-Cześć - otworzyłam drzwi i uśmiechnęłam się do Tello. Miał na sobie czarne spodnie i granatową koszulkę polo. - Nieźle - pochwaliłam i dałam się pocałować w policzek.
-Jesteś nad wyraz spokojna - wsiedliśmy do windy. - Czyżby nasz datek już działał?
-Nie - pokręciłam głową uprzednio kładąc mu rękę na sercu, które waliło jak szalone. - Może za wcześnie...
-Mam nadzieję - mruknął i rozprawiając o bzdurach udaliśmy się do restauracji w centrum miasta, ale z widokiem na morze. Złożyliśmy zamówienie i czekaliśmy na jedzenie popijając białe wino.
-Sądziłam, że zapomniałeś co lubię - zapatrzyłam się w kieliszek.
-Lora - pochylił się do mnie. - To nie kwestia pamięci, ale podobieństwa. Lubimy to samo - puścił mi oczko.
-To bardzo wygodne - uśmiechnęłam się. - Nie trzeba się poznawać, bo lata wspólnego wychowania sprawiły, że wiemy o sobie wszystko.
-Dokładnie - powiedział zadowolony. Minęła chwila zanim z przerażeniem spojrzeliśmy sobie w oczy.
-Zapomnij! - syknęłam.
-Zapomnę - pokiwał gorliwie głową i wtedy dostaliśmy swoje owoce morza. - Wiesz, że twój brat właśnie ma randkę? - spytał Cristian zgrabnie zmieniając temat.
-Uważasz, że mam się czym martwić? - mruknęłam znad swojego talerza.
-Nic mu dziś nie dosypałem na popęd, ale wiesz... To piłkarz FC Barcelony, jutro całe miasto będzie trąbić o tym, że spotyka się z nową dziewczyną. Chyba, że będą się ciągać po ciemnych zaułkach, wtedy nikt nie rozpozna blond włosów.
-Po pierwsze, słońce... Barca to nie bogowie, więc nie rób z was nie wiadomo kogo. Po drugie - uśmiechnęłam się tajemniczo. - Miasto jutro będzie miało inne, bzdurne problemy, a Marc spokojnie będzie mógł dalej walić głupa. Nikt się nie dowie.
-Jak to się nie dowie? - zainteresował się.
-Kupiłam dziś portal plotkarski - powiedziałam zadowolona. - Do tego rozkręcam swoją firmę, może chcesz, żebym zajęła się twoim wizerunkiem? - spytałam radośnie.
-Portal, ale... CO?! - syknął.
-To, że jeśli ktoś ich widział i wysłał donos na ten portal, to zdjęcia przejdą przez mój komputer i nic nie zostanie opublikowane bez mojej zgody. Rozumiesz? Zdążyłam też zatrudnić kilku paparazzich, którzy przynoszą mi niezwykle ciekawe zdjęcia, ale to ja decyduje, które pójdą dalej, a które nigdy się nie pokażą.
-Lora - jęknął. - Jesteś tu od wczoraj - wyszeptał.
-Cristian... A ty myślisz, że czym ja się zajmowałam przez ostatnie lata? Mam doskonale prosperującą firmę, zajmującą się wizerunkiem gwiazd i do tego drużynę paparazzich. Nie robię tego po raz pierwszy, a spójrz na mnie. Stać mnie na co tylko chcę, bo trafiłam na żyłę złota!
-Rób w życiu co lubisz, a nigdy nie będziesz pracował - uśmiechnął się.
-Mam wpływ na los innych, robię z nimi co chcę, a wiesz doskonale, że to kocham najbardziej! - oczy mi rozbłysły.
-Ech, Lora - pokręcił głową.
-Dlatego mój brat, ty i kilka innych osób na razie jest bezpiecznych.
-Na razie? - spojrzał na mnie zdziwiony.
-No, co? Potem będziesz musiał mi zapłacić za nieujawnienie jakiegoś kompromitującego cię zdjęcia...O ile wcześniej nie wstawisz tego na Twittera - skrzywiłam się.
-Jedz - zaśmiał się.
*
Obudziłam się rano z gorączką, bólem gardła i zatkanym nosem, więc dzień zaczął mi się fatalnie. A na dodatek to właśnie dziś Hugo mnie opuszcza i zostawia samą w tym wielkim mieście. Co ja bez niego pocznę?
