poniedziałek, 26 listopada 2012

rozdział 11

    Gdy wysiadłam z prywatnego samolotu na lotnisku w Madrycie czekał już na mnie adresat sms'a.
    -Barcelona! - zawołał i wyciągnął ręce. Roześmiałam się i mocno do niego przytuliłam.
    -Cristiano! - tak, autorem wiadomości był Cristiano Ronaldo, mój serdeczny przyjaciel, który nigdy mnie nie zawiódł. - Nie mów tak do mnie!
    -W końcu się pofatygowałaś! Czuję w kościach, że musimy pogadać. Jorge czeka na nas u mnie w domu - zerknął na zegarek i poprowadził mnie do limuzyny.
    -Oj, żebyś wiedział, że potrzebuje rozmowy i Jorge, jak nigdy dotąd - westchnęłam.
    -Wstrzymaj się chwilę, zaraz pogadamy - uśmiechnął się.

    -Przespałam się z Tello! - zakomunikowałam ledwo usiadłam na kanapie w salonie Cristiano. Ronaldo mało nie zakrztusił się własną śliną, ale Jorge pozostał bez ruchu.
    -Wypłyną z tego jakieś konsekwencje? - spytał tylko.
    -Owszem. Jeszcze trochę i będę mieć w dupie kasę, a zacznie się dla mnie liczyć wyłącznie jego dobro. Kurwa! - wstałam i zamachałam rękami. - Zaczyna mi na nim zależeć, a seks jeszcze to przypieczętował.
    -Daj mu do podpisania papier - podsunął Jorge.
    -Papier? - spojrzałam na niego zaciekawiona.
    -Taki jak dostała Irina. Tylko u ciebie będzie odwrotna kolejność. W razie niepowodzenia miłości medialność związku na tym nie może ucierpieć.
    -Jak byłaś dobra to się zgodzi - szepnął Cristiano z szelmowskim błyskiem w oku.
    -Jak śmiesz w to wątpić?! - burknęłam i walnęłam go poduszką.
    -Żartuję! - zaśmiał się. - Żartuję! - złapał mnie w pasie i zaczął łaskotać.
    -Zrób sobie tydzień wolnego, Lora - powiedział poważnie Jorge. - Zajmę się twoimi sprawami w Barcelonie, a ty się zrelaksuj. Cristiano cię zabawi - wstał i ucałował mnie w czoło. - Umowę dostaniesz mailem jutro - mruknął i wyszedł.

 *

    Wróciłam do domu i rzuciłam się na łóżko z płaczem. Wiem, ze Marc mnie kocha, ale sądziłam, że jak spotka Sandrę, to się ogarnie i będzie chociaż zwracał na mnie uwagę! Ale nie, on zawsze musi pokazać jakim to jest debilem. Czułam się jak idiotka, stojąc tam i przysłuchując się ich radosnej rozmowie.
    Chwyciłam mój telefon i zadzwoniłam do Hugo, który na pewno mnie zrozumie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo za nim tęsknię i jak bardzo go potrzebuje.
    - Dzień Dobry, Bartra! - usłyszałam jego radosny głos.
    - Przepraszam, ale rozmawia pan z panienką Rubio - odpowiedziałam z uśmiechem i ułożyłam się wygodnie na łóżku.
    - Pokłóciliście się - stwierdził mój przyjaciel i byłam pewna, że robi teraz jedną ze swoich popisowych min. - O co poszło?
    - Nie pokłóciliśmy się, tylko spotkaliśmy jego byłą!
    - Nie wiem, co jest gorsze..
    - Właśnie. Nigdy nie sądziłam, że facet może mnie traktować jak powietrze.
    - Ej, malutka.. Nikt nie ma prawa cię tak traktować! - powiedział szybko Hugo. - Nawet Marc Bartra, piłkarz mojego ukochanego klubu.
    - Sandra jest śliczna..
    - Ty też jesteś i dobrze o tym wiesz.
    - Ale jak on w ogóle tak mógł? - zapytałam, próbując zatamować łzy. - Czułam się jak niepotrzebna rzecz.
    - Jestem pewien, że jeszcze dziś przyjdzie z kwiatami i będzie błagał o wybaczenie. Faceci tak mają.
    - Że nie myślą? - przerwałam mu i na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. - Kochany, muszę kończyć, bo zgłodniałam.
    - Trzymaj się! - krzyknął jeszcze i po chwili się rozłączyłam.

