Wzięłam laptop, telefon i udałam się do kuchni. Marzyłam o kawie!
Usiadłam przy stole, z ekspresu nalałam sobie swojej ambrozji... i o mało się nie udławiłam. Do pomieszczenia wkroczyło właśnie jakieś blond stworzenie w szmatach Barcy na kościstym ciałku...
-Co jest kurwa?! - powiedziałam, a istotka spojrzała wprost na mnie. Wytrzeszczyła oczy, ale nie, na szczęście nie zaczęła wrzeszczeć.
- Hej - powiedziałam nieśmiało i stanęłam jak wryta. Co ja mam teraz zrobić? Ucieczka, to najlepsze rozwiązanie, ale chyba powinnam się jakoś wytłumaczyć. - Jestem Monica. Marc mówił, że mam na niego poczekać.. To jakiś problem?
-Poczekać? Na co? Po szybkim numerku zazwyczaj się wychodzi, widzę że ten tłumok musi się jeszcze wiele nauczyć - westchnęłam i wstałam. - Kawy? - spytałam i nie czekając na jej odpowiedź nalałam jej do kubka czarnego płynu. Każdy wie, że po owocnej nocy trzeba wzmocnić organizm. Zwłaszcza tak owocnej.
- Dzięki - usiadłam naprzeciwko dziewczyny i wzięłam do ręki kubek. - Wspominał też, że właśnie tak będziesz mówić, więc sama nie wiem co mam robić.
-Patrz - mruknęłam i pokręciłam głową. - Jaki domyślny, kto by się spodziewał - syknęłam. - Tak w ogóle to jestem Lora, ale to pewnie, ten cwaniak z miodem w uszach też ci powiedział... - urwałam. - Nie waż się mówić do mnie moim pełnym imieniem. Za to grozi śmierć, ewentualnie tortury do końca twoich dni, co zważywszy na szkodliwość czynu, nastąpi szybko. - dokończyłam. - Dobry był? - zmieniłam błyskawicznie temat.
- Tak dużo gadasz, że nie nadążam - uśmiechnęłam się do niej lekko. - Na pewno zapamiętam, że jesteś Lora - pokiwałam głową i wzięłam łyka kawy. Cholera, ona jest jak rentgen! Wie wszystko, co powiedział Bartra. - Dobry w czym?
-W łóżku, słońce - spojrzałam na nią pobłażliwie. - Jego poprzednia laska była tak głupia, że czasem miałam wrażenie, że ściana więcej rozumie. Na szczęście owy związek dobiegł końca, a ja mam nadzieję, że mój brat w końcu poużywa życia i nie będzie się bawił w monogamię.
- To nasza prywatna sprawa - odpowiedziałam spokojnie, nadal się w nią wpatrując. Chyba sobie nie myślała, że będę jej o tym opowiadać! To jest tylko i wyłącznie NASZA sprawa. - O tym już nie wspomniał, ale skoro jestem tutaj na jeden numerek, to chyba wiedzieć nie powinnam.
-Mój brat ma za dobre serce, żebym mówić o czymś takim i zerowe obycie z dziewczynami. Jego największa wada to zbytnie ufanie ludziom, ale od tego ma mnie. Może i jestem młodsza, ale jakoś się tak nam układało, że to ja byłam opiekunką braci, bo nie wiem czy wiesz, ale Marc ma bliźniaka. Zawsze mnie fascynowało czy jak jeden posuwa to drugi czuje - uśmiechnęłam się bezczelnie. Wiedziałam, że Marc to sierota, ale w tym, że jej narobił nadziei to przesadził. Ten Tello to też chyba myślał o niebieskich migdałach jak mu tłumaczył zasady zaliczania panienek na raz!
- Powinnaś zając się swoim życiem, bo Marc jest już do dorosły i wie, co ma robić - odparłam pewnie. - Ale najwidoczniej twoje życie jest nudne i dlatego zajmujesz się jego, byle by nie posprzątać bajzlu w swoim życiu. - Nie, na pewno nie czuje. Od tego jest biologia.
