Wyszłam ze swojego pokoju, szpilki zastukały o parkiet. Przejrzałam się w lustrze i z przyjemnością uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Dziwne przeczucie kazało mi spojrzeć na drzwi do pokoju Marca... Czemu coś mi nie gra?
Skierowałam wzrok na rzeczy w przedpokoju... Oczywiście, buty Rubio.
Wyjęłam telefon z torebki, którą postawiłam na komodzie i wybrałam numer Tello.
-Bądź u mnie jak najszybciej. Sprawa życia i śmierci. Bynajmniej nie mojego - rozłączyłam się i zrobiłam sobie kawy. W oczekiwaniu na swojego chłopaka (matko, mam chłopaka) zajęłam się interesami, które doglądał Jorge. Zamówiłam firmę do przeprowadzek, wpłaciłam kasę za wynajem mieszkania i w tym samym momencie ktoś zadzwonił do drzwi wejściowych i z pokoju Marca wyszła Rubio. Wystrojona w koszulkę mojego brata. Standard.
-Rubio, otwórz, jesli łaska - powiedziałam do niej.
- Tak, też cię dobrze wiedzieć - warknęłam i otworzyłam drzwi, w których stał Tello. - Jeszcze ciebie tutaj brakowało - dodałam.
-Już niedługo, blondyneczko - puścił jej oczko i poszedł do mnie. - Hej - cmoknął mnie w usta i usiadł obok mnie. - Co to za sprawa życia i śmierci?
-Jeszcze nie wiem, ale prawdopodobnie zaraz się dowiem - spojrzałam na Rubio.
- To już nawet nie można spać u własnego chłopaka? - zapytałam, wlewając wody do czajnika. Do kubka wrzuciłam torebeczkę miętowej herbaty i odwróciłam się przodem do tej dwójki. - Znowu jesteś dla mnie nie miła?
-Jeszcze nie wiesz jak potrafię być nie miła - pociągnęłam łyk kawy. - Módl się, żebyś się nie dowiedziała. - Nocowanie u chłopaka. Rozumiem - pokiwałam głową. - A te wielkie torby to co? - wskazałam na walizki w przedpokoju. - Otworzysz tu fille swojej księgarni?
- To jest księgarnia moich rodziców, a nie moja - powiedziałam, patrząc na Tello i Lorę. Wyglądali naprawdę ślicznie! - Lepiej będzie, jeśli powiem wam o tym wszystkim z Marcem.
-Mówiłam, że o coś chodzi - syknęłam pod nosem. - Czułam to w kościach.
-Bartra, chodź tu! - wrzasnął Tello i położył ramię na oparciu mojego krzesła. - Tylko się nie drzyj - szepnął mi do ucha.
-Najwyżej ich zgładzę - odparłam i czekałam aż Marc się do nas przywlecze. Wylazł w końcu ze swojej nory, którą szumnie nazywał pokojem ubrany w czarne dresy i jakoś białą koszulkę. Podszedł do nas i Rubio od razu się do niego przytuliła. Jakoś nie umknął mojej uwadze fakt, że stali po przeciwnej stronie stołu niż my siedzieliśmy.
- Tylko się nie denerwuj, siostra - powiedział szybko Marc i złapał mnie za rękę. - Monica przywiozła tutaj swoje rzeczy, bo jej kazałem..
- Zaręczyliśmy się, a moi rodzice tego nie akceptują - dodałam i spojrzałam na ich miny. Oboje wyglądali, jakby dostali obuchem w twarz. - Chcemy wziąć ślub.
Wciągnęłam powietrze do płuc i przymknęłam oczy.
-Policz do dziesięciu - powiedział Tello.
-A potem ich zabiję - warknęłam i wstałam. - Pojebało was? Ślub? Jesteś w ciąży? - popatrzyłam uważnie na Rubio. Starałam się nie stracić nad sobą kontroli, wiedziałam, że mi się to uda, ale oni nie mieli pojęcia ile mnie to kosztuje. Miałam ochotę złapać za nóg i wykroić jej te blond kudły! Ale nie, spokojnie Lora, damy radę.
- W ciąży? - powtórzyłam i spojrzałam na Marca. Chciało mi się śmiać. - Nie jestem w żadnej ciąży!
- Kochamy się i chcemy ze sobą być, dlatego jej się oświadczyłem - powiedział dumnie Bartra i pocałował mnie w policzek. - I nie potrzebujemy waszej zgody.
-A kto ci daję jakąś zgodę? - Usiadłam na krześle. - Poczekajmy aż powiesz mamie. Na pewno będzie wniebowzięta - uśmiechnęłam się wrednie.
-Nie możecie sobie być razem bez ślubu? Ślub się bierze jak się chce zakładać rodzinę, a nie bo chcecie ze sobą być - przewrócił oczami Cristian.
-Nie wiesz, że Marc musi sobie odbić Sandrę? Ona zwiała mu, bo odwidział się jej ślub to Rubio mu da czego chce - powiedziałam jadowicie. Może tego nasza blondyneczka nie wie?