 *

    Wieczorem postanowiliśmy wyjść na miasto. Cristiano wybrał przytulną knajpkę, więc mogłam ubrać się nieco na luzie. Zjedliśmy pyszną kolację i rozmawialiśmy popijając wino.
    -W Manchesterze mówiłaś, że miłość nie jest dla ciebie - mruknął Ronaldo patrząc na ogień palący się w kominku.
    -Uważałam tak bardzo długo, gdzieś we mnie nadal tkwi ta myśl... Tylko umiera, gdy patrzę na Tello. Nie wiem co to jest, ale czuję się idealnie u jego boku, jak... Sama nie wiem do czego to porównać - westchnęłam.
    -Wiem o co ci chodzi. Mam tak samo z Iriną. Jest wyjątkowa i tym mnie uwiodła. Nie przyszła do mnie i nie powiedziała, że chce się ze mną przespać, bo jest ciekawa seksu - uśmiechnął się szelmowsko.
    -Znam historię waszego związku, pajacu - upiłam łyk wina. - I nigdy nie żałowałam swojego pierwszego razu chociaż nie było w nim krzty miłości... Chociaż może i była, ale taka przyjacielska. Od tamtej pory seks jest dla mnie jedynie zabawą... Nigdy nikogo nie kochałam, Cris - powiedziałam poważnie. - Liczyła się dla mnie rodzina, zaufani przyjaciele... A teraz pojawił się Tello i czuję, że łagodnieję! - syknęłam. - Może nie w interesach, ale zmieniam się.
    -Dziewczyna Marca już cię nie denerwuje? - domyślił się.
    -Przechodzi przez wszystkie moje testy, wytrzymuje moje niewybredne teksty, a ja chcę, żeby mój brat był szczęśliwy. Mam nadzieję, że Rubio mu to da.
    -Rubio? - roześmiał się wesoło. - Już nie jednorazówka?
    -Dawno przestała nią być - mruknęłam ponuro. - To nie kwestia tego, że jej nie lubię. Chodzi o to, że nie chcę cierpienia Marca. Mogłaby za nim biegać najidealniejsza z idealnych lasek, a ja i tak bym znalazła dziurę w całym!
    -Wiem, nerwusie - uśmiechnął się. - Pamiętam drogę przez mękę Iriny.
    -Ale się opłaciło! - wyszczerzyłam zęby.
    -Jesteś nieznośna, wiesz? - ujął moją dłoń i delikatnie ją uścisnął.
    -Ale dostaję co chcę.

