piątek, 10 maja 2013

rozdział dwunasty

    Fabian na cały ten ślub patrzył z obojętnością. Kwiatki, sratki, obrączki, sukienki, szpileczki, goście, zaproszenia... Pogubił się przy pierwszym zdaniu, które skierowała do niego mama, a w jej wypowiedzi było coś na temat welonu? A może firanki? Nie ogarnął. Po prostu stwierdził, że marnuje czas jak może zrobić coś pożytecznego... Na przykład pograć z ojcem w piłkę!
    Cristian zgodził się od razu i obaj wymknęli się do parku. Tylko tam Lora nie była w stanie ich znaleźć i Fabian doskonale o tym wiedział... Cristian mniej.
    -Tato, ale szczerze - Fabi kopnął do ojca. - Co o tym myślisz?
    -Chcę, żeby twoja siostra była szczęśliwa - odparł i pobawił się chwile piłką nim oddał ją do syna. - Poza tym twoja mama się zgodziła.
    -Nie widziałeś tych intercyz - mruknął. - Takie umowy, że... - urwał.
    -Domyślam się, inaczej mama by się nie zgodziła.
    -Lubię Aitora - powiedział po chwili. - Jest spoko i mnie nie wkurwia. Poza tym chyba jako jedyna nie spokrewniona z nami osoba potrafi uspokoić Milę.
    -Nawet Ronaldo nie umie, a praktycznie ją wychował - uśmiechnął się.
    -Obskubie go jak martwego kurczaka a na koniec wyduszę mu fiuta niczym pryszcza jeśli ją skrzywdzi - powiedział poważnie i Cristian nie miał wątpliwości co do tego, że zrobi co deklaruje.
    -Wracajmy - zerknął na zegarek. - Jeszcze trochę i twoja matka nas obskubie.

    Damian patrzył jak ojciec odprowadza Milę do ołtarza i całuje ją w policzek. Wyglądała obłędnie chociaż nie szła z cyckami na wierzchu, nie miała ogromnego trenu i sukienki niczym beza. Była przepiękna, a piękno biło wprost od niej.
    Cieszył się razem z siostrą. Chciał, żeby była szczęśliwa i wiedział, że z Aitorem będzie jej dobrze.
    Trochę też jej zazdrościł, ale miał jeszcze czas na znalezienie miłości życia. Nie musiał się specjalnie śpieszyć, bo potomka już miał.
    -Widzisz tamtą rudą - szepnął do niego Fabian.
    -Widzę - pokiwał głową. - Ale stul dziób, twoja siostra bierze ślub! Jedyny raz w życiu!
    -Oby, bo inaczej mama puści Aitora z torbami - odparował.
    -Czy ty choć raz nie możesz zająć się tym co trzeba?
    -Prawdopodobnie bym mógł, ale odpowiedz mi na pytanie...
    -Fabian - westchnął.
    -Po co? Po co marnować życie na to co trzeba jak można robić to co się chce - puścił mu oczko i sprawnie przesunął się w stronę Cesara. Ślub siostry obejrzy sobie na zdjęciach, bo wszędzie ulokował fotografów i kamerzystów. A Cesar? Tylko teraz nie ma przy nim Rosario, która sapie mu do ucha niczym rottweiler. W sumie sam go tu zaprosił, ale Rose jeszcze kiedyś mu podziękuje... Dobra, chciał popatrzeć jak się wije, a potem i tak do niego przyłazi. Znał własną siostrę i doskonale potrafił zinterpretować zachowanie Rosity wobec Cesara.
    -Siemka, Alarcon - szepnął.
    - Cześć, Bartra - odszepnął.
    -Ślicznie dziś wyglądają te moje siostrzyczki, co? - uśmiechnął się i obaj spojrzeli na ołtarz.
    - Bardzo pięknie. Szczególnie Mila - uśmiechnął się lekko. - Aitor ma szczęście.
    -Ona tak zawsze - machnął ręką nie zważając, że kilka osób na niego spojrzało. - Ech, wszędzie te bezczelne muchy - wypalił. - Rose też dziś klasa, normalnie jak nie ona - zwrócił się po ciuchu do Cesara.
    -Tak - mruknął cicho i jeszcze raz na nią spojrzał. - Wygląda naprawdę dobrze. To chyba przez ten ślub.
    -Przecież to nie jej - wzruszył ramionami. - Wiesz, przyszła dziś sama, więc... - klasnął w dłonie i znowu spojrzało na niego kilka osób. - Jedno muszysko mniej - wyszczerzył zęby.
    -Przyszła sama, bo Rodriguez złamał nogę - warknął.
    -Rodriguez to leszcz - prychnął. - Kręci się wokół niej jak pszczoła wokół miodu. Tylko nic z tego nie wynika. Villa sprzątnął mu ja z przed nosa. A ta frajerka teraz nad nim skacze, bo koślawiec nawet w piłkę grac nie umie. Tak to się kończy jak się zabierasz co czegoś o czym nie masz pojęcia - pokiwał głową i puścił oczko jakiejś brunetce w tłumie. - David to pajac i tyle. Kładź na niego chuja - włożył ręce do kieszeni.
    -Nie mam zamiaru się jej o nic prosić. Jak chce, to niech sobie lata wokół tego Davidka.. Jej sprawa - odpowiedział spokojnie. - Mam to gdzieś. Naprawdę.
    -Dobrze z tą walecznością zdecydowałeś się grać dla Farcy - szepnął sam do siebie. - Rose jest pojebana! Weź ją za te kudły i sprowadź na ziemie! Co z ciebie za facet, do chuja?
    -A co ja?! My nie jesteśmy razem! Ma prawo robić co chce.
    -Wyczuwam, że szkoda tu moich inrygatorskich zdolności - westchnął ciężko i w tym momencie stanęła między nimi przepiękna blondynka.
    -Cześć, Fabi - uśmiechnęła się, a on się schylił i ucałował ją w policzek.
    -Pauline to Cesar, Cesar to Pauline - dokonał prezentacji.
    - Miło mi - przywitał się, posyłając jej lekki uśmiech.
    -Mnie też - odwzajemniła gest. - Fabi, słychać jak tu dyskutujesz na pół kościoła - fuknęła. Cesar patrzył na ową dziewczynę z zaciekawieniem. Pierwsza laska, która publicznie ochrzania Fabiana i nie ponosi za to konsekwencji. Przynajmniej Fabi na pierwszy rzut oka nie wygląda jakby chciał ją zabić, tak jak Rose swego czasu.
    -Ważna sprawa - mruknął.
    -Ważna sprawa stoi pod ołtarzem, więc skup tam swój śliczny wzrok, a parodiujesz tu łapanie much. Dość nie udolnie - wysyczała i spojrzała przed siebie.
    Fabian zerknął na Cesara i bezgłośnie wycedził "kobiety".

