ucha z figlarnym uśmieszkiem na ustach.
    - Tak, tak. Milion razy - odpowiedziałam, spoglądając na sukienkę. Nie zwracałam zbytniej uwagi na ubrania tak jak moja mama. Liczyło się to, abym czuła się dobrze. - Nie czaruj, Alarcon.
    - Chce być miły.
    - Już bardziej miły być nie możesz.
    - Mogę - uśmiechnął się i cmoknął mnie w policzek. - Villa się do nas zbliża.
    - Odbijamy - usłyszałam jego głos i po chwili byłam już w jego ramionach. - Cześć, Rosario - wyszeptał mi do ucha.
    - Czego chcesz?
    - Jesteś z nim? - zapytał, patrząc mi w oczy. Jego czekoladowe patrzałki był smutne i zrobiło mi się go żal.
    - Nie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - To i tak nie twoja sprawa, Villa.
    - Dobrze wiesz, że cię nie zdradziłem, Rose.
    - Nie obchodzi mnie to. Daj mi spokój.
    - Nie zniosę twojego widoku z innym. Zwłaszcza z tym Alarconem - warknął zły. - Ty zawsze będziesz moja.
    - Przestań, dobra? Wybacz, ale nie mam ochoty na tańce - puściłam go i wróciłam na swoje miejsce. Przy stoliku siedział Rodriguez, który dyskutował z Milanem Pique.
    - Wszystko okej, Rose? - zapytali obaj.
    - Tak. Gdzie Cesar?
    - Tańczy z Valerią - odpowiedział blondyn i wskazał głową na parkiet. - Rose, na pewno wszystko gra?
    - Tak - odpowiedziałam i posłałam mu szeroki uśmiech.
    -Cześć, kuzyneczko! - Fabian usadowił się na wolnym krzesełku i popatrzył szelmowsko na zebranych. Jakby nie było, jeszcze dwa lata temu reprezentował barwy Barcelony. Piłkarzem był niezłym, ale nikogo szczególnie nie zachwycał. Nie to co teraz, crack światowej sławy.
    - Cześć, Fabianku - odpowiedziałam grzecznie.
    -Cieszysz się z nagrody?
    - Oczywiście. Ty byś się nie cieszył?
    -Mam już ich tyle, że jedna w przód czy w tył - machnął ręką. - Jak apartament? - wyszczerzył zęby.
    - Super. Dzięki za ochronę przed Villą - odpowiedziałam z uśmiechem. - Mama mi mówiła, że to twoja sprawka.
    -Moja? - zdziwił się i rozparł wygodnie na krześle. - Nie wiem o co ci chodzi.
    - Nie udawaj, Fabian.
    -Nie śmiem! - położył ręce na piersi. - Słyszałaś, że Villa miał orgię z dziwkami w Hilotnie w Barcelonie? - wypalił na głos, a wszyscy spojrzeli na niego. - Ups, nie wiedzieliście?
    - Fabian! - jęknęłam i spojrzałam na niego. - Już dosyć narobiłeś. Nie rób mu wstydu przed kumplami.
    -Przecież ja też byłem ciulem... Znaczy się Culesem - uśmiechnął się bezczelnie. - Jesteśmy jak rodzina, nie?
    - Fabian - warknęłam. Zaczynałam mieć dość jego kąśliwych uwag, ale obiecałam mamie, że będę grzeczna. - Zostawmy Ville w spokoju.
    -Jak ci się podoba w moim mieszkanku? Cesar nie hałasuje z góry? - szepnął i pochylił się do mnie.
    - Nie. Jest bardzo, bardzo grzeczny - odpowiedziałam cicho.
    -Ech... - westchnął ciężko.
    - Co? Ty wolałbyś pewnie zamieszanie?
    -Jak ty mnie znasz - puścił mi oczko.
    - W końcu jesteśmy rodziną. Lepiej powiedz, co zrobiłeś z Brunonem. Siedzi cały czas u mamy!
    -Zatęsknił za rodziną - odpowiedziała Mila, która stanęła za bratem i objęła go  za szyję.
    - On nie potrafi tęsknić - odpowiedziałam. - Cześć, Mila - uśmiechnęłam się do niej.
    -Cześć - mruknęła.
    -Mój nadprzyrodzony zmysł mówi mi, że chodzi o coś innego - zadumał się. - Bruno, który nie imprezuje... Chce czegoś.
    - Nawet nie chce wiedzieć co takiego.. - jęknęłam cicho. W tym momencie podszedł do nas Cesar, który usiadł obok mnie.
    - Cześć wszystkim - powiedział i uśmiechnął się. - Co słychać?
    -Na przykład ty, kuzyneczko - uśmiechnął się wrednie. - Chcesz teraz, żeby Villa zniknął. Mila chce wracać do domu, ja chcę... A nie powiem wam, robaczki! A Cesar chce, żebym stąd spadał, bo marzy o tym, żeby zatopić się w spojrzeniu twych niebiańskich tęczówek.
    - Wcale nie chce - zaprzeczyłam szybko i popatrzyłam na niego. Zrobił głupią minę i uśmiechnął się. - Widzisz, nie chce.
    -Rose - popukał się w czoło. - Znam go dłużej niż ty, naiwniaku - wstał i objął Milę. - Ale masz rację, to facet, woli patrzeć niżej - zaśmiał się i odszedł z siostrą.
    - Nie cierpię go - warknęłam i spojrzałam na Alarcona. - Zawsze musi się wtrącać.
    - Nie przejmuj się nim. Ale akurat teraz miał rację.
    - Z czym? - zapytałam, mrużąc oczy.
     - Z tym, że chce zatopić się w twoim spojrzeniu. Od kilku dni widujemy się dosyć często, a ty zrobiłaś się jakaś niedostępna - wyszeptał mi do ucha i obtoczył mnie ramieniem. - Zrobiłem coś nie tak?
    - Nie chodzi o ciebie, tylko o mnie. Ja chyba nie jestem jeszcze gotowa - odpowiedziałam cicho.
    - Nie musimy się z niczym śpieszyć, ale nie uciekaj przede mną. Za każdym razem, kiedy mówię ci komplement albo chce się do ciebie zbliżyć, to mnie odpychasz - powiedział poważnie.
    - Całkiem niedawno zerwałam z narzeczonym.
    - Którego podobno nie kochałaś - warknął.
    - Bo tak jest, ale nie chce ci robić problemów. Wiesz, że Villa znaczy w klubie bardzo wiele.
    - Nie obchodzi mnie to. Ja w klubie mam grać a nie zawierać przyjaźnie - mruknął i zbliżył do mnie swoją twarz. - Rose, nie bój się. Jedynie nam nie wyjdzie.
    - Nie wiem czy to jest dobry pomysł.
    - Zobaczysz, że jest świetny - mruknął z uśmiechem i wpił się w moje usta. Reszta, która była z nami przy stoliku siedziała cicho i wpatrywała się w nas z otwartymi ustami. Kiedy skończyliśmy nasz pocałunek zobaczyłam Luce, który wyglądał jakby mu ktoś roztrzaskał serce na milion kawałeczków.
    Tuż za nim stał Fabian z Milą i Vazquezem. Aitor obejmował Milę, a Fabi pokazywał mi kciuki uniesione w górę. Wszyscy uśmiechali się wielce zadowoleni.

