czwartek, 23 sierpnia 2012

rozdział 5

    Na balu nie byliśmy specjalnie długo. Gdy zmyli się dziennikarze z aparatami, my zrobiliśmy to samo. Udaliśmy się do mojego biura, gdzie miałam kilka zapasowych ciuchów, przebrałam się i zawędrowaliśmy do klubu. Zabawa jak zwykle z Tello u boku była przepyszna. Wszystko zakończyliśmy soczystym buziakiem i wróciliśmy do mojego mieszkania. Nie mieliśmy czasu na sen. Szybkie śniadanie, nowy strój i lecimy zobaczyć zdjęcia z wczoraj.
    Wkroczyłam do kuchni, nalałam do szklanki soku kokosowego, upiłam łyk i kierowana dziwnym przeczuciem udałam się do salonu. Cóż tam zastałam? Marc i jednorazówka, która bywa w towarzystwie mojego brata coraz częściej. Chyba zrezygnuje z miana jednorazówka...
    -Jak ją teraz nazwiesz? - wyszeptał mi do ucha Cristian.
    -Cwana bladź? - szepnęłam.
    -Skąd wiesz, może sypia tylko z nim? - mruknął.
    -Jak na razie to śpi w moim salonie! - powiedziałam głośno. - Bartra! Od godziny powinieneś być na treningu! Tak chcesz zapracować na pierwszą drużynę, zakało jedna?! - wrzasnęłam. Brunet zerwał się jak oparzony, a Tello wybuchł śmiechem.
    -Oddychaj, mamy dziś wolne - pośpieszył z wyjaśnieniem, jednak Marc nadal trzymał się jedną ręką za serce, a drugą drapał po głowie.
    -Przysnęło się nam - sapnął.
    -Oglądaliście horror? - Cristian sięgnął po pudełko. - Słaby.
    -Zgadzam się - przytaknęłam zaglądając mu przez ramię. Przyjaciółka Marca otworzyła oczy i patrzyła na nas zaskoczona. Nie każdy ma okazję oglądać mnie zaraz po przebudzeniu.
    -Nie powinnaś być czasem w sukni balowej? - zreflektował się Bartra.
    -Byliśmy w klubie - mruknęłam i nadal wpatrywałam się w dziewuszkę. - Cześć - uśmiechnęłam się przeuroczo.
    - Heeeej - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko. Muszę stwierdzić, że pobudki w domu Marca są straszne. Ta jego siostra jest straszna! Boże, za co ona mnie tak nie lubi? Czy ja zraniłam jej brata? Ukradłam jej te drogie ciuchy? Nie, więc niech da mi święty spokój!
    -Jęczy jakbyś ją za mocno dojeździł - szepnęłam, ale szczerze mówiąc miałam w nosie czy mnie usłyszy czy nie.
    -Albo jakbyś jej w ogóle nie tknął - westchnął Tello. - Cześć, Szwedeczko! - pomachał do blondynki. Prychnęłam pod nosem, a on się tylko uśmiechnął.
    - O matko - wypaliłam na głos. Co on tu robi? To chyba mój koniec. - Jeśli tak bardzo chcecie wiedzieć, to mnie nie tknął - powiedziałam kąśliwie.
    -Frajer - odezwaliśmy się jednocześnie, a Marc założył ręce na piersi.
    -Monica, nie przejmuj się nimi. Przywykniesz i przestaniesz reagować - uśmiechnął się do niej.
    -Nie trudź się, aż tak długo tu nie pobędziesz, żebyś się musiała do czegokolwiek przyzwyczajać - odparłam lekko.
    - Marc, oni są straszni! - zwróciłam się do niego i machnęłam ręką. - Na szczęście to nie ty tutaj decydujesz ile tutaj pobędę - spojrzałam na nią gniewnie. Zaczęła mi grać na nerwach, uczepiła się i nie chcę się odczepić!
    -Ile pobędziesz w jego życiu to może faktycznie nie... - zamyśliłam się. - Ale w mieszkaniu śmiało mogę. Dołożenie do zakupu, płacenie rachunków od kilku miesięcy, wystrój... - wyliczyłam i uśmiechnęłam się do Marca.
    -Lora! - zmroził mnie spojrzeniem.
    -Mieszkanie jest wspólne, przynajmniej do czasu aż nie zamarzy mi się własne gniazdo. Jednak na razie delektuje się mieszkaniem z bratem, z którym nie spędzałam czasu od tak dawna - pogłaskałam go po umięśnionym ramieniu. - Kocham swoich braci i kocham z nimi mieszkać - dodałam, a Marc uśmiechnął się zadowolony.
    - Nie zniosę takiego traktowania, Marc. Skoro twoja siostrunia ma tak do mnie gadać, to wyjdę i porozmawiamy na klatce, bo pewnie to już nie jej własność - odpowiedziałam szybko. Dobra, może trochę przesadziłam, ale skoro Bartra nic jej nie powie, to ja to muszę zrobić!
    -Oddychaj, księżniczko - westchnęłam i spojrzałam na brata. Czy to moja wina, że podobają mu się głupie laski? To w końcu on nie raz uratował mnie przed fatalnymi wyborami, nawet takimi na jedną noc. Mnie pozostaje jedynie go kochać, wspierać i wypierdalać kurwy z jego życia a przede wszystkim łóżka. - Jakieś plany na wieczór?
    - Nie jestem księżniczką! - oburzyłam się i spojrzałam na Bartre, który zrobił tylko głupkowatą minę. - Na mnie już chyba pora.
    -Zadałam pytanie i w połowie skierowane było do ciebie. Plany na wieczór? - warknęłam.
    -Nie - pokręcił głową Marc i spojrzał błagalnie na blondynkę.
    - Nie mam jeszcze żadnych planów. Muszę pomóc rodzicom w księgarni - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko do Marca. - Jest tam dużo pracy.
    -Tak, wywalanie półek - zachichotał Tello.
    -Dziś jest premiera nowych perfum Prady - wyjęłam z torebki kopertę. - Nie mam czasu, ale wy możecie się wybrać - podałam jej zaproszenie. Czułam na sobie palące spojrzenie Cristiana, ale na szczęście milczał. Ta... Porozmawiamy sobie potem.
    - Nie moja wina, że twój przyjaciel jest tak uzdolniony - posłałam mu lekki uśmiech. - Dziękuję, ale to nie moje towarzystwo. Nie czuje się dobrze na takich przyjęciach.. - zwróciłam się do Lory.
    -Po pierwsze: mnie się nie odmawia, bo rzadko kiedy oddaje takie zaproszenia. Po drugie: może być to twoja pierwsza i bardzo prawdopodobne, że ostatnia próba kiedy wyciągnę do ciebie rękę. Po trzecie: robisz to trochę dla Marca, bo najwyższy czas, żeby świat zapomniał o Sandrze. Po czwarte: jesteś dziewczyną, w co nie śmiem wątpić, bo nie wyobrażam sobie, że mój brat tyka cokolwiek innego, a każda dziewczyna lubi czasem się wystroić. Po piąte: zaraz dostanę opierdol, że ci to dałam, a mogłam tam iść z Tello. Mam wyliczać dalej? - wysyczałam. Co za idiotka! Dałam jej coś za co inni daliby się pokroić, a ona mu tu odmawia?!
    -Dzięki, siostra - zareagował Marc, który jak zwykle wolał się nie wtykać, gdy z kimś dyskutowałam i wyczuł, że to możliwe jedyna szansa, żebym zaakceptowała jego koleżaneczkę.
    - Skoro chodzi o Marca, to pójdę - uśmiechnęłam się do niego szeroko. - Jeszcze raz dziękuję za to zaproszenie. Teraz będę musiała sobie coś kupić - podrapałam się po głowie. Moja szafa nie ma nic odpowiedniego na taką okazję. Na szczęście blisko księgarni są fajne sklepy!
    -Barcelona - szepnął Marc, a Tello wybuchł niepohamowanym śmiechem. Blondyneczka spojrzała na nich zaskoczona, a ja zgrzytnęłam zębami.
    -Załatwię ci strój - jęknęłam. - Na pierwszej imprezie nie możesz się ośmieszyć, bo potem będzie mi ciężko to sprostować.
    -Zaskakuje mnie skąd masz tyle ciuchów skoro przyjechałaś tylko z jedną walizką - wtrącił się Bartra.
    -A ty myślisz, że od czego mnie ręce bolały kilka dni temu na treningu? - warknął Tello.
    - Dobrze - mruknęłam cicho. Fakt, że Lora mnie w czym cokolwiek pomaga bardzo mnie dziwi, ale może ona rzeczywiście się tak troszczy o Marca? Sama już nie wiem.. - Zaraz muszę iść, rodzice będą wściekli, że znów mnie nie ma w domu - skrzywiłam się lekko i spojrzałam na zegarek.
    -Daj mi sekundę - złapałam Tello za rekę i pociągnęłam go do swojego pokoju.
    -Zachwycasz mnie - przyciągnął mnie do siebie.
    -A co? Ty nie jesteś w stanie zrobić wszystkiego dla Jenny? - warknęłam. - Kochasz ją tak jak Marc kocha mnie. A teraz mnie puść - odepchnęłam go i zmarszczyłam czoło. - W co ja ubrać?
    -W czerwień. Pasuje do blondynek - wyraził swoje zdanie.
    -Zobaczy się... - mruknęłam i zaczęłam grzebać w wieszakach. Mój pokój przypominał bardziej garderobę z łóżkiem niż sypialnię. Wszędzie walały się walizki z butami, rozstawione były wieszaki na kółkach, a na nich w workach wisiały przeróżne kreacje. Niektóre miałam na sobie tylko raz albo i wcale.
    -Masz dobrze - odezwał się po długiej chwili ciszy Cristian. - Jest zgrabna i nie ma żadnych mankamentów.
    -Pewnie, grunt, że stanął ci na widok jej mokrych cycek i jest cudowna! - fuknęłam.
    -Żartowałem! - podskoczył i objął mnie od tyłu. - Ciebie i tak nigdy nie przebije - cmoknął mnie w szyję.
    -Myślisz, że buty będą dobre? - mruknęłam.
    -Tak, wydaje mi się, że to ten sam numer.
    -Super - odsunęłam się, zapakowałam wszystko do czarnego pokrowca i wyszłam. - Buty do zwrotu, resztę sobie weź - wręczyłam pakunek blondynce. - Przymierz w domu, ale ekspert - zmierzyłam Tello morderczym spojrzeniem. - twierdzi, że będzie pasować. Tylko nie naróbcie siary, słuchaj Marca, on bywa na takich imprezach. Nie udzielaj nikomu wywiadów - zwróciłam się do brata. - Bo dukasz jakbyś zapomniał jak się mówi - odwróciłam się na pięcie i nim ktoś się odezwał wróciłam do siebie.
    -Miłej zabawy - powiedział Tello i udał się do kuchni, żeby zjeść śniadanie.
    - Myślisz, że to jest dobry pomysł? - szepnęłam w stronę Marca. - Czuje się jakbym nie miała pieniędzy, bo twoja siostra daje mi ciuchy!
    - Nie martw się.. Ja już byłem na takich imprezach i będzie fajnie - puścił do mnie oczko i objął mnie w pasie. - Jestem pewien, że będziesz w tym wyglądać wspaniale.
    - Nawet nie wiesz co tam mam! Muszę spadać do domu - poinformowałam go.
    - Znając Lorę, to nie puści cię w jakiś szmatach. Przyjadę po ciebie wieczorem - otworzył drzwi i schylił się do mnie po czym pocałował mnie delikatnie w usta. - Do zobaczenia.
    - Dobra, pa! - uśmiechnęłam się do niego słodko i wyszłam z mieszkania.



