piątek, 3 maja 2013

rozdział jedenasty

    Drugiego dnia w Manchesterze Cesar koniecznie chciał się wybrać na Old Trafford. Od zawsze podobał mi się ten stadion, więc po śniadaniu ruszyliśmy w drogę. Ubrana w jeansy, czarną koszulkę w serduszka i bluzę z Adidasa, trampki i torebeczkę wsiadłam do samochodu. Alarcon uśmiechnął się lekko i ruszył.
    Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Z wejściem nie było problemu, bo wszyscy znali Cesara. Obejrzeliśmy muzeum, szatnię i w końcu przyszedł czas na boisko. Spotkaliśmy tam żywą legendę Manchesteru United - Ryana Giggsa, który jest moim idolem. Nie mogłam uwierzyć, że w końcu go poznam!
    - O Boże - wyszeptałam. - Nie wierzę!
    - W co? Ryan jest świetnym trenerem. Uwielbiam go - mruknął, puszczając do mnie oczko. Podeszliśmy bliżej i przywitaliśmy się.
    - No proszę.. Kogo my tu mamy - powiedział z uśmiechem Giggs. - Stęskniłeś się?
    - Nie, nie. Chciałem pokazać Rosario stadion - odpowiedział, przytulając mnie. - Możemy się rozejrzeć?
    - Pewnie. Ja spadam pogonić chłopaków, bo coś długo się przebierają.
    - Nic nowego - zaśmiał się Alarcon. - Pozdrów ich ode mnie.
    - Ok. Do zobaczenia wkrótce - pożegnał się i ruszył w stronę tunelu. Teatr Marzeń robił wrażenie. Uwielbiam stadion FC Barcelony, ale ten.. Naprawdę miał to coś.
    - Chciałbyś tu jeszcze wrócić?
    - Tak. Jestem Hiszpanem, ale to właśnie tutaj się wychowałem i nauczyłem grać w piłkę.
    - Ja nie wyobrażam sobie życia poza Barceloną - uśmiechnęłam się lekko. - Tak właściwie to już tęsknie za moim miastem. Możemy wracać?
    - Skoro tego chcesz, to tak - odparł i wróciliśmy do domu jego rodziców.
    Kilka godzin później siedzieliśmy już w samolocie i znowu przeżywałam koszmar. Najgorsze było to, że już całkiem niedługo zaczyna się sezon i znów będę musiała latać. Co za pech!