-Słonko - zaświergotałam. - Pewnie bym się wzruszyła, ale tusz był za drogi na takie ekscesy. Moje zajmowanie się bratem nie wynika z zainteresowania jego życiem, ale prostym faktem: kocham go - rozłożyłam ręce. - Wychowano mnie tak, że o rodzinę się troszczy nawet kosztem siebie i nie będzie mi tu jakaś dziunia udzielać rad w związku z moim życiem, które tak na marginesie, jest dokładnie takie jak planowałam od zawsze - wstałam. - A teraz w łaskawości swojej udaj się do pokoju Marca, albo za drzwi wejściowe. Jakbyś nie pamiętała drogi z nocy to znajdują się na końcu korytarza - usiadłam i zajęłam się swoim laptopem. - Może jak kiedyś dorobisz się dzieci z jakimś frajerem pojmiesz sens moich słów, a jak na razie żegnam i dziękuję za interesującą pogawędkę, która wzbogaciła moje życiowe doświadczenie. - zagłębiłam się w mejlach i już więcej nie zaszczyciłam jej spojrzeniem.
- Raczej wybiorę drugą opcję, bo nie mogę pojąć jak Marc może ciebie słuchać.. - stałam od stołu i włożyłam kubek do zlewu. - Przebiorę się i już mnie nie ma, ale gdybyś mogła, z łaski swojej, przekazać swojemu braciszkowi, że było fajnie, ale muszę wracać do swojego życia, to byłabym wdzięczna. Mam nadzieje, że jesteś z siebie zadowolona, bo teraz na pewno będę panienką na jedną noc! - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do pokoju.
-A czego ty się, skarbie, spodziewałaś dając mu dupy przy pierwszym spotkaniu - powiedziałam sama do siebie.
-Cześć - do kuchni wszedł Tello w samych bokserkach. - Co się tak szczerzysz jak kot, który właśnie zjadł mysz? - nalał sobie kawy i usiadł obok mnie. Chwilę później blond-miss-ciętej-riposty wyszła z mieszkania trzaskając przy tym drzwiami. - Lora? - Cristian spojrzał na mnie zaciekawiony.
-Och, nic takiego - puściłam mu oczko. - Jak zwykle musiałam posprzątać po twoich naukach i zabawie Marca.
-Możesz jaśniej? - zaciekawił się.
-Bzyknął ją, a ona biedulka sądziła, że to początek miłości, potem ślub, dzieci i piękny domek na przedmieściach - przekręciłam oczami.
-Powiedziałaś jej, że była tylko zabawką na jeden raz? - zarechotał.
-Dokładnie - upiłam łyk kawy. - Aż się łezka w oku zakręciła - zaśmiałam się.
-Hej - Z pokoju wyłonił się zaspany Marc. Podobnie jak kumpel miał na sobie tylko bokserki. - Nie ma tu Moni? - rozejrzał się.
-Wyszła, chcesz kawy? - spytałam i szturchnęłam Tello, który wstał i nalał mu do kubka.
-Jak to wyszła?! - otworzył szerzej oczy.
-Normalnie, na nogach - westchnęłam. - Sądziłam, że wiesz, bo musiałeś się wczoraj zagłębić między nie - zaśmiałam się.
-Coś ty jej nagadała?! - wrzasnął i aż poczerwieniał. Jednak nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia.
-Nic szczególnego. W skrócie, że jest jednorazówką - wzruszyłam ramionami.
-BARCELONA!!! - wysyczał przez zęby.
-Ogarnij się, baranie! - fuknęłam. - Ledwo cię jedna zostawiła i chcesz następną?!
-To moja sprawa! - złapał jakieś spodenki leżące na krześle.
