wtorek, 14 sierpnia 2012

rozdział 4

    Dzisiaj cały dzień miałam pomagać mamie w księgarni, bo tata pojechał gdzieś w interesach i nie chciał, by została z tym wszystkim sama. Nie oponowałam, bo uwielbiam spędzać czas wśród książek, gdzie była cisza i spokój. Mogłam porozmawiać z mamą, pomagać innym przy wyborze książek lub po prostu przemyśleć kilka spraw, kiedy mnie coś trapiło. A skoro w mieście nie ma Hugo, to bardzo się nudzę, więc pomoc mamie jest najlepszą opcją.
    Poprawiłam swoją sukienkę w biało - granatowe paski, przewiesiłam przez ramię torebeczkę, założyłam brązowe sandałki oraz kolczyki i byłam gotowa do wyjścia. Po kilku minutach jazdy samochodem razem z mamą mogłyśmy otworzyć księgarnie i zabrać się do pracy.
    - Monica, kochanie - usłyszałam głos mamy. - Mogłabyś zająć się tymi raportami? Ja nie umiem posługiwać się tymi komputerami, a tobie będzie łatwiej.
    - Pewnie, mamuś - odparłam i skierowałam swoje kroki na zaplecze, gdzie miałam wszystkie papiery oraz laptopa. Czeka na mnie dużo pracy, więc muszę się skupić i nie myśleć o niebieskich migdałach. Ale cały czas w mojej głowie siedział Marc, który najwidoczniej zrezygnował z kolejnej randki, bo nigdy więcej go nie spotkałam. Dobra, koniec! Czas zabrać się za te nieszczęsne raporty.
    Po godzinie lub dwóch usłyszałam hałas oraz śmiech mojej mamy, który dochodził z wnętrza sklepu. Odstawiłam laptopa na stolik i szybkim krokiem pognałam w tamtą stronę. Moim oczom ukazała się śmieszna scena. Na podłodze leżał chłopak przykryty stertą książek, a mama stała nad nim i się śmiała.
    - Mamo, co tu się stało? - próbowałam opanować śmiech. W tym momencie chłopak zaczął się podnosić i zobaczyłam Bartrę! Co? Spodziewałabym się go wszędzie, tylko nie tutaj!
    - Monica? - zapytał, podnosząc kilka książek z ziemi. - Przepraszam.. Ja to wszystko posprzątam.
    - Znacie się? - mama skierowała pytanie do mnie i posłała mi pytające spojrzenie.
    - Później ci powiem. Zajmę się tym - mruknęłam i dałam jej znać, aby sobie poszła. - Marc, sprawiasz mi same kłopoty - zwróciłam się do niego.
    - Przepraszam! Ja chciałem zabrać książkę Sparks'a i to wszystko się na mnie zawaliło! - uśmiechnął się szeroko. - Pracujesz tu?
    - Pomagam rodzicom. Kiedyś ci to mówiłam - mruknęłam obojętnie i zabrałam się za sprzątanie tego bałaganu, którego narobił. - Poradzę sobie - dodałam, kiedy zaczął mi pomagać.
    - Czy ty jesteś na mnie zła?
    - Nie, wydaje ci się.
    - Przecież widzę.. Wybacz, że się nie odzywałem, ale zapomniałem zabrać od ciebie numer telefonu, a nie miałem czasu czatować pod twoim domem - pogłaskał mnie po policzku i znów się uśmiechnął. - Przepraszam.
    - Przestań tyle przepraszać! Pojawiłeś się nie wiadomo skąd, namieszałeś mi w głowie, olałeś, twoja siostra mnie prześladuje, a teraz w dodatku narobiłeś syf w księgarni moich rodziców. I twoje przepraszam ma mi wystarczyć? - warknęłam zła. Nie wiem dlaczego się tak zdenerwowałam, ale czułam, że jeśli mu wygarnę, to poczuje się lepiej.
    - Ty też mi namąciłaś w głowie! O niczym innym nie myślę, tylko o tobie! Mówiłem ci już, że Lora wygaduje głupoty, więc masz nie zwracać na nią uwagi. A z książkami ci pomogę - odpowiedział, patrząc mi w oczy. - Nie gniewaj się.