*

    Następnego dnia postanowiłam wybrać się do księgarni i pomóc rodzicom. Nie odbieram telefonów ani nie odpisywałam na sms'y Marcowi. Nie chciałam z nim rozmawiać, więc postanowiłam go ignorować. Prosty i łatwy sposób.
    Ubrałam czarne legginsy, białą koszulę z czarną kokardką pod szyją, czarne buty z ćwiekami na koturnie. Na wierzch zarzuciłam czerwoną marynarkę, dobrałam do stroju pasującą torbę oraz założyłam na nadgarstek srebrną bransoletkę. Włosy spięłam w wysokiego koka i byłam gotowa.
    Po piętnastu minutach znalazłam się w księgarni, gdzie czekało na mnie dużo pracy. Dostaliśmy dużą dostawę nowych książek i ktoś musiał się tym wszystkim zająć. Tato zajmował się papierkowymi sprawami, a ja razem z mamą wykładałam książki na półki.
    - Monica, czy to czasem nie jest Marc? - zapytała moja mama, wpatrując się w okno.
    Szybko do niej podeszłam i spojrzałam w tamtą stronę. Naprzeciwko restauracji stał Marc razem z Sandrą, która się do niego przystawiała. A on stał i się uśmiechał.
    - Tak, to Marc - odpowiedziałam i odeszłam od okna. - Z Sandrą.
    - A kto to jest?
    - Jego była.
    - Pozwalasz mu się spotykać z jego byłą?
    - A co mnie do tego? To jego życie, może robić co chce - mruknęłam, odkładając kilka książek na półkę. - Jestem zmęczona. Mogę iść do domu?
    - Jasne - odpowiedziała mama i uśmiechnęła się do mnie lekko.
    Skierowałam się na zaplecze, skąd wzięłam swoje rzeczy i po chwili wyszłam z księgarni. Miałam nadzieje, że Bartra mnie nie zauważy, bo nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Ale niestety tak się nie stało.
    - Monica! - usłyszałam jego krzyk, ale nie zatrzymałam się. - Poczekaj - stanął przede mną i uśmiechnął się szeroko.
    - Czego?
    - Chciałem się z tobą zobaczyć. Dlaczego nie odbierasz moich telefonów?
    - Bo nie mam ochoty z tobą rozmawiać - warknęłam i próbowałam go wyminąć, ale złapał mnie w pasie. - Puszczaj, Marc.
    - Najpierw porozmawiamy.
    - Nie chcę z tobą rozmawiać! Daj mi spokój.
    - Czyli co?
    - Jajco! Idź sobie do swojej Sandrusi a mnie daj spokój. Fajnie było się mną bawić? Lora ci tak kazała? Szkoda, że nie zastanowiłeś się nad tym, jak się będę czuła.
    - O co ci chodzi, Monica? Chciałem z tobą porozmawiać, więc przyszedłem do księgarni.
    - Z Sandrą - dodałam i wyrwałam mu się. - Nie dzwoń, ani nie pisz. To koniec.
    - Nie zgadzam się! Monica.. Mnie z Sandrą już nic nie łączy, bo tylko ciebie kocham! Wiem, że ostatnio przesadziłem i bardzo cię za to przepraszam.
    - To się odkochaj - odpowiedziałam i wsiadłam do taksówki, która akurat nadjechała.
    Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Czułam się okropnie.. Jednak moja głowa podpowiadała mi, że to był najlepszy wybór.


*

    Gdy rano wstałam wszyscy jeszcze spali. Zjadłam śniadanie, ubrałam się, pomalowałam, uczesałam, zamówiłam taksówkę i wyszłam. Udałam się do biura Jorge.
    Sekretarka na mój widok uprzejmie dygnęła, ale nie skomentowała mojego pojawienia się. Jakby nie było jestem protegowaną jej szefa, prawie córką, ale w innym sensie.
    -Tak, oczywiście - Jorge nawijał do telefonu, gdy weszłam do jego biura. - Zajmę się tym - uśmiechnął się do mnie. - Naturalnie, Pepe - pokiwał głową i podał mi teczkę. Puściłam mu oczko i usiadłam. Z ciekawością zaczęłam przeglądać jej zawartość. - Możesz na mnie liczyć, cześć - rozłączył się. - Nie usiedzisz w miejscu, co? - zwrócił się do mnie.
    -A co mam robić? Cristiano śpi, Junior śpi, Irina śpi. Nuda! - wydęłam usta. - Jakieś zlecenie?
    -To nowa umowa Crisa z Nike. Spójrz na to - poprosił i usiadł za biurkiem.
    -Cena jest śmieszna. Załatwię to - włożyłam teczkę do torebki. - Zjesz ze mną obiad? - spytałam.
    -Oczywiście. Widzimy się potem - uśmiechnął się. Nałożyłam okulary na nos i wyszłam. Wsiadłam do limuzyny i dostałam smsa od Vazqueza: "LORA!!! Przechodzę do Getafe!"
    Ok, ściemniałam z tym, że wyłączam telefon.
    "Wyślij mi umowę" odpisałam i włączyłam komputer. Zanim dostałam do siedziby Nike przejrzałam kontrakt Alvaro.
    "Jest spoko. Jutro masz prezentację."
    "Pójdziesz ze mną?"
    "Tak." wystukałam po chwili wahania. Niech mu będzie. Ciężko w tych czasach o lojalnego przyjaciela, a ja nie mogę przejść przez życie mając u boku jedynie Cristiano i Jorge. W sumie, chyba najwyższy czas podzielić się z kimś moja największą tajemnicą.