-Twoja? TWOJA?! - wstałam. - A kto chlipał mi do słuchawki, żebym przyjechała? Miałeś dola i to takiego, że nie dałeś rady wyjść z mieszkania, żeby zrobić zakupy! Kto się wtedy tobą troszczył?! To był szczyt moich umiejętności logistycznych, ale będąc w Londynie, tu cię nakarmiłam, zrobiłam opłaty i jeszcze najęłam babkę do sprzątania! - wzięłam się pod boki.
-I tak zrobię co zechcę! - ruszył do drzwi.
-Och, nie wątpię - burknęłam.
*
Kiedy wczoraj wjeżdżaliśmy do góry, to nie dało się odczuć, że to tak długo trwa, a teraz czuje się jakby to była wieczność.. Może dlatego, że teraz czuje się fatalnie. Zostałam potraktowana jak zwykła dziwka, ale sama sobie taki los zgotowałam. Głupia jestem i tyle! Po co ja wczoraj w ogóle z nim zaczęłam gadać?
Na szczęście jestem już na parterze i opuszczę to miejsce raz na zawsze. Niestety nie dane mi było zrobić to w spokoju, bo poczułam lekkie szarpnięcie i od razu odwróciłam się do tyłu. Moim oczom ukazał się Marc w samych spodenkach i lekkim uśmiechu na twarzy.
- Jak dobrze, że zdążyłem - wysapał i odciągnął mnie na bok klatki. - Przepraszam za Lorę, ona po prostu chcę, bym więcej nie cierpiał przez dziewczyny.
- Nie mam zamiaru tego wysłuchiwać, Marc.
- Mówiłem, że masz z nią rozmawiać, to mnie nie posłuchałaś!
- Bo nie było mi miło, gdy zaczęła gadać, że jestem laską na jedną noc! - krzyknęłam zła i chciałam odejść, ale znów mnie zatrzymał.
- Przecież przeprosiłem!
- A w dupę sobie wsadź swoje przepraszam i zostaw mnie w spokoju! Już jako jednorazówka i tak przekroczyłam swój limit czasu, więc nie trać swojego czasu i wracaj do siostry, która pewnie już zaplanowała ci całe życie.
- Pozwól mi to naprawić, Monica - wyszeptał i przejechał dłonią po moim policzku. Taki tani chwyt, a dałam się nabrać.. - Znam świetną knajpkę nad morzem. Możemy się spotkać?
- Nie jestem pewna, czy to jest dobry pomysł.
- Proszę.. - wymamrotał tuż obok mojego ucha i przycisnął mnie do ściany. - Nie wypuszczę cię, póki się nie zgodzisz.
- No dobra - pokiwałam twierdząco głową i uśmiechnęłam się lekko. - O której?
- Przyjadę po ciebie o ósmej. Gdzie mieszkasz?
- Będę czekać przy fontannie na La Rambla.
- Ok, to do zobaczenia - znów pogłaskał mnie po policzku i pocałował w usta.
- To do później - odsunęłam się od niego i pomachałam mu na do widzenia.
Szybko złapałam jakąś taksówkę i udałam się do domu, bo pewnie rodzice odchodzą od zmysłów. Chociaż jestem z domu dziecka, to czuje się, jakbym była ich prawdziwym dzieckiem. Nigdy nie dali mu odczuć, że to nie oni mnie spłodzili. Po kilku minutach byłam już w domu i mogłam w spokoju zadzwonić do Hugo, bo rodzice pracowali.
*
W czasie, gdy ja sprawdzałam pocztę, Tello zjadł śniadanie. Zerkałam na niego i coś ściskało mnie w środku. Czemu ja wcześniej nie widziałam, że ma takie boskie ciało? A raczej widziałam, ale nigdy nie zwracałam uwagi. To był po prostu Tello, kumpel Marca. Teraz wlazł we mnie jakiś diabeł!
-Lora? - zawisł nade mną i musnął ustami moje ramię. Wzdrygnęłam się niekontrolowanie.