    Po powrocie do domu od razu na drugi dzień miałam jechać na konferencję z klubu. Oprócz mnie miało być jeszcze kilka dziewczyn z drużyny, bo już niedługo zaczyna się sezon i musimy pokazać się prasie. Przebrałam się w fioletową bluzkę, czarne rurki oraz buty w tym samym kolorze. Do tego dobrałam (znaczy się Lora wybrała) czarną kopertówkę i bransoletkę.
    Konferencja była nudna i ciągnęła się jak flaki z olejem, ale jakoś przetrwałam. Dziennikarze jak zwykle pytali o plany na sezon, sukcesach i takich tam bzdurach związanych z klubem. Nie mogli zadawać nam pytań związanych z życiem prywatnym, bo inaczej interweniował ktoś z klubu.
    Kiedy wracałam do domu, to dostałam wiadomość od samego Luki o treści: ''David złamał nogę. Przyjedź na CN. Natychmiast!''. Po przeczytaniu ręce zaczęły mi się trząś a serce bić jak oszalałe. Nie mogłam uwierzyć w to, że mojego przyjaciela spotkało coś takiego.
    Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu. Próbowałam biec na tych cholernych szpilkach, ale słabo mi to wychodziło. Wreszcie dotarłam do pokoju masażysty, gdzie leżał David.
    - Boże.. Co się stało? - zapytałam Villi, który stał obok niego. W pomieszczeniu było jeszcze kilku piłkarzy, ale nie zwróciłam na nich uwagi. Liczył się tylko mój przyjaciel.
    - Źle stanął na nodze i niestety doznał złamania w dwóch miejscach.
    - David.. - jęknęłam i pogłaskałam go po włosach. - Tak mi przykro.
    - Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze - odpowiedział z lekkim uśmiechem. No tak, on zawsze starał się do wszystkiego podchodzić z dobrym nastawieniem. Doskonale wiedział, że czeka go kilka miesięcy ciężkiej rehabilitacji, ale nie łamał się. Jest młody i na pewno sobie poradzi.
    - Zabieramy go do szpitala - powiedział nasz klubowy lekarz. - Luca, powiadom jego rodziców.
    - Ok - odpowiedział i spojrzał na mnie. - Jedź z nim i informuj mnie o wszystkim, dobrze?
    - Tak - pokiwałam twierdząco głową i chwyciłam za dłoń blondyna. - Będę obok ciebie.
    - Dziękuję.
    W szpitalu Rodriguez przeszedł milion badan i dopiero po godzinie mogłam się z nim zobaczyć. Leżał ubrany w klubową koszulkę, spodenki i nogą w bandażu. Teraz było widać, że jest przybity.
    - Malutki, co teraz? - zapytałam, siadając na taborecie obok jego łóżka. - Twoi rodzice będą za kilka godzin.
    - Nie chce ich tutaj widzieć. Ty mi wystarczysz - odparł.
    - Potrzebujesz czegoś? Mogę jechać do twojego mieszkania..
    - Napiszę do Luki i on się tym zajmie. Ty po prostu ze mną pobądź - posłał mi uśmiech i chwycił moją dłoń. - Dziękuję, że tutaj jesteś.
    - I będę, bo jestem twoją przyjaciółką. Nie mogę pozwolić byś był sam w takiej sytuacji - westchnęłam smutno. Było mi go tak bardzo szkoda, że o mało się nie rozpłakałam, jednak musiałabym silna, aby go nie dołować.
    - Wiesz, że Villa dziś miał konfrontację z Cesarem? - zapytał ze śmiechem. - On nadal cię kocha.
    - Co? Opowiadaj mi!
    - Luca powiedział, że nie daruje mu tego pocałunku z gali.. Zaczęły się zaczepki słowne, a później Luca nie wytrzymał i mu pokazał gdzie raki zimują. Niestety Alarcon mu oddał - zrobił smutną minkę. - Wybacz, ale stanąłem w obronie Villi. Znam go dłużej.
    - David.. Dlaczego ich nie powstrzymałeś? Takich rzeczy nie można przenosić się do szatni!
    - Porozmawiaj ze swoim kochasiem.
    - To nie jest mój kochaś!
    - Byłaś z nim w Manchesterze - warknął i spojrzał na mnie tak, że przeszedł przeze mnie dreszcz. - Mam ci uwierzyć, że jesteście tylko przyjaciółmi?
    - Może jesteśmy, może nie. To teraz nie ma znaczenia - odparłam wymijająco i uśmiechnęłam się szeroko. - Skupmy się na twojej nodze.
    - Jak się masz, połamańcu? - usłyszałam głos Luki, który wszedł do sali. - Przywiozłem ci kilka najpotrzebniejszych rzeczy z twojego zaśmieconego mieszkania.
    - Jak dobrze mieć takich wspaniałych przyjaciół - odpowiedział David i uśmiechnął się szeroko.

    Do domu wróciłam bardzo późno. Od raz wpakowałam się pod prysznic i przebrałam w dresy Barcy. Nie miałam nawet ochoty jeść, więc wypiłam tylko szklankę mleka i miałam zamiar pójść spać, ale ktoś postanowił mnie odwiedzić.
    Otwarłam drzwi i zobaczyłam Cesara. Uśmiechał się lekko, ale miałam wrażenie, że coś go gryzie.
    - Cześć - mruknęłam i wpuściłam go do środka. Usiedliśmy na kanapie i milczeliśmy.
    - Co z Davidem? - zapytał w końcu, nawet na mnie nie patrząc.
    - Jakoś się trzyma. Jutro ma mieć operację, więc muszę wcześnie wstać.
    - Ty?
    - Tak. On nie ma za dobrych kontaktów ze swoimi rodzicami. Dlatego ja i Luca będziemy przy nim - powiedziałam cicho. Kiedy usłyszał imię Villi.. Spojrzał się na mnie dziwacznie i uśmiechnął blado.
    - Potrzebuje świty przy operacji? - warknął, wstając z miejsca. - Nie wiedziałem, że jesteście ze sobą tak blisko.
    - Jest moim przyjacielem i nie mogę go zostawić w takiej chwili. O co ci chodzi, Cesar?
    - Wiesz co? Ja sam nie wiem o co mi chodzi - machnął ręką i oparł się o ścianę. - Denerwuje mnie to, że jesteś z Davidem i teraz na dodatek Villa!
    - Rozmawiam z nim tylko dlatego, że David nas potrzebuje. Kiedyś ojciec Luki złamał nogę i myślę, że Luca może mu pomóc.
    - Jasne - syknął.
    - Nie wiem o co ci chodzi. Jestem zmęczona i nie mam ochoty na takie rozmowy, Alarcon. Przypominam ci, że nie jesteśmy parą i mogę się widywać z kim tylko ze chce. A teraz chce pomóc swojemu przyjacielowi, który mnie potrzebuje - powiedziałam zła. Nie myślałam o tym, co sobie pomysł Cesar.. Teraz liczył się tylko David.
    - To ja już pójdę.
    - Spoko. Dobranoc - odpowiedziałam i odprowadziłam go do drzwi.

