sobota, 27 kwietnia 2013

rozdział dziesiąty

    Cesar tak bardzo uparł się na ten wyjazd do rodziców, że załatwił nam lot na kolejny dzień. Musiałam szybko spakować kilka rzeczy i co najważniejsze: wybrać odpowiedni strój. Nienawidziłam tego, ponieważ od zawsze czułam się lepiej w luźnych ciuchach.
    Kiedy wybierałam sukienkę do moich drzwi się ktoś dobijał. Domyśliłam się, że to Alarcon, więc krzyknęłam, że otwarte i ma wejść. Po kilku sekundach pojawił się w mojej sypialni.
    - Wyłaź stąd - warknęłam, bo byłam w samej bieliźnie. On oczywiście mnie nie posłuchał, tylko oparł się o drzwi i uśmiechnął szeroko. - Alarcon, wyjdź! - dodałam.
    - Mnie nie przeszkadza, że jesteś w bieliźnie - odparł zadowolony.
    - To nie jest zabawne. Nie mam się w co ubrać.
    - Właśnie widzę.. Masz szafę pełną ubrań!
    - Ale nic się nie nadaje - jęknęłam cicho i zabrałam się za przeglądanie sukienek. Co chwilę zmieniałam zdanie i nie wiedziałam, którą wybrać.
    - Jak szłaś do Villi to też tak przeżywałaś? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
    - Nie. Rodzice Luki dobrze mnie znali i nie miałam tego problemu. Powiedziałeś w ogóle swoim, że przylecisz ze mną?
    - Tak. Ruszaj się, bo nie mamy czasu, Rose.
    - No już, już - mruknęłam i wybrałam turkusową sukienkę, szpilki i czarną torebkę.
    Po godzinie siedzieliśmy już w samolocie i o mało nie umarłam ze strachu. Od małego nienawidzę latać i za każdym razem mam z tym problemy. Teraz Cesar musiał mnie trzymać przez cały lot za rękę.
    - Niech to się już skończy - wyszeptałam cicho, mając zamknięte oczy.
    - Jak ty wylatujesz na mecze?
    - Olaya zawsze siedzi ze mną i opowiada jakieś śmieszne historyjki.
    - Ja też ci mogę coś opowiedzieć - odparł radośnie i zaczął nawijać o swoich przygodach z dziewczynami. To było tak ciekawe, że zasnęłam. Kilka minut przed lądowaniem poczułam jak próbuje mnie obudzić.
    - Rose, Rose.. Wstawaj.
    - No już - mruknęłam cicho i otworzyłam oczy. - Lądujemy?
    - Tak - odpowiedział i ścisnął moją dłoń.
    Na lotnisku czekały na nad dwie siostry Alarcona - Penelope i Sylvie. Obydwie miały ciemne włosy oraz oczy i piękny uśmiech. Wyglądały jak ich mama, którą dość dobrze kojarzyłam. Pamiętam, że była kilka razy u nas z Isco.
    - Laseczkę sobie przywiozłeś? - zapytała go Sylvie, która podeszła do nas jako pierwsza. Przytuliła się do braciszka i zmierzyła mnie wzrokiem.
    - Siostra - warknął i przygarnął mnie do siebie. - Opanuj się. To jest Rose, a to moje dwie siostry, Sylvie i Penelope - dokonał mojej prezentacji i skierowaliśmy się do samochodu.
    Cesar usiadł z przodu z Sylvie, a ja z Penelope z tyłu.
    - Nie przejmuj się nią - mruknęła cicho, posyłając mi szeroki uśmiech. - Jest zła, bo Cesar nigdy nie przyprowadził dziewczyny do domu.
    - Naprawdę?
    - Tak - pokiwała potwierdzająco głową. - Stwierdziła, ze to na pewno coś poważnego.
    - My nie jesteśmy razem.
    - Ale będziecie - puściła mi oczko i dołączyła się do rozmowy swojego rodzeństwa.


*

    Nie mogłam uwierzyć w to co robię. Zamiast wylegiwać się z Aitorem, oglądać głupie zdjęcia z Julią czy chociażby robić obiad z Iriną... Siedziałam w kafejce w Bergen i wpatrywałam się w Morze Północne. Tak w tym Bergen w Norwegii i to Morze Północne oblewające zachodnie wybrzeża Półwyspu Skandynawskiego. Pomysły mojego brata kiedyś mnie wykończą.
    -Tu jest przepyszna kawa - zachwycił się Fabian i upił łyk. Postawił kołnierz marynarki i puścił mi oczko. Tu nie było słonecznego lata jak w Hiszpanii, ciut od tego morza nam wiało.
    -Po co mnie tu ściągnąłeś? - syknęłam.
    -Sis, kocham twoje zaufanie - wyszczerzył zęby.
    -Do rzeczy?
    -Mieszka tu księżniczka, która zrzekła się praw do tronu.
    -I co z tego? - nie zrozumiałam. Mózg Fabiana śmigał między różnymi faktami i informacjami, o których niekiedy nie miałam pojęcia, więc jak miałam nadążać?
    -Racja, dla ciebie to nie ma znaczenia. Chodzi o to, że musimy ustawić Damianowi kontrakt.
    -My? - prychnęłam. - Sam to robiłeś, albo zajmowała się tym mama. Nie zapominajmy o armii prawników - zakpiłam.
    -Problem tkwi w tym, że owy mężczyzna to fascynujący przypadek. Lubi robić interesy z rodzinami i kocha brunetki! Zwłaszcza młode i pełne życia. Rozchmurz się trochę, bo da ci trzydzieści lat, a nie dwadzieścia. Chyba tego nie chcesz, co?
    -Siedzę w Norwegii, marznę! Jak mam się rozchmurzyć? - wkurzyłam się.
    -Pomyśl, że pomagasz Damianowi. On naprawdę potrzebuje kasy, musi zadbać o przyszłość syna - wytoczył swój najcięższy argument. Rodzice uważali, że aby mieć dziecko trzeba nas na to stać. Gdy Damian zrobił sobie Lucasa zarabiał marne kilkanaście tysięcy jako pomocnik Barcy B. Dopiero w Interze dowiedział się co to znaczy dobrze zarabiać. Teraz ma kasy jak lodu, ale Fabian i tak postanowił, że będzie mu to mnożył jak tylko się da. W końcu dzięki jego gapiostwu został wujkiem. - Wiesz, że małe dziecko potrzebuje kasy. Zwłaszcza, gdy chcesz, żeby jego matka poświęciła mu się całkowicie i w związku z tym nie może pracować. Utrzymanie ich dwojga, plus ogromny dom to spore wydatki, Mila.
    -Jakby koleś lubił blondynki to zabrałbyś Rose? - zmieniłam temat.
    -Żeby mnie facet skreślił na zawsze, bo jej niewyparzony jęzor by coś wypalił? Nigdy! - oburzył się. - Szybciej Pauline, ale tu kwestią ryzykowną byłoby jej pochodzenie. Ty jesteś idealna! Siostra, piłkarka, modelka - uśmiechnął się.
    -Nie chciałeś przyjeżdżać tu sam a mama nie mogła? - domyśliłam się.
    -Dokładnie - pokiwał głową.

*

    Kiedy dotarliśmy pod dom Cesara o mało nie dostałam zawału. Bardzo się denerwowałam choć tak naprawdę nie miałam czym, bo przecież nie jesteśmy parą.
    - Uspokój się - powiedział Alarcon i weszliśmy do środku. W salonie siedział jego ojciec z mamą, którzy najwidoczniej czekali na nas. Przywitał się z nimi i spojrzeli na swojego syna wyczekująco.
    - Cóż to za dama? - zapytała jego matka, chociaż wiedziała kim jestem.
    - To moja przyjaciółka, Rose Bartra - powiedział z uśmiechem.
    - Wiedziałem, ze ją skądś kojarzę - odparł jego ojciec. - Co słychać u Marca? - zapytał po chwili.
    - Wszystko dobrze - odpowiedziałam nieśmiało.
    - Francisco, nie zamęczaj biedulki pytaniami o kolegę. Na pewno jest zmęczona. Przygotowałam dla ciebie pokój, Rose.. Cesar cię zaprowadzi - powiedziała Esther - jego mama. - Za 10 minut zejdźcie na obiad.
    - Dobrze, mamusiu - westchnął Alarcon i ruszyliśmy na górę. - Widzisz, nie było tak źle.