-Spadaj! - burknęłam.
-Dotknij mnie - usiadł na krześle obok i przysunął się.
-Jestem zajęta, Cristian - warknęłam i wstałam. Wtedy jednak złapał mnie za rękę, pociągnął i wylądowałam na jego kolanach.
-Zadam ci kilka pytań i grzecznie mi na na nie odpowiesz. Co sądzisz o miłości?
-Miłości? - prychnęłam. - Lepiej spytaj, Marca, naszego eksperta! - burknęłam.
-Lora - objął mnie w pasie.
-Może i istnieje, ale porozmawiamy o ewentualnym partnerze na dłużej niż tydzień za jakieś dziesięć lat, co? - przekręciłam oczami.
-Cenisz swoją niezależność? Fakt, że robisz co chcesz? Idziesz do łóżka z kim chcesz?
-Oczywiście, że tak! Pogrzało cię?! Puść mnie!
-Lora! Przez całe swoje życie widziałem w tobie godnego towarzysza na imprezy, ale przede wszystkim siostrę Marca! - wypalił. - A teraz nie mogę i już! Wiesz doskonale czego mamy objawy, ale umiemy sobie z tym poradzić prawda? Kochasz swoje życie tak samo jak ja swoje. Nie chcę żadnych zmian, czujesz to? Lubię posuwać wyrwane panienki, chodzić na imprezy, przed nikim się nie tłumaczyć... Nie chcę rewolucji!
-Trzeba to zdusić w zarodku! - wstałam i zacisnęłam pięści. - To jest jak grypa... - mruknęłam. - Ale jeśli myślisz, że ignorowanie drugiej osoby coś ci da...
-Nie da! - przerwał mi.
-Idę na randkę! - zakomunikował zadowolony Marc i wparował do mieszkania.
-Z kim? - zainteresował się Tello. - Wyrwałeś coś nowego?
-Nie, idę z Monicą - odpowiedział mój brat. Spojrzałam na Cristiana i zmarszczyłam czoło.
-A to nie miała być jednorazówka? - zdziwił się Tello i też się skrzywił.
-Nie jestem wami - burknął Marc. - Nie traktuje ludzi jak zabawek. Wiecie, chciałbym, żebyście się w kimś zakochali i w końcu przestali prowadzić taki tryb życia! - fuknął i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
-Broń nas Boże - szepnęłam.
-Może jakaś łapówka? - uniósł jedną brew.
-Ubieraj się! - pokiwałam głową i poszłam do siebie.
Weszliśmy do kościoła Santa Maria del Mar i kleknęliśmy w jednej z ostatnich ławek.
-Mogłeś nałożyć inna koszulkę - spojrzałam na jego bluzkę.
-A ty inną bluzkę, z klubem ci się pomyliło? - odpyskował. Przemilczałam to, nie czas na dyskusje, kiedy grunt pali się nad pod nogami.
-Myślisz, że wystarczy się pomodlić? - szepnęłam.
-Nie, intencja jest potężna - pokręcił głową. - Może zamówimy msze?
-No, pewnie! - popukałam się w czoło. - O co? O łaskę, zachowanie doczesnego życia, dalsze imprezowanie i wyleczenie się z tej specyficznej grypy? - warknęłam.
-Dobra, przesadziłem. Ile masz? - wyciągnął z kieszeni portfel. Otworzyłam swoją Birkin i wyjęłam portmonetkę.
-Kupiłabym za to niezłe buty - mruknęłam.
-Styknie - zabrał mi banknoty i wstał. - Idziemy do księdza.
-Tak chcesz iść?! - fuknęłam.
-Nie, najpierw skocze do domu, przebiorę się i wrócę - zironizował. - Pewnie, że tak! - wziął mnie pod rękę i zaprowadził do zakrystii. Otworzył drzwi i weszliśmy. Obok jednej z szaf stał ksiądz, a na nasz widok się uśmiechnął.