*

    Wyszłam z kościoła szczęśliwa jak nigdy w życiu. Trzymałam za rękę Aitora i uśmiechałam się do wszystkich jak idiotka.
    Dookoła widziałam fotografów, ale byłam pewna, że to ci z szajki mamy.
    Damian trzymał na rękach Lucasa, który do niej machał, a obok sterczał Fabian z Pauline. Jej braciszek miał skrzywioną minę, a blondynka mu coś mówiła po cichu. Cud, Fabi kogoś słuchał i najwyraźniej docierały do niego słowa.
    -Kocham cię - powiedział Aitor.
    -Ja cię mocniej, Vazquez! - wyszczerzyłam zęby.

*

    Po pięknej ceremonii wszyscy goście zjechali się do pięknej sali, gdzie miało odbyć się wesele. Gościu było bardzo dużo, ale zauważyłam wśród nich Cesara. No tak, jakby mogło go zabraknąć?
    Nie rozmawiałam z nim od tamtego momentu, kiedy przyszedł do mnie z pretensjami. Nie miałam zamiaru mu się prosić, by przyszedł tu ze mną, więc wybrałam się sama. Gdyby David był zdrowy, to przyszłabym z nim i wtedy dopiero Alarcon miałby powód do złości.
    Mila wygląda przepięknie w białej sukni. Na kilometr było widać, że kocha Aitora i że są dla siebie stworzeni. Oboje wpatrywali się w siebie z miłością. Kiedyś też tak miałam, ale z Villą.
    - Witaj, Rose - usłyszałam Cesara, który usiadł obok mnie przy stoliku. - Jak się bawisz?
    - Dobrze.
    - Nadal zła? - zapytał z głupkowatym uśmieszkiem.
    - Może tak, może nie - warknęłam zła. Akurat teraz nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
    - Przestań udawać księżniczkę, dobra? Gdybyś nie była wpatrzona w swojego przyjaciela, to byś zauważyła, że latam za tobą jak piesek.
    - Czyli teraz powinnam ci się rzucić w ramiona?
    - Nie. Powinnaś zastanowić się czego tak naprawdę chcesz. Raz mnie zapraszasz na galę, lecisz ze mną do rodziców, a na drugi dzień udajesz, że mnie nie znasz!
    - Bo mój przyjaciel złamał sobie nogę, nie rozumiesz tego?
    - Trzyma cię przy sobie, bo jest w tobie zakochany - odparł.
    - Gadasz głupoty. I proszę, nie rób mi tu scen - jęknęłam cicho i spojrzałam na moich rodziców, którzy wygłupiali się na parkiecie. - Jak mój ojciec dowie się, że zdradziłam Ville z tobą, to..
    - Nic mi nie zrobi. Jest przyjacielem mojego ojca.
    - Myśl sobie tak dalej.
    - Rosario.. Długo jeszcze będziesz się tak zachowywać? - zapytał, przysuwając się do mnie. Złapał mnie za rękę i uśmiechnął się lekko. - Czego ty chcesz? Bo ja chce kobietę, która siedzi obok mnie.
    - Dopóki nie zrozumiesz, że jej przyjaciele są dla niej ważni, to nigdy jej nie będziesz miał - odpowiedziałam i wstałam z krzesła. - Miłej zabawy, Alarcon.