***

Nie wiem kiedy kolejny.

Miłego czytania :)

sobota, 17 listopada 2012

rozdział 10

    Ubrałam się i wyszłam... na mecz FC Barcelony. Nie wiem czemu się na to zdecydowałam, ale mam nieodparte uczucie, że chcę zrobić coś miłego dla Tello... Chcę, żeby na mój widok się uśmiechnął, chcę sprawić mu radość. W końcu dzięki temu nasz medialny związek będzie jeszcze bardziej popularny i fotoreporterzy zrobią nam więcej zdjęć. Czy nie to uszczęśliwi Cristiana?
    Ok... Mam brata piłkarza, przyjaciół piłkarzy, ale nie czuje meczy FC Barcelony. Nie kibicuję tej drużynie co trzeba i już!
    Na szczęście 90 minut to nie jest wieczność i w końcu upłynęło. Zeszłam do strefy mieszanej i cierpliwie czekałam aż piłkarze zaczną wychodzić. Specjalnie ustawiłam się tak, żeby dziennikarze mieli na mnie dobry widok... Takich rzeczy w swojej branży nie zostawiam przypadkowi, wszystko mam zaplanowane.
    Tylko jak Tello wyszedł z szatni z mokrymi włosami, w szmatkach Barcy, z plecakiem zawieszonym na jednym ramieniu... Mój plan umarł.
    Uśmiechnęłam się do niego bezwiednie, i o dziwo, zobaczył mnie od razu. Minął dziennikarzy i podszedł.
    -Jestem w szoku - szepnął i cmoknął mnie w policzek.
    -Ja nie mniejszym - mruknęłam.
    -Powiedź coś zgryźliwego bo ciężko mi uwierzyć, że to ty - poprosił.
    -Wyglądasz w tych śmieciach jak kloszard, jak cię nie stać to sama ci coś kupię - fuknęłam, a on zachichotał. Objął mnie w pasie i pocałował delikatnie. Coś mi się w środku zakręciło chociaż doskonale wiedziałam, że to wszystko jest pod publikę.
    -Chodź - wziął mnie za rękę i wyszliśmy. Na parkingu wsiadłam do jego samochodu i nawet nie pytałam gdzie jedziemy, bo to było oczywiste, że do mnie.
    -Musimy obejrzeć zdjęcia jakie zapewnie już przyszły w donosach i te, które będą do artykułów w gazetach - powiedziałam i szybko sprawdziłam telefon. - Poza tym mam dla ciebie świetną propozycję na kampanię promocyjną od Hugo Bossa. Miała być dla Alexisa chyba, ale ja mam lepsze kontakty niż jego agent - zaśmiałam się. - Jutro wszystko opowie ci twój agent - zerknęłam na niego, ale milczał i wpatrywał się w drogę. - Cristian?
    -Super - mruknął.
    -Pokłóciłeś się z ojcem? - spytałam.
    -Odkąd udaję, że z tobą jestem przestał się mnie czepiać - powiedział dobitnie a mnie, nie wiedzieć czemu, zabolały jego słowa.
    -To chyba dobrze, co? - wpatrywałam się w niego nieco zdumiona.
    -Zajebiście - warknął, zaparkował i wysiadł nie czekając na mnie. Powędrowałam i nadal nie mogłam nadąrzyć. Weszliśmy do mieszkania, włączyłam komputer, a Cristian włączył sobie telewizor.
    -Możesz zdjąć te szmaty. W moim pokoju jest dla ciebie strój - odezwałam się.
    -Po co? Nie ma tu dziennikarzy, nikt mnie nie widzi - odparował.
    -Ładne zdjęcia wyszyły - mruknęłam po chwili. - Puszczę prawie wszystkie - zdecydowałam. - Chcesz zobaczyć? - dodałam po chwili. Łaskawie stał i przyszedł do mnie, do kuchni. Pochylił się nade mną i spojrzał na monitor.
    -Wyglądamy bardzo autentycznie - pokiwał głową.
    -To dobrze - uśmiechnęłam się zadowolona i pogłaskałam go po policzku. Odsunął się szybko i wrócił do salonu. - Tello? - stanęłam w progu i oparłam się o framugę.
