czwartek, 26 lipca 2012

prolog

    Tachałam walizkę niczym jakiś wół! Czemu ten pasztet zakupił sobie mieszkanie na szóstym piętrze i winda się zepsuła. W ogóle to czy w apartamentowcu winda ma prawo się popsuć?!
    To było do przewidzenia! Wracam do tego przeklętego miasta i od razu same nieszczęścia! Na lotnisku zaginął  mój bagaż, kilka taksówek mnie olało, a teraz ta winda. Dostanę wścieklizny jak pocałuję klamkę! Niespodzianek mi się zachciało!
    Trzeba było zrobić użytek z telefonu, ale ja chciałam błysnąć!
    Ok, wdech i wydech. Postanowiłam być przy bracie to będę. Postanowiłam zostawić dla niego Londyn i być przy nim po tym jak ta szmata go zostawiła. Wyjechałam do Wielkiej Brytanii trzy lata temu. Jeszcze w tamtym roku powiedziałabym, że będę mieszkać w Londynie już na zawsze. Ot, jak życie zmieniło moje plany. Rodzina jest dla mnie ważniejsza, chociaż, nie ukrywajmy, zostawiłam ich, bo zamarzyła mi się świetna szkoła średnia. Dzięki temu bez problemu dostałam się na fizjoterapię w Barcelonie. Rodzice się ucieszyli, że wracam, Marc ucieszył się, że nie będzie mieszkał sam. Nadal na myśl o Sandrze wszystko mi się kotłuje w środku! A pozwoliłam, żeby zrobiła mi maraton po sklepach z sukniami ślubnymi! Zamydliła mi oczy, Marc narzekał, że powinnam być dla niej milsza, bo on ją kocha.. Nie powinnam mu ulegać i odpychać własny instynkt, który nigdy mnie nie zawodził.
    Zadzwoniłam do mieszkania brata i czekałam. Boże, spraw, żeby był...
    -LORA!!! - wydarł się, gdy otworzył drzwi. Porwał mnie w ramiona i mocno przytulił. - Barcelona! - zaśmiał się, a ja go odepchnęłam.
    -Nie mów tak do mnie, Marc - warknęłam.
    -Tak masz na imię, młoda - chichotał.
    -Przez ciebie! - wzięłam się pod boki. - Zrobiłeś mi krzywdę na całe życie! Nie dość, że miasto, klub to i imię! - zamachałam rękami, a potem obrzuciłam go spojrzeniem. Miał na sobie czarne spodenki i niebieską bluzkę, ale na dole zaczęła przechodzić w czerń i wyglądała jak usmolona. - A teraz kochana FC Barcelona i Nike robią krzywdę tobie tymi szmatami - fuknęłam, bo na jego piersi dostrzegłam herb.
    -Cieszę się, że nadal jesteś taka sama - pocałował mnie w czoło.
    -Łapy precz! - machnęłam rękami.
    -Nic się nie zmieniłaś - z salonu wyłonił się Andreu Fontas.
    -Wychodzę! - wzdrygnęłam się. - Stokroć bardziej kocham Oriola - szepnęłam do Marca.
    -Bo jest w Chelsea? - też szepnął.
    -Bo od was uciekł - puściłam mu oczko. - Poza tym chodził ze mną na zakupy w Londynie i nawet dał mi się czasem ubrać - pokiwałam głową. - Będę u rodziców. To zostawiam - wskazałam walizkę.
    -Jak wrócisz to ten pokój - otworzył drzwi po prawej. - Jest twój.
    -Dzięki - uśmiechnęłam się. - Pa! - pomachałam i sobie poszłam. Lubię niektórych piłkarzy z Barcy, innych toleruję, a są i tacy, których nie mogę przeżyć. Fontas jest w grupie, którą toleruję, ale nie oznacza to, że muszę go oglądać zaraz po powrocie.



***

    Śpiesząc się na spotkanie z Hugo zostałam kilkanaście razy trącona przez innych, olana przez dwie taksówki i obtarta przed moje nowe buciki. Ale pierwszy raz w życiu jestem na czas! A to naprawdę cud, biorąc pod uwagę to, że przyjaźnie się z tym fanatykiem futbolu od dziesięciu lat.
    - Cześć, Złotko - ucałowałam go w oba policzku i dosiadłam się do niego pić.  -Pić!
    - Miło cię widzieć o wyznaczonej godzinie, Monico - uśmiechnął się do mnie szeroko i podsunął mi szklankę z colą. - Poznaj moje dobre serce.
    - Lepiej powiedz mi, co się stało, że postanowiłeś postawić mnie na nogi o tak wczesnej porze? Wiesz, że dziewiąta rano, to dla mnie połowa nocy, więc albo to jest coś ważnego, albo dostaniesz w ten głupi pysk!
    - Muszę wyjechać do Stanów.. - powiedział spokojnie, patrząc na moją reakcję. - Ale wrócę, nie martw się.
    - Na ile?
    - Trzy lata, ale to szansa dla mojej mamy. Ma dostać nową posadę, duży dom, większą wypłatę i nowe życie, na które od tak dawno czeka - tłumaczył, ale w ogóle go nie słuchałam. W mojej głowie cały czas huczało sławo wyjeżdżam i trzy lata. To zbyt długo!
    - Skoro musisz, to damy radę, co? - uśmiechnęłam się blado i wlepiłam spojrzenie w moją torebeczkę. - Są przecież telefony!
    - Musimy ci znaleźć faceta. Ale nie przyjaciela, tylko mężczyznę, który będzie się tobą opiekował i obdarzy cię prawdziwym uczuciem.
    - Ty nim jesteś! - podniosłam lekko głos i spojrzałam na niego. - Jesteś jedyną osobą, która w pełni akceptuje mnie taką, jaką jestem. Nie potrzebuje nikogo innego!
    - Potrzebujesz kogoś, kto da ci rodzinę, a ja niestety nie mogę tego zrobić, Monica - pogłaskał mnie po dłoni i uśmiechnął się szeroko. - Znowu kupiłaś sobie buty? Całkiem, całkiem.
    - Nie zmieniaj tematu, Hugo. Kiedy wylatujesz?
    - W przyszłym tygodniu, więc piątek jest cały nasz! Musimy uczcić twoje 20 - ste urodziny, Rybko!
    - A później pomóc ci się w pakowaniu?
    - Nie myśl teraz o tym, tylko chodź na spacer! Plaża, czy miasto?
    - Plaża! - uśmiechnęłam się szeroko i chwyciłam jego dłoń. Próbowałam się uśmiechnąć, lecz niestety nie wychodziło mi to. Chciałam wyrzucić z mojej głowy fakt, że za tydzień jego już tutaj nie będzie i cieszyć się dniem dzisiejszym, ale nie udało mi się to.

~*~ 

 Cześć! Tu Vinga! Serdecznie witam was u progu nowej opowieści. To historyczny moment, bo chociaż opowiadanie rozgrywa się w Barcelonie głównym bohaterem Moniiki nie jest Villa, tylko Bartra! :D Moim (to też historyczny moment!) Cristian Tello. Mam go już jako bohatera, ale drugoplanowego, więc czas żeby zagrał pierwsze skrzypce :) Jak nam to wyjdzie? Okażę cię! :D

Hej :) Z tej strony Moniika. Witam Was wszystkich na naszym nowym opowiadaniu, które mam nadzieje, że zostanie napisane do końca i że Wam się spodoba. U mnie nowy piłkarz - nowy pomysł :D