    - I ja mam ci niby uwierzyć?
    - Zaryzykuj - wyszeptał tuż obok mojego ucha, a mnie zrobiło się cholernie gorąco. - A może akurat to będzie to?
    - Dobra, dobra - machnęłam ręką, odsuwając się od niego. - Zaryzykuje - uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam układać książki na półkach.
    - Bardzo się cieszę - pocałował mnie w policzek i zaczął podawać mi książki. - Kocham ją - dodał, kiedy trzymał w rękach ''Alchemika'' Paulo Coelho.
    - To jedna z moich ulubionych.. O marzeniach, miłości - mruknęłam cicho. - A tak w ogóle, to ty czytasz? Nigdy bym się nie spodziewała!
    - Dzięki, Monica - walnął mnie lekko w ramię. - Tak, bardzo lubię. Tak się relaksuje.
    - Masz u mnie za to 100 punktów!
    - Ile mi brakuje, abym miał status twojego chłopaka? - zapytał z błyskiem w oku. - Skoro za książki dostałem aż tyle, to za seks i kąpiel w morzu powinienem dostać milion!
    - Jesteś zabawny, Marc -zachichotałam cicho. - Jeśli będziesz miał wystarczającą ilość punktów, to ci o tym powiem.
    - Już nie mogę się doczekać! Słuchaj, masz wolny wieczór?
    - Bardzo bym chciała, ale mój ojciec wyjechał na kilka dni i powinnam zostać w domu z mamą - pogłaskałam go po ramieniu. - Ale tym razem dam ci numer telefonu - puściłam mu oczko.
    - Bardzo mnie to cieszy - złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. - Dobrze, że tu przyszedłem - wyszeptał wprost w moje usta i po chwili delikatnie mnie pocałował.
    - Jesteśmy w sklepie!  - okleiłam się od niego i na chwilę zostawiłam go samego. Nabazgrałam na karteczce swój numer telefonu i włożyłam ją mu do kieszeni spodni. - Jeśli będziesz chciał, to zadzwoń.
    - Na pewno to zrobię - pokiwał głową i znów mnie pocałował. - Muszę spadać, cześć! - pożegnał się i wyparował ze sklepu.
    - A książka? - zapytałam sama siebie i wróciłam do pracy.

*

    Rozkręcanie interesu to bardzo czasochłonne zajęcie. A na pewno na początku. Całą noc spędziłam nad papierami, zdjęciami i musiałam słuchac śmiechów i komentarzy Tello, który postanowił poczytać donosy i pooglądać sobie fotki od paparazzich.
    Przemilczałam to wszystko i nad ranem wróciłam do mieszkania. Sama. Cristian doszedł do wniosku, że przyda mu się drzemka i prysznic, bo potem ma trening, a wieczorem idziemy na bal.
    Sama też się przespałam, umyłam i ubrałam.
    Gdy jadłam śniadanie i czytałam poranną prasę do kuchni wkroczył zaspany Marc. Zlustrował mój strój od góry do dołu i opadł na krzesło.
    -Czy ja kiedyś dożyję chwili, gdy nie wyglądasz perfekcyjnie, niczym z magazynu mody? - sapnął.
    -Mam nadzieję, że nie - pokręciłam głową i upiłam łyk kawy. - Masz siniaka na łokciu - zauważyłam śliwkę na jego prawej ręce.
    -Wywalilem wczoraj regał z książkami w księgarni - skrzywił się.
    -Mówiłam, że to cię kiedyś zabije - westchnęłam. - Kupowanie przez internet jest wygodniejsze, mały.
    -Ale ja lubię dotykać książek, powąchać je - burknął.
    -Powąchasz sobie jak przyniesie ci je kurier - podsunęłam mu talerz z kanapkami. - Nie wrócę dziś na noc, więc możesz zaszaleć - puściłam mu oczko.
    -Gdzie się wybierasz? - spytał i zajął sie jedzeniem.