-Na zapowiedzi? To proszę do kancelarii - wskazał jakieś drzwi. Zapowiedzi?! Wyobraziłam sobie siebie w białej sukni jak zmierzam do ołtarza z Tello u boku...
Wzdrygnęliśmy się w tym samym momencie.
-Nie, chcieliśmy przekazać datek - Cristian wyciągnął dłoń. - W intencji tylko nam znanej - uśmiechnął się.
-Ojej, tak dużo pieniędzy - wyszeptał księżulek. - Za szczęśliwą miłość? - uśmiechnął się.
-Raczej jej brak - wypalił Cristian.
-Ksiądz bierze, a my uciekamy i oddajemy się pod Bożą opiekę - powiedziałam i błyskawicznie wyszliśmy.
-Myślisz, że zadziała? - odezwał się dopiero, gdy byliśmy na ulicy.
-Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Mam nadzieję, ale teraz - wyjęłam telefon i spojrzałam na zegarek. - Pora na mnie, interesy czekają. Pa! - cmoknęłam go w policzek.
-Kolacja? - spytał.
-O 19? - machnęłam na taksówkę.
-Przyjadę po ciebie!
-Spoko! - wsiadłam i odjechałam. Jak możemy się pozbyć tej naszej grypy? Kompletnie nie mam pojęcia! Wiem tylko, że żadne ekscesy sercowe nie pokrzyżują mi moich życiowych planów!
*
Koło godziny 18 zaczęłam się szykować na spotkanie z Bartrą. Wzięłam kąpiel, przebrałam się w różową sukienkę, sandałki, przygotowałam dodatki i uplotłam warkocza z moich blond włosów. Kilkanaście minut przed 20 wyszłam z domu i skierowałam się w stronę fontanny. Kiedy tylko dotarłam na miejsce, to w oczy rzucił mi się Marc w kraciastej koszuli, jeansach i trampkach.
- Cześć - uśmiechnęłam się lekko i stanęłam przed nim.
- Cześć, Piękna - pocałował mnie w policzek i złapał za rękę. - Ślicznie wyglądasz!
- Dziękuję - odpowiedziałam nieśmiało i spojrzałam w jego piękne patrzałki. - Ładna koszula - uśmiechnęłam się szeroko.
- Chodź, pojedziemy na plażę - pociągnął mnie w stronę swojego samochodu. W samochodzie panowała zupełna cisza, ale za bardzo mi to nie przeszkadzało. Uwielbiam wpatrywać się w ulice, kiedy są oświetlane przez lampy uliczne. Po kilku minutach Marc zaparkował na parkingu i oznajmił, że jesteśmy na miejscu.
- Ładnie tu - mruknęłam, kiedy usiedliśmy przy jednym ze stolików. Knajpka rzeczywiście prezentowała się świetnie.. Ciepłe kolory, świeczki na stołach, miła obsługa i mam nadzieje, że pyszne jedzenie.
- Mówiłem.. Co zamawiasz?
- A co polecasz? - uśmiechnęłam się szeroko.
- Pizza jest nieziemska!
- To możemy zamówić - odpowiedziałam i po chwili kelnerka była obok nas. Marc złożył zamówienie i uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Więc.. Może mi coś o sobie opowiesz? Ty wiesz o mnie całkiem sporo.
- Nazywam się Monica Rubio. Studiuję turystykę, niedawno skończyłam 20 lat, dorabiam w firmie rodziców. Kocham taniec oraz stare książki.. Nie przeżyję dnia bez kubka miętowej herbaty, od 10 lat przyjaźnie się z Hugo. No, to chyba wszystko, co powinieneś wiedzieć.
- Przyjaźnisz się z facetem? - zapytał lekko zszokowany.
- Tak, a co w tym dziwnego?
