poniedziałek, 8 października 2012

rozdział 8

    W poniedziałkowy poranek wcale nie musiałam widzieć Tello, żeby mnie zdenerwował. Kłapał jadaczką na lewo i prawo, robił cuda i wianki, ale potrzebnych mi umów nie podpisał! No, bo i po co? Zależało mi na czasie, więc pofatygowałam się na Camp Nou, gdzie dziś miała trenować zacna FC Barcelona. Po pokazaniu wszystkich przepustek i legitymacji zostałam wpuszczona na płytę boiska. Tylko proszę, nie mam zamiaru pokazywać się bandzie napalonych i spoconych facetów!
    Skierowałam kroki do szatni i usiadłam sobie przy szafce Tello. Od lat tajemnicą poliszynela jest, że Cristian pierwszy bierze prysznic po treningu.
    Jednak, gdy w korytarzu usłyszałam kroki i głosy bynajmniej nie należały one do mojego medialnego chłopaka tylko... do Marca i Villi!
    Niewiele myśląc schowałam się do tellowej szafki i postanowiłam tu na niego zaczekać. Co niby powiedziałabym Marcowi? Wpadłam na pogaduszki, podjaram się wami i będę wzdychać do tego chrupka Messiego? Niedoczekanie moje! To, że mam przepustki na treningi Barcy... To sprawka Marca, bo zdarzało mu się kilka...no, ok, kilkanaście... razy zapomnieć kluczy do domu i musiałam mu przynosić ze szkoły, która była niedaleko bazy treningowej FCB.
    -Serio? - zaśmiał się David. - Jak na nią reaguje Lora?
    -Agresywnie i to bardzo - odpowiedział mój brat. - Nigdy nie była taka wredna - westchnął. - Jakby porównać zachowanie wobec Sandry i Monici... Boję się zostawić je same w pokoju!
    -Pies, który dużo szczeka nie ugryzie - powiedział filozoficznie El Guaje. Ja mu dam psa! - Dobra jest w łóżku?
    -Nieziemska! - zacmokał, a mnie wnętrzności zrobiły fikołka. - Stary, to co ona robi językiem! - Dobrze, że nie zjadłam nic na śniadanie! - Wiesz... Kocham ją - wyjrzałam przez szparkę i zobaczyłam jak mój brat się szczerzy zadowolony nie wiadomo z czego.
    -To super! - ucieszył się Villa. - Powiem ci, że sam niemal od początku wiedziałem, że Pati to ta jedyna. Co prawda chodziłem z nią pięć lat zanim się pobraliśmy, ale najpierw byliśmy za smarkaci, a potem chciałem trochę uciułać na mieszkanie. Średnia to przyjemność mieszkać z rodzicami. - Usiadł na ławeczce. - Ale oświadczyłem się jej szybko.
    -Zastanawiam się nad tym - Marc przysiadł obok. - Kocham ją, uważam, że jest niesamowita. Na co niby mam czekać?
    -Nie marnuj życia na skakanie z kwiatka na kwiatek - pokiwał głową. - Jak jesteś pewien to walcz. Rodzina to najwspanialsze co może spotkać człowieka - poklepał go po ramieniu. - Pomyśl o tym, że takie małe cudo kręci się wokół twoich nóg, a ty z dumą stwierdzasz, że to twoja robota. - Zrobiło mi się niedobrze. Niech ja tylko dorwę tego fiuta! Zabiję jak psa!
    -Dzięki, David - powiedział Marc. - Dzięki - wyszczerzył się i poszedł pod prysznic. Villa udał się za nim, a ja sapnęłam cicho. Wtedy też otworzyła się szafka.
    -Czemu mnie to nie dziwi? - mruknął Tello.
    -Marc chce się oświadczyć jednorazówce - wypaliłam.
    -Lora, przepraszam - pomógł mi wyjść. - Miałem tam coś śmierdzącego co pomieszało ci w głowie? - zajrzał do szafki.
    -Nie! - fuknęłam. - Podsłuchałam Davida z Marcem! Villa doradzał mu małżeństwo i rozmnażanie! - jęknęłam. - Jak ja mam to powstrzymać? - usiadłam na ławce. - Jak?
    -Dziecko to nie koniec świata - powiedział, usiadł obok i objął mnie w pasie.
    -Wyobrażasz sobie, że miałbyś teraz zostać ojcem? - szepnęłam i oparłam głowę na jego torsie.
    -No, nie... Tylko Marc jest inny niż ja!
    -Nie wkurzaj mnie - wyjęłam z torebki plik kartek. - Podpisuj szybko, bo muszę opuścić to okropne miejsce - wzdrygnęłam się.
    -Tak jest - uśmiechnął się i złożył podpisy tam, gdzie chciałam. - Moja mama robi dziś jakieś przyjęcie charytatywne i mam zaproszenie.
    -Powiadomię prasę - wstałam i ruszyłam do wyjścia.
    -Nie zapomniałaś o czymś? - wstał i założył ręce na piersi.
    -Nie - odwróciłam się do niego i dokładnie się obejrzałam.
    -Jednak tak - podszedł do mnie i mnie pocałował. Tak mnie tym zaskoczył, że oddałam pocałunek.
    -Fuj, Tello! - zawołał wchodzący Fabregas.
    -Bujaj się, londyńska znajdo - warknęłam i wyszłam.

 *

    Wieczorem umówiłam się z Marcem, który koniecznie chciał gdzieś razem wyjść, więc nie miałam wyboru. W sumie to i tak spędzaliśmy ze sobą cały nasz wolny czas. Biorąc pod uwagę to, że jest piłkarzem, to miał go naprawdę niewiele, ale jakoś nam wystarczało i nigdy się nie nudziliśmy. Z każdym dniem utwierdzałam się w przekonaniu, że go kocham i jest to ten, na którego czekałam. Miły, troskliwy, opiekuńczy, zabawny, seksowny i co najważniejsze: tylko mój. Owszem, Lora nie dawała mi spokóju, ale zaczynałam ją zlewać. Liczył się tylko mój chłopak.
    Przebrałam się w jeansy, czerwoną koszulę, kolorwe lity, granatową bransoletkę i dużą torbę. Zrobiłam sobie loki oraz makijaż i byłam gotowa. Kilka minut przed 20 pod moim domem pojawił się samochód Bartry, więc pożegnałam się z rodzicami i pognałam do niego.
    - Cześć, kochanie - powiedział, kiedy tylko weszłam do samochodu i złożył na moich ustach soczystego buziaka. - Cudownie wyglądasz.
    - Ty też niczego sobie - puściłam mu oczko i spojrzałam na jego strój. Białe trampki, jeansy oraz koszula, czyli standard. Ale mnie się ten standard bardzo podobał. - Gdzie jedziemy?
    - Może do kina, co? Podobno jest jakiś dobry film.
    - Dobrze, tylko nie horror! - uśmiechnęłam się szeroko i pogłaskałam go po kolanie. - Bo znowu nie będę mogła zasnąć.
    - Przy mnie na pewno zaśniesz.
    - Na pewno, ale znowu mam