    Po weselu pojechałam do swojego apartamentu. Pozbyłam się sukienki i wskoczyłam pod prysznic. Po kilkunastu minutach leżałam już w łóżku, ale nie mogłam zasnąć. Czegoś mi brakowało..
    Czułam się źle z tym, jak potraktowałam Cesara. On również nie był mi obojętny, ale nie chciałam i nie mogłam zostawić teraz Davida samego. Jednak czy warto poświęcić swoje szczęście dla kogoś innego?
    Wstałam z łóżka, nałożyłam na siebie bluzę i w skarpetkach popędziłam na górę. Miałam nadzieje, że Alarcon wrócił już do domu.
    - Co ty tu robisz o tej godzinie? - zapytał, otwierając mi drzwi. Miał na sobie jeszcze spodnie od garnituru i białą koszulę.
    - Muszę ci coś powiedzieć. Mogę wejść?
    - Jasne - odpowiedział i wpuścił mnie do środka.
    - Chciałam cię przeprosić za dzisiaj. Trochę mnie poniosło.
    - Przynajmniej powiedziałaś co myślisz i przestałaś wodzić mnie za nos - odpowiedział spokojnie.
    - Tak, to prawda.
    - Coś jeszcze?
    - Tak - pokiwałam twierdząco głową i stanęłam przed nim. - Po tym wszystkim co przeszłam z Luką chciałam trochę odpocząć, ale dziś zdałam sobie sprawę, że chce mieć kogoś przy swoim boku.
    - Super.
    - Tym kimś jesteś ty, Cesar - uśmiechnęłam się lekko. Nie odpowiedział nic, tylko uśmiechnął się szeroko. - Powiedz coś - dodałam po chwili. Jednak on, zamiast coś powiedzieć, to pocałował mnie namiętnie.
    - Słowa są tutaj zbędne - wyszeptał między pocałunkami i zaniósł mnie do sypialni.
    To była najlepsza noc w moim życiu. Czułam się bezpieczna i kochana przy Alarconie, któremu naprawdę na mnie zależało.
3 miesiące później