*

    Od kilku minut stoję wystrojona w piękną, czerwoną sukienkę, złote szpilki oraz kolczyki i torebkę, a Bartry nadal nie ma. Może się rozmyślił? Albo zapomniał? Nie, on taki przeciez nie jest. Chyba nie jest. Po kilkunastu sekundach pod moim domem zatrzymał się jego samochód i wyszłam z domu, cicho zamykając drzwi. Nie chcę, by rodzice podgladali z kim wychodzę.
    - Cześć - przywitałam się, kiedy wsiadłam do samochodu. - Ładne wdzianko!
    - W takiej wersji mnie jeszcze nie widziałaś, co? Ładnie ci ze spiętymi włosami. - powiedział, dając mi buziaka w usta, a później delikatnie zjechał na szyję. - W sumie to nie musimy tam jechać..
    - Musimy - odsunęłam go od siebie. - Ruszaj!
    - No dobra, dobra - powiedział zrezygnowany i odpalił. - Denerwujesz się?
    - Trochę tak. Ale to nic wielkiego, co? Nie chcę zrobić z siebie idiotki!
    - Nie zrobisz, Monica - powiedział poważnie. - Jesteś zajebiście ubrana, masz idealną figurę i wygląd, idziesz tam z piłkarzem Barcy, więc nie ma się czego bać!
    - Marc, to dla ciebie nic wielkiego, ale ja nigdy nie stałam przed kamerami.. To dla mnie nowość!
    -   Uśmiechaj się i będzie dobrze - pogłaskał mnie po kolanie i zatrzymał samochód. - Jesteśmy na miejscu.
    - Miejmy nadzieje, że nie przyniosę ci wstydu - mruknęłam sama do siebie i wyszłam z samochodu. Marc chwycił mnie za rękę i po chwili znajdowaliśmy się w ogromnym pomieszczeniu, gdzie panował istny bałagan. Wszędzie dziennikarze, aparaty i znane osobistości. To chyba dla mnie za dużo!
    - Uśmiechaj się! - szepnął mi do ucha Bartra i zrobiłam tak, jak kazał. Przecież on już nie raz był na takiej imprezie.
    Dziennikarze zrobili nam milion zdjęć, Marca wypytywano o mnie, piłkę, siostrę i jej związek z niejakim Tello, ale on milczał jak zaklęty. Słuchał się siostry! Nowy zapach Prady był oszałamiający. Bardzo mi się podobał, ale cena również była nieziemska. Stać mnie, ale rodzice nauczyli mnie, że pieniądze trzeba wydawać rozsądnie i nie kupować głupot. Tak, perfumy też do tego się zaliczały.
    - Podoba ci się? - zapytał Marc, obejmując mnie ręką w pasie. - A tak w ogóle to mam pytanie.. - spojrzał się w moje oczy, a po mnie przeszedł dreszcz.
    - Tak, jest fajnie - pokiwałam twierdząco głową. - Pytaj.
    - Mam już wystarczającą ilość punktów? - wypalił szybko. Doskonale wiem o co mu chodzi i w sumie, to odpowiedź znałam już od rana.
    - Zatańczymy? - uśmiechnęłam się do niego szeroko i chwyciłam jego dłoń. - Muszę zobaczyć jakim jesteś tancerzem.
    - Słabym - wyszczerzył się i zaprowadził mnie w głąb parkietu. - Dostanę swoja odpowiedź?
    - Pomyśl trochę, Bartra!
    - To akurat nie wychodzi mi za dobrze - wymamrotał i zaserwował mi obrót. - Wiem, że jesteś już moja - wyszeptał mi do ucha.
    - Bingo, kochaniutki - uśmiechnęłam się lekko i poczułam jego wargi na swoich. Najpierw muskał je delikatnie, ale po chwili zamieniły się w coś większego. Nie liczyło się to, że wokoło było mnóstwo dziennikarzy i ludzi. Byliśmy tylko my.

*

    Drugie zaproszenie, które przyjęłam na dzisiejszy wieczór nie było tak elitarne jak pierwsze, ale ważniejsze.
    Razem z Tello udaliśmy się na spotkanie z przyjaciółmi. Widziałam się z nim ostatni raz chyba na Wielkanoc.
    Przy ognisku na plaży siedzieli już wszyscy.
    -Tak myślałem! - zawołał Vazquez. - Nigdy nie będę mógł zobaczyć twoich zgrabnych nóżek w spodniach?
    -Prędzej ja zobaczę cię z pałą na wierzchu - odparłam z uśmiechem i usiadłam obok niego. - Współczuję - zwróciłam się do Aidy, dziewczyny tego cwaniaka.
    -Dziękuję Bogu, że nie gra z nami - Sergi Roberto złożył ręce niczym do modlitwy.
    -Ja też - pokiwał głową Alvaro.
    -Masz - Marc Muniesa rzucił mi puszkę piwa.
    -Muni, jak noga? - zatroskałam się.
    -Powoli - uśmiechnął się. - Jeszcze sobie kiedyś pobiegamy.
    -W spódnicy - zarechotał Vazquez i położył głowę na kolanach Aidy.
    -Stul dziób, bo jutro będziesz za mną chodził i skomlał, że dziennikarze nie dają ci spokoju i pytają o związek. Już ja nie powiem kto mnie błagał o tuszowanie wszystkiego co ma cokolwiek wspólnego z Aidą!
    -Nie chcę, żeby miała paparazzich na każdym kroku - fuknął.
    -Nie jesteś aż taką personą, stary - zachichotał Sergi.
    -Ale będę! - popatrzył na nas jak na kosmitów. - Lora mi pomoże - szturchnął mnie nogą w dłoń.
    -Wszystkie wystające części ciała trzymaj zdala ode mnie - skrzywiłam się.
    -Cześć! - usłyszeliśmy nad sobą, a gdy podniosłam głowę kogo zobaczyłam? Ville!
    -Kto wypaplał o ognisku? - warknął Tello.
    -Nikt - odpowiedział David. - Po prostu Sergi rozpalił to na moim kawałku plaży. Tam - wskazał coś w oddali. - Jest mój dom.
    -Roberto! - rzuciłam w niego butem Vazqueza. Musze pamiętać, że mam zdezynfekować ręce.
    -Wielkie mi halo - przekręcił oczami.
    -Siadaj, Guaje - Cristian podał Villi piwo.
    -Wysłałaś Bartre na żer gryzipiórkom, a sama się relaksujesz? - zaśmiał się. - Czekaj, jak na ciebie mówią? Lodowa Królowa?
    -Jadowita - pośpieszył z odpowiedzą Vazquez.
    -Bardziej pasuje - zgodził się Sergi.
    -Lora, co mają znaczyć zdjęcia twoje i Tello w każdej gazecie i w całym Internecie? - zainteresował się Muni. - Od kiedy jesteście razem?
    -Od nigdy - wzruszyłam ramionami.
    -Jesteśmy w medialnym związku - dodał Tello. - Zarobimy kupę kasy, już Lory w tym głowa - pogłaskał mnie po włosach.
    -Powariowaliście kompletnie - westchnął David. - Vazquez staje na uszach, żeby nikt się nie dowiedział, że ma dziewczynę. Wy z kolei robicie wszystko, żeby wkręcić świat, że coś was łączy... U mnie nie było kombinowania. Kocham to się żenię i zakładam rodzinę.
    -To było dekadę temu - jęknął Sergi. - Teraz nikt normalny nie bierze ślubu z dwudziestką na karku!
    -Dokładnie! - mruknęła Aida.
    -To dobrze - wyszeptał Vazquez i wyszczerzył się radośnie.
    -Zadba o to nasza Śnieżna Królowa - zachichotał Muni.
    -Jadowita - poprawił go Villa, a ja się uśmiechnęłam.
    -Czy źle wam robię? Prywatne zdjęcia Villi to rarytas, zdjęcia waszych lasek tak samo. Do publicznej wiadomości dociera tylko to co chcę... - zerknęłam na telefon, który zawibrował. - Sorry - powiedziałam i odebrałam. - Tak, Emmo?... Dodaj tylko ze ściany, bez żadnego całowania, miziania i temu podobnych... Dzięki, pa - rozłączyłam się.
    -Bartra? - spytał Tello, a ja skinęłam głową.
    -Jak to zrobiłaś, że rozkręciłaś firmę w kilka dni? To fizycznie nie możliwe! - odezwał się Villa.
    -Zaczęłam wszystko przygotowywać już w Londynie. Najtrudniejsze było znalezienie pracowników, ale pamiętajcie... Zdeterminowany człowiek, którego się rozpieszcza i ratuje w trudnych chwilach jest najlepszy. Uzależnia się od ciebie.
    -Ratujesz kasą, a rozpieszczasz jak? - zaciekawił się Muniesa.
    -Wypełniają ankietę. Wiem co lubią, a czego nie - uśmiechnęłam się delikatnie. - Czasem rzucę kilka biletów na mecz, całkiem za darmo. Innym razem jakiś bon na zakupy, weekend w Paryżu. Jestem blisko pracowników, ufają mi i wielbią, a ja wiem, że ktoś taki nie odejdzie, nie zdradzi i będzie lojalny.
    -Cwaniara - powiedział z uznaniem Sergi.
    -Nie bawię się w to od wczoraj, ale od lat. Teraz zamiast skupić się na nowej firmie, ja muszę zwalczać nową laskę Marca! - fuknęłam.
    -Miała być jednorazówką, a stała się wielokrotnego użytku - dodał Tello.
    -Może się zakochał? - mruknął Vazquez.
    -Pierdoliłeś tak przy Sandrze i zobacz jak się skończyło?! - warknęłam.
    -Sandra była dziwna - skrzywił się. - Nigdy ci nie pyskowała, nic. Bez słowa znosiła twoje marudzenia, wredne zachowanie. Jaka jest nowa?
    -Odważna - zaśmiał się Cristian.
    -Wkurwiająca - założyłam ręce na piersi i oparłam się o Tello. - Strasznie - cmoknęłam.
    -Chcę ją poznać! - klasnął w dłonie Sergi.
    -Zaraz cię poznam - fuknęłam.
    -Piwa? - zaproponował Marc, żebyśmy się uspokoili.