    -Tak? - niemal czułam jak wysila się na bycie uprzejmym.
    -Może chcesz poćwiczyć całowanie? - spytałam i przysięgam!, sama nie wiedziałam czemu to zrobiłam.
    -Już ćwiczyliśmy, a seksu nie ma po co, chyba, że masz zamiar wysłać nas do reality show, żeby zwiększyć nasze akcje w show biznesie - warknął.
    -Cristian, do cholery jasnej! - wkurzyłam się i stanęłam przed nim. - Co cię opętało?
    -Nie umiem udawać miłości! - wstał. - Nie umiem i już! - zamachał rękami.
    -Jakoś do tej pory ci szło - wzięłam się pod boki.
    -Nie wpadłaś na to, że nie udaję? - szepnął, a mnie po plecach przeszedł dreszcz. - Że tak naprawdę mam w nosie sławę i kasę? Że pomimo tego, że liczy się dla mnie tylko piłka, zgodziłem się na to wszystko? - zbliżył się i dzieliły nas teraz centymetry. - Zrobiłem to dla ciebie, Lora - dodał.
    -Cristian, ale... - jęknęłam i urwałam, bo dalej nie mogłam nic z siebie wydusić.
    -Uwielbiam cię - uśmiechnął się i przejechał palcem po moim policzku, szyi i obojczyku. - Żaden facet przy zdrowych zmysłach nie wytrzymałby z tobą tyle czasu... Odegram dla ciebie każdą szopkę, ale daj mi chociaż cień nadziei... - pocałował mnie delikatnie, a moja krew zawrzała. Zrobiło mi się gorąco i czułam, że myślenie za sekundę mi się wyłączy...
    -Na co? - szepnęłam i założyłam mu ręce na szyi.
    -Na siebie - odparł i zachłannie wpił się w moje usta. Wsunął ręce pod moją marynarkę i gwałtownie przyciągnął mnie do siebie. Jęknęłam cicho i rozsunęłam jego bluzę, która po chwili wylądowała na podłodze.
    -Mówiłam, że to szmata i masz to zdjąć - nie mogłam się powstrzymać przed komentarzem. Na twarzy Cristiana pojawił się wielki zaciesz.
    -To tez nie będzie nam potrzebne - zdjął ze mnie marynarkę. - Reszta chyba też nie... - uśmiechnął się łobuzersko, a ja czułam, że moje podbrzusze płonie i zaraz umrę jak Tello czegoś nie zrobi!
    Delikatnie całował moja szyję, jego usta rozpalały każdy skrawek mojego ciała. Palcami zataczał kręgi wokół góry od gorsetu aż w końcu go zsunął. Nie miałam pod spodem stanika... Jego usta zawędrowały na moje piersi i odtańczyły tam taniec jedyny w swoim rodzaju. Moje ciche jęki zmieniły się w nieco głośniejsze, a z podniecenia zaczęło mi się kręcić w głowie. Po chwili spódnica, gorset i stringi wylądowały na podłodze. Zsunęłam z nóg szpilki i pozbawiłam ubrań Cristiana.
    Wziął mnie na ręce i położył na kanapie. Najpierw oczywiście wycałował każdy milimetr mojego ciała co doprowadziło mnie niemal do szału. Długo kazał na siebie kazać, oj długo... Ale kiedy się w końcu zjawił... Raj pojawił się na ziemi, wszystkie gwiazdy spadły, odleciałam niczym na haju.
    -Dobrze, że Marc z jednorazówką są w teatrze - wyszeptałam całkowicie wyczerpana. Wtuliłam się w jego ramię, a on okrył nas kocem.
    -Dobrze - pocałował mnie w czoło i przejechał dłonią po moim nagim ramieniu. Patrzył na mnie tak dziwnie, jak żaden facet po seksie... Nie przeczę, że to był mój najlepszy stosunek w życiu, ale dla Cristiana to chyba było coś więcej niż tylko stosunek płciowy. A dla mnie?