Nie miałam ochoty wstawać, ale za półtorej godziny Hugo odleci i nie zobaczę go przez trzy lata, a to zbyt długo. Wstałam, uszykowałam sobie niebieską sukienkę, brązowe balerinki, kilka bransoletek i małą torebeczkę i po chwili wparowałam pod prysznic. Po 15 minutach suszyłam sobie włosy, a po pół godzinie schodziłam już ubrana do kuchni, gdzie mama z ojcem popijali już poranna kawę.
- Monica, siadaj, musimy porozmawiać - usłyszałam ostry głos taty i od razu usiadłam naprzeciwko nich. - Jesteś chora? - dodał, kiedy zauważył, że pociągam nosem i dość kiepsko wyglądam.
- To nic poważnego - machnęłam ręką i wlałam sobie do kubka miętowej herbaty, która była naparzona w dzbanuszku. - Coś się stało?
- Ciągle nie ma cię w domu, nie wiemy co się z tobą dzieje - wtrąciła się mama i podała mi na talerzyku kilka kanapek. - Martwimy się.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku - uśmiechnęłam się lekko, kiedy przypomniałam sobie ostatnie dwa dni. Marc to wspaniały chłopak i czas spędzony z nim był cudowny, ale ostatnio bardzo zaniedbałam rodziców. - Przepraszam, poprawie się.
- Gdzieś ty szalała, że jesteś taka chora? - zapytał ojciec, który wyglądał na bardzo rozgniewanego. A naprawdę nie lubiłam, jak się na mnie złościł.
- Byłam ze znajomym na plaży i pewnie dlatego, ale przejdzie mi. Tatusiu, nie gniewaj się.. - uśmiechnęłam się do niego słodko i upiłam łyka herbaty. - Pożegnam się z Hugo na lotnisku i przyjadę do księgarni, aby wam pomóc.
- Jesteś chora, córeczko.. Lepiej zostań w łóżku, obejrzyj jakieś filmy i ci przejdzie. Poczekaj, poszukam jakieś tabletki na przeziębienie - mama wstała od stołu i podeszła do jednej z szafek.
- Tak, mama ma rację i koniec dyskusji. Przez facetów miesza ci się w głowie i teraz mamy skutki.!
- Ale tato! Ja muszę pożegnać się z Hugo.. Jest dla mnie jak brat! - wstałam i tupnęłam nogą, jak mała dziewczynka. - Nie możecie mi niczego zabronić.
- Pożegnasz się z Hugo i wrócisz do domu, by odpocząć - powiedziała mama i dała mi do ręki jakieś tabletki. - Popij herbatą i zmykaj zanim tata się rozmyśli.
- Dziękuję! - krzyknęłam i po chwili wybiegłam z domu. Wsiadłam w samochód i szybko popędziłam na lotnisko, gdzie Hugo już pewnie na mnie czeka.
Kiedy tylko zaparkowałam samochód na parkingu, to poczułam, jak do moich oczu napływają słone łzy. Wiedziałam, że to ostatnie wspólne minuty, które niestety spędzimy na tym okropnym miejscu.
- Hugo, musisz mnie zostawiać? - zapytałam, przytulając się do jego umięśnionych ramion. - Będę cholernie tęsknić..
- Ja też, Maleńka! Ale pamiętaj, że możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Zaraz mam samolot i została nam jakaś minuta - przytulił mnie mocno i pocałował w głowę. - Będzie dobrze. Ktoś się tobą zaopiekuje.
- Wiesz, że nie lubię zmian. Było mi z tobą dobrze! - po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Do zobaczenia za trzy lata - uśmiechnął się lekko i pogłaskał mnie po policzku. - Wystarczy tych łez!
- Mam nadzieje, że to szybko minie..
- Na pewno. Trzymaj się, Mała! - przytulił mnie po raz ostatni i odszedł. Nie patrzyłam, czy się odwraca, czy nie, bo po prostu nie miałam na to sił. Łatwiej było odwrócić się i wrócić do samochodu.
*
Stałam przy stole w swoim nowym biurze i przeglądałam zdjęcia, które przed sekundą przyniosła mi sekretarka. Po rozmowie z Ericem (moim najstarszym bratem i jednocześnie bliźniakiem Marca), który zajmuje się moją firmą w Londynie, doszłam do wniosku, że portal plotkarski to za mało. Doskonale sprzeda się magazyn pod warunkiem, że będzie uzupełnieniem plotek z sieci.
-Cześć, intrygantko - do gabinetu wparował Tello i rozsiadł się w moim skórzanym fotelu.
-Nie powinieneś mieć teraz treningu? - zerknęłam na ścienny zegar.
-Jestem już po.