    Następnego dnia odbyła się operacja Davida. Denerwowałam się jak cholera, ale udało mi się wysiedzieć tyle czasu na korytarzu z Villą, który na szczęście nie komplikował tej sytuacji. I tak było dość nie zręcznie.
    Kiedy wychodziłam ze szpitala otrzymałam sms'a od Fabiana o treści: "Mila bierze ślub z Aitorem. Będziesz świadkiem, ale nie musisz się odpierdalać jak na galę, bo nikt nie zrobi Ci zdjęcia, które znajdzie się na jakiejś rozkładówce. Buziaczki, Fabi :**''. Pierwszą rzeczą, którą pomyślałam było to, ze kompletnie ją posrało. Wsiadłam w samochód i szybko pojechałam do jej apartamentu, w którym na pewno teraz urzęduje.
    Po kilku minutach byłam już na miejscu i skierowałam się na górę. Zapukałam do drzwi i czekał aż mi otworzą.
    Ćwiczyłam, gdy ktoś zapukał do drzwi. Proszę, tylko nie tato! Od rana był tu chyba z miliard razy i pytał czy chcę to czy tamto. Cierpliwie tłumaczyłam, że nie umieram tylko biorę ślub i nadal będę tak często w Barcelonie jak wcześniej. Nie docierało.
    Otworzyłam drzwi i wpuściłam zmarnowaną Rose do środka. Tak, wiem, że jej kumpel David miał operację, bo złamał nogę. W sumie też go znałam, ale dzięki temu, że wychowałam się w Madrycie nie musiałam zawierać przyjaźni z Culesami.
    -Jak poszło? - zaprowadziłam ją do kuchni i podałam szklankę soku pomarańczowego.

    - Całkiem ok. Chociaż i tak jestem wykończona - odpowiedziałam spokojnie. - Doszły mnie słuchy, że wychodzisz za Vazqueza.
    -Tak - uśmiechnęłam się i usiadłam na krześle z nogami pod brodą. - Jutro.
    - Jeszcze niedawno twierdziłaś, że nie chcesz chłopaka! Mila, to twoje życie i możesz robić, co chcesz, ale zastanów się - jęknęłam i spojrzałam na nią z troską. Wyglądała na bardzo szczęśliwą, ale wiem, że moi rodzice szybko się pobrali i nic z tego nie wyszło. Tylko Bruno i ja.
    -Spokojnie, Rosita. Nigdy nie byłam niczego tak pewna. Aitor to ten i nie przemawia przeze mnie jedynie ślepa miłość, doskonale o tym wiesz. Zawsze kierowałam się rozumiem i nic się nie zmieniło. Po prostu potrzebuje Aitora, zrozumiałam to z poślizgiem, ale to jest to.
    - Przynajmniej ty będziesz szczęśliwa - odpowiedziałam z uśmiechem. - Masz już wybraną sukienkę? A gdzie jest Aitor?
    -Sukienka jest u rodziców, a Aitor jest z Fabianem.
    - A co na to twoja mama? Bo ojciec pewnie jest szczęśliwy.
    -Mama przyjęła to ze spokojem. Podpisaliśmy tonę papierów, ale jakiegoś armagedonu nie było. W sumie nawrzeszczała tylko na twojego ojca wyzywając go od frajerów, ale nie wiem czy nie chodziło o coś innego - wzruszyłam ramionami. - Tato z kolei zachowuje się jakbym brała ten ślub i wyprowadzała się do Australii, obiecując, że będę go odwiedzać co kilka lat.
    - Bo mój ojciec jest frajerem. Czy on również jest zaproszony?
    -Cała rodzina, ale tym zajmuje się Fabian. Mnie kazał się uśmiechać, pachnieć, błyszczeć i w odpowiednim momencie powiedzieć "tak" - roześmiałam się.
    - Cały Fabian.. - uśmiechnęłam się lekko. - Nie mogę uwierzyć, że jutro bierzesz ślub, Tello.
    -Merengue - poprawiłam puszczając jej oczko.
    - Już od jutra Vazquez!
    -Wujek Cristiano przeży... - urwałam, bo do kuchni wpadł właśnie wujek Cristiano, przyłożył mi do policzka jakiegoś białego kwiatka, cmoknął mnie w czoło i wyleciał. - ...wa to najbardziej - dokończyłam.
    - Nienawidzę go.. Jest taki jakiś.. - warknęłam zła. - Będzie przeżywać jak Cristinisto w końcu weźmie ślub.
    -Myślę, że nie... - zadumałam się. - Junior już mieszka z Angeli-Sophie... W sumie nie znam Crisa bez niej. Będzie przeżywał ślub Vanji, ale mama uważa, że nade mną trzęsie się najbardziej, bo jako jedyna z jego "dzieci" słucham go w sprawach piłkarskich i jak byłam mała nie odstępowałam go na krok. Kocham go jak ojca.
    - Ty to masz szczęście.. Dwóch ojców, ukochanego u boku i zajebistą karierkę sportową.
    -Trzeba się umieć ustawić, nie? - wyszczerzyłam zęby i do kuchni wparował Damian z Lucasem na rękach.
    -Masz jakieś bajki? Telewizor mi się popsuł! - jęknął i pomaszerował do salonu. Zostawił tam młodego i wrócił do nas. - A raczej Fabian wczoraj pokazywał mu sztuczki i mu piłka uciekła - westchnął. - Zostawię go, dobra? Muszę kupić nowy telewizor i poszukać Fabiana! - syknął i wyszedł.
    -Spoko - pokiwałam głową, bo wcześniej nie dał mi dojść do słowa. Krótko mówiąc, każde z nas na osiemnaste urodziny dostało apartament w Barcelonie (ja też w Madrycie). W innych budynkach, ale tym samym osiedlu. Stąd, gdy tylko jestem w mieście i bracia są w mieście, mam ich na głowie.