***

Dziś Gran Derbi. Ja stawiam na Barcę, ale pewnie Vinga by się kłóciła, ale na szczęście jej nie ma :D WRACAJ SZYBKO!
Muszę Wam zdradzić, że kolejny rozdział bardzo mi się podoba. Będzie dużo Alvaro. Śmiesznego Alvaro :D

wtorek, 14 sierpnia 2012

rozdział 4

    Dzisiaj cały dzień miałam pomagać mamie w księgarni, bo tata pojechał gdzieś w interesach i nie chciał, by została z tym wszystkim sama. Nie oponowałam, bo uwielbiam spędzać czas wśród książek, gdzie była cisza i spokój. Mogłam porozmawiać z mamą, pomagać innym przy wyborze książek lub po prostu przemyśleć kilka spraw, kiedy mnie coś trapiło. A skoro w mieście nie ma Hugo, to bardzo się nudzę, więc pomoc mamie jest najlepszą opcją.
    Poprawiłam swoją sukienkę w biało - granatowe paski, przewiesiłam przez ramię torebeczkę, założyłam brązowe sandałki oraz kolczyki i byłam gotowa do wyjścia. Po kilku minutach jazdy samochodem razem z mamą mogłyśmy otworzyć księgarnie i zabrać się do pracy.
    - Monica, kochanie - usłyszałam głos mamy. - Mogłabyś zająć się tymi raportami? Ja nie umiem posługiwać się tymi komputerami, a tobie będzie łatwiej.
    - Pewnie, mamuś - odparłam i skierowałam swoje kroki na zaplecze, gdzie miałam wszystkie papiery oraz laptopa. Czeka na mnie dużo pracy, więc muszę się skupić i nie myśleć o niebieskich migdałach. Ale cały czas w mojej głowie siedział Marc, który najwidoczniej zrezygnował z kolejnej randki, bo nigdy więcej go nie spotkałam. Dobra, koniec! Czas zabrać się za te nieszczęsne raporty.
    Po godzinie lub dwóch usłyszałam hałas oraz śmiech mojej mamy, który dochodził z wnętrza sklepu. Odstawiłam laptopa na stolik i szybkim krokiem pognałam w tamtą stronę. Moim oczom ukazała się śmieszna scena. Na podłodze leżał chłopak przykryty stertą książek, a mama stała nad nim i się śmiała.
    - Mamo, co tu się stało? - próbowałam opanować śmiech. W tym momencie chłopak zaczął się podnosić i zobaczyłam Bartrę! Co? Spodziewałabym się go wszędzie, tylko nie tutaj!
    - Monica? - zapytał, podnosząc kilka książek z ziemi. - Przepraszam.. Ja to wszystko posprzątam.
    - Znacie się? - mama skierowała pytanie do mnie i posłała mi pytające spojrzenie.
    - Później ci powiem. Zajmę się tym - mruknęłam i dałam jej znać, aby sobie poszła. - Marc, sprawiasz mi same kłopoty - zwróciłam się do niego.
    - Przepraszam! Ja chciałem zabrać książkę Sparks'a i to wszystko się na mnie zawaliło! - uśmiechnął się szeroko. - Pracujesz tu?
    - Pomagam rodzicom. Kiedyś ci to mówiłam - mruknęłam obojętnie i zabrałam się za sprzątanie tego bałaganu, którego narobił. - Poradzę sobie - dodałam, kiedy zaczął mi pomagać.
    - Czy ty jesteś na mnie zła?
    - Nie, wydaje ci się.
    - Przecież widzę.. Wybacz, że się nie odzywałem, ale zapomniałem zabrać od ciebie numer telefonu, a nie miałem czasu czatować pod twoim domem - pogłaskał mnie po policzku i znów się uśmiechnął. - Przepraszam.
    - Przestań tyle przepraszać! Pojawiłeś się nie wiadomo skąd, namieszałeś mi w głowie, olałeś, twoja siostra mnie prześladuje, a teraz w dodatku narobiłeś syf w księgarni moich rodziców. I twoje przepraszam ma mi wystarczyć? - warknęłam zła. Nie wiem dlaczego się tak zdenerwowałam, ale czułam, że jeśli mu wygarnę, to poczuje się lepiej.
    - Ty też mi namąciłaś w głowie! O niczym innym nie myślę, tylko o tobie! Mówiłem ci już, że Lora wygaduje głupoty, więc masz nie zwracać na nią uwagi. A z książkami ci pomogę - odpowiedział, patrząc mi w oczy. - Nie gniewaj się.
    - I ja mam ci niby uwierzyć?
    - Zaryzykuj - wyszeptał tuż obok mojego ucha, a mnie zrobiło się cholernie gorąco. - A może akurat to będzie to?
    - Dobra, dobra - machnęłam ręką, odsuwając się od niego. - Zaryzykuje - uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam układać książki na półkach.
    - Bardzo się cieszę - pocałował mnie w policzek i zaczął podawać mi książki. - Kocham ją - dodał, kiedy trzymał w rękach ''Alchemika'' Paulo Coelho.
    - To jedna z moich ulubionych.. O marzeniach, miłości - mruknęłam cicho. - A tak w ogóle, to ty czytasz? Nigdy bym się nie spodziewała!
    - Dzięki, Monica - walnął mnie lekko w ramię. - Tak, bardzo lubię. Tak się relaksuje.
    - Masz u mnie za to 100 punktów!
    - Ile mi brakuje, abym miał status twojego chłopaka? - zapytał z błyskiem w oku. - Skoro za książki dostałem aż tyle, to za seks i kąpiel w morzu powinienem dostać milion!
    - Jesteś zabawny, Marc -zachichotałam cicho. - Jeśli będziesz miał wystarczającą ilość punktów, to ci o tym powiem.
    - Już nie mogę się doczekać! Słuchaj, masz wolny wieczór?
    - Bardzo bym chciała, ale mój ojciec wyjechał na kilka dni i powinnam zostać w domu z mamą - pogłaskałam go po ramieniu. - Ale tym razem dam ci numer telefonu - puściłam mu oczko.
    - Bardzo mnie to cieszy - złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. - Dobrze, że tu przyszedłem - wyszeptał wprost w moje usta i po chwili delikatnie mnie pocałował.
    - Jesteśmy w sklepie!  - okleiłam się od niego i na chwilę zostawiłam go samego. Nabazgrałam na karteczce swój numer telefonu i włożyłam ją mu do kieszeni spodni. - Jeśli będziesz chciał, to zadzwoń.
    - Na pewno to zrobię - pokiwał głową i znów mnie pocałował. - Muszę spadać, cześć! - pożegnał się i wyparował ze sklepu.
    - A książka? - zapytałam sama siebie i wróciłam do pracy.

*

    Rozkręcanie interesu to bardzo czasochłonne zajęcie. A na pewno na początku. Całą noc spędziłam nad papierami, zdjęciami i musiałam słuchac śmiechów i komentarzy Tello, który postanowił poczytać donosy i pooglądać sobie fotki od paparazzich.
    Przemilczałam to wszystko i nad ranem wróciłam do mieszkania. Sama. Cristian doszedł do wniosku, że przyda mu się drzemka i prysznic, bo potem ma trening, a wieczorem idziemy na bal.
    Sama też się przespałam, umyłam i ubrałam.
    Gdy jadłam śniadanie i czytałam poranną prasę do kuchni wkroczył zaspany Marc. Zlustrował mój strój od góry do dołu i opadł na krzesło.
    -Czy ja kiedyś dożyję chwili, gdy nie wyglądasz perfekcyjnie, niczym z magazynu mody? - sapnął.
    -Mam nadzieję, że nie - pokręciłam głową i upiłam łyk kawy. - Masz siniaka na łokciu - zauważyłam śliwkę na jego prawej ręce.
    -Wywalilem wczoraj regał z książkami w księgarni - skrzywił się.
    -Mówiłam, że to cię kiedyś zabije - westchnęłam. - Kupowanie przez internet jest wygodniejsze, mały.
    -Ale ja lubię dotykać książek, powąchać je - burknął.
    -Powąchasz sobie jak przyniesie ci je kurier - podsunęłam mu talerz z kanapkami. - Nie wrócę dziś na noc, więc możesz zaszaleć - puściłam mu oczko.
    -Gdzie się wybierasz? - spytał i zajął sie jedzeniem.
    -Idę na jakąś imprezę charytatywną, bal, ludzie i w ogóle - machnęłam ręką. - Nie wiadomo o której się skończy, ale potem kimnę się u Tello.
    -Tello? - zdziwił się.
    -Twój przyjaciel idzie ze mną - uśmiechnęłam się. - Nawet ma smoking.
    -CO?! - sapnał. - Smoking?! - wytrzeszczył oczy.
    -Dokładnie. Byle jak się na takie imprezy nie chodzi - wstałam i poprawiłam włosy.
    -Czy wy coś tego? - mrugnął okiem.
    -My, braciszku, w przeciwieństwie do ciebie potrafimy się bawić, nawet swoim towarzystwem. Więc, nie żadne tego-śmego, tylko przepyszna zabawa - cmoknęłam go w czoło i ruszyłam do drzwi.
    -Gdzie idziesz? - zainteresowal się.
    -Fryzjer, kosmetyczka i takie tam. Muszę wyglądac jak należy - zerknęłam na swoje odbicie w lustrze.
    -Możesz jeszcze coś poprawić? - stanął obok mnie.
    -Kocham cię - poczochrałam mu włosy. - Spasuj z jednorazówką - szepnęłam.
    -Nie prześladuj jej - spojrzał mi w oczy.
    -Nie spotykaj się z nią, a nie będzie o czym gadać. To, że wiem o niej tyle, to nie kwestia tego, że mnie interesuje, ale że tego, że zawracasz sobie nią dupę.
    -Podoba mi się! - burknął.
    -Podobają mi się nowe buty od Jimmy'ego Choo i będe je mieć, ale w następnym sezonie nawet nie będę o nich pamiętać. Rozumiesz?
    -Monica to nie buty, Lora! - warknął.
    -Nie jest od nich mądrzejsza - wzruszyłam ramionami. - I wcale jej nie prześladuję. To robią twoi fani i informują o tym portal. Powinienes mi podziękować, że nikt o niej nie wie i ma laska spokój.
    -Lora... - jęknął.
    -Pa! - puściłam mu oczko i wyszłam.