    Leżałam na łóżku i nie miałam na nic ochoty. Tak było od kilku tygodni, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Na początku był ogromny szok i niedowierzanie, ale cóż, stało się. Klub został powiadomiony i dostałam wolne. W sumie to już na zawsze mogłam się pożegnać z karierą piłkarki.
    Cesar okazał się odpowiedzialnym facetem i od razu otoczył mnie opieką. Ja nie wychodziłam z domu, dlatego to on musiał się wszystkim zajmować. Nie powiedziałam rodzicom, ani nikomu innemu. Przestałam również odwiedzać Davida, ale usprawiedliwiłam się wymyśloną kontuzją.
    Jednak wiedziałam, że moje ukrywanie w końcu się skończy i będę musiała powiedzieć prawdę. Bałam się reakcji moich bliskich, a szczególnie mamy, która nie chciała, aby jej dzieci popełniły błędy z jej młodości, kiedy pobrała się z ojcem. Ja nie wpakowałam się w ślub, ale w ciążę.
    - Rosario.. Długo jeszcze będziesz tak leżeć? - usłyszałam głos Alarcona, który musiał już wrócić z treningu. Nie odpowiedziałam nic, tylko uśmiechnęłam się blado. - Zrobiłem zakupy - dodał po chwili i spojrzał na mnie z troską.
    - Super. Jestem głodna.
    - Na co masz ochotę?
    - Na cokolwiek. Uszykuj coś, a ja pójdę pod prysznic, ok? - zapytałam i wstałam z łóżka.
    - Pewnie - odpowiedział zadowolony Cesar i pocałował mnie w policzek.
    Pod prysznicem spędziłam kilka minut. Kiedy wyszłam zobaczyłam w mieszkaniu moich rodziców, którzy najwidoczniej postanowili nas odwiedzić. Przestraszyłam się, ponieważ mój brzuch był już lekko zaokrąglony i mogliby coś zauważyć. A ja jeszcze nie byłam na to gotowa.
    - Cześć - mruknęłam cicho i usiadłam na kanapie. - Co was tu sprowadza?
    - Jak to co?! Od trzech miesięcy nigdzie się nie pokazujesz i nie dajesz znaku życia.
    - Pisałam do Brunona i dzwoniłam. Czy to nie wystarcza?
    - Nie, Rose, nie wystarcza - syknął ojciec. Był wściekły, nawet bardziej niż wtedy, kiedy dowiedział się, że nie wyjdę za Ville.
    - Martwiliśmy się o ciebie - wtórowała mu mama. Od kiedy oni są tacy opiekuńczy?!
    - Przesadzacie.
    - Nie denerwuj mnie, Rosario. I dlaczego mieszkasz z tym chłopakiem?!
    - Tato.. - jęknęłam i zakryłam dłonią twarz. Musiałam im powiedzieć teraz prawdę. Wstałam z kanapy i podeszłam do Cesara, który cały czas był w kuchni. - Chodź ze mną. Musimy im powiedzieć - mruknęłam i wróciłam razem z nim do rodziców.
    - Wyjaśnijcie nam wszystko - powiedziała spokojnie mama. Wydawało mi się, że ona coś podejrzewała i dlatego teraz chciała spokojnie porozmawiać, by tato się uspokoił.
    - Mieszkam z Cesarem od kilku tygodni, bo jest ojcem mojego dziecka - powiedziałam szybko i przytuliłam się do niego. Nie chciałam patrzeć na reakcję taty, więc zamknęłam oczy.
    - Jakiego dziecka? - usłyszałam jego podniesiony głos.
    - Naszego - odpowiedział Cesar. Jego obecność bardzo mi pomogła. Czułam, że nie jestem z tym wszystkim sama.
    - Rosario.. Jesteś w ciąży? - zapytała mama.
    - Tak - pokiwałam twierdząco głową i wybuchnęłam płaczem. To wszystko mnie przerastało.. A na dodatek ojciec teraz milczał jak zaklęty. Mama podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
    - Nie martw się, córeczko. Zawsze możesz liczyć na naszą pomoc, zwłaszcza w takiej sytuacji - wyszeptała mi do ucha. - Tata na razie jest w szoku, ale przejdzie mu.
    - Muszę się napić - usłyszałam jego głos i po chwili wyszedł z mieszkania bez słowa.
    - Nie przejmujcie się nim - powiedziała mama i spojrzała się na nas. - Cesar, dbaj o nią i nie pozwól, by się jeszcze bardziej załamała. W razie czego, to dzwoń do mnie - zwróciła się do niego i uśmiechnęła się lekko. - Porozmawiam z twoimi rodzicami i niedługo spotkamy się razem. Trzymajcie się - dodała i również wyszła.
    Czułam się teraz o wiele lepiej, kiedy rodzice poznali prawdę. Mama nie zareagowała źle, a ojciec taki po prostu był. Byłam pewna, że mu przejdzie, ale nie miałam pojęcia kiedy.
    - Nie boisz się reakcji swoich rodziców? - zapytałam i skierowałam się do kuchni.
    - Oni już wiedzą.
    - Co?! Kiedy im powiedziałeś?
    - Jakiś miesiąc temu. Nie chciałem ich okłamywać - mruknął cicho i usiadł naprzeciwko mnie. Podsunął mi pod nos talerz z kanapkami i kubek herbaty. - Nie jesteś zła?
    - Nie. Jak zareagowali?
    - Podobnie. Ojciec to ten sam typ, co Marc - uśmiechnął się lekko i złapał mnie za dłoń. - Wiem, że tego nie planowaliśmy, ale nie możesz się teraz załamywać. Musisz w końcu wyjść na zewnątrz.
    - Wiem, wiem.. Później wybierzemy się na jakiś spacer - odpowiedziałam i zabrałam się za jedzenie.

***

Został tylko jeden rozdział i epilog :)

Jestem już po pisemnych maturach i teraz tylko uste. Vinga za to bawi się w Warszawie :D