-Nie chcę cię wyganiać, kotku, ale jesteś mi tu potrzebny jak piaskownica na Saharze - mruknęłam.
-Co tam masz? - zainteresował się i stanął za mną. Jego zapach na kilka chwil mnie otumanił. - Bartra?! - wykrzyknął zaskoczony. - Co ten dureń robił w morzu? O tej porze mu się kąpać zachciało?
-Nie był sam - podałam mu kilka fotek.
-Jak jest mokra to nawet niezła... - zacmokał. Zmierzyłam go morderczym spojrzeniem. - Ale nie lubię blondynek! - dodał błyskawicznie. - Są takie... - szukał słowa.
-Milcz - westchnęłam i podałam mu inne zdjęcia.
-O, to my - ucieszył się na widok naszych fotek z poprzedniego wieczoru. - Boże... Lora, my wyglądamy jakbyśmy...
-...mieli grypę! - przerwałam mu.
-Chyba raka - szepnął. - Wstawisz je gdzieś? - wskazał fotografie Marca i jednorazówki.
-Nie - pokręciłam głową. - Pobawi się, znudzi i znajdzie coś nowego. Po co zaśmiecać mu wizerunek?
-Jak on ją tu...? - zamyślił się Cristian i zanim się zorientowałam trzymał mnie w ramionach i porównywał ze zdjęciem.
-Tello, jak mnie nie puścisz to tak ci przywalę, że Drogę Mleczną zobaczysz! - fuknęłam.
-Cicho, słonko. Jesteś moją dłużniczką - wyszczerzył się zadowolony. Przysunął swoje usta do moich i cmoknął mnie w nos.
-Jestem w pracy i nie mam czasu na twoje zabawy - prychnęłam.
-Pewnie - pokiwał głową a potem wpił się w moje usta. Z jednej strony byłam zaskoczona, z drugiej przerażona, bo... chciałam tego odkąd tylko przekroczył próg gabinetu!
Wsunęłam dłonie w jego włosy, a on bezczelnie podwinął moją sukienkę i zaczął gładzić udo. Gdy nasze usta się od siebie oderwały jego oczy pociemniały z pożądania.
-Tak to my się nigdy nie wyleczymy - wyszeptałam i pogłaskałam go po torsie, przesuwając dłoń niżej wyczułam napięte mięśnie na brzuchu.
-Oj tam, leczyć - prychnął. - A może się pobawimy? Samo nam przejdzie. Nigdy nikt cię nie zafascynował, a po tygodniu miałaś go po dziurki w nosie?
-Zafascynował - przyznałam mu rację. - Między nami jest zajebisty pociąg fizyczny.
-Po co się hamować, skarbie? - uśmiechnął się szelmowsko. - Możemy się zaba... - urwał, a jego wzrok spoczął na czymś za mną. - Cristian Tello jest gejem! - szepnął i aż poczerwieniał ze złości. - Co, kurwa?! - odsunął się ode mnie i porwał w dłoń jakąś kartkę.
-Donos, został wysłany na portal kilka dni temu - usiadłam na fotelu i spojrzałam na niego zaintrygowana.
-Ja nie lubię chłopaków! - oburzył się.
-Ok - przyjęłam wyznanie ze spokojem.
-Lora! - odwrócił się do mnie szybko. - To musi być ostatnia taka bzdura wysłana na mnie! Jestem facetem w miliardzie procent! Testosteron aż ze mnie bucha! - rozłożył ręce.
-Wiem, złotko - wstałam i podałam mu kopertę. - Twoja okazja.
-Jeśli to pozowanie w bieliźnie z facetami to zobaczysz... - mruknął i wyjął kartkę. - Zaproszenie na bal?
-Akcja charytatywna, potem bal - wyjaśniłam.
-Wchodzę - pokiwał gorliwie głową. - Przychodząc z tak piękną dziewczyną nikt nie śmie we mnie zwątpić! A to - zabrał list. - Spalę!
-Dobrze - uśmiechnęłam się. - Potwierdzę nasze przybycie.
-Idę po smoking - pocałował mnie w policzek i poleciał.
-Coś takiego, Tello i smoking - zaśmiałam się i wróciłam do pracy.
*
Po pożegnaniu przyjaciela pojechałam do księgarni, by oddać rodzicom samochód i zobaczyć co tam słychać. Moi rodzice mają kilka księgarni rozsianych po całej Katalonii. Podobno założyli je tuż po małżeństwie, zanim mnie adoptowali. Zostawiłam kluczyki na zapleczy i ruszyłam do domu przez same centrum, by pooglądać jeszcze wystawy. Nagle zauważyłam, że przygląda mi się jakiś chłopak. Nie mam pojęcia kto to jest..
-Hej! - uśmiechnął się szeroko - Co tak oglądasz? - oparł się o szklaną szybę.
- Cześć - odwzajemniłam uśmiech i zlustrowałam go od stóp aż po czubek głowy. Prezentował się naprawdę ładnie! - Ciuchy - wzdrygnęłam ramionami.
-Coś konkretnie wpadło ci w oko? - machnął dłonią w kierunku wystaw. - Nie znam się bardzo na ciuchach. Dziś z trudem wybrałem smoking. Zdecydowanie wolę jak ktoś mnie ubiera - powiedział bardziej do siebie.
- W sumie to nie.. Lubie spacerować i oglądać wystawy, bo milej płynie czas - odpowiedziałam. - Smoking? Wybierasz się gdzieś?
-Na bal... - mruknął. - Z... - zawahał się. - Z osobą płci żeńskiej - wyszczerzył się, gdy znalazł odpowiednie słowo. - Mogę cię skomplementować bez obawy, że dostanę w zęby od jakiegoś kolesia? - uniósł jedną brew i rozejrzał się uważnie.
- Domyśliłam się, że pójdziesz z kobietą - uśmiechnęłam się szeroko. Chłopak wydawał się fajny, ale twierdzę, że to nie mój typ. - Pytasz, czy mam faceta?
-Dokładnie, ale bez definicji w stylu chłopak, kolega, przyjaciel, znajomy... Chodzi mi o kogoś kto ewentualnie mógłby mi obić gębę. Rodzina się nie liczy - zastrzegł.
- Chyba nie.. - zamyśliłam się na chwilę. Co prawda spotkałam się z Bartrą, który wyraził chęć kolejnego spotkania, ale nie wiem, czy by mu coś obił. Ale nie chciałam ryzykować. - Chociaż tak - pokiwałam twierdząco głową.
-Dobra - uśmiechnął się szelmowsko. - Zaryzykuję - zachichotał. - Ładny masz kolor włosów, chociaż ja bym się na taki nie zdecydował - podrapał się po głowie.
- Mam nadzieje, że ten ktoś się o tym nie dowie - na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Dziękuję.. Nie pasował by ci blond. Nie ta karnacja..
-Też tak sądzę - pokiwał głową. - Poza tym moja kompanka na bal... Chyba nie lubi blondynek... Czaisz, ognisty hiszpański temperament, ale ja kocham wyzwania! - puścił mi oczko.
- Na szczęście pewnie mnie nie zna, więc kamień z serca - zachichotałam cicho. - Tak, wiem, wiem.. Na szczęście mnie to nie dotyczy, bo nie jestem Hiszpanką - zaznaczyłam.
-Nie? W sumie powinienem na to wpaść. Blondynka bez odrostów w tym kraju to rzadkość! - wyszczerzył się. - Więc skąd jesteś? Finlandia? Dania? Polska?
- Najwidoczniej nie jesteś taki inteligentny na jakiego wyglądasz - powiedziałam, zanim pomyślałam. Mogłam to sobie darować, ale oczywiście ja musiałam coś wypaplać. - Pochodzę z Szwecji.
-Nie rób mi tego - westchnął i pochylił głowę. - A zaczynałem cię lubić i prawie bym obalił teorię Lory - mruknął i wtedy zaczął dzwonić jego telefon. - Tak, słońce? - odebrał. - Co? Już wiesz?... Nie? To najpierw mówię, że mam smoking, a potem, że wycofuję się z tego, że zachwycałem się blondynkami... Ładne, ale czasem nie myślą... Biedny Marc, Sandra była głupia, ale przynajmniej nie pyskowała... Wpadnę po ciebie i może coś zjemy? Wtedy ci opowiem... Pa - rozłączył się i spojrzał na mnie. - Na razie, Monica. Mam nadzieję, że się już nie spotkamy, trzymaj się - odwrócił się na pięcie i ruszył chodnikiem.
- Lory? - powtórzyłam i przypomniała mi się ta dziewucha. Czy ona mnie teraz będzie prześladować do końca życia? Jeśli tak, to niech sobie bierze tego swojego braciszka i da mi święty spokój! A ten chłopak, to jakaś porażka. Nawet nie był fajny, ani ładny!
***
I jak Wam się podoba? :)
Vinga jest na pielgrzymce, a ja się nudzę. Sprowadźcie mi ją tutaj! :D