    Po wizycie u wszystkich moich ekspertów ubrałam się w końcu w swoją przepiękną fioletową suknię od Eileen Kirby. Do tego szpilki nudę ze złotą platformą, torebkę od McQueena i kolczyki. Stałam przed ogromnym lustrem w swoim gabinecie i wpatrywałam się w odbicie. Ciekawe czy Cristianowi się spodoba?
    -Hej! - do środka wparował Tello wystrojony w idealnie skrojony smoking. - Lora - sapnął na mój widok. - Jesteś najpiękniejsza - ucałował mnie delikatnie w policzek.
    -Dziękuję - uśmiechnęłam się. - Mam nadzieję, że go kupiłeś - poprawiłam mu muszkę.
    -Tak, a co? - zmarszczył czoło.
    -Może się jeszcze wiele razy przydać - pogłaskałam go po policzku.
    -Planujesz mnie zabierać na inne imprezy? - zaśmiał się i wziął mnie pod rękę.
    -Jak dziś będziesz grzeczny to czemu nie? - puściłam mu oczko.
    Wsiedliśmy do limuzyny i udaliśmy się wprost do pałacyku, gdzie odbywał się bal. Lubię takie przyjęcia, gdzie jest dużo sław, dziennikarzy, fotografów. Dzięki nim żyję i mam za co opłacić rachunki.
    -Co mamy robić? - szepnął Tello, gdy wchodziliśmy.
    -Uśmiechaj się i uspokój. Przywykniesz - poklepałam go po ramieniu, a potem ustawiliśmy się pod jedną ze ścian, gdzie zrobiono nam zdjęcia i zadano masę pytań, w stylu jak dawno jesteście razem, co na to Marc, czy Cristian planuje zmianę klubu i takie pierdoły. Trzymaliśmy się wersji o kumplach od dziecka.
    -To, że mnie tu zabrałaś ma jakiś cel, co? - mruknął, gdy usiedliśmy na wyznaczonych dla nas miejscach na licytacji charytatywnej.
    -Oczywiście - pokiwałam głową. - Sądziłeś, że kierowała mną jedynie chęć spędzenia z tobą czasu? Nie, bo mogłam tu zabrać kogo tylko chciałam. Tylko musiałam tak to rozegrać, żeby prasa się mną zainteresowała. A któż będzie lepszy od młodego piłkarza FC Barcelony, kumpla mojego brata i nadziei hiszpańskiej piłki nożnej? - prychnęłam.
    -I tak wiem, że połowa to chęć spędzenia ze mną czasu - uśmiechnął się cwanie.
    -Bzdura - warknęłam.
    -Lora, nie potrafisz przestać o mnie myśleć - szepnął mi do ucha.
    -Trochę trudno o tobie nie myśleć jak ciągle za mną łazisz! Mogę z ciebie zrobić drugiego Davida Beckhama, ale jak mnie zdenerwujesz to zostaniesz drugą Lindsay Lohan! - fuknęłam.
    -A zostaniesz moją Victorią? - zamachał rzęsami.
    Zignorowałam jego tekst i skupiłam się na licytacji. Próbowałam nie widzieć tego jak się rozgląda, co chwila zezuje na mnie i bezczelnie się śmieje!
    -Zatańczysz? - spytał, gdy znaleźliśmy się na parkiecie w sali balowej.
    -Tak - mruknęłam i dałam się porwać w takt muzyki.
    -Masz rację - powiedział, gdy walcowaliśmy pośród innych par.
    -W związku z czym? - spojrzałam wprost w jego cudne tęczówki.
    -Możemy razem sporo ugrać - był całkiem poważny.
    -Pod warunkiem, że będziesz dobrze grał, bo jak nie to moje starania spełzną na niczym.
    -Widziałaś jak ostatnimi laty gra Beckham? A żyje jak król, bo potrafi sprzedać swój wizerunek nie oddając przy tym swojej prywatności.
    -Jesteś tego pewien? - szepnęłam.
    -Pytanie czy potrafisz zrobić z nas bogaczy? - specjalnie milczałam dłuższą chwilę.
    -Potrafię - uśmiechnęłam się. - Musimy opublikować nasze zdjęcia, pozwolić, żeby paparazzi na nami ganiali, dziennikarze zasypywali cię pytaniami, chodzić na imprezy, być zawsze tam, gdzie cos się dzieje... Znam to wszystko, ale z drugiej strony.
    -Robiłaś już coś takiego?
    -Potrafię manipulować wizerunkami ludzi, skarbie. A teraz mnie pocałuj, bo patrzy kto trzeba - szepnęłam. Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Wpił się w moje usta, a ja momentalnie zapomniałam po co to robimy. Było mi dobrze, jego wargi były idealne dla moich, a zapach jego perfum sprawiał, że czułam się niczym w niebie.
    -Zrób z nas gwiazdy - wyszeptał i oczy mu zalśniły.
    -Na rozkaz - uśmiechnęłam się szelmowsko.

*

    Usiadłam przy biurku i czekałam na jakiegoś maila od Hugo, który powinien dać jakiś znak życia. A tu cisza! Może już o mnie zapomniał? Chociaż to mało prawdopodobne.. Może po prostu nie ma dostępu do internetu i tyle. Kiedy tak sobie dumałam, to usłyszałam jak mój telefon dzwoni. Nieznany numer? Kto to może być?
    - Słucham?
    - Monica? Cześć, tu Marc - usłyszałam jego głos. Na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech. - Słuchaj, moja siostra dziś wychodzi i tak sobie myślałem, że może byś do mnie wpadła? Przyjadę po ciebie!
    - To brzmi jak zaproszenie na seks - zachichotałam cicho.
    - Może być i zaproszenie na seks.. Ale tak nie jest, więc wpadniesz?
    - Dobra, nich będzie. I nie musisz po mnie przyjeżdżać. Znam adres! - zaświergotałam i wstałam z krzesła, myśląc w co się ubiorę. - Do zobaczenia, Marc - pożegnałam się i rozłączyłam.
    Otwarłam szafę i wyciągnęłam z niej białą spódnice, bluzkę w kwiatki, kurtkę jeansową, szpilki oraz torebkę. Do tego wyciągnęłam kolczyki z kuferka i stwierdziłam, że tak będę się ładnie prezentować. Przebrałam się, włosy spięłam w koka i mogłam wybywać z domu. Po dwudziestu minutach stałam już pod drzwiami Bartry. Zapukałam i czekałam, aż mi otworzy.
    - Cześć - po kilku sekundach stanął w drzwiach z szerokim uśmiechem na twarzy. - Ładnie wyglądasz! - puścił do mnie oczko i przyciągnął mnie do siebie. Złożył na moich ustach słodkiego całusa i wpuścił mnie do środka.
    - Na pewno nie ma Lory? Nie mam ochoty słuchania, że jestem jednorazówką.
    - A co się nią tak przejmujesz? - zapytał, wchodząc do kuchni. - Chcesz coś do picia, albo jedzenia?
    - Nie, dziękuję - uśmiechnęłam się lekko. - Jestem dziewczyną i to normalne, że się przejmuje. To wcale nie jest miłe!
    - Po prostu to ignoruj. Obejrzymy jakiś film?
    - Pewnie! Ale jaki?
    - Mam nowy horror, podobno fajny - puścił do mnie oczko i wyciągnął z lodówki Coca Cole. Z szafki zabrał dwie szklanki oraz chipsy.
    - Horror? Super! - uśmiechnęłam się głupkowato. No to jest po mnie.. Cholernie boję się takich filmów!
    - Usiądź, a ja włączę - poinstruował i podszedł do odtwarzacza DVD. Ja usadowiłam się na kanapie i nalałam nam do szklanek wody.
    - Już się boisz? - zapytał, siadając z szerokim uśmiechem obok mnie. - Nie martw się, bo mnie to w ogóle nie rusza.
    - Z wieloma dziewczynami oglądasz tutaj filmy?
    - No kilka się przewinęło - podrapał się po głowie. - Catalina, Sylvia, Sandra, Naomi, Vilma - zaczął wyliczać.
    - O wow, dużo - mruknęłam cicho.
    - Żartuję, głupku - zarechotał i mnie przytulił. - Tyko z tobą i Sandrą. I z Lorą, ale to moja siostra.
    - Długo byłeś z tą Sandrą?
    - Można powiedzieć, że tak. Bardzo mnie zraniła.. Gdyby nie Lora, to pewnie do teraz bym się nie pozbierał. Naprawdę kochałem Sandrę.
    - Wierzę ci - pogłaskałam go po policzku i lekko musnęłam jego wargi swoimi. - Masz coś  w sobie, Marc..
    - Co takiego?
    - Ty doskonale wiesz co! - walnęłam go w ramię. - Dobra, oglądamy - odsunęłam się od niego i spojrzałam na ogromny telewizor. Akurat jakiś facet z maską rozcinał kobiece ciało.
    - Jeśli chcesz, to możesz siedzieć na drugim końcu kanapy. Mnie to wcale nie przeszkadza - uśmiechnął się do mnie i pokazał język.
    - Marc, chodź tu! - jęknęłam przerażona i znów się do niego przysunęłam. Przytulił mnie mocno i wyłączył telewizor. - Nie musimy oglądać, skoro się boisz.
    - A co będziemy robić? - zapytałam, wtulając się w jego szyję. - Jestem trochę zmęczona.
    - To śpij, poczytam ci - westchnął i sięgnął po jakąś książkę. - Połóż się wygodnie.
    - Dobra - pokiwałam głową. Ułożyłam głowę na jego kolanach i przykryłam się kocem, który mi podał. - Możesz zaczynać.
    Po kilkunastu minutach słuchania jego głosu zasnęłam.