    - Powinno mnie to dziwić, że nasi bracia zawsze wpadają bez zapowiedzi i szybko wychodzą? Nie widziałam Bruna już od kilka dni i zaczyna mnie to martwić.. - westchnęłam, patrząc na Lucasa.  - Ten mały jest słodki!
    -Widać, że Tello - zerknęłam na telefon i miałam wiadomość od Fabiana: Idziemy pić, to taki pseudo wieczór kawalerski. Spoko, dostaniesz go w całości, bo Bruno jest w chuj marudny. - Bruno pije z Fabianem i Aitorem. Damian pewnie dołączy, więc zobaczysz brata jutro.
    - Pije? A to dziwne, bo podobno z tym kończy - uśmiechnęłam się wrednie. - Jednak to Brunon, on dużo gada.
    -Widziałaś kiedyś kogoś kto nie pił z Fabianem? - zakpiłam.
    - No nie, ale tu chodzi o jakąś laseczkę.
    -Wiem, mama prowadzi dochodzenie.
    - Jestem ciekawa co to za dziewczyna.. Ale to nie ważne. Lepiej wymyślmy coś na twój wieczór panieński! - powiedziałam i klasnęłam w dłonie. - Napisze do Davida, że wieczorem mnie nie będzie i po sprawie.
    -Nie chcę wieczoru panieńskiego - skrzywiłam się. - Moje życie nadal będzie jak przedtem. Tylko będę szczęśliwsza. Poza tym Lucas dziś jest tylko mój - puściłam oczko do młodego. - Nie możesz teraz zostawić Davida samego.
    - Żartujesz sobie?! Wiem, ale u niego ciągle siedzi Villa.. Cesarowi się to nie podoba.
    -Cesar ma prawo decydować o twoim życiu? - spytałam cicho. - Gdyby mnie Aitor powiedział "nie" pewnie bym posłuchała, ale jutro zostanę jego żoną.
    - Nie. Powiedziałam mu wczoraj, że będę robiła co chce, bo nas nic nie łączy, to wyparował z mieszkania jak oparzony - westchnęłam. - Ale nie czuje się też dobrze w towarzystwie Villi.
    -Idź tam z kimś. Może z Cesarem? - uśmiechnęłam się słodko. - Villi ciśnienie trochę skoczy.
    - Już ostatnio skoczyło na treningu. A poza tym, to Cesar twierdzi, że Rodriguez się we mnie podkochuje.
    -Bo się podkochuje - przekręciłam oczami. - Boże, Rose... - westchnęłam. - Naprawdę jesteś blondynką. Rodriguez wgapia się w ciebie jak sroka w gnat, a ty nic. Może miał nadzieję, że zajmie miejsce Villi, a ty sprowadziłaś sobie Cesara.    - Nikogo nie sprowadziłam! I ja go traktuje jak przyjaciela, a nie kandydata na męża.. Jest spoko, ale jako mój chłopak? Nie, nie - pokręciłam przecząco głową i uśmiechnęłam się szeroko. - Wam się coś wydaje i tyle.
    -Jestem córką Lory i siostrą Fabiana, złociutka. Im się nigdy nic nie wydaje. Chcesz to możesz zabrać ze sobą Fabiego. Podniesie ciśnienie Villi aż wyjdzie... Albo zejdzie - zachichotałam.
    - Nie, lepiej nie. Davidowi się to nie spodoba, a on teraz potrzebuje spokoju.
    -Jak chcesz, Fabian zawsze jest chętny do siania zamętu.
    - Wiem, ale chyba zapomniałaś, że całkiem niedawno chciał mnie zabić - westchnęłam. - Czyli nici z wieczoru panieńskiego?
    -Nici - pokiwałam głową i przeczytałam kolejnego sms'a, tym razem od Aitora: "Weź coś powiedz swojemu bratu, bo zapije mnie na śmierć!". - Sekundka... - szepnęłam do Rose i napisałam wiadomość do Fabiana: " W tej chwili widzę Vazqueza w moim mieszkaniu. Sapnij coś, zasrańcu, a będziesz pierwszą osobą, której dobiorę się do dupy!". - Możemy wypić drinka jak chcesz?
    - Tak! Przyda mi się - uśmiechnęłam się szeroko i puściłam do niej oczko. - Problemy z chłopakami?
    -Nie - wstałam i szybko zrobiłam kolorowego drinka. - Rodzinne porachunki - zerknęłam na zegarek. Ulubiony klub Fabiego był dosłownie za rogiem.
    - No to dobrze. O której jutro ten ślub?
    -14:00, w moim kochanym Santa Maria del Mar - uśmiechnęłam się. - Nie wyobrażam sobie, że gdzie indziej miałabym przysięgać miłość.
    - No tak, tak. Będzie wspaniale - puściłam do niej oczko.
    -MILA! - wydarł się na cały głos Fabian i dosłownie rzucił pijanego Aitora na parkiet w salonie. - To nie było fajne, siostrzyczko! - podszedł do mnie.
    -Oddychaj, Fabi - szepnęłam. - Spokój za spokój.
    -Chciałaś mnie wydać!
    -Fabian, do chuja! - zdenerwowałam się i złapałam go za klapę marynarki. - Nigdy - stanęłam na palcach, żeby mówić mu do ucha. - Nigdy cię nie wydam, ale nie podoba mi się, że rozpijasz Vazqueza dzień przed ślubem.
    -Żart ci się nie udał - odsunął się. - Siemka, Rosita. Wyglądasz jak kurwa w deszcz - sypnął sentencja i wyszedł.
    -Brzydko - przetłumaczyłam.