    -Idę na jakąś imprezę charytatywną, bal, ludzie i w ogóle - machnęłam ręką. - Nie wiadomo o której się skończy, ale potem kimnę się u Tello.
    -Tello? - zdziwił się.
    -Twój przyjaciel idzie ze mną - uśmiechnęłam się. - Nawet ma smoking.
    -CO?! - sapnał. - Smoking?! - wytrzeszczył oczy.
    -Dokładnie. Byle jak się na takie imprezy nie chodzi - wstałam i poprawiłam włosy.
    -Czy wy coś tego? - mrugnął okiem.
    -My, braciszku, w przeciwieństwie do ciebie potrafimy się bawić, nawet swoim towarzystwem. Więc, nie żadne tego-śmego, tylko przepyszna zabawa - cmoknęłam go w czoło i ruszyłam do drzwi.
    -Gdzie idziesz? - zainteresowal się.
    -Fryzjer, kosmetyczka i takie tam. Muszę wyglądac jak należy - zerknęłam na swoje odbicie w lustrze.
    -Możesz jeszcze coś poprawić? - stanął obok mnie.
    -Kocham cię - poczochrałam mu włosy. - Spasuj z jednorazówką - szepnęłam.
    -Nie prześladuj jej - spojrzał mi w oczy.
    -Nie spotykaj się z nią, a nie będzie o czym gadać. To, że wiem o niej tyle, to nie kwestia tego, że mnie interesuje, ale że tego, że zawracasz sobie nią dupę.
    -Podoba mi się! - burknął.
    -Podobają mi się nowe buty od Jimmy'ego Choo i będe je mieć, ale w następnym sezonie nawet nie będę o nich pamiętać. Rozumiesz?
    -Monica to nie buty, Lora! - warknął.
    -Nie jest od nich mądrzejsza - wzruszyłam ramionami. - I wcale jej nie prześladuję. To robią twoi fani i informują o tym portal. Powinienes mi podziękować, że nikt o niej nie wie i ma laska spokój.
    -Lora... - jęknął.
    -Pa! - puściłam mu oczko i wyszłam.

    Po wizycie u wszystkich moich ekspertów ubrałam się w końcu w swoją przepiękną fioletową suknię od Eileen Kirby. Do tego szpilki nudę ze złotą platformą, torebkę od McQueena i kolczyki. Stałam przed ogromnym lustrem w swoim gabinecie i wpatrywałam się w odbicie. Ciekawe czy Cristianowi się spodoba?
    -Hej! - do środka wparował Tello wystrojony w idealnie skrojony smoking. - Lora - sapnął na mój widok. - Jesteś najpiękniejsza - ucałował mnie delikatnie w policzek.
    -Dziękuję - uśmiechnęłam się. - Mam nadzieję, że go kupiłeś - poprawiłam mu muszkę.
    -Tak, a co? - zmarszczył czoło.
    -Może się jeszcze wiele razy przydać - pogłaskałam go po policzku.
    -Planujesz mnie zabierać na inne imprezy? - zaśmiał się i wziął mnie pod rękę.
    -Jak dziś będziesz grzeczny to czemu nie? - puściłam mu oczko.
    Wsiedliśmy do limuzyny i udaliśmy się wprost do pałacyku, gdzie odbywał się bal. Lubię takie przyjęcia, gdzie jest dużo sław, dziennikarzy, fotografów. Dzięki nim żyję i mam za co opłacić rachunki.
    -Co mamy robić? - szepnął Tello, gdy wchodziliśmy.
    -Uśmiechaj się i uspokój. Przywykniesz - poklepałam go po ramieniu, a potem ustawiliśmy się pod jedną ze ścian, gdzie zrobiono nam zdjęcia i zadano masę pytań, w stylu jak dawno jesteście razem, co na to Marc, czy Cristian planuje zmianę klubu i takie pierdoły. Trzymaliśmy się wersji o kumplach od dziecka.
    -To, że mnie tu zabrałaś ma jakiś cel, co? - mruknął, gdy usiedliśmy na wyznaczonych dla nas miejscach na licytacji charytatywnej.