***
Vinga jutro w nocy wraca, więc Monisia się bardzo cieszy :D
Rozdział z dedykacją dla captive, która zrobiła Nam ten przecudny szablon :)

wtorek, 7 sierpnia 2012

rozdział 3

    Punkt dwudziesta pierwsza ktoś zapukał do drzwi. Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, poprawiłam chabrową sukienkę i odrzuciłam włosy na plecy.
    -Cześć - otworzyłam drzwi i uśmiechnęłam się do Tello. Miał na sobie czarne spodnie i granatową koszulkę polo. - Nieźle - pochwaliłam i dałam się pocałować w policzek.
    -Jesteś nad wyraz spokojna - wsiedliśmy do windy. - Czyżby nasz datek już działał?
    -Nie - pokręciłam głową uprzednio kładąc mu rękę na sercu, które waliło jak szalone. - Może za wcześnie...
    -Mam nadzieję - mruknął i rozprawiając o bzdurach udaliśmy się do restauracji w centrum miasta, ale z widokiem na morze. Złożyliśmy zamówienie i czekaliśmy na jedzenie popijając białe wino.
    -Sądziłam, że zapomniałeś co lubię - zapatrzyłam się w kieliszek.
    -Lora - pochylił się do mnie. - To nie kwestia pamięci, ale podobieństwa. Lubimy to samo - puścił mi oczko.
    -To bardzo wygodne - uśmiechnęłam się. - Nie trzeba się poznawać, bo lata wspólnego wychowania sprawiły, że wiemy o sobie wszystko.
    -Dokładnie - powiedział zadowolony. Minęła chwila zanim z przerażeniem spojrzeliśmy sobie w oczy.
    -Zapomnij! - syknęłam.
    -Zapomnę - pokiwał gorliwie głową i wtedy dostaliśmy swoje owoce morza. - Wiesz, że twój brat właśnie ma randkę? - spytał Cristian zgrabnie zmieniając temat.
    -Uważasz, że mam się czym martwić? - mruknęłam znad swojego talerza.
    -Nic mu dziś nie dosypałem na popęd, ale wiesz... To piłkarz FC Barcelony, jutro całe miasto będzie trąbić o tym, że spotyka się z nową dziewczyną. Chyba, że będą się ciągać po ciemnych zaułkach, wtedy nikt nie rozpozna blond włosów.
    -Po pierwsze, słońce... Barca to nie bogowie, więc nie rób z was nie wiadomo kogo. Po drugie - uśmiechnęłam się tajemniczo. - Miasto jutro będzie miało inne, bzdurne problemy, a Marc spokojnie będzie mógł dalej walić głupa. Nikt się nie dowie.
    -Jak to się nie dowie? - zainteresował się.
    -Kupiłam dziś portal plotkarski - powiedziałam zadowolona. - Do tego rozkręcam swoją firmę, może chcesz, żebym zajęła się twoim wizerunkiem? - spytałam radośnie.
    -Portal, ale... CO?! - syknął.
    -To, że jeśli ktoś ich widział i wysłał donos na ten portal, to zdjęcia przejdą przez mój komputer i nic nie zostanie opublikowane bez mojej zgody. Rozumiesz? Zdążyłam też zatrudnić kilku paparazzich, którzy przynoszą mi niezwykle ciekawe zdjęcia, ale to ja decyduje, które pójdą dalej, a które nigdy się nie pokażą.
    -Lora - jęknął. - Jesteś tu od wczoraj - wyszeptał.
    -Cristian... A ty myślisz, że czym ja się zajmowałam przez ostatnie lata? Mam doskonale prosperującą firmę, zajmującą się wizerunkiem gwiazd i do tego drużynę paparazzich. Nie robię tego po raz pierwszy, a spójrz na mnie. Stać mnie na co tylko chcę, bo trafiłam na żyłę złota!
    -Rób w życiu co lubisz, a nigdy nie będziesz pracował - uśmiechnął się.
    -Mam wpływ na los innych, robię z nimi co chcę, a wiesz doskonale, że to kocham najbardziej! - oczy mi rozbłysły.
    -Ech, Lora - pokręcił głową.
    -Dlatego mój brat, ty i kilka innych osób na razie jest bezpiecznych.
    -Na razie? - spojrzał na mnie zdziwiony.
    -No, co? Potem będziesz musiał mi zapłacić za nieujawnienie jakiegoś kompromitującego cię zdjęcia...O ile wcześniej nie wstawisz tego na Twittera - skrzywiłam się.
    -Jedz - zaśmiał się.

*


    Obudziłam się rano z gorączką, bólem gardła i zatkanym nosem, więc dzień zaczął mi się fatalnie. A na dodatek to właśnie dziś Hugo mnie opuszcza i zostawia samą w tym wielkim mieście. Co ja bez niego pocznę?
    Nie miałam ochoty wstawać, ale za półtorej godziny Hugo odleci i nie zobaczę go przez trzy lata, a to zbyt długo. Wstałam, uszykowałam sobie niebieską sukienkę, brązowe balerinki, kilka bransoletek i małą torebeczkę i po chwili wparowałam pod prysznic. Po 15 minutach suszyłam sobie włosy, a po pół godzinie schodziłam już ubrana do kuchni, gdzie mama z ojcem popijali już poranna kawę.
    - Monica, siadaj, musimy porozmawiać - usłyszałam ostry głos taty i od razu usiadłam naprzeciwko nich. - Jesteś chora? - dodał, kiedy zauważył, że pociągam nosem i dość kiepsko wyglądam.
    - To nic poważnego - machnęłam ręką i wlałam sobie do kubka miętowej herbaty, która była naparzona w dzbanuszku. - Coś się stało?
    - Ciągle nie ma cię w domu, nie wiemy co się z tobą dzieje - wtrąciła się mama i podała mi na talerzyku kilka kanapek. - Martwimy się.
    - Wszystko jest w jak najlepszym porządku - uśmiechnęłam się lekko, kiedy przypomniałam sobie ostatnie dwa dni. Marc to wspaniały chłopak i czas spędzony z nim był cudowny, ale ostatnio bardzo zaniedbałam rodziców. - Przepraszam, poprawie się.
    - Gdzieś ty szalała, że jesteś taka chora? - zapytał ojciec, który wyglądał na bardzo rozgniewanego. A naprawdę nie lubiłam, jak się na mnie złościł.
    - Byłam ze znajomym na plaży i pewnie dlatego, ale przejdzie mi. Tatusiu, nie gniewaj się.. - uśmiechnęłam się do niego słodko i upiłam łyka herbaty. - Pożegnam się z Hugo na lotnisku i przyjadę do księgarni, aby wam pomóc.
    - Jesteś chora, córeczko.. Lepiej zostań w łóżku, obejrzyj jakieś filmy i ci przejdzie. Poczekaj, poszukam jakieś tabletki na przeziębienie - mama wstała od stołu i podeszła do jednej z szafek.
    - Tak, mama ma rację i koniec dyskusji. Przez facetów miesza ci się w głowie i teraz mamy skutki.!
    - Ale tato! Ja muszę pożegnać się z Hugo.. Jest dla mnie jak brat! - wstałam i tupnęłam nogą, jak mała dziewczynka. - Nie możecie mi niczego zabronić.
    - Pożegnasz się z Hugo i wrócisz do domu, by odpocząć - powiedziała mama i dała mi do ręki jakieś tabletki. - Popij herbatą i zmykaj zanim tata się rozmyśli.
    - Dziękuję! - krzyknęłam i po chwili wybiegłam z domu. Wsiadłam w samochód i szybko popędziłam na lotnisko, gdzie Hugo już pewnie na mnie czeka.
    Kiedy tylko zaparkowałam samochód na parkingu, to poczułam, jak do moich oczu napływają słone łzy. Wiedziałam, że to ostatnie wspólne minuty, które niestety spędzimy na tym okropnym miejscu.
    - Hugo, musisz mnie zostawiać? - zapytałam, przytulając się do jego umięśnionych ramion. - Będę cholernie tęsknić..
    - Ja też, Maleńka! Ale pamiętaj, że możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Zaraz mam samolot i została nam jakaś minuta - przytulił mnie mocno i pocałował w głowę. - Będzie dobrze. Ktoś się tobą zaopiekuje.
     - Wiesz, że nie lubię zmian. Było mi z tobą dobrze! - po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
    - Do zobaczenia za trzy lata - uśmiechnął się lekko i pogłaskał mnie po policzku. - Wystarczy tych łez!
    - Mam nadzieje, że to szybko minie..
    - Na pewno. Trzymaj się, Mała! - przytulił mnie po raz ostatni i odszedł. Nie patrzyłam, czy się odwraca, czy nie, bo po prostu nie miałam na to sił. Łatwiej było odwrócić się i wrócić do samochodu.