*

    Damian galę oglądał przed telewizorem w swoim domu w Sabadell. Siedział na kanapie i ze spokojem wpatrywał się jak Fabi błyszczy i szczerzy się do wszystkich. Mila wyglądała przepięknie i posłuchała jego rad co do Aitora.
    -Tato? - na kolana wdrapał mu się czteroletni szkrab.
    -Słucham, Lucas? - pogłaskał go po ciemnych włoskach.
    -Gdzie mama?
    -Poszła na spotkanie. Jak wróci a nie będziesz spał to zmyje nam głowy - uśmiechnął się.
    -Na wujka Fabiana też krzyczy - mruknął.
    -Tak. - Nie skomentował zachowania brata. Uważał, że skoro jest chrzestnym Lucasa to może z nim robić co chce. Małemu to odpowiadało, zwłaszcza jak wujaszek zabierał go do Disneylandu. Problem tkwił w tym, że nikogo nie informował.
    -Chce do wujka - ziewnął.
    -Wujek jest zajęty - wskazał telewizor.
    Fabian kochał Lucasa, ponad to brał odpowiedzialność za pojawienie się go na świecie. Uważał, że to jego wina, że nie nauczył bliźniaka obsługi prezerwatywy i ten wpadł. Damiana bardzo denerwowały tego typu stwierdzenia, ale trochę było w tym racji. Zaczął sypiać ze swoją dziewczyną, gdy miał siedemnaście lat i nie wiedział wszystkiego co brat. Wpadli, urodził się Lucas i Damian dostał propozycję gry w Interze. Tak się życie ułożyło, że matka Lucasa - Cora, zostawiła go dla niego. Rad nie rad podpisał kontrakt i od czterech lat mieszka we Włoszech. Małemu i byłej kupił dom w Sabadell i odwiedza ich tak często jak może. Fabian robi to częściej, ale to kwestia interesów jakie prowadził w Barcelonie. Damian do dziś nie mógł się połapać czy jego brat jest bardziej piłkarzem czy biznesmenem.

***

Szczerze mówiąc to jest mój ulubiony rozdział :D
Polecam otworzenie zalinkowanych wyrazów. Warto :D