*

    Dzisiejszy wieczór mamy spędzić w teatrze razem z rodzicami Marca, co wcale mnie nie cieszyło. Nie miałam ochoty wysłuchiwać, że jestem jednorazówką i że nie jestem odpowiednia dla Barty. On kocha mnie, a ja jego, więc o co im wszystkim chodzi? Chcąc, czy nie, musiałam założyć cudowną czerwoną sukienkę od Lory, którą miała na sobie Blair z ''Gossip Girl'', a ja ją uwielbiam!, białe szpilki, torebkę oraz śliczną bransoletkę od Marca. Włosy spięłam w koka i byłam gotowa.
    Koło godziny 20 razem z Bartrą podjechałam pod teatr. Jego mama wyglądała idealnie.. Piękna sukienka, fryzura i szeroki uśmiech na twarzy.
    - Ślicznie wyglądasz, kochanie - usłyszałam głos Marca i uśmiechnęłam się szeroko. - Czołem, rodzice! - przywitał się z nimi i dokonał mojej prezentacji. - Mamo, tak to powinno wyglądać.. Drodzy rodzice, to jest moja dziewczyna, Monica.
    - Dobry wieczór - wydukałam i uśmiechnęłam się lekko.
    -Dobry wieczór, Monico - powiedziała Tania Aregall.
    -Miło cię w końcu poznać - dodał Alec Bartra.
    - Mnie również. Marc dużo opowiadania o swoich rodzicach.
    -Mamy nadzieję, że same dobre rzeczy - uśmiechnął się Alec.
    -Lora o tobie też sporo opowiada - wtrąciła Tania ze słodkim uśmiechem na ustach. Już zaczynałam się bać..
    -Ale żadne jej słowa nie oddają naprawdę jak jesteś śliczna - Alec ostro spojrzał na żonę, która nic sobie z tego nie robiła.
    -Zdjęcia za to nie kłamią - mruknęła Tania.
    - Tato, gust to ja mam po tobie - odezwał się Marc, który dzisiejszego wieczoru wyglądał naprawdę męsko.  
    - Dziękuje bardzo - na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
    -Kwestia gustu twego ojca to sprawa dyskusyjna - powiedziała sucho Tania. - Jednak musimy uszanować wybór naszego syna.
     -Spokojnie - Alec puścił oczko i uśmiechnął się łobuzersko. - Tania tylko wygląda tak groźnie, naprawdę jest potulna niczym baranek - objął żonę w pasie i cmoknął w policzek.
    -Naprawdę? - uniosła brew w geście zdumienia, ale po chwili i na jej twarzy zagościł uśmiech. Od razu nabrała sympatyczniejszego wyglądu.
    -Dobra, koniec tego słodzenia! - zawołał Marc. - Zapraszam do teatru, bo jak się spóźnimy to Lora urwie mi nie tylko głowę, ale znacznie więcej... I nigdy nie da żadnych biletów.
    Marc chwycił mnie za rękę i weszliśmy do środa. Po półtorej godzinie spektakl się skończył i mogliśmy jechać do restauracji. Spodziewałam się najgorszego, ale wcale nie było źle. Mama Marca zachowywała się normalnie, była bardzo miła. Jestem pewna, że Alec ma na nią taki wpływ. Cieszyłam się z tego wieczoru, bo wreszcie czułam się przez kogoś akceptowana. Kiedy rodzice obrońcy poszli przywitać się ze znajomymi on uśmiechnął się do mnie szeroko i pocałował w policzek.
    - Spodziewałam się, że będzie gorzej, a jest naprawdę fajnie. To wyjście będę zaliczać do miłych wieczorów - mruknęłam, uśmiechając się lekko. - Twoja mama nie jest taka zła.
    - Mówiłem ci, to jak zwykle mnie nie słuchałaś.. Dobrze, że tutaj przyszliśmy.
    - Też się cieszę, kochanie.