*

    Stałam przy stole w swoim nowym biurze i przeglądałam zdjęcia, które przed sekundą przyniosła mi sekretarka. Po rozmowie z Ericem (moim najstarszym bratem i jednocześnie bliźniakiem Marca), który zajmuje się moją firmą w Londynie, doszłam do wniosku, że portal plotkarski to za mało. Doskonale sprzeda się magazyn pod warunkiem, że będzie uzupełnieniem plotek z sieci.
    -Cześć, intrygantko - do gabinetu wparował Tello i rozsiadł się w moim skórzanym fotelu.
    -Nie powinieneś mieć teraz treningu? - zerknęłam na ścienny zegar.
    -Jestem już po.
    -Nie chcę cię wyganiać, kotku, ale jesteś mi tu potrzebny jak piaskownica na Saharze - mruknęłam.
    -Co tam masz? - zainteresował się i stanął za mną. Jego zapach na kilka chwil mnie otumanił. - Bartra?! - wykrzyknął zaskoczony. - Co ten dureń robił w morzu? O tej porze mu się kąpać zachciało?
    -Nie był sam - podałam mu kilka fotek.
    -Jak jest mokra to nawet niezła... - zacmokał. Zmierzyłam go morderczym spojrzeniem. - Ale nie lubię blondynek! - dodał błyskawicznie. - Są takie... - szukał słowa.
    -Milcz - westchnęłam i podałam mu inne zdjęcia.
    -O, to my - ucieszył się na widok naszych fotek z poprzedniego wieczoru. - Boże... Lora, my wyglądamy jakbyśmy...
    -...mieli grypę! - przerwałam mu.
    -Chyba raka - szepnął. - Wstawisz je gdzieś? - wskazał fotografie Marca i jednorazówki.
    -Nie - pokręciłam głową. - Pobawi się, znudzi i znajdzie coś nowego. Po co zaśmiecać mu wizerunek?
    -Jak on ją tu...? - zamyślił się Cristian i zanim się zorientowałam trzymał mnie w ramionach i porównywał ze zdjęciem.
    -Tello, jak mnie nie puścisz to tak ci przywalę, że Drogę Mleczną zobaczysz! - fuknęłam.
    -Cicho, słonko. Jesteś moją dłużniczką - wyszczerzył się zadowolony. Przysunął swoje usta do moich i cmoknął mnie w nos.
    -Jestem w pracy i nie mam czasu na twoje zabawy - prychnęłam.
    -Pewnie - pokiwał głową a potem wpił się w moje usta. Z jednej strony byłam zaskoczona, z drugiej przerażona, bo... chciałam tego odkąd tylko przekroczył próg gabinetu!
    Wsunęłam dłonie w jego włosy, a on bezczelnie podwinął moją sukienkę i zaczął gładzić udo. Gdy nasze usta się od siebie oderwały jego oczy pociemniały z pożądania.
    -Tak to my się nigdy nie wyleczymy - wyszeptałam i pogłaskałam go po torsie, przesuwając dłoń niżej wyczułam napięte mięśnie na brzuchu.
    -Oj tam, leczyć - prychnął. - A może się pobawimy? Samo nam przejdzie. Nigdy nikt cię nie zafascynował, a po tygodniu miałaś go po dziurki w nosie?
    -Zafascynował - przyznałam mu rację. - Między nami jest zajebisty pociąg fizyczny.
    -Po co się hamować, skarbie? - uśmiechnął się szelmowsko. - Możemy się zaba... - urwał, a jego wzrok spoczął na czymś za mną. - Cristian Tello jest gejem! - szepnął i aż poczerwieniał ze złości. - Co, kurwa?! - odsunął się ode mnie i porwał w dłoń jakąś kartkę.
    -Donos, został wysłany na portal kilka dni temu - usiadłam na fotelu i spojrzałam na niego zaintrygowana.
    -Ja nie lubię chłopaków! - oburzył się.
    -Ok - przyjęłam wyznanie ze spokojem.
    -Lora! - odwrócił się do mnie szybko. - To musi być ostatnia taka bzdura wysłana na mnie! Jestem facetem w miliardzie procent! Testosteron aż ze mnie bucha! - rozłożył ręce.
    -Wiem, złotko - wstałam i podałam mu kopertę. - Twoja okazja.
    -Jeśli to pozowanie w bieliźnie z facetami to zobaczysz... - mruknął i wyjął kartkę. - Zaproszenie na bal?
    -Akcja charytatywna, potem bal - wyjaśniłam.
    -Wchodzę - pokiwał gorliwie głową. - Przychodząc z tak piękną dziewczyną nikt nie śmie we mnie zwątpić! A to - zabrał list. - Spalę!
    -Dobrze - uśmiechnęłam się. - Potwierdzę nasze przybycie.
    -Idę po smoking - pocałował mnie w policzek i poleciał.
    -Coś takiego, Tello i smoking - zaśmiałam się i wróciłam do pracy.

*

    Po pożegnaniu przyjaciela pojechałam do księgarni, by oddać rodzicom samochód i zobaczyć co tam słychać. Moi rodzice mają kilka księgarni rozsianych po całej Katalonii. Podobno założyli je tuż po małżeństwie, zanim mnie adoptowali. Zostawiłam kluczyki na zapleczy i ruszyłam do domu przez same centrum, by pooglądać jeszcze wystawy. Nagle zauważyłam, że przygląda mi się jakiś chłopak. Nie mam pojęcia kto to jest..
    -Hej! - uśmiechnął się szeroko - Co tak oglądasz? - oparł się o szklaną szybę.
    - Cześć - odwzajemniłam uśmiech i zlustrowałam go od stóp aż po czubek głowy. Prezentował się naprawdę ładnie! - Ciuchy - wzdrygnęłam ramionami.
    -Coś konkretnie wpadło ci w oko? - machnął dłonią w kierunku wystaw. - Nie znam się bardzo na ciuchach. Dziś z trudem wybrałem smoking. Zdecydowanie wolę jak ktoś mnie ubiera - powiedział bardziej do siebie.
    - W sumie to nie.. Lubie spacerować i oglądać wystawy, bo milej płynie czas - odpowiedziałam. - Smoking? Wybierasz się gdzieś? 
    -Na bal... - mruknął. - Z... - zawahał się. - Z osobą płci żeńskiej - wyszczerzył się, gdy znalazł odpowiednie słowo. - Mogę cię skomplementować bez obawy, że dostanę w zęby od jakiegoś kolesia? - uniósł jedną brew i rozejrzał się uważnie.
    - Domyśliłam się, że pójdziesz z kobietą - uśmiechnęłam się szeroko. Chłopak wydawał się fajny, ale twierdzę, że to nie mój typ. - Pytasz, czy mam faceta?
    -Dokładnie, ale bez definicji w stylu chłopak, kolega, przyjaciel, znajomy... Chodzi mi o kogoś kto ewentualnie mógłby mi obić gębę. Rodzina się nie liczy - zastrzegł.
    - Chyba nie.. - zamyśliłam się na chwilę. Co prawda spotkałam się z Bartrą, który wyraził chęć kolejnego spotkania, ale nie wiem, czy by mu coś obił. Ale nie chciałam ryzykować. - Chociaż tak - pokiwałam twierdząco głową.
    -Dobra - uśmiechnął się szelmowsko. - Zaryzykuję - zachichotał. - Ładny masz kolor włosów, chociaż ja bym się na taki nie zdecydował - podrapał się po głowie.
    - Mam nadzieje, że ten ktoś się o tym nie dowie - na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Dziękuję.. Nie pasował by ci blond. Nie ta karnacja..
    -Też tak sądzę - pokiwał głową. - Poza tym moja kompanka na bal... Chyba nie lubi blondynek... Czaisz, ognisty hiszpański temperament, ale ja kocham wyzwania! - puścił mi oczko.
    - Na szczęście pewnie mnie nie zna, więc kamień z serca - zachichotałam cicho. - Tak, wiem, wiem.. Na szczęście mnie to nie dotyczy, bo nie jestem Hiszpanką - zaznaczyłam.
    -Nie? W sumie powinienem na to wpaść. Blondynka bez odrostów w tym kraju to rzadkość! - wyszczerzył się. - Więc skąd jesteś? Finlandia? Dania? Polska?
    - Najwidoczniej nie jesteś taki inteligentny na jakiego wyglądasz - powiedziałam, zanim pomyślałam. Mogłam to sobie darować, ale oczywiście ja musiałam coś wypaplać. - Pochodzę z Szwecji.
    -Nie rób mi tego - westchnął i pochylił głowę. - A zaczynałem cię lubić i prawie bym obalił teorię Lory - mruknął i wtedy zaczął dzwonić jego telefon. - Tak, słońce? - odebrał. - Co? Już wiesz?... Nie? To najpierw mówię, że mam smoking, a potem, że wycofuję się z tego, że zachwycałem się blondynkami... Ładne, ale czasem nie myślą... Biedny Marc, Sandra była głupia, ale przynajmniej nie pyskowała... Wpadnę po ciebie i może coś zjemy? Wtedy ci opowiem... Pa - rozłączył się i spojrzał na mnie. - Na razie, Monica. Mam nadzieję, że się już nie spotkamy, trzymaj się - odwrócił się na pięcie i ruszył chodnikiem.
    - Lory? - powtórzyłam i przypomniała mi się ta dziewucha. Czy ona mnie teraz będzie prześladować do końca życia? Jeśli tak, to niech sobie bierze tego swojego braciszka i da mi święty spokój! A ten chłopak, to jakaś porażka. Nawet nie był fajny, ani ładny!

***

I jak Wam się podoba? :)
Vinga jest na pielgrzymce, a ja się nudzę. Sprowadźcie mi ją tutaj! :D