    -Oczywiście - pokiwałam głową. - Sądziłeś, że kierowała mną jedynie chęć spędzenia z tobą czasu? Nie, bo mogłam tu zabrać kogo tylko chciałam. Tylko musiałam tak to rozegrać, żeby prasa się mną zainteresowała. A któż będzie lepszy od młodego piłkarza FC Barcelony, kumpla mojego brata i nadziei hiszpańskiej piłki nożnej? - prychnęłam.
    -I tak wiem, że połowa to chęć spędzenia ze mną czasu - uśmiechnął się cwanie.
    -Bzdura - warknęłam.
    -Lora, nie potrafisz przestać o mnie myśleć - szepnął mi do ucha.
    -Trochę trudno o tobie nie myśleć jak ciągle za mną łazisz! Mogę z ciebie zrobić drugiego Davida Beckhama, ale jak mnie zdenerwujesz to zostaniesz drugą Lindsay Lohan! - fuknęłam.
    -A zostaniesz moją Victorią? - zamachał rzęsami.
    Zignorowałam jego tekst i skupiłam się na licytacji. Próbowałam nie widzieć tego jak się rozgląda, co chwila zezuje na mnie i bezczelnie się śmieje!
    -Zatańczysz? - spytał, gdy znaleźliśmy się na parkiecie w sali balowej.
    -Tak - mruknęłam i dałam się porwać w takt muzyki.
    -Masz rację - powiedział, gdy walcowaliśmy pośród innych par.
    -W związku z czym? - spojrzałam wprost w jego cudne tęczówki.
    -Możemy razem sporo ugrać - był całkiem poważny.
    -Pod warunkiem, że będziesz dobrze grał, bo jak nie to moje starania spełzną na niczym.
    -Widziałaś jak ostatnimi laty gra Beckham? A żyje jak król, bo potrafi sprzedać swój wizerunek nie oddając przy tym swojej prywatności.
    -Jesteś tego pewien? - szepnęłam.
    -Pytanie czy potrafisz zrobić z nas bogaczy? - specjalnie milczałam dłuższą chwilę.
    -Potrafię - uśmiechnęłam się. - Musimy opublikować nasze zdjęcia, pozwolić, żeby paparazzi na nami ganiali, dziennikarze zasypywali cię pytaniami, chodzić na imprezy, być zawsze tam, gdzie cos się dzieje... Znam to wszystko, ale z drugiej strony.
    -Robiłaś już coś takiego?
    -Potrafię manipulować wizerunkami ludzi, skarbie. A teraz mnie pocałuj, bo patrzy kto trzeba - szepnęłam. Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Wpił się w moje usta, a ja momentalnie zapomniałam po co to robimy. Było mi dobrze, jego wargi były idealne dla moich, a zapach jego perfum sprawiał, że czułam się niczym w niebie.
    -Zrób z nas gwiazdy - wyszeptał i oczy mu zalśniły.
    -Na rozkaz - uśmiechnęłam się szelmowsko.

*

    Usiadłam przy biurku i czekałam na jakiegoś maila od Hugo, który powinien dać jakiś znak życia. A tu cisza! Może już o mnie zapomniał? Chociaż to mało prawdopodobne.. Może po prostu nie ma dostępu do internetu i tyle. Kiedy tak sobie dumałam, to usłyszałam jak mój telefon dzwoni. Nieznany numer? Kto to może być?
    - Słucham?
    - Monica? Cześć, tu Marc - usłyszałam jego głos. Na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech. - Słuchaj, moja siostra dziś wychodzi i tak sobie myślałem, że może byś do mnie wpadła? Przyjadę po ciebie!
    - To brzmi jak zaproszenie na seks - zachichotałam cicho.
    - Może być i zaproszenie na seks.. Ale tak nie jest, więc wpadniesz?
    - Dobra, nich będzie. I nie musisz po mnie przyjeżdżać. Znam adres! - zaświergotałam i wstałam z krzesła, myśląc w co się ubiorę. - Do zobaczenia, Marc - pożegnałam się i rozłączyłam.