*

    -Ekhem! - usłyszałam gdzieś niedaleko, ale nie otworzyłam oczu. Było mi tak dobrze, tak przyjemnie jak nigdy dotąd. Poczułam ciepły dotyk ust na szyi i uśmiechnęłam się bezwiednie.
    -Lora - szepnął ktoś. Uniosłam leniwne jedną powiekę i nawet się nie skrzywiłam na to co zobaczyłam. Błogość, która rozlewała się po moim ciele działała kojąco na moje nerwy.
    -Czemu zawsze ty? - spytałam i odwróciłam się do nich plecami. Wpadłam nosem wprost w umięśnioną klatkę Tello, ale bynajmniej i to nie przeszkadzało.
    -Co byś zrobiła jakby z nami przyszli rodzice, co?! - wrzasnął Marc.
    -Dokładnie to samo co teraz - odparłam i pogłaskałam Cristiana po obojczyku. - A teraz łaskawie wyjdźcie, bo psujecie mi powietrze. Marc, zabierz dziewczynę na mój koszt do hotelu i zrób jej powtórkę z nocy, kiedy się poznaliście... Na mój koszt - dodałam łaskawie. - Marc - skinęłam palcem, a on domyślnie się pochylił. - Doceń to, że powiedziałam "dziewczyna", a nie "jednorazówka" i stąd spadajcie - warknęłam.
    -Jeszcze się policzymy - burknął. - Chodź, kochanie - powiedział do swojej dziuni i wyszli.
    -Nie chcesz się ze mną liczyć, bracie - szepnęłam i wtedy usłyszałam dźwięk sms'a. Nie takiego zwykłego, ale wyjątkową melodyjkę, przypadającą na jedyną osobę w mojej liście kontaktów.
    Zerwałam się z kanapy i błyskawicznie owinęłam w bluzę Tello. Chwyciłam telefon i usiadłam na poręczy fotela.
    "Mała! Wpadaj do Madrytu! Ileż można na Ciebie czekać, barcelońska królewno?! Jorge ma dla Ciebie jakąś super robotę, ja się stęskniłem (!), Junior też i wgl nudno bez Ciebie! Ruszaj chudy zadek i wpadaj!" - przeczytałam wiadomość.
    -Jadę do Madrytu - zakomunikowałam Tello, który po moich słowach momentalnie usiadł.
    -Ale jak to? Teraz? - zdumiał się.
    -Normalnie, interesy - nie kwapiłam się z wyjaśnieniem o co chodzi.
    -Stało się coś? - teraz się zmartwił.
    -Nie - usiadłam mu na kolanach i czule pogłaskałam go po policzku. Coś się we mnie zmieniło po tym seksie. Tello nie był już dla mnie tym samym Tello... - Wszystko w porządku, ale sprawa jest pilna i muszę załatwić to osobiście - przysunęłam się i delikatnie pocałowałam go w usta.
    -Musisz tam pędzić po nocy? Pobądź ze mną do rana, a potem polecisz - uśmiechnął się słodko.
    -Chciałabym - objęłam go ramionami za szyję. - Ale nie mogę. W Londynie zostawiłam Erica, w Barcelonie zajmuję się wszystkim osobiście, ale Madryt rządzi się swoimi prawami.
    -Wrócisz? - szepnął.
    -Do ciebie zawsze - puściłam mu oczko i wstałam.
    -Odwieźć cię na lotnisko? - wstał i owinął się prześcieradłem.
    -Nie, zamówiłam już taksówkę - pomachałam swoim telefonem. - Widzimy się za tydzień.
    -Tydzień? - jęknął.
    -Tydzień to krótki czas - powiedziałam i poszłam do swojego pokoju, który z biegiem dni zaczynał przeradzać się w garderobę. Nałożyłam czarną sukienkę w czerwone kwiaty, czerwone botki i czarna narzutkę. Do walizki wrzuciłam kilka ciuchów i wyszłam na korytarz.
    -Będę dzwonił - Tello objął mnie w pasie i pocałował.
    -Pisz, wyłączam telefon w Madrycie - mruknęłam.
    -To jak masz zamiar coś tam załatwić bez komórki?
    -Wystarczy mi komputer. Idę! - cmoknęłam go ostatni raz i wyszłam.