- To prawda? - zapytałam i spojrzałam na Marca. Szybko pokręcił przecząco głową i uśmiechnął się lekko. - Bo jeśli tak, to..
- Ona mówi to specjalnie - powiedział i spojrzał na siostrę. - Przestań wygadywać głupoty! I nie boję się mamy. Jestem już dorosły i mogę robić, co chce. David szybko się ożenił i teraz jest bardzo szczęśliwy!
-Villa! - zacisnęłam dłoń w pięść. - A to kurdupel wredny! Wiedziałam, że sam na to nie wpadłeś! Ale wiesz co - wstałam i pociągnęłam Cristiana za rękę. - Rób co chcesz, wali mnie to - wyjęłam z torebki kopertę, gdzie znajdował się dokument, gdzie przekazuję mu mieszkanie. - Miłej zabawy. Jak zdecydujesz się na rozwód, wiesz gdzie mnie szukać - rzuciłam mu kopertę i wyszłam.
-Tak po prostu odpuścisz? - szepnął Tello na klatce.
-Oszalałeś? Po prostu oni myślą, że odpuszczę, a ja muszę iść pozbierać siły. Zadzwonię do Erica, rodziców... Może rodziców Rubio? Nie zostawię tego tak. Niech sobie marnuje życie jako jej chłopak, ale nie mąż!
- No to chyba mamy problem z głowy - wyszeptałam i uśmiechnęłam się do niego lekko. - Już nic nie stoi nam na przeszkodzie.
- Masz rację - powiedział i pocałował mnie w usta. - Wybierz sukienkę, a ja pojadę do sądu. Możemy już wszystko ustalać - dodał i przytulił mnie do siebie. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam cicho. Wiedziałam, że Lora będzie zła, ale nie sądziłam, że tak szybko odpuści. Może jednak zrozumiała, że Marc i ja jesteśmy szczęśliwi?
*
Siedziałam w swoim gabinecie i spokojnie pracowałam na komputerze. Czułam jak Tello uważnie się we mnie wpatruje.
-Co zrobiłaś? - spytał w końcu.
-Nic - odparłam lekko.
-Kłamiesz, Lorka - podszedł i kucnął obok mojego fotela.
-Nie - odwróciłam się w jego stronę i pogłaskałam go po policzku. - Nic nie zrobiłam. Powiedziałam ci, że dam Marcowi wolną rekę? Daję - wzruszyłam ramionami. - To jest frajer skoro chce ślubu. Jest wolnym stworzeniem, ma swój mózg... Przynajmniej powinien go mieć - dodałam po namyśle.
-Powiedziałaś mamie?
-Tak i od razu zaznaczyłam, że mnie to nic nie obchodzi. Tello, czy chcesz czy nie, teraz skupiam sie wyłącznie na tobie i na pracy - cmoknęłam go w usta. - Skręca mnie w środku, jeszcze trochę to kurwica mnie strzeli, ale nie zareaguję - wyszeptałam w jego wargi. - Mam ochotę wyciągać za kudły tę blond szmatę, ale nie zrobię tego, a wiesz czemu?
-Czemu? - spytał zaskoczony.
-Bo ona się tego spodziewa. Oboje z Marcem tylko czekają na coś wielkiego co niby na nich szykuję. Tymczasem nie szykuję niczego - uśmiechnęłam się wrednie. - Owszem, kupiłam już bardzo drogą i gustowną kołyskę dla dziecka jako prezent ślubny.
-Naprawdę im tego życzysz? - westchnął.
-Kocham Marca i chcę jego dobra, ale nie mogę go całe życie prowadzić za rączkę. Erica puściłam wolno i radzi sobie śpiewająco.
-Myślisz, że nie wiem o tym co tygodniowym raporcie i masie paparazzich, którzy go śledzą? - mruknął.
-Ale on nie wie, że to ja - uśmiechnęłam się słodko. - Poza tym taka sama zgraja lata za Vazquezem! - prychnęłam.
-Tylko, że Erica przez to pilnujesz, a Alvarito robisz radoche. Bo jest tak wielką gwiazdą, że aż go dziennikarze śledzą! - przekręcił oczami.
-Dla ludzi, których kocham zrobię wszystko - podałam mu teczkę. - Wygryzłam dziś Beckhama i oto twoja umowa z Pradą - powiedziałam bardzo zadowolona. - Twój tatuś powinien być zadowolony.
-Powinien - skrzywił się. Powiedziałam mu o propozycji jaką złożył mi jego ojciec. Nie chcę wspołpracować z jego starym, ale z Tello i tak mogę zrobić piłkarskiego boga.
-Więc - wstałam i wzięłam do ręki niebieską torebkę. - Kochanie, nie przejmuj się niczym. Od teraz moją domeną jest spokój i powolne wykańczanie przeciwnika.
-Nowy pomysł na Rubio? - podszedł do mnie.
-Oczywiście! - objęłam go ramionami za szyję. - Rozdepczę ją jak robaka przy rozwodzie - wyszeptałam i pocałowałam go.
***
PRZEPRASZAMY :)