środa, 1 sierpnia 2012

rozdział 2

    Obudziłam się rano, przeciągnęłam i wstałam. Zignorowałam leżącego na fotelu Tello i poszłam do łazienki. Włożyłam błękitna spódnicę, biały podkoszulek i sandałki. Zaletą mieszkania w apartamencie jest to, że każdy pokój ma swoją łazienkę.
    Wzięłam laptop, telefon i udałam się do kuchni. Marzyłam o kawie!
    Usiadłam przy stole, z ekspresu nalałam sobie swojej ambrozji... i o mało się nie udławiłam. Do pomieszczenia wkroczyło właśnie jakieś blond stworzenie w szmatach Barcy na kościstym ciałku...
    -Co jest kurwa?! - powiedziałam, a istotka spojrzała wprost na mnie. Wytrzeszczyła oczy, ale nie, na szczęście nie zaczęła wrzeszczeć.
    - Hej - powiedziałam nieśmiało i stanęłam jak wryta. Co ja mam teraz zrobić? Ucieczka, to najlepsze rozwiązanie, ale chyba powinnam się jakoś wytłumaczyć. - Jestem Monica. Marc mówił, że mam na niego poczekać.. To jakiś problem?
    -Poczekać? Na co? Po szybkim numerku zazwyczaj się wychodzi, widzę że ten tłumok musi się jeszcze wiele nauczyć - westchnęłam i wstałam. - Kawy? - spytałam i nie czekając na jej odpowiedź nalałam jej do kubka czarnego płynu. Każdy wie, że po owocnej nocy trzeba wzmocnić organizm. Zwłaszcza tak owocnej.
    - Dzięki - usiadłam naprzeciwko dziewczyny i wzięłam do ręki kubek. - Wspominał też, że właśnie tak będziesz mówić, więc sama nie wiem co mam robić.
    -Patrz - mruknęłam i pokręciłam głową. - Jaki domyślny, kto by się spodziewał - syknęłam. - Tak w ogóle to jestem Lora, ale to pewnie, ten cwaniak z miodem w uszach też ci powiedział... - urwałam. - Nie waż się mówić do mnie moim pełnym imieniem. Za to grozi śmierć, ewentualnie tortury do końca twoich dni, co zważywszy na szkodliwość czynu, nastąpi szybko. - dokończyłam. - Dobry był? - zmieniłam błyskawicznie temat.
    - Tak dużo gadasz, że nie nadążam - uśmiechnęłam się do niej lekko. - Na pewno zapamiętam, że jesteś Lora - pokiwałam głową i wzięłam łyka kawy. Cholera, ona jest jak rentgen! Wie wszystko, co powiedział Bartra. - Dobry w czym?
    -W łóżku, słońce - spojrzałam na nią pobłażliwie. - Jego poprzednia laska była tak głupia, że czasem miałam wrażenie, że ściana więcej rozumie. Na szczęście owy związek dobiegł końca, a ja mam nadzieję, że mój brat w końcu poużywa życia i nie będzie się bawił w monogamię.
    - To nasza prywatna sprawa - odpowiedziałam spokojnie, nadal się w nią wpatrując. Chyba sobie nie myślała, że będę jej o tym opowiadać! To jest tylko i wyłącznie NASZA sprawa. - O tym już nie wspomniał, ale skoro jestem tutaj na jeden numerek, to chyba wiedzieć nie powinnam.
    -Mój brat ma za dobre serce, żebym mówić o czymś takim i zerowe obycie z dziewczynami. Jego największa wada to zbytnie ufanie ludziom, ale od tego ma mnie. Może i jestem młodsza, ale jakoś się tak nam układało, że to ja byłam opiekunką braci, bo nie wiem czy wiesz, ale Marc ma bliźniaka. Zawsze mnie fascynowało czy jak jeden posuwa to drugi czuje - uśmiechnęłam się bezczelnie. Wiedziałam, że Marc to sierota, ale w tym, że jej narobił nadziei to przesadził. Ten Tello to też chyba myślał o niebieskich migdałach jak mu tłumaczył zasady zaliczania panienek na raz!
    - Powinnaś zając się swoim życiem, bo Marc jest już do dorosły i wie, co ma robić - odparłam pewnie. - Ale najwidoczniej twoje życie jest nudne i dlatego zajmujesz się jego, byle by nie posprzątać bajzlu w swoim życiu. - Nie, na pewno nie czuje. Od tego jest biologia.
    -Słonko - zaświergotałam. - Pewnie bym się wzruszyła, ale tusz był za drogi na takie ekscesy. Moje zajmowanie się bratem nie wynika z zainteresowania jego życiem, ale prostym faktem: kocham go - rozłożyłam ręce. - Wychowano mnie tak, że o rodzinę się troszczy nawet kosztem siebie i nie będzie mi tu jakaś dziunia udzielać rad w związku z moim życiem, które tak na marginesie, jest dokładnie takie jak planowałam od zawsze - wstałam. - A teraz w łaskawości swojej udaj się do pokoju Marca, albo za drzwi wejściowe. Jakbyś nie pamiętała drogi z nocy to znajdują się na końcu korytarza - usiadłam i zajęłam się swoim laptopem. - Może jak kiedyś dorobisz się dzieci z jakimś frajerem pojmiesz sens moich słów, a jak na razie żegnam i dziękuję za interesującą pogawędkę, która wzbogaciła moje życiowe doświadczenie. - zagłębiłam się w mejlach i już więcej nie zaszczyciłam jej spojrzeniem.
    - Raczej wybiorę drugą opcję, bo nie mogę pojąć jak Marc może ciebie słuchać.. - stałam od stołu i włożyłam kubek do zlewu. - Przebiorę się i już mnie nie ma, ale gdybyś mogła, z łaski swojej, przekazać swojemu braciszkowi, że było fajnie, ale muszę wracać do swojego życia, to byłabym wdzięczna. Mam nadzieje, że jesteś z siebie zadowolona, bo teraz na pewno będę panienką na jedną noc! - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do pokoju.
    -A czego ty się, skarbie, spodziewałaś dając mu dupy przy pierwszym spotkaniu - powiedziałam sama do siebie.
    -Cześć - do kuchni wszedł Tello w samych bokserkach. - Co się tak szczerzysz jak kot, który właśnie zjadł mysz? - nalał sobie kawy i usiadł obok mnie. Chwilę później blond-miss-ciętej-riposty wyszła z mieszkania trzaskając przy tym drzwiami. - Lora? - Cristian spojrzał na mnie zaciekawiony.
    -Och, nic takiego - puściłam mu oczko. - Jak zwykle musiałam posprzątać po twoich naukach i zabawie Marca.
    -Możesz jaśniej? - zaciekawił się.
    -Bzyknął ją, a ona biedulka sądziła, że to początek miłości, potem ślub, dzieci i piękny domek na przedmieściach - przekręciłam oczami.
    -Powiedziałaś jej, że była tylko zabawką na jeden raz? - zarechotał.
    -Dokładnie - upiłam łyk kawy. - Aż się łezka w oku zakręciła - zaśmiałam się.
    -Hej - Z pokoju wyłonił się zaspany Marc. Podobnie jak kumpel miał na sobie tylko bokserki. - Nie ma tu Moni? - rozejrzał się.
    -Wyszła, chcesz kawy? - spytałam i szturchnęłam Tello, który wstał i nalał mu do kubka.
    -Jak to wyszła?! - otworzył szerzej oczy.
    -Normalnie, na nogach - westchnęłam. - Sądziłam, że wiesz, bo musiałeś się wczoraj zagłębić między nie - zaśmiałam się.
    -Coś ty jej nagadała?! - wrzasnął i aż poczerwieniał. Jednak nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia.
    -Nic szczególnego. W skrócie, że jest jednorazówką - wzruszyłam ramionami.
    -BARCELONA!!! - wysyczał przez zęby.
    -Ogarnij się, baranie! - fuknęłam. - Ledwo cię jedna zostawiła i chcesz następną?!
    -To moja sprawa! - złapał jakieś spodenki leżące na krześle.
    -Twoja? TWOJA?! - wstałam. - A kto chlipał mi do słuchawki, żebym przyjechała? Miałeś dola i to takiego, że nie dałeś rady wyjść z mieszkania, żeby zrobić zakupy! Kto się wtedy tobą troszczył?! To był szczyt moich umiejętności logistycznych, ale będąc w Londynie, tu cię nakarmiłam, zrobiłam opłaty i jeszcze najęłam babkę do sprzątania! - wzięłam się pod boki.
    -I tak zrobię co zechcę! - ruszył do drzwi.
    -Och, nie wątpię - burknęłam.

*

    Kiedy wczoraj wjeżdżaliśmy do góry, to nie dało się odczuć, że to tak długo trwa, a teraz czuje się jakby to była wieczność.. Może dlatego, że teraz czuje się fatalnie. Zostałam potraktowana jak zwykła dziwka, ale sama sobie taki los zgotowałam. Głupia jestem i tyle! Po co ja wczoraj w ogóle z nim zaczęłam gadać?
    Na szczęście jestem już na parterze i opuszczę to miejsce raz na zawsze. Niestety nie dane mi było zrobić to w spokoju, bo poczułam lekkie szarpnięcie i od razu odwróciłam się do tyłu. Moim oczom ukazał się Marc w samych spodenkach i lekkim uśmiechu na twarzy.
    - Jak dobrze, że zdążyłem - wysapał i odciągnął mnie na bok klatki. - Przepraszam za Lorę, ona po prostu chcę, bym więcej nie cierpiał przez dziewczyny.
    - Nie mam zamiaru tego wysłuchiwać, Marc.
    - Mówiłem, że masz z nią rozmawiać, to mnie nie posłuchałaś!
    - Bo nie było mi miło, gdy zaczęła gadać, że jestem laską na jedną noc! - krzyknęłam zła i chciałam odejść, ale znów mnie zatrzymał.
    - Przecież przeprosiłem!
    - A w dupę sobie wsadź swoje przepraszam i zostaw mnie w spokoju! Już jako jednorazówka i tak przekroczyłam swój limit czasu, więc nie trać swojego czasu i wracaj do siostry, która pewnie już zaplanowała ci całe życie.
    - Pozwól mi to naprawić, Monica - wyszeptał i przejechał dłonią po moim policzku. Taki tani chwyt, a dałam się nabrać.. - Znam świetną knajpkę nad morzem. Możemy się spotkać?
    - Nie jestem pewna, czy to jest dobry pomysł.
    - Proszę.. - wymamrotał tuż obok mojego ucha i przycisnął mnie do ściany. - Nie wypuszczę cię, póki się nie zgodzisz.
    - No dobra - pokiwałam twierdząco głową i uśmiechnęłam się lekko. - O której?
    - Przyjadę po ciebie o ósmej. Gdzie mieszkasz?
    - Będę czekać przy fontannie na La Rambla.
    - Ok, to do zobaczenia - znów pogłaskał mnie po policzku i pocałował w usta.
    - To do później - odsunęłam się od niego i pomachałam mu na do widzenia.
    Szybko złapałam jakąś taksówkę i udałam się do domu, bo pewnie rodzice odchodzą od zmysłów. Chociaż jestem z domu dziecka, to czuje się, jakbym była ich prawdziwym dzieckiem. Nigdy nie dali mu odczuć, że to nie oni mnie spłodzili. Po kilku minutach byłam już w domu i mogłam w spokoju zadzwonić do Hugo, bo rodzice pracowali.

*


W czasie, gdy ja sprawdzałam pocztę, Tello zjadł śniadanie. Zerkałam na niego i coś ściskało mnie w środku. Czemu ja wcześniej nie widziałam, że ma takie boskie ciało? A raczej widziałam, ale nigdy nie zwracałam uwagi. To był po prostu Tello, kumpel Marca. Teraz wlazł we mnie jakiś diabeł!
    -Lora? - zawisł nade mną i musnął ustami moje ramię. Wzdrygnęłam się niekontrolowanie.
    -Spadaj! - burknęłam.
    -Dotknij mnie - usiadł na krześle obok i przysunął się.
    -Jestem zajęta, Cristian - warknęłam i wstałam. Wtedy jednak złapał mnie za rękę, pociągnął i wylądowałam na jego kolanach.
    -Zadam ci kilka pytań i grzecznie mi na na nie odpowiesz. Co sądzisz o miłości?
    -Miłości? - prychnęłam. - Lepiej spytaj, Marca, naszego eksperta! - burknęłam.
    -Lora - objął mnie w pasie.
    -Może i istnieje, ale porozmawiamy o ewentualnym partnerze na dłużej niż tydzień za jakieś dziesięć lat, co? - przekręciłam oczami.
    -Cenisz swoją niezależność? Fakt, że robisz co chcesz? Idziesz do łóżka z kim chcesz?
    -Oczywiście, że tak! Pogrzało cię?! Puść mnie!
    -Lora! Przez całe swoje życie widziałem w tobie godnego towarzysza na imprezy, ale przede wszystkim siostrę Marca! - wypalił. - A teraz nie mogę i już! Wiesz doskonale czego mamy objawy, ale umiemy sobie z tym poradzić prawda? Kochasz swoje życie tak samo jak ja swoje. Nie chcę żadnych zmian, czujesz to? Lubię posuwać wyrwane panienki, chodzić na imprezy, przed nikim się nie tłumaczyć... Nie chcę rewolucji!
    -Trzeba to zdusić w zarodku! - wstałam i zacisnęłam pięści. - To jest jak grypa... - mruknęłam. - Ale jeśli myślisz, że ignorowanie drugiej osoby coś ci da...
    -Nie da! - przerwał mi.
    -Idę na randkę! - zakomunikował zadowolony Marc i wparował do mieszkania.
    -Z kim? - zainteresował się Tello. - Wyrwałeś coś nowego?
    -Nie, idę z Monicą - odpowiedział mój brat. Spojrzałam na Cristiana i zmarszczyłam czoło.
    -A to nie miała być jednorazówka? - zdziwił się Tello i też się skrzywił.
    -Nie jestem wami - burknął Marc. - Nie traktuje ludzi jak zabawek. Wiecie, chciałbym, żebyście się w kimś zakochali i w końcu przestali prowadzić taki tryb życia! - fuknął i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
    -Broń nas Boże - szepnęłam.
    -Może jakaś łapówka? - uniósł jedną brew.
    -Ubieraj się! - pokiwałam głową i poszłam do siebie.