    - Nie obchodzi mnie zdanie twojego braciszka. Już nie - uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam z politowaniem na Aitora. - Pijany narzeczony - dodałam.
    -Wcale nie! - zaprzeczył i oparł się o kanapę. - Jestem zmęczony - westchnął.
    -Lucas! - zawołałam malca, a gdy przyszedł wzięłam go na ręce. - Chcesz jeść?
    -Nie - pokręcił główką.
    -Mogę iść spać? - spytał Aitor, ja się uśmiechnęłam.
    -Oczywiście. Trafisz?
    -A co? Pierwszy raz tu jestem? - burknął i wstał. Prostym krokiem udał się do sypialni i zamknął za sobą drzwi.
    -Mogło być gorzej. Jest, po realowych imprezach - westchnęłam.
    -Tak - zaśmiał się Lucas.

    - Wiesz co mnie w nim przeraża? - nachyliłam się do niej i wyszeptałam. - Jest podobny do ojca. To straszne!
    -Aitor jest zupełnie inny niż Alvaro... On myśli - roześmiałam się.
    - To rzadkość u faceta, więc nie dziwię się, że chcesz go zaobrączkować - mruknęłam zadowolona i spojrzałam na Lucasa. - Naprawdę jest śliczny!
    -Dlatego łapię póki chodzi na wolności.
    - Dobra, czas na mnie. Muszę odpocząć i później zajrzeć jeszcze do tego połamańca.
    -Widzimy się jutro - odprowadziłam ją do drzwi. - Czas zajrzeć do wujka, co? - powiedziałam do Lucasa.
    - Do zobaczenia. Papa, malutki - uśmiechnęłam się i wyszłam.