    Otwarłam szafę i wyciągnęłam z niej białą spódnice, bluzkę w kwiatki, kurtkę jeansową, szpilki oraz torebkę. Do tego wyciągnęłam kolczyki z kuferka i stwierdziłam, że tak będę się ładnie prezentować. Przebrałam się, włosy spięłam w koka i mogłam wybywać z domu. Po dwudziestu minutach stałam już pod drzwiami Bartry. Zapukałam i czekałam, aż mi otworzy.
    - Cześć - po kilku sekundach stanął w drzwiach z szerokim uśmiechem na twarzy. - Ładnie wyglądasz! - puścił do mnie oczko i przyciągnął mnie do siebie. Złożył na moich ustach słodkiego całusa i wpuścił mnie do środka.
    - Na pewno nie ma Lory? Nie mam ochoty słuchania, że jestem jednorazówką.
    - A co się nią tak przejmujesz? - zapytał, wchodząc do kuchni. - Chcesz coś do picia, albo jedzenia?
    - Nie, dziękuję - uśmiechnęłam się lekko. - Jestem dziewczyną i to normalne, że się przejmuje. To wcale nie jest miłe!
    - Po prostu to ignoruj. Obejrzymy jakiś film?
    - Pewnie! Ale jaki?
    - Mam nowy horror, podobno fajny - puścił do mnie oczko i wyciągnął z lodówki Coca Cole. Z szafki zabrał dwie szklanki oraz chipsy.
    - Horror? Super! - uśmiechnęłam się głupkowato. No to jest po mnie.. Cholernie boję się takich filmów!
    - Usiądź, a ja włączę - poinstruował i podszedł do odtwarzacza DVD. Ja usadowiłam się na kanapie i nalałam nam do szklanek wody.
    - Już się boisz? - zapytał, siadając z szerokim uśmiechem obok mnie. - Nie martw się, bo mnie to w ogóle nie rusza.
    - Z wieloma dziewczynami oglądasz tutaj filmy?
    - No kilka się przewinęło - podrapał się po głowie. - Catalina, Sylvia, Sandra, Naomi, Vilma - zaczął wyliczać.
    - O wow, dużo - mruknęłam cicho.
    - Żartuję, głupku - zarechotał i mnie przytulił. - Tyko z tobą i Sandrą. I z Lorą, ale to moja siostra.
    - Długo byłeś z tą Sandrą?
    - Można powiedzieć, że tak. Bardzo mnie zraniła.. Gdyby nie Lora, to pewnie do teraz bym się nie pozbierał. Naprawdę kochałem Sandrę.
    - Wierzę ci - pogłaskałam go po policzku i lekko musnęłam jego wargi swoimi. - Masz coś  w sobie, Marc..
    - Co takiego?
    - Ty doskonale wiesz co! - walnęłam go w ramię. - Dobra, oglądamy - odsunęłam się od niego i spojrzałam na ogromny telewizor. Akurat jakiś facet z maską rozcinał kobiece ciało.
    - Jeśli chcesz, to możesz siedzieć na drugim końcu kanapy. Mnie to wcale nie przeszkadza - uśmiechnął się do mnie i pokazał język.
    - Marc, chodź tu! - jęknęłam przerażona i znów się do niego przysunęłam. Przytulił mnie mocno i wyłączył telewizor. - Nie musimy oglądać, skoro się boisz.
    - A co będziemy robić? - zapytałam, wtulając się w jego szyję. - Jestem trochę zmęczona.
    - To śpij, poczytam ci - westchnął i sięgnął po jakąś książkę. - Połóż się wygodnie.
    - Dobra - pokiwałam głową. Ułożyłam głowę na jego kolanach i przykryłam się kocem, który mi podał. - Możesz zaczynać.
    Po kilkunastu minutach słuchania jego głosu zasnęłam.

***
Vinga jutro w nocy wraca, więc Monisia się bardzo cieszy :D
Rozdział z dedykacją dla captive, która zrobiła Nam ten przecudny szablon :)