 
 Weszliśmy do kościoła Santa Maria del Mar i kleknęliśmy w jednej z ostatnich ławek.
    -Mogłeś nałożyć inna koszulkę - spojrzałam na jego bluzkę.
    -A ty inną bluzkę, z klubem ci się pomyliło? - odpyskował. Przemilczałam to, nie czas na dyskusje, kiedy grunt pali się nad pod nogami.
    -Myślisz, że wystarczy się pomodlić? - szepnęłam.
    -Nie, intencja jest potężna - pokręcił głową. - Może zamówimy msze?
    -No, pewnie! - popukałam się w czoło. - O co? O łaskę, zachowanie doczesnego życia, dalsze imprezowanie i wyleczenie się z tej specyficznej grypy? - warknęłam.
    -Dobra, przesadziłem. Ile masz? - wyciągnął z kieszeni portfel. Otworzyłam swoją Birkin i wyjęłam portmonetkę.
    -Kupiłabym za to niezłe buty - mruknęłam.
    -Styknie - zabrał mi banknoty i wstał. - Idziemy do księdza.
    -Tak chcesz iść?! - fuknęłam.
    -Nie, najpierw skocze do domu, przebiorę się i wrócę - zironizował. - Pewnie, że tak! - wziął mnie pod rękę i zaprowadził do zakrystii. Otworzył drzwi i weszliśmy. Obok jednej z szaf stał ksiądz, a na nasz widok się uśmiechnął.
    -Na zapowiedzi? To proszę do kancelarii - wskazał jakieś drzwi. Zapowiedzi?! Wyobraziłam sobie siebie w białej sukni jak zmierzam do ołtarza z Tello u boku...
    Wzdrygnęliśmy się w tym samym momencie.
    -Nie, chcieliśmy przekazać datek - Cristian wyciągnął dłoń. - W intencji tylko nam znanej - uśmiechnął się.
    -Ojej, tak dużo pieniędzy - wyszeptał księżulek. - Za szczęśliwą miłość? - uśmiechnął się.
    -Raczej jej brak - wypalił Cristian.
    -Ksiądz bierze, a my uciekamy i oddajemy się pod Bożą opiekę - powiedziałam i błyskawicznie wyszliśmy.
    -Myślisz, że zadziała? - odezwał się dopiero, gdy byliśmy na ulicy.
    -Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Mam nadzieję, ale teraz - wyjęłam telefon i spojrzałam na zegarek. - Pora na mnie, interesy czekają. Pa! - cmoknęłam go w policzek.
    -Kolacja? - spytał.
    -O 19? - machnęłam na taksówkę.
    -Przyjadę po ciebie!
    -Spoko! - wsiadłam i odjechałam. Jak możemy się pozbyć tej naszej grypy? Kompletnie nie mam pojęcia! Wiem tylko, że żadne ekscesy sercowe nie pokrzyżują mi moich życiowych planów!


*

 Koło godziny 18 zaczęłam się szykować na spotkanie z Bartrą. Wzięłam kąpiel, przebrałam się w różową sukienkę, sandałki, przygotowałam dodatki i uplotłam warkocza z moich blond włosów. Kilkanaście minut przed 20 wyszłam z domu i skierowałam się w stronę fontanny. Kiedy tylko dotarłam na miejsce, to w oczy rzucił mi się Marc w kraciastej koszuli, jeansach i trampkach.
    - Cześć - uśmiechnęłam się lekko i stanęłam przed nim.
    - Cześć, Piękna - pocałował mnie w policzek i złapał za rękę. - Ślicznie wyglądasz!
    - Dziękuję - odpowiedziałam nieśmiało i spojrzałam w jego piękne patrzałki. - Ładna koszula - uśmiechnęłam się szeroko.
    - Chodź, pojedziemy na plażę - pociągnął mnie w stronę swojego samochodu. W samochodzie panowała zupełna cisza, ale za bardzo mi to nie przeszkadzało. Uwielbiam wpatrywać się w ulice, kiedy są oświetlane przez lampy uliczne. Po kilku minutach Marc zaparkował na parkingu i oznajmił, że jesteśmy na miejscu.
    - Ładnie tu - mruknęłam, kiedy usiedliśmy przy jednym ze stolików. Knajpka rzeczywiście prezentowała się świetnie.. Ciepłe kolory, świeczki na stołach, miła obsługa i mam nadzieje, że pyszne jedzenie.
    - Mówiłem.. Co zamawiasz?
    - A co polecasz? - uśmiechnęłam się szeroko.
    - Pizza jest nieziemska!
    - To możemy zamówić - odpowiedziałam i po chwili kelnerka była obok nas. Marc złożył zamówienie i uśmiechnął się do mnie szeroko.
    - Więc.. Może mi coś o sobie opowiesz? Ty wiesz o mnie całkiem sporo.
    - Nazywam się Monica Rubio. Studiuję turystykę, niedawno skończyłam 20 lat, dorabiam w firmie rodziców. Kocham taniec oraz stare książki.. Nie przeżyję dnia bez kubka miętowej herbaty, od 10 lat przyjaźnie się z Hugo. No, to chyba wszystko, co powinieneś wiedzieć.
    - Przyjaźnisz się z facetem? - zapytał lekko zszokowany.
    - Tak, a co w tym dziwnego?
    - Przyjaźń damsko-męska nie istnieje! Zawsze któreś chce czegoś więcej, wkrada się pożądanie, miłość.. Nie wierze, że nic do niego nie czujesz -  powiedział szybko i zabrał się za pałaszowanie pizzy, którą przed chwilą dostaliśmy.
    - Jak go poznasz, to zmienisz zdanie. Dzięki niemu wiem jak się nazywasz! - uśmiechnęłam się do niego lekko. - To wasz wielki kibic.
    - To może go polubię.. - mruknął cicho.
    Po pół godzinie wyszliśmy z knajpki i ruszyliśmy w stronę plaży, która o tej godzinie była już zupełnie pusta. Uwielbiam taki klimat.. Szum fal, cisza i spokój, facet u boku.
    - Wiesz o czym zawsze marzyłam? - zapytałam go, kiedy szliśmy brzegiem morza.
    - O mnie? - uśmiechnął się szeroko i objął mnie w pasie. - Wiesz, wiele dziewczyn tak ma..
    - Nie, głupolu - roześmiałam się głośno i walnęłam go w ramię. - Marzyłam, aby popływać w morzu w rzeczach. To głupie, wiem.. Hugo mówił, że zachowuje się jak gówniara, ale ja taka już po prostu jestem.
    - To chodź - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wody. - Marzenia są po to, by je spełniać, a Hugo się nie zna.
    - Będziemy mieli mokre ciuchy i jak wrócimy do domu?
    - Nie martw się tym, żyj chwilą! - odpowiedział i wrzucił mnie do wody.
    Nigdy nie sądziłam, że to może być takie fajne! Było zimno, ale dotyk Marca sprawiał, że od razu robiło mi się gorąco i nawet nie czułam, że jesteśmy cali mokrzy. Pływaliśmy, chlapaliśmy się wodą, biegaliśmy po plaży, śmialiśmy i żyłam chwilą, tak jak mówił Bartra.
    - Będziemy chorzy, zobaczysz - mruknęłam, kiedy szliśmy już do samochodu. - A ty nie powinieneś.. Masz treningi, mecze.
    - Jestem uodporniony - odpowiedział i otwarł mi drzwi od samochodu. - Wsiadaj. Spotkamy się jeszcze? - zapytał, kiedy wsiadł do samochodu i zapiął pasy.
    - To nie zależy tylko ode mnie..
    - A od kogo jeszcze? Bo skoro pytam, to jestem chętny. Cholernie mi się podobasz.. - zbliżył swoją twarz do mojej i pogłaskał po policzku.
    - Twoja siostra na pewno nie będzie zadowolona! - powiedziałam szybko i odsunęłam się do niego.
    - Zapomnij o jej słowach, a wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się lekko. - Zawiozę cię do domu.
    - Dobrze - pokiwałam twierdząco głową i podałam mu adres.
    Po kilkunastu minutach byliśmy już pod moim domem i nadszedł czas pożegnania. Wyszłam z samochodu, a za mną Marc, który pociągnął mnie za rękę i mocno trzymał w swoich ramionach.
    - Teraz już wiem, gdzie mieszkasz, więc..
    - Więc co? - uśmiechnęłam się lekko i pogłaskałam go po policzku. - Będziesz mnie napastował?
    - Więc będę się skradał w nocy do twojego pokoju - puścił mi oczko i lekko musnął moje usta.
    - Nie mam nic przeciwko, ale teraz muszę już iść. Zimno mi!
    - Dobrze - pocałował mnie w policzek i udał się do samochodu. Popatrzył się jak wchodzę do domu i odjechał.


***

Pozwólcie, że Wam wytłumaczę.. Vinga wpadła na pomysł, abyśmy pisały wspólnie niektóre dialogi, więc dlatego moja bohaterka w pierwszej części rozdziału ma pochylone i zaznaczone na inny kolor kwestie.
Mam nadzieje, że się w tym odnajdziecie i spodoba Wam się coś takiego, bo mnie to przypadło do gustu :)


Życzymy miłego dnia! :*