- Przyjaźń damsko-męska nie istnieje! Zawsze któreś chce czegoś więcej, wkrada się pożądanie, miłość.. Nie wierze, że nic do niego nie czujesz - powiedział szybko i zabrał się za pałaszowanie pizzy, którą przed chwilą dostaliśmy.
- Jak go poznasz, to zmienisz zdanie. Dzięki niemu wiem jak się nazywasz! - uśmiechnęłam się do niego lekko. - To wasz wielki kibic.
- To może go polubię.. - mruknął cicho.
Po pół godzinie wyszliśmy z knajpki i ruszyliśmy w stronę plaży, która o tej godzinie była już zupełnie pusta. Uwielbiam taki klimat.. Szum fal, cisza i spokój, facet u boku.
- Wiesz o czym zawsze marzyłam? - zapytałam go, kiedy szliśmy brzegiem morza.
- O mnie? - uśmiechnął się szeroko i objął mnie w pasie. - Wiesz, wiele dziewczyn tak ma..
- Nie, głupolu - roześmiałam się głośno i walnęłam go w ramię. - Marzyłam, aby popływać w morzu w rzeczach. To głupie, wiem.. Hugo mówił, że zachowuje się jak gówniara, ale ja taka już po prostu jestem.
- To chodź - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wody. - Marzenia są po to, by je spełniać, a Hugo się nie zna.
- Będziemy mieli mokre ciuchy i jak wrócimy do domu?
- Nie martw się tym, żyj chwilą! - odpowiedział i wrzucił mnie do wody.
Nigdy nie sądziłam, że to może być takie fajne! Było zimno, ale dotyk Marca sprawiał, że od razu robiło mi się gorąco i nawet nie czułam, że jesteśmy cali mokrzy. Pływaliśmy, chlapaliśmy się wodą, biegaliśmy po plaży, śmialiśmy i żyłam chwilą, tak jak mówił Bartra.
- Będziemy chorzy, zobaczysz - mruknęłam, kiedy szliśmy już do samochodu. - A ty nie powinieneś.. Masz treningi, mecze.
- Jestem uodporniony - odpowiedział i otwarł mi drzwi od samochodu. - Wsiadaj. Spotkamy się jeszcze? - zapytał, kiedy wsiadł do samochodu i zapiął pasy.
- To nie zależy tylko ode mnie..
- A od kogo jeszcze? Bo skoro pytam, to jestem chętny. Cholernie mi się podobasz.. - zbliżył swoją twarz do mojej i pogłaskał po policzku.
- Twoja siostra na pewno nie będzie zadowolona! - powiedziałam szybko i odsunęłam się do niego.
- Zapomnij o jej słowach, a wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się lekko. - Zawiozę cię do domu.
- Dobrze - pokiwałam twierdząco głową i podałam mu adres.
Po kilkunastu minutach byliśmy już pod moim domem i nadszedł czas pożegnania. Wyszłam z samochodu, a za mną Marc, który pociągnął mnie za rękę i mocno trzymał w swoich ramionach.
- Teraz już wiem, gdzie mieszkasz, więc..
- Więc co? - uśmiechnęłam się lekko i pogłaskałam go po policzku. - Będziesz mnie napastował?
- Więc będę się skradał w nocy do twojego pokoju - puścił mi oczko i lekko musnął moje usta.
- Nie mam nic przeciwko, ale teraz muszę już iść. Zimno mi!
- Dobrze - pocałował mnie w policzek i udał się do samochodu. Popatrzył się jak wchodzę do domu i odjechał.
***
Pozwólcie, że Wam wytłumaczę.. Vinga wpadła na pomysł, abyśmy pisały wspólnie niektóre dialogi, więc dlatego moja bohaterka w pierwszej części rozdziału ma pochylone i zaznaczone na inny kolor kwestie.
Mam nadzieje, że się w tym odnajdziecie i spodoba Wam się coś takiego, bo mnie to przypadło do gustu :)
Życzymy miłego dnia! :*