*

    Lora wyjechała do Marytu i wreszcie z Bartrą mieliśmy trochę czasu dla siebie. Powiedziałam rodzicom, że na kilka dni znikam z domu i przenocuje u Marca. Zgodzili się, bo co innego im pozostało?
    Kiedy mój idealny chłopak był na treningu, to ja zabrałam sęe za sprzątanie jego drogiego apartamentu. Wytarłam kurze, odkurzyłam dywany, wypastowałam podłogi, umyłam wszystkie brudne naczynia i zajęłam się jego pokojem, który był najbardziej brudny.
    - Cześć, kochanie! Już jestem - usłyszałam jego głos, kiedy gotowałam właśnie obiad. - Ale ładnie pachnie - wszedł do kuchni i przywitał się ze mną dając mi buziaka w policzek.
    - Usiądź i zaraz podam obiad.
    - Sprzątasz i gotujesz, więc zostaniesz moją żoną - powiedział i rozsiadł się przy stole. - Co dziś robimy?
    - A co byś chciał? - zapytałam, kładąc przed nim talerz z jedzeniem. - Tylko nie chce słyszeć o jakieś gali, proszę.
    - Póki nie ma Lory, to damy sobie z tym spokój. Może pójdziemy na zwykły spacer?
    - To dobry pomysł. Zjem, posprzątam, przebiorę się i będę gotowa - uśmiechnęłam się lekko.
    - Ja posprzątam i nawet nie chce słyszeć słowa sprzeciwu, dobrze?
    - Marc.. Doskonale wiemy, że jak ty sprzątasz, to i tak robisz jeszcze większy bałagan, więc ja się tym zajmę - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem. - Lepiej idź się przebrać i nie marudź.
    - No dobra - mruknął i po chwili zniknął z mojego pola widzenia.
    Po posprzątaniu po obiedzie przebrałam się w białą koszulkę i pstrokatą spódniczkę, nałożyłam na nogi żółte buty i dobrałam w tym kolorze torbę.  Włosy spięłam w kitkę i byłam gotowa.
    - Marc, możemy wychodzić - krzyknęłam, czekając na niego w salonie.
    - Jestem - po chwili stał już obok mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. - Daj łapkę - dodał i po chwili wyszliśmy z mieszkania.
    Spacerowaliśmy uliczkami miasta, kiedy koło nas pojawiła się wysoka szatynka ubrana w krótką, obcisłą sukienkę z szerokim uśmiechem na twarzy.
    - Cześć, Marc! - zaświergotała i wycałowała go kilka razy w policzki. - Co u ciebie słychać? Co u Lory? I rodziców?
    - Wszystko dobrze. A u ciebie? - odpowiedział szybko, zupełnie o mnie zapominając. Wpatrywał się w ową dziewczynę z istnym podziwem.
    - Po staremu. Widziałam, że coraz częściej grywasz w pierwszym składzie. Gratuluję!
    - Dziękuję bardzo, Sandra - uśmiechnął się lekko. I wtedy do mnie dotarło, że właśnie stoi przed nim jego była, a on jak taka dupa wołowa się w nią wpatruje! I na dodatek zupełnie zapomniał o mnie.
    - A to kto? - wskazała głową na mnie i wtedy Marc sobie o mnie przypomniał. Objął mnie ramieniem i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
    - A to jest Monica, moja dziewczyna - dokonał mojej prezentacji.
    - Cześć. Jestem Sandra - szatynka uśmiechnęła się do mnie sztucznie i przerzuciła wzrok na Bartrę. - Ładna! - puściła mu oczko.
    - Marc, właśnie sobie przypomniałam, że muszę pomóc rodzicom. Do zobaczenia! - pocałowałam go w policzek i szybkim krokiem pognałam przed siebie.
Jeszcze kilka minut w towarzystwie tej lafiryndy, a bym nie wytrzymała. Niech on sobie robi z nią, co chce i da mi później znać, czy już się z niej wyleczył!