    Wspólny obiad nie był taki zły. Rodzice Cesara byli bardzo mili oraz rozmowni.. Jednak jeśli chodzi o jego siostrę, Sylvie to czuje, że mnie nie polubiła.
    - Jesteś zmęczona? - usłyszałam głos Alarcona, który właśnie przyszedł do mojego pokoju.
    - Trochę. Nienawidzę tych samolotów - jęknęłam, przypominając sobie nasz dzisiejszy lot.
    - Przesadzasz. Samoloty wcale nie są złe.
    - Ty się nie znasz - przewróciłam oczami i położyłam się na łóżku. - Chyba zaraz pójdę spać.
    - Już? - zapytał, kładąc się obok mnie. - Ja nie jestem zmęczony.
    - Ale ja tak. Byłam dziś bardzo zestresowana, ale jest już okej - odwróciłam się do niego i posłałam mu lekki uśmiech.
    - Mówiłem ci, że wszystko będzie dobrze, to mnie nie słuchałaś - mruknął i zbliżył swoją twarz do mojej. - Rose.. - wyszeptał, a po moim plecach przeszedł dreszcz. Po chwili złączyliśmy się w czułym pocałunku, który przerwał nam jego ojciec.
    - Rosario, nie widziałaś czasem Cesara? - zapytał, ale po chwili dodał. - Ups, przepraszam.
    - Już idę - mruknął Alarcon i wyszedł z ojcem z pokoju. Widocznie stanęli tuż przy drzwiach, bo słyszałam ich całą rozmowę.
    - To tylko przyjaciółka, tak?
    - Tato.. Nie muszę ci się spowiadać.
    - Nie musisz, ale ojcu możesz powiedzieć!
    - Obiecuje, że jeśli będzie coś więcej, to dam ci znać - odparł Cesar. - Szukałeś mnie?
    - Tak. Rozmawiałem z trenerem i możecie juto wpaść - powiedział Isco.
    - Ok. Dzięki, tato - mruknął Cesar i po chwili wrócił do pokoju. - Mój tata nie ma wyczucia czasu - znów położył się obok mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. - Jutro możemy wpaść na stadion.
    - Super. Obejrzymy coś?
    - Pewnie! - odparł i sięgnął po pilota. Po kilkunastu minutach zasnęłam wtulona w jego ramiona.

*

    Jeżeli nie tak dawno zastanawiałam się co robię w Norwegii z Fabianem, tak teraz dumałam jak to się stało, że siedziałam w domu rodziców w Barcelonie, a obok mnie na kanapie gnieździł się Vazquez... W sumie dwóch, z tym, że Aitor stał przy oknie.
    Moja mama wyginała się przy kominku coś opowiadając, a tato jak to tato, siedział w fotelu, głowę opierał na ręku i wpatrywał się w nią z zachwytem. Jeśli to nie jest prawdziwa miłość to nie wiem czym ona jest.
    Ostatnio łapałam Aitora na takich samych spojrzeniach, którymi tato raczył mamę i... Nie przerażały mnie. Przeciwnie, dawał mi bezpieczeństwo, którego szukam całe swoje życie.
    Bo co ja wiem o bezpieczeństwie? Dziecko, które pędząc za marzeniem w wieku dziesięciu lat opuściło rodziców? Zamieszkałam z wujkiem Cristiano, który mnie kochał, dał cudowną rodzinę, ale to zawsze nie było to. Brakowało mi czegoś nie wiem o co mi chodzi. Przy Aitorze zawsze czułam się dobrze, spokojnie. Na początku wystarczyło mi, że jest moim kolegą i gra ze mną w piłkę. Potem był przyjacielem, gdzieś przewinął się pierwszy pocałunek, pierwszy raz... Nawet nie wiem kiedy, ale wytworzyła się we mnie potrzeba jego bliskości. Nie chciałam tylko związku. Bałam się tego jak ognia. Tu ogromną rolę odegrały wszystkie biografie piłkarskie, gdzie niewdzięczni autorzy wypisywali o rozwiązłości gwiazd futbolu. Przerażała mnie myśl, że Aitor mnie kiedyś opuści... Tylko, nigdy tego nie zrobił. Gdy zaczęliśmy ze sobą chodzić (to tak krótko, a ja mam wrażenie, że jestem z nim od zawsze!) uspokoiłam się. Tylko to nie był jeszcze mój maksymalny spokój. Mogłam osiągnąć wyższy poziom.
    -Mila - Aitor wyciągnął rękę, a ja z ulgą wstałam i wyszliśmy do ogrodu.
    -Nie mogłabym z nimi mieszkać - uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
    -A może zamieszkasz ze mną? - spytał cichym głosem.
    -Chcesz? - szepnęłam. Nie przerażała mnie ta myśl, przyjęłam jego propozycję tak naturalnie jakby mnie pytał czy chcę czekoladę.
    -Jakbym nie chciał to bym nie proponował, co? - przytulił mnie. - Mila, jest jeszcze jedna kwestia. Przemyślałem to sobie dokładnie! - zaznaczył dobitnie. - Naprawdę to myślę o tym od kilku miesięcy, a teraz kiedy zostaliśmy oficjalnie parą... - urwał i sapnął.
    -Wyduś to z siebie.
    -Twoja mama może dostać zawału - mruknął.
    -Moja mama przeżyła tak wiele rzeczy i nadal dycha. Nieślubny wnuk, wyprowadzkę dzieci, bzykanie wszystkiego przez Fabiana, intrygi... - wyliczałam.
    -Zostaniesz moją żoną? - wypalił i wtedy dopiero mnie wcięło.
    -Co? - wytrzeszczyłam oczy.
    -Mówiłaś, że czujesz się przy mnie dobrze, ale czegoś ci brakuje. Może ten ostatni element twojego bezpieczeństwa to ślub? To jak? - wstrzymał oddech.
    -Tak - pokiwałam głową podejmując błyskawiczną decyzję. Raz się żyje, nie?
    -Chodź - wziął mnie za rękę i odważnie wkroczył do salonu.
    Mama na nasz widok urwała swoją żywiołową przemowę i popatrzyła przenikliwie tymi ciemnymi oczami.
    -Coś mi mówi, że będzie ciekawie - usiadła obok Vazqueza.
    -Chcemy się pobrać - powiedział Aitor, a mama popatrzyła na ojca i uśmiechnęła się ironicznie.
    -Tello, nie masz wrażenia, że czas się cofnął? - syknęła. - Tylko zamiast Rubio jest nasza córka, a zamiast mojego przygłupiego brata stoi Aitor. Poza tym to samo!
    -Jest różnica, mamo - odezwałam się. - Wujek znał ciocię krótko, a ja znam Aitora całe życie.
    -Zgadza się - pokiwał głową Alvaro Vazquez. Szkoda tylko, że w tej rozgrywce jego zdanie liczy się tyle co muchy na ścianie.
    -Ja mam dwadzieścia trzy lata, a nie dwadzieścia jak Marc - dodał Aitor.
    -Teoretycznie parą jesteśmy od niedawna, ale praktycznie... - urwałam i rozłożyłam ręce. Wszyscy wiemy, że od kilku ładnych lat ze sobą sypiamy.
    -Wiecie - mama uśmiechnęła się delikatnie, ale w oczach miała te diabelskie błyski co Fabian. - Zgoda pod warunkiem, że podpiszecie wszystkie intercyzy, papiery i umowy, które wam dam... Cicho, robaczku - pokręciła palcem, gdy Aitor chciał coś powiedzieć. - Skoro się tak kochacie, to nie planujecie rozwodu, a co za tym idzie nigdy moje kontrakty nie wejdą w życie.
    -Chciałem tylko powiedzieć, że nie chcemy medialnego ślubu. Związek może być, ale ślubu w prasie ma nie być - powiedział Aitor. Matko, czyta mi w myślach.
    -Dobra - mama wstała i uścisnęła nam ręce. - To co, za dwa dni? - uśmiechnęła się.

*

    Gdy Mila z Aitorem i Alvaro wyszli, Lora skierowała się do swojego gabinetu. Usiadła przy biurku i westchnęła cicho. Wybrała numer Fabiana i wzięła do ręki zdjęcie jej dzieci. Nie takie miała dla nich plany, ale postanowiła, że dam im wolną rękę. W końcu ona dostała to samo od rodziców, tylko jej dzieciaki były inne niż ona... Chociaż czy Fabian był inny? Był doskonalszy. Natomiast Damian i Mila mieli tak samo dobre serca jak Cristian. Nie lubili intryg i knucia, które kochał Fabian, ale brali w ich udział, bo ich o to proszono.
    Dlaczego zgodziła się na ślub córki? Była już starsza, miała większe doświadczenia niż dawna, prawie dwudziestoletnia Lora, która nie chciała małżeństwa brata... Poza tym wiedziała czemu Mila tego chciała. Lora czuła to samo do Tello. Dawał jej wszystko, ale potrzebowała przypieczętowania, ślubu. Mamiła się długo, długo odkładała i kręciła, ale w końcu stwierdziła, że dalej nie da rady.
    Postanowiła, że sporządzi doskonałe umowy i będzie się modlić, żeby nigdy ich nie użyć.
    ~Halo? - jęknął zaspany Fabian.
    -Synu, jest piąta po południu.
    ~Co w związku z tym? - ziewnął.
    -Nic - westchnęła. - Doskonałe materiały na temat młodego Fabregasa.
    ~Wiem, mamuś.
    -Twoja siostra bierze ślub za dwa dni - powiedziała i czekała na reakcję.
    ~Żart czy serio?
    -Serio. Ceremonia za dwa dni.
    ~Czemu nie krzyczysz?
    -Bo wiem czemu to robi.
    ~Zanim się wkurwię... Powinienem?
    -Fabi, chodzi o Aitora - mruknęła. - Tego, którego nie odstępuje na krok odkąd zamieszkała w Madrycie.
    ~Co na to ojciec?
    -Cieszy się. Mila też jest szczęśliwa.
    ~Blokujemy wszystko?
    -Blokujemy.
    ~Nie mogła po prostu z nim zamieszkać? - burknął.
    -Największe bezpieczeństwo daje ci ślub - powiedziała łagodnie.
    ~Mnie dobre gumki - wypalił i nie mogła się nie uśmiechnąć.
    -Wyniki dziecka tamtej Greczynki są negatywne - zerknęła w papiery.
    ~Wiedziałem - powiedział zadowolony.
    -Wolałam się upewnić.
    ~Mamuś, upewniasz się tak z każdą.
    -Strzeżonego Pan Bóg strzeże - uśmiechnęła się. Odkąd została babcią postanowiła, że będzie lepiej pilnować synów. Każdą dziewczynę, która zaliczył Fabian, pilnowała przez trzy miesiące. Jeśli po tym okresie okazywało się, że jest w ciąży dochodziło kolejne sześć miesięcy obserwacji. Po porodzie dyskretnie robiono dziecku testy DNA, ale żadne nigdy nie były pozytywne. Fabian sypiał z łatwymi dziewczynami, a nie porządnymi.
    ~Wiedziałem, że Mila tak skończy - westchnął.
    -Jest szczęśliwa.
    ~To najważniejsze. Widzisz co wyprawia nasza Rosita? Co za zdebilniałe dziecko! - warknął.
    -Blokuj wszystko. Rose musi zniknąć z radarów. Wykorzystajmy lukę i walnijmy tam Milę i Aitora.
    ~Naprawdę się nie zdenerwowałaś?
    -Spłynęło to po mnie jak po kaczce. Dziwne, nie? - zadumała się. - Po prostu potrafię już nad sobą panować. Też się tego nauczysz. Zamiast sprzeciwiać się ludziom, lepiej ich pilnować.
    ~Jasne. Idę pod prysznic.
    -Pa - rozłączyła się.

***

Jeszcze trzy + epilog i koniec! :)

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, VAZQUEZ! :D


czwartek, 18 kwietnia 2013

rozdział dziewiąty

    Wystrojona w sukienkę ruszyłam do mojej ulubionej kawiarenki, w której umówiłam się z Rodriguezem. Znamy się od małego, ponieważ już od zerówki jestem na niego skazana. Od razu przypadliśmy sobie do gustu i aż do dziś tworzymy parę dobrych przyjaciół. Davidowi mówię praktycznie wszystko, nawet o Villi, bo mam do niego pełne zaufanie.
    - Cześć, Malutki - przywitałam się, kiedy dotarłam na miejsce. Usiadłam naprzeciwko niego i uśmiechnęłam się szeroko. - Co słychać?
    - Właśnie chciałem o to samo zapytać - odparł cicho i zmierzył mnie wzrokiem. - Zamówiłem nam mrożoną kawę - dodał po chwili.
    - Super - uśmiechnęłam się i rozejrzałam się po kawiarence. Jak zwykle panował tu spokój i mogliśmy normalnie porozmawiać. - Mam wrażenie, że coś się gryzie, David.
    - Chciałem tylko się upewnić, że wszystko gra. Na gali nie wyglądałaś na szczęśliwą - mruknął i pochylił się do mnie. - Nie chce, abyś cierpiała - chwycił mnie za dłoń i uśmiechnął się lekko.
    - Ale jest ok. Naprawdę! Luca to już zamknięty rozdział i dobrze mi z tym. Cieszę się, że to koniec, chociaż czasem mi go szkoda.
    - On to bardzo przeżywa.
    - Wiem. I wcale mu się nie dziwię, bo dla mnie to też nie było takie łatwe, ale doskonale wiesz, że ten związek nie miał sensu - odpowiedziałam i upiłam łyka kawy, którą przyniosła nam kelnerka.
    - No dobrze. A co z Alarconem?
    - To fantastyczny chłopak i naprawdę bardzo go lubię - powiedziałam z szerokim uśmiechem. W nocy przemyślałam kilka spraw i doszłam do wniosku, że nie mam się czego bać. Skoro Cesar jest mną zainteresowany, to chyba powinniśmy spróbować.
    - To znaczy, że się zakochałaś? - zapytał, patrząc w moje oczy.
    - Nie wiem.. Chyba tak - pokiwałam twierdząco głową. - Cicho, o wilku mowa - dodałam i odebrałam wibrujący telefon. - Słucham? Jestem w kawiarence niedaleko apartamentowca.. Tak, dokładnie tak.. Do zobaczenia - mruknęłam i rozłączyłam się.
    - Przyjdzie tutaj?
    - Tak. Przeszkadza ci to? - zapytałam. Widziałam zmianę w zachowaniu Davida, ale przemilczałam to. Widocznie nie polubił Alarcona.
    - Nie. Przecież to mój kolega z klubu - odparł, wysilając się na uśmiech.
    - Cieszę się.
    - Cześć, Piękna - usłyszałam po chwili głos Cesara, który musnął lekko moje usta. Później przywitał się z blondynem i usiadł obok mnie.
    - Wiecie co.. Ja lepiej nie będę wam przeszkadzał. Trzymajcie się, gołąbeczki - powiedział David i po chwili już go nie było.
    - Nie poznaje go - odpowiedziałam i spojrzałam się na Cesara.
    - Może mnie nie polubił?
    - Ciebie nie da się nie lubić - uśmiechnęłam się i dałam mu pstryczka w nos. - Co robiłeś?
    - W sumie to nic takiego. Musiałem ogarnąć mieszkanie, a później dzwonił tata - przewrócił oczami.
    - Twój tata wydaje się całkiem spoko.
    - Jak nie ma mamy - puścił mi oczko i zarechotał. - On doskonale zna się z twoim ojcem.
    - Wiem, wiem. Nie musisz mi o tym przypominać. Idziemy się przejść? - zapytałam, chwytając go za dłoń.
    - Pewnie - odpowiedział i ruszyliśmy uliczką Barcelony.
    Chodziliśmy w ciszy, rozkoszując się swoją obecnością. Nie obchodziło mnie to, że zapewne śledzą nas paparazzi i robią nam mnóstwo zdjęć. Lora i tak tego nie puści.
    - Podobasz się Rodriguezowi - odezwał się Cesar, który mnie kompletnie zaskoczył. - No co się tak patrzysz? To widać!
    - Nawet sobie nie żartuj. To mój dobry przyjaciel - odparłam.
    - Widziałem jak na ciebie patrzył.. I wcale mi się to nie podobało.
    - To znaczy, że jesteś zazdrosny, Alarcon? - zapytałam, uśmiechając się słodko.
    - Może tak, może nie.
    - Nie masz o co, bo David na pewno nie jest mną zainteresowany. To fajny chłopak.
    - Nie denerwuj mnie, Bartra..
    - No już dobrze, dobrze - zachichotałam cicho i ścisnęłam jego dłoń. - Jakie masz plany na ostatnie dni wolnego?
    - Chciałbym odwiedzić rodziców i moje siostrzyczki. Później nie będę miał na to czasu.
    - To prawda. Wszyscy mieszkają w Manchesterze?
    - Tak. Ja jestem najstarszy - powiedział z dumą. - A może polecisz ze mną?
    - Ja? Nie za wcześnie na prezentację?
    - To tylko dwa dni. Proszę - mruknął, robiąc słodką minkę.
    - Dwa dni i ani godziny więcej - odparłam i pocałowałam go namiętnie.

*

    Zaparkowałam samochód pod domem i wysiadłam... Wróć, zaparkowałam samochód pod domem wujka Cristiano. Ciężko mi mówić inaczej a co dopiero myśleć. To mój dom, tu się wychowałam i spędziłam zajebiste chwile.
    -Wchodzisz czy medytujesz pod drzwiami? - wrzasnął Cristianito z okna na piętrze. W odpowiedzi pokazałam mu środkowy palec i weszłam do środka.
    Junior teoretycznie miał swój dom, mieszkał z dziewczyną i wgl ... Praktycznie jednak codziennie był tu.
    -Młoda, weź ogarnij - rzucił na kuchenny stół papierek po batoniku. - Bo Pepe ma wpaść, a Vanja mi uciekła.
    -Ty chyba chory jesteś - popukałam się w czoło. - Przecież tu jest sprzątaczka - rozejrzałam się.
    -Niby jest, ale dziś jej nie ma - rozłożył ręce. - A co się tak odpicowałaś? Vazquez ci się oświadcza? Na pewno nie ja -zadumał się patrząc na moją sukienkę i szpilki.
    -Miałam dziś promocję perfum od Chanel - mruknęłam.
    -Weź ogarnij, a ja schowam twój samochód do garażu. Skoro już przyjechałaś to przenocujesz, nie? - chciał mi zabrać kluczyki, ale szybko się odsunęłam.
    -Cris, upaliłeś się czymś? - warknęłam. - Mieszkam w Madrycie, debilu. Dwie ulice od ciebie! - fuknęłam.
    -Nie prościej powiedzieć, nie kochany braciszku, nie trzeba? - rozsiadł się na krześle.
    -Bujaj się - sprzątnęłam jego papierek i wstawiłam naczynia do zmywarki.
    -Fabian dzwonił i wysłał ci to - podsunął mi tablet.
    -Tu dzwonił? - zdziwiłam się.
    -Tak. Powiedział, żebym otwierał bramę, bo zaraz będziesz.
    -Kurwa, nie mogę nawet wyjść z domu! - zdenerwowałam się. - Wszędzie ma jakieś wtyki!
    -Chyba nawigację w twoim samochodzie - popatrzył na mnie z politowaniem. - Ja na przykład wiem, że Angeli Sophie będzie tu za godzinę, bo dopiero wyjeżdża z Valdebebas. - pomachał mi telefonem, gdzie było widać mapę Madrytu i migająca kropeczkę. - Czemu nie byłaś na treningu?
    -Byłam, ale Angeli miała dodatkowe zajęcia, bo boli ją kostka - opadłam na krzesło i wzięłam do ręki tablet. Oczywiście były zdjęcia jak Rose mizia się z Cesarem. Dużo tych fotek wybrał, a jestem pewna, że Fabi wysłał mi tylko te najlepsze. Pod spodem był komentarz: "Takie cuda, a Mama każe mi siedzieć cicho!".
    -Niezła ta twoja kuzyneczka. Zmienia facetów jak rękawiczki - zacmokał.
    -Tak, wiem - przekręciłam oczami. Gdy zadźwięczał domofon Cristianito łaskawie wstał i nacisnął przycisk głośnomówiący.
    ~Otwórzcie! Zapomniałam kluczy! - zawołała Irina.
    -A my się znamy? - spytał i zajął się przeglądaniem zawartości garnków stojących na kuchence.
    ~Junior, weź mnie nie denerwuj i otwieraj!
    -Robaczku, ja nawet bym chciał, ale wiesz, że tak się nie robi - powiedział dokładnie to samo co ona, gdy tłumaczyła nam za co mamy karę.
    ~Nie dostaniesz obiadu! - krzyknęła.
    -Tego, który właśnie jem? - wyciągnął sobie z któregoś garnka nitkę makaronu.
    ~Cristianito, proszę cię!
    -A jakby mnie nie było? To co byś zrobiła?
    -Ale jesteś, debilu - odezwałam się.
    ~Mila! - podchwyciła Irina. - Otwórz bramę.
    -Nie mogę, Junior swoim tłustym cielskiem zasłania domofon - odpowiedziałam.
    -Tu nie ma ani grama niepotrzebnego tłuszczu! - oburzył się.
    -Mózg też policzyłeś? - zaśmiałam się.
    ~Mam dla ciebie sukienkę na jutrzejszą prezentację kosmetyków - wypaliła Irina, a ja wystrzeliłam z krzesła jak z procy i wpadłam na Critianito.
    -Odsuń się! - sapnęłam i próbowałam go przesunąć.
    -Nie - roześmiał się.
    -Uspokoicie się kiedyś? - z góry zszedł wujek Cristiano i pilotem otworzył Irinie bramę. - Jak dzieci, jak dzieci - utyskiwał.
    -Cześć! - Do kuchni wpadła Angeli Sophie. Przytuliła się do swojego chłopaka, który miał minę jakby zobaczył ducha.
    -Na temat nawigacji to pogadaj z Fabim - zadrwiłam.
    -Odwrotnie - szepnął i przekręcił telefon o sto osiemdziesiąt stopni. Kropka znalazła się dokładnie w tym miejscu mapy, gdzie my.
    -Mila! - wydarł się znajomy głos i po chwili mogliśmy podziwiać Julię Moratę. - Vanja znowu jest z Peterem - zakomunikowała wujkowi i odwróciła się do mnie. - Szukam cię po całym Madrycie - warknęła.
    -A co się stało? - ruszyłam po schodach do swojego pokoju a ona w ślad za mną. Julia to mój przyjaciel na dobre i złe. Poznałam ją pierwszego dnia w realowej szkole, siadłam z nią w ławce i jakoś poszło. Wszystkie młodzieżowe zespoły Realu, a w końcu trafiłyśmy do pierwszej drużyny.
    -Nudzi mi się, czy to nie wystarczający powód? - opadła na łóżko, a ja włączyłam komputer. Chwila manipulacji i na ekranie telewizora pojawiły się zdjęcia, które wysłał mi Fabian. Nie było tam tylko Rose. Byli wszyscy sportowcy Europy, ale nie tylko. Mogłam wpisać dowolne nazwisko i oglądać. Moja mamusia ze swojego pomysłu na biznes zrobiła małe królestwo. Fabian pomógł jej z tego zrobić imperium, a dla nas to świetna rozrywka.

*

    Monica rozsiadła się wygodnie na kanapie obok byłego męża i posłała mu wymowne spojrzenie. Była wściekła, bo Marc chciał się wyrzec własnej córki. Nie wiedziała już, co ma robić, by ten uparciuch zmienił zdanie.
    - Marc.. Nie myśl sobie, że wywiniesz taki numer i wszystko będzie grać.
    - To ona wywinęła niezły numer! Czy ty wiesz, że Luca się kompletnie załamał? Już nie będę wspominał o Davidzie - warknął i zamachał rękoma. - Ona musi ponieść konsekwencje.
    - Ponosi. Uwierz mi, że jej też nie jest łatwo.
    - Ale..
    - Nie ma żadnego ale, Marc. Rosario zawsze będzie twoją córką, czy tego chcesz, czy nie - powiedziała ostro. - Powinieneś stać po jej stronie, bo jesteś jej ojcem.
    - Za to jak mnie potraktowała?! Ty wiesz, ze ona zdradziła Ville?!
    - Wiem - odparła spokojnie, wstając z kanapy. Zaczynała mieć dość jęków swojego byłego męża. Miała wrażenie, że cofnęła się kilkanaście lat wstecz i ma przed sobą niedojrzałego Bartre. - I nawet sobie nie myśl, ze zrobisz coś temu chłopakowi.
    - Ty wiesz z kim go zdradziła, co?!
    - Może tak, może nie.
    - Monica.. - warknął i poszedł do niej. - Myślałem, że dogadujemy się w sprawach naszych dzieci.
    - Nasza córka poradzi sobie sama. Nie musisz planować jej całego życia!
    - Była zakochana.
    - Była, ale już nie jest i musimy to uszanować. Obiecaj mi, że przestaniesz się w to mieszać, ok? - zapytała, uśmiechając się lekko.
    - Dobra, dobra - odparł, przysuwając się do niej. Jedną ręką objął ją w pasie, a drugą pogłaskał po policzku, wpatrując się w jej niebieskie oczy. - Tęskniłem - wyszeptał, całując jej usta, schodząc powoli w dół.
    - Przestań. Bruno jest obok w pokoju - warknęła, próbując odsunąć go od siebie.
    - No i co? Już nie raz widział całujących się rodziców!
    - Jesteśmy po rozwodzie. Zapomniałeś?
    - Mnie to nie przeszkadza - odparł, wpijając się w jej usta.
    - Ale mnie tak - jęknęła, odpychając go na dobre. - Musimy przestać to robić.
    - Dlaczego? - zapytał.
    - Bo jesteśmy już dorosłymi ludźmi i musimy być odpowiedzialni. Wzięliśmy rozwód, więc nic już nas nie łączy.
    - Możemy wziąć ślub jeszcze raz.
    - Zgłupiałeś? Lepiej będzie, jak sobie pójdziesz, Marc - powiedziała, odprowadzając go do drzwi. - Przemyśl sprawę z Rose.
    - Monica..
    - Idź już, proszę - mruknęła i otwarła drzwi. Marc z miną zbitego psa opuścił swój były dom i zostawił w nim Monicę, która nie wiedziała co ma myśleć. Wiedziała, ze Bartra jest stuknięty, ale ponowny ślub? To byłoby szaleństwo!

czwartek, 11 kwietnia 2013

rozdział ósmy

    Zbliżała się Gala Najlepszej Jedenastki Ligi Hiszpańskiej w Madrycie, a ja nie miałam kogo zabrać. Jeszcze kilka dni temu miałam narzeczonego i nie było z tym problemu, ale teraz? Co ja miałam zrobić? Mogłam zabrać mojego durnego braciszka lub spytać się Cesara. Postanowiłam, że zaryzykuje i zaproszę mojego sąsiada z góry. Przecież i tak nie mam nic do stracenia.
    Wyszłam z mieszkania i skierowałam się na górę, gdzie mieszkał Alarcon. Zadzwoniłam dzwonkiem i odczekałam kilkadziesiąt sekund zanim otworzył.
    - Cześć, Rose - przywitał się i wpuścił mnie do środka. Miał na sobie pstrokatą koszulkę, sportowe spodenki i białe skarpetki.
    - Cześć. Co słychać? - zapytałam, siadając na oparciu kanapy w salonie. Rozejrzałam się po apartamencie, który był urządzony w ciepłych kolorach oraz w bardzo nowoczesnym stylu.
    - Nic. Trochę się nudzę, bo treningi się jeszcze nie rozpoczęły - odparł cicho. - Napijesz się czegoś?
    - Nie, dzięki. Ale mam dla ciebie propozycję, która pomoże ci zabić nudę.
    - Tak? Jaką? - zapytał, świdrując mnie wzrokiem.
    - Jest gala w Madrycie.. - mruknęłam nieśmiało i uśmiechnęłam się lekko. - I może gdybyś miał czas, to.. - ciągnęłam dalej.
    - Mogę z tobą pójść - odpowiedział z uśmiechem. - Kiedy to jest?
    - Jutro.
    - Wow, ty to masz zapłon.. Masz szczęście, że mam garnitur - puścił do mnie oczko i podszedł do mnie. - Będzie Villa, co?
    - Nie przypominaj mi nawet - przewróciłam oczami.
    - To nic. Będziemy się świetnie bawić - odparł.
    Po krótkiej rozmowie wróciłam do siebie i zabrałam się przygotowanie kreacji na jutro.

*

    Nie porywają mnie gale z nagrodami, wręcz mnie nudzą. Czemu? Jestem w końcu córką Lory Bartry i siostrą Fabiana Tello. Mama nie mówi tego co wie, bo nie chce mi psuć zabawy. Fabi taki wspaniałomyślny nie jest.
    Dzisiejsza gala jest dla mnie jedynie formalnością, bo doskonale wiem, że jestem w najlepszej jedenastce ligi hiszpańskiej.
    W jaki sposób mój brat wszedł w posiadanie takiej wiedzy? Nie mam bladego pojęcia.

    Weszłam do okazałego gmachu w towarzystwie Aitora, Cristianito i jego narzeczonej, a mojej dobrej kumpeli z drużyny Angeli Sophie Ferreiry, prywatnie córki Pepego.
    Tradycyjnie musieliśmy się przewinąć przez tak zwaną ściankę. Fotografowie obcykają nas z każdej strony, dziennikareczki spytają o kreacje, nastoje i takie tam pierdoły.
    Moja suknia? To najnowsza kolekcja Abeda Mahfouza, buty to standardowe louboutiny a torebka to Lulu Guinness, bla bla bla. Nuda.
    Stojąc w kolejce tuż za rogiem mignęła mi znajoma czarna łepetyna. Po chwili ów osobnik machał do mnie ręką, żebym do niego podeszła.
    -Fabian, co ty tu robisz? Nie miałeś być z mamą? - wysyczałam, gdy stanęliśmy tak, że nikt nas nie widział.
    -Teoretycznie tak, ale praktycznie jako najlepszy piłkarz Bundesligi wyczytam trójkę napastników. Facetów, bo stwierdziłem, że jakbym całował ciebie to byłoby podejrzanie - uśmiechnął się beztrosko. Nie wiem jak dokonał tego, że dostał najlepszym zawodnikiem ligi niemieckiej. Bóg jeden raczy wiedzieć. Fabi imprezuje, zarywa do każdej laski... Może nie byłoby to takie ciężkie do zrozumienia, gdyby nie fakt, że nie lubi bawić się w Monachium tylko śmiga po całej Europie. Kiedy on ma czas trenować, integrować się z drużyną? Człowiek orkiestra.
    -Jaki masz w tym interes? - rozejrzałam się, ale nic nie wzbudziło mojego zainteresowania.
    -Wychodzisz solo czy z Aitorem? - spoważniał.
    -Nie wiem - mruknęłam.
    -Mila, zrób to co czujesz, że powinnaś - puścił mi oczko. - Zaufaj sobie, mała.
    -Dobrze - pokiwałam głową.
    -Paulita! - pstryknął palcami i uśmiechnął się szeroko do idącej w naszą stronę przepięknej blondynki.
    -Czemu ty się z nią nie sparujesz? Takie same dwie diabelskie dusze - szepnęłam.
    -Nie ma opcji, sis. Raz, że cenię swoją wolność, a dwa, że to pretendentka do tronu. Za dziesięć, piętnaście lat zostanie księżną Monako, a mnie jasny szlag trafi jako książę małżonek.
    -Może nie zechce?
    -Jasne - prychnął. - Witam, piękną panią - cmoknął ją w rękę.
    -Cześć - uśmiechnęła się. - Mila, gratuluję nagrody - puściła mi oczko.
    -A ty jesteś tu z jakiej bajki? - zainteresowałam się.
    -Monako ma jakieś interesy z waszą ligą i jestem przedstawicielem - westchnęła.
    -Idę, do zobaczenia potem - uśmiechnęłam się i podeszłam do Aitora.
    Wzięłam głęboki oddech i chwyciłam go za rękę. Spojrzał na mnie zaskoczony, a Cristianito wyszczerzył zęby.
    -Jesteś pewna? - wyszeptał Aitor.
    -Jeśli też tego chcesz... - urwałam.
    -Chcę - cmoknął mnie krótko w usta i stanęliśmy przed fotografami. Po raz pierwszy przytuliłam się do niego i dałam zrobić miliard zdjęć, które za kilka sekund pojawią się na komputerze mojej mamy i telefonie Fabiana.
    Rozdanie tych nagród ciągnęło się jak flaki z olejem. Aitor bawił się wyśmienicie, gdy z wyprzedzeniem mówiłam mu kto wygra.
    Na końcu wyświetlono dwie ogromne tablice ze zdjęciami i nazwiskami zwycięzców.
    -Rose przyszła z Cesarem - mruknął Vazquez.
    -Zauważyłam - burknęłam, ale akurat skończyła się część oficjalna i przeszliśmy do sali balowej. Do tańca porwał mnie Aitor, potem Cristianito i tak poszedł cały skład Realu, plus kilka razy przewinął się Fabi.

*

    Nigdy nie przepadałam za takimi galami i duperelami, ale na szczęście miałam świetnego partnera, któremu się to podobało. Odniosłam wrażenie, że bawiło go pozowanie do zdjęć i odpowiadanie na pytania, czy jesteśmy razem.
    Siedzieliśmy przy okrągłych stolikach z śnieżnobiałymi obrusami i porcelanową zastawą. Oczywiście usadzili nas klubami i miałam obok siebie Luce Ville, Milana Pique, Lea Fabregas, Valerie Inieste czy też Davida Rodrigueza. Znałam ich wszystkich jak własną kieszeń, ale Cesar z początku czuł się nieswojo. Villa nie spuszczał ze mnie wzroku, co doprowadzało mnie do złości.
    - Rose, zatańczymy? - zapytał Alarcon i podał mi rękę. Skinęłam głową i uśmiechnęłam się lekko. - Zanim Villa zabije nas wzrokiem chce się wyszaleć - dodał ciszej.
    - Nie zabije - mruknęłam i ruszyliśmy na parkiet.
    - Mówiłem ci już, że ślicznie wyglądasz? - wyszeptał mi ucha z figlarnym uśmieszkiem na ustach.
    - Tak, tak. Milion razy - odpowiedziałam, spoglądając na sukienkę. Nie zwracałam zbytniej uwagi na ubrania tak jak moja mama. Liczyło się to, abym czuła się dobrze. - Nie czaruj, Alarcon.
    - Chce być miły.
    - Już bardziej miły być nie możesz.
    - Mogę - uśmiechnął się i cmoknął mnie w policzek. - Villa się do nas zbliża.
    - Odbijamy - usłyszałam jego głos i po chwili byłam już w jego ramionach. - Cześć, Rosario - wyszeptał mi do ucha.
    - Czego chcesz?
    - Jesteś z nim? - zapytał, patrząc mi w oczy. Jego czekoladowe patrzałki był smutne i zrobiło mi się go żal.
    - Nie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - To i tak nie twoja sprawa, Villa.
    - Dobrze wiesz, że cię nie zdradziłem, Rose.
    - Nie obchodzi mnie to. Daj mi spokój.
    - Nie zniosę twojego widoku z innym. Zwłaszcza z tym Alarconem - warknął zły. - Ty zawsze będziesz moja.
    - Przestań, dobra? Wybacz, ale nie mam ochoty na tańce - puściłam go i wróciłam na swoje miejsce. Przy stoliku siedział Rodriguez, który dyskutował z Milanem Pique.
    - Wszystko okej, Rose? - zapytali obaj.
    - Tak. Gdzie Cesar?
    - Tańczy z Valerią - odpowiedział blondyn i wskazał głową na parkiet. - Rose, na pewno wszystko gra?
    - Tak - odpowiedziałam i posłałam mu szeroki uśmiech.
    -Cześć, kuzyneczko! - Fabian usadowił się na wolnym krzesełku i popatrzył szelmowsko na zebranych. Jakby nie było, jeszcze dwa lata temu reprezentował barwy Barcelony. Piłkarzem był niezłym, ale nikogo szczególnie nie zachwycał. Nie to co teraz, crack światowej sławy.
    - Cześć, Fabianku - odpowiedziałam grzecznie.
    -Cieszysz się z nagrody?
    - Oczywiście. Ty byś się nie cieszył?
    -Mam już ich tyle, że jedna w przód czy w tył - machnął ręką. - Jak apartament? - wyszczerzył zęby.
    - Super. Dzięki za ochronę przed Villą - odpowiedziałam z uśmiechem. - Mama mi mówiła, że to twoja sprawka.
    -Moja? - zdziwił się i rozparł wygodnie na krześle. - Nie wiem o co ci chodzi.
    - Nie udawaj, Fabian.
    -Nie śmiem! - położył ręce na piersi. - Słyszałaś, że Villa miał orgię z dziwkami w Hilotnie w Barcelonie? - wypalił na głos, a wszyscy spojrzeli na niego. - Ups, nie wiedzieliście?
    - Fabian! - jęknęłam i spojrzałam na niego. - Już dosyć narobiłeś. Nie rób mu wstydu przed kumplami.
    -Przecież ja też byłem ciulem... Znaczy się Culesem - uśmiechnął się bezczelnie. - Jesteśmy jak rodzina, nie?
    - Fabian - warknęłam. Zaczynałam mieć dość jego kąśliwych uwag, ale obiecałam mamie, że będę grzeczna. - Zostawmy Ville w spokoju.
    -Jak ci się podoba w moim mieszkanku? Cesar nie hałasuje z góry? - szepnął i pochylił się do mnie.
    - Nie. Jest bardzo, bardzo grzeczny - odpowiedziałam cicho.
    -Ech... - westchnął ciężko.
    - Co? Ty wolałbyś pewnie zamieszanie?
    -Jak ty mnie znasz - puścił mi oczko.
    - W końcu jesteśmy rodziną. Lepiej powiedz, co zrobiłeś z Brunonem. Siedzi cały czas u mamy!
    -Zatęsknił za rodziną - odpowiedziała Mila, która stanęła za bratem i objęła go  za szyję.
    - On nie potrafi tęsknić - odpowiedziałam. - Cześć, Mila - uśmiechnęłam się do niej.
    -Cześć - mruknęła.
    -Mój nadprzyrodzony zmysł mówi mi, że chodzi o coś innego - zadumał się. - Bruno, który nie imprezuje... Chce czegoś.
    - Nawet nie chce wiedzieć co takiego.. - jęknęłam cicho. W tym momencie podszedł do nas Cesar, który usiadł obok mnie.
    - Cześć wszystkim - powiedział i uśmiechnął się. - Co słychać?
    -Na przykład ty, kuzyneczko - uśmiechnął się wrednie. - Chcesz teraz, żeby Villa zniknął. Mila chce wracać do domu, ja chcę... A nie powiem wam, robaczki! A Cesar chce, żebym stąd spadał, bo marzy o tym, żeby zatopić się w spojrzeniu twych niebiańskich tęczówek.
    - Wcale nie chce - zaprzeczyłam szybko i popatrzyłam na niego. Zrobił głupią minę i uśmiechnął się. - Widzisz, nie chce.
    -Rose - popukał się w czoło. - Znam go dłużej niż ty, naiwniaku - wstał i objął Milę. - Ale masz rację, to facet, woli patrzeć niżej - zaśmiał się i odszedł z siostrą.
    - Nie cierpię go - warknęłam i spojrzałam na Alarcona. - Zawsze musi się wtrącać.
    - Nie przejmuj się nim. Ale akurat teraz miał rację.
    - Z czym? - zapytałam, mrużąc oczy.
     - Z tym, że chce zatopić się w twoim spojrzeniu. Od kilku dni widujemy się dosyć często, a ty zrobiłaś się jakaś niedostępna - wyszeptał mi do ucha i obtoczył mnie ramieniem. - Zrobiłem coś nie tak?
    - Nie chodzi o ciebie, tylko o mnie. Ja chyba nie jestem jeszcze gotowa - odpowiedziałam cicho.
    - Nie musimy się z niczym śpieszyć, ale nie uciekaj przede mną. Za każdym razem, kiedy mówię ci komplement albo chce się do ciebie zbliżyć, to mnie odpychasz - powiedział poważnie.
    - Całkiem niedawno zerwałam z narzeczonym.
    - Którego podobno nie kochałaś - warknął.
    - Bo tak jest, ale nie chce ci robić problemów. Wiesz, że Villa znaczy w klubie bardzo wiele.
    - Nie obchodzi mnie to. Ja w klubie mam grać a nie zawierać przyjaźnie - mruknął i zbliżył do mnie swoją twarz. - Rose, nie bój się. Jedynie nam nie wyjdzie.
    - Nie wiem czy to jest dobry pomysł.
    - Zobaczysz, że jest świetny - mruknął z uśmiechem i wpił się w moje usta. Reszta, która była z nami przy stoliku siedziała cicho i wpatrywała się w nas z otwartymi ustami. Kiedy skończyliśmy nasz pocałunek zobaczyłam Luce, który wyglądał jakby mu ktoś roztrzaskał serce na milion kawałeczków.
    Tuż za nim stał Fabian z Milą i Vazquezem. Aitor obejmował Milę, a Fabi pokazywał mi kciuki uniesione w górę. Wszyscy uśmiechali się wielce zadowoleni.

*

    Damian galę oglądał przed telewizorem w swoim domu w Sabadell. Siedział na kanapie i ze spokojem wpatrywał się jak Fabi błyszczy i szczerzy się do wszystkich. Mila wyglądała przepięknie i posłuchała jego rad co do Aitora.
    -Tato? - na kolana wdrapał mu się czteroletni szkrab.
    -Słucham, Lucas? - pogłaskał go po ciemnych włoskach.
    -Gdzie mama?
    -Poszła na spotkanie. Jak wróci a nie będziesz spał to zmyje nam głowy - uśmiechnął się.
    -Na wujka Fabiana też krzyczy - mruknął.
    -Tak. - Nie skomentował zachowania brata. Uważał, że skoro jest chrzestnym Lucasa to może z nim robić co chce. Małemu to odpowiadało, zwłaszcza jak wujaszek zabierał go do Disneylandu. Problem tkwił w tym, że nikogo nie informował.
    -Chce do wujka - ziewnął.
    -Wujek jest zajęty - wskazał telewizor.
    Fabian kochał Lucasa, ponad to brał odpowiedzialność za pojawienie się go na świecie. Uważał, że to jego wina, że nie nauczył bliźniaka obsługi prezerwatywy i ten wpadł. Damiana bardzo denerwowały tego typu stwierdzenia, ale trochę było w tym racji. Zaczął sypiać ze swoją dziewczyną, gdy miał siedemnaście lat i nie wiedział wszystkiego co brat. Wpadli, urodził się Lucas i Damian dostał propozycję gry w Interze. Tak się życie ułożyło, że matka Lucasa - Cora, zostawiła go dla niego. Rad nie rad podpisał kontrakt i od czterech lat mieszka we Włoszech. Małemu i byłej kupił dom w Sabadell i odwiedza ich tak często jak może. Fabian robi to częściej, ale to kwestia interesów jakie prowadził w Barcelonie. Damian do dziś nie mógł się połapać czy jego brat jest bardziej piłkarzem czy biznesmenem.

***

Szczerze mówiąc to jest mój ulubiony rozdział :D
Polecam otworzenie zalinkowanych wyrazów. Warto :D

piątek, 5 kwietnia 2013

rozdział siódmy

    Następnego dnia obudziłam się dość późno, bo było już kilka minut po jedenastej. Kiedy wyszłam z mojej sypialni po krótkim prysznicu Bruonona już nie było. Wcale mnie to nie zdziwiło, bo uwielbiał znikać tak szybko, jak się pojawił.
    Skierowałam się do kuchni i wypiłam szklankę mleka, ponieważ nic więcej nie miałam. Mój braciszek lubił też opróżniać lodówkę. Także musiałam się szybko ubrać i zejść do sklepu. Nie miałam czasu na strojenie, więc spięłam włosy w koka i pomaszerowałam do sklepu.
    Z koszykiem pełnym zakupów skierowałam się jeszcze do słodyczy, gdzie miałam zamiar kupić dwie tabliczki czekolady. No, może ewentualnie trochę więcej. Czekolada od zawsze była moim wielkim uzależnieniem.
    - Czekolada na smutki? - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w stronę tego kogoś i kogo zobaczyłam? Cesara Alarcona we własnej osobie. Wystrojony i zadowolony.
    - Nie mam powodów do smutków - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
    - A Villa?
    - Nie udawaj głupiego, Alarcon. Doskonale wiesz, że to wszystko sprawka mojej cioci i Fabiana - powiedziałam spokojnie, wpatrując się w jego twarz. Uśmiechnął się lekko i po chwili odpowiedział.
    - Damian rozjaśnił mi nieco sytuację. Jednak myślałem, że nie będziesz z tego aż tak bardzo zadowolona.
    - To nie myśl - puściłam mu oczko i zachichotałam cicho. - Wracasz do domu?
    - Tak - odparł i objął mnie ramieniem. - Rozumiem, że będziesz mi towarzyszyć?
    - Pewnie! Lora będzie zadowolona.
    - Spotkałem wczoraj twojego brata.
    - Współczuje - mruknęłam i wyjęłam swoje zakupy na ladę.
    - Jest spoko! Poznałem go jakiś rok temu.
    - Niech zgadnę.. Na imprezie? - uśmiechnęłam się do niego słodko i spakowałam swoje rzeczy.
    - Jesteś nieznośna, Bartra - odparł cicho i po chwili wychodziliśmy już ze sklepu.
    - I kto to mówi.
    - Ja! Jestem bardzo miły, sympatyczny i..
    - I na tym się kończy - przerwałam mu. Zrobił głupkowatą minę i udał obrażonego. Wyglądał komicznie, ale również słodko. - Już ci przeszło?
    - Nie.
    - Ale z ciebie cipa, Cesar. Daj znać jak ci przejdzie - powiedziałam i ruszyłam do przodu. Po kilku sekundach był już obok mnie. Chwycił mnie za rękę i uśmiechnął się głupkowato. - O, już ci przeszło?
    - Nie, ale Lorze na pewno się to spodoba - odparł zadowolony.
    Już widziałam te nagłówki gazet, że Rosario Bartra pocieszyła się po rozstaniu z Villą nowym piłkarzem FC Barcelony. Nawet widziałam już minę Luki, kiedy to czyta.. Jednak na tym skończyłam, bo ciocia Lora nigdy nie wstawi takich zdjęć do sieci. Ona nie, ale Fabian..
    - Chcesz sobie narobić problemów? Z Villą? - dodałam, kiedy zobaczyłam jego zaskoczoną minę.
    - Nie boję się go. Sama mówiłaś, że jest niegroźny.
    - Bo jest, ale teraz może mu się coś poprzestawiało w główce. To naprawdę fajny chłopak, ale nie dla mnie - wzruszyłam ramionami.
    - A kto jest dla ciebie?
    - Nie martw się. Na pewno nie ty - pokazałam mu język i weszliśmy do naszego apartamentowca.

*

    Rano zeszłam do kuchni, gdzie królował już Aitor. Ubrałam się w szorty i jego bluzkę, bo miałam w planach pobiegać.
    -Hej - cmoknęłam go w usta i wypiłam szklankę soku.
    -Uważaj, ochrona widziała dziś czających się za płotem dziennikarzy - przyciągnął mnie do siebie i złożył na moich wargach słodkiego buziaka.
    -Dobrze - założyłam mu ręce na szyję.
    -Aitor?! - Z holu zaczął krzyczeć damski głos.
    -Melissa - mruknął i szybko się od siebie odsunęliśmy.
    -O! - zatrzymała się gwałtownie w progu. - Merengue - mruknęła.
    -Cześć - uśmiechnęłam się.
    -Czemu mnie to nie dziwi? - przekręciła oczami. - Brat, potrzebuje twojej pomocy.
    -W czym? - zainteresował się. Melissa, starsza o trzy lata siostra Aitora właśnie była w ciąży z pierwszym dzieckiem i nie wiedzieć czemu z każdą pierdołą przychodziła do niego. Chyba hormony.
    -To spadam - mruknęłam i wyszłam, ale widziałam jak krzywo patrzyła na moje rzeczy porozkładane po całym domu. Co? Graty Vazqueza są też w moim mieszkaniu!
    Wybiegłam na ulicę, ale nie przemierzyłam nawet dwóch metrów, gdy z piskiem opon zatrzymało się obok mnie luksusowe Audi i wysiadł z niego Damian.
    -Musimy pogadać! - warknął.
    -Mało ci? Wczoraj gadaliśmy! Robisz się paplowaty jak Fabian - syknęłam, ale wsiadłam do samochodu.
    -O co chodzi z Vazquezem? - zaparkował na poboczu i popatrzył na mnie uważnie.
    -A o co ma chodzić? - westchnęłam.
    -Fabian rechocze jak pojebany, gdy o to pytam, mama robi zdziwioną minę, a tato wzrusza ramionami.Czemu ja nie jestem o niczym informowany w tej rodzinie?! - wkurzył się.
    -Hm... - udałam, że się zastanawiam. - Może dlatego, że jak opowiadamy ci jakąś plotkę to nie chcesz słuchać?
    -Bo to plotka!
    -Damian! - teraz to ja się wkurzyłam. - W naszej rodzinie każda plotka to prawda!
    -Czyli jesteś z Vazquezem, tak?
    -Nie.
    -Ale sama powiedziałaś, że... - urwał.
    -Jesteśmy przyjaciółmi...
    -...którzy ze sobą sypiają - wszedł mi w słowo.
    -Możesz to tak nazwać - mruknęłam.
    -Kurwa - przeklął Damian, który nie przeklinał. - Nie lubię tego - założył ręce na piersi.
    -Czego? - westchnęłam.
    -Fabian i Bruno bzykają wszystko co da się wybzykać, Rose zdradza Villę, ty sypiasz z Vazquezem i bredzisz coś o jakiejś przyjaźni z seksem...
    -A ty udajesz cnotkę - warknęłam.
    -Siostrzyczko - objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w niego jak wtedy, gdy byłam mała i graliśmy w piłkę. Fabian faulował mnie jak pojebany i wykorzystywał, że byłam mniejsza. Jedynie Damian udawał, że pomaga mi wiązać buty, a tak naprawdę tulił mnie wtedy i ocierał łzy. - Wiem, że się boisz, że związek to duża odpowiedzialność, ale otwórz swoje śliczne oczka i spójrz prawdzie w oczy... Aitor jest pierwszy i jedyny, tak?
    -Tak - szepnęłam.
    -Królewno, ufasz mu i go kochasz, ale wciskasz sobie kit, bo boisz się, że będziesz jedną z wielu jak laski u Fabiana.
    -Tak - pokiwałam głową.
    -Tylko dobrze wiesz, że Aitor ma tyle do Fabiego co piernik do wiatraka.
    -Wiem.
    -Mila, siostrzyczko... Przestań się cackać tylko spójrz prawie w oczy.
    -Jestem z nim od kilku lat - wyszeptałam.
    -A od kilku dni jest ci źle...
    -... bo nie chce tej zabawy w wolność.
    -Wiesz co zrobić?
    -Nienawidzę cię - warknęłam i wysiadłam. Powiedział dokładnie to o czym nie chciałam myśleć!
    Zatrzymałam się przed furtką i odetchnęłam głęboko.
    Chciałam Vazqueza, chciałam związku z nim, chciałam stabilizacji. Bałam się tylko, że nagle Aitor stanie się taki jak Fabian skoro razem imprezują. Tylko, że po każdej bibie Fabi ląduje w łóżku z inną laską, a Aitor... zawsze ze mną.

*

    Fabian wstał z łóżka i podszedł do ogromnego okna. Miał na sobie jedynie białe bokserki i teraz beztrosko drapał się po umięśnionym brzuchu.
    Spoglądał na panoramę Walencji, jego myśli krążyły wokół wielu spraw.
    Zastanawiał się co może ugrać na romansie z córką prezesa Valencii, bo Gabriella była śliczna, ale naiwna jak każda kobieta, z którą spał. Wszystkie myślały, że będą tą jedyną, która zawładnie jego zimnym sercem. Fabi wspaniałomyślnie pozwalał im trwać w tej teorii, utwierdzając je smutnymi gadkami o tym jak to kiedyś pewna dziewczyna go skrzywdziła i teraz boi się miłości. Łatwowierność owych kobiet nie znała granic, bo każda wiedziała o tym, że jest flirciarzem i lubi dobrą zabawę. Prawda była taka, że młody Tello doskonale wiedział jak manipulować płcią przeciwną i czerpać z tego korzyści. Wychodził z założenia, że żadnej nie krzywdzi, każdej przecież mówił część prawdy, że nie jest gotowy na miłość. Może i nie był, ale przede wszystkim nie pociągała go odpowiedzialność. Był młody, świat stał przed nim otworem, chciał szaleć i używać póki mógł.
    Sięgnął po telefon, który leżał na komodzie i przeglądając zdjęcia, które wysłała mu matka myślał czy może już zadzwonić do Damiana. Wysłał go z misją do Madrytu. Jego bliźniak był jedyną osoba, która mogła przemówić Mili do rozsądku. Gadki o związku w ustach Fabiana to byłaby czysta herezja, a miał dość tego jak Mila i Aitor udają, że są tylko przyjaciółmi. Wolał ich jako parę, w sumie od zawsze ich tak postrzegał. Damian zazwyczaj pokazywał mu środkowy palec, gdy chciał go wplątać w jakąś aferę, ale gdy chodziło o ich siostrzyczkę robił wyjątek.
    Zanim jednak zdążył zadzwonić do brata zadzwoniła do niego matka.
    -Tak? - odebrał i wyszedł na taras.
    ~Gdzie jesteś? - spytała Lora.
    -W Walencji. Co mogę mieć z córki prezesa? - zadumał się i oparł o balustradę.
    ~Hm... - zamyśliła się. - Na razie nic, ale na pewno się kiedyś przyda. Teraz jedynie do zmiany barw się nadaje. Skusisz się? - zachichotała.
    -Nie, w Bayernie dobrze mi płacą.
    ~Nie powinieneś mieć dziś treningu?
    -Teoretycznie powinienem, praktycznie miałem kręcenie reklamy w Sewilli.
    ~Ty jak zwykle wszędzie masz po drodze! - warknęła.
    -Mamuś, spokojnie. Płacą mi za wszystko. Teraz może poszukam Bruno i bujnę się z nim na jakąś imprezę? - mruknął.
    ~Jak Damian?
    -Nie wiem, ale myślę, że dobrze.
    ~Widziałeś Rose z Cesarem?
    -Widziałem. Dodasz to?
    ~Nie. Trzeba uspokoić sytuację, na jakiś czas ich schować.
    -Zrobimy z tego bombę?
    ~Nie.
    -Dlaczego?! To byłby hit!
    ~Właśnie dlatego, Fabi! Ona już jeden związek miała na pokaz. Teraz niech siedzi cicho, a ja o to zadbam.
    -Popchniemy Milę?
    ~Tak. Trzeba jej podnieść cenę rynkową. Poza tym gadałam z Jorge i załatwi jej kontrakt z Pradą.
    -A co z moim z Versace?
    ~W toku, bądź cierpliwy. Podczas gali masz zjawić się u mnie.
    -Chyba żartujesz?! - sapnął.
    ~Fabian, chcesz to wszystko czy nie? Trzeba będzie na bieżąco puszczać wieści.
    -Racja, gala bez plotek będzie nudna - uśmiechnął się wrednie. - Stawiam sto kawałków, że Rose weźmie Alarcona.
    ~A ja dwieście, że będzie z nimi siedział przy stole Villa - zaśmiała się.
    -Nie bawię się tak, bo ty to wiesz.
    ~Życie, synku. Powiedz Bruno, że jak coś bierze to niech robi to dyskretniej, bo ciężko upilnować potem zdjęć.
    -Królowa ma problemy z fotami? - zakpił.
    ~Żeby królewicz zaraz nie miał problemów - warknęła.
    -Jak Bartra?
    ~Sapie się jak to on, co ty Marca nie znasz?
    -Dasz radę?
    ~Słonko, to mój brat. Wiem jak go usadzić.
    -Moja dama się obudziła. Zabawię się trochę i poszukam Bruno.
    ~Do gali.
    -Nara - rozłączył się.

    Kilka godzin po rozmowie z Lorą, Fabian był już w Monako z Bruno. Ubrany w granatowe jeansy, białą koszulę i białe trampki sterczał za klubem i palił skręta. Nie przejmował się tym, że ktoś może go sfotografować. Monako było jego ulubionym miejscem do imprez, więc wszyscy paparazzi jedli mu z ręki... Wszystkich zatrudniał. Pilnie uczył się od matki jak obracać się w tym biznesie.
    -Zjebie, jak bierzesz to się bardziej kryj, bo mama się do mnie sapie, że zachowujesz się jak amator - warknął do Bruno.
    - Ja nie jestem sportowcem i nie muszę się kryć! - odparł zadowolony.
    -Musisz pojebie, bo mogą cię za to wsadzić - westchnął z politowaniem.
    - O mnie się nie martw. Ja sobie radę dam - uśmiechnął się cwanie i rozejrzał się. - Nie ma tu nic ciekawego. Nic!
    -Poradzisz, kurwa - warknął. - Ale jak ostatnio cię przymknęli to do mnie dzwoniłeś po ratunek!
    - Teraz będziesz mi dawał kazania? Od kiedy jesteś taki opiekuńczy, co?
    -Od kiedy dostaje za ciebie opierdole - rzucił niedopałek na ziemię i zadusił butem. - Pamiętaj, moje wpływowe, twoja reszta.
    - Nie mam ochoty dzisiaj na baby. Muszę się tylko upić - odpowiedział i ruszył do wejścia.
    -To coś nowego - mruknął Fabian i poszedł za nim. Weszli do klubu i usiedli na swoim stałym miejscu skąd mieli widok na całą salę. - Patrz jak tamta ruda na ciebie zerka - szturchnął go łokciem.
    - Mówiłem ci, że nie chce - warknął cicho. - Lepiej ty się zabieraj do pracy.
    -Pracy?
    - Doskonale wiem, że bzykasz się z laskami, które mogą ci coś dać.
    -Przyjemne z pożytecznym, mój drogi - wyszczerzył zęby.
    - Rozumiem, ale ja muszę kogoś zdobyć - powiedział cicho i spojrzał na wyświetlacz telefonu. - I aby mieć ją, to muszę mieć trochę posuchy - puścił mu oczko.
    -Co ty znowu wymyśliłeś? - wyciągnął telefon i napisał smsa do Mili. "Sprawdź mi kto dziś się bawi w Monako, w klubie AMORE". Za chwilę dostał odpowiedź. "Żal mi Cb, materialisto. Wnuczka Abramowicza, dwie księżniczki Monako i córka prezesa FIFA - ost ma narzeczonego." Wyszczerzył zęby i odpisał: "Kocham Cię, sis **"
    - Nic! Ale ta laska jest warta takiego poświęcenia! - mruknął zadowolony. - To za kogo się dzisiaj bierzesz? - zapytał, spoglądając na kuzyna.
    -Jaka laska? Musisz dobrze to maskować skoro nic nie wiem. Mów!
    - Nie znasz, bo nie jest wpływowa! - fuknął. - Moja znajoma z grupy, z którą tańczę. Nie znasz i nie poznasz - uśmiechnął się cwanie. - Lepiej mi powiedz, co słychać u głupiutkiej Rosity.
    -Mizia się z Cesarem, bierze mnie na wymioty jak muszę oglądać ich zdjęcia. Niezła artystka z tej twojej siostrzyczki.
    - Wiedziałem, że do niego poleci! Powiedz mi.. Ona jest tak głupia, czy tylko udaje? - zapytał.
    -Łudzę się, że udaje... - westchnął. - Ale jednak jest głupia.
    - I takie coś jest moją siostrą!
    -Kto normalny prawie daje wmanewrować się w ślub?
    - To akurat wina taty. Ale kto normalny się go słucha?! - zarechotał.
    -Dokładnie! - upił drinka. - Ile ja się musiałem nakombinować, żeby do mojej Mili dotarło, że powinna być z Vazquezem? - westchnął.
    - Ona też o wiele mądrzejsza nie jest. Jak ja się zakocham, to nie będę sobie wmawiać, że to nie jest to!
    -Mila to nie Rose - mruknął. - A dziś... - spojrzał w tłum. - Tamta będzie moja - wskazał blondynkę w srebrnej sukience.
    - Niech będzie. Ale zostaw Rose w spokoju.. Może i jest trochę nieogarnięta, ale to wciąż moja siostra i nie chce, by cierpiała przez własną głupotę. Może Alarcon ją trochę ogarnie?  - westchnął cicho i znów spojrzał na wyświetlacz. - I mam tu siedzieć sam?! - zapytał.
    -Nikomu nie powiem, baw się - puścił mu oczko i wstał.
    Fabian energicznym krokiem podszedł do dziewczyny.
    Przed nim znajdowała się niejaka Pauline Grimaldi, księżniczka Monako, piąta do tronu.
    -Hej - uśmiechnął się słodko. - Mogę prosić do tańca?
    -Tak - pokiwała głową i podała mu dłoń. Fabi zapuszczał haczyk powoli, ale skutecznie.
    -Co robisz tu sama? - spytał.
    -To samo co ty, bawię się - puściła mu oczko.
    -Mam nadzieję, że impreza się nam uda - oczy zabłysły mu figlarnie.
    -Fabian - złapała go za kołnierzyk koszuli i zmusiła, żeby się pochylił. - Z każdej strony otaczają mnie ochroniarze, nie wyjdę stąd bez nich - warknęła.
    -Widzę - mruknął i rozejrzał się dyskretnie. - Skoro już to mamy za sobą...
    -Tello, daruj sobie - westchnęła. - Nie wysilaj się na bajery.
    -Jesteś bezpośrednia, Grimaldi.
    -A co? Znamy się od wczoraj?
    -Paulita - delikatnie przygryzł jej ucho. - Jakiś pomysł?
    -Fabi - syknęła. - Nie rozczaruj mnie.
    -Nigdy - puścił jej oczko i się wyprostował. Zgrabnie wyciągnął nogę, a kelner, który niósł tacę wywalił się wprost na kolesia w czarnej koszuli. Zrobiło się małe zamieszanie, które oczywiście wykorzystał Fabian. Złapał dziewczynę za rękę i jakby nigdy nic wyszedł z klubu.
    -Kombinuj dalej, cwaniaku - uśmiechnęła się łobuzersko.
    -Grimaldi, Grimaldi - westchnął i otworzył jej drzwi do zaparkowanej obok limuzyny. - Kobieto małej wiary.
    -Dobra, dobra - wsiadła, a gdy usiadł obok niej zachłannie wpiła się w jego usta.
    Pauline była jedyną dziewczyną do której Fabian wracał i nie oczekiwał żadnych korzyści. Wręcz przeciwnie, wiele ryzykował, bo pretendentka do tronu była dobrze pilnowana. Kilka lat temu zgarnęli go ochroniarze i musiała przyjechać po niego mama. Gniew Lory był straszny dla siedemnastoletniego Fabiana. Dziś był pięć lat starszy i wiele sprytniejszy.

 BRUNO
    - Tak, zostaw mnie tu samego i sobie idź - warknął cicho i wstał.
    Nie miał ochoty tutaj siedzieć, więc wyszedł z klubu i wsiadł do samochodu, który czekał pod klubem. Chciał lecieć do Londynu, by zobaczyć się z Olivią, ale nie mógł, bo jeszcze za dużo by sobie pomyślała. Mógłby wpaść znów do siostry, aby powkurwiać ją, ale na to akurat też nie miał ochoty. Postanowił pojechać do domu i trochę tam pobyć. Mama na pewno się ucieszy, kiedy zobaczy go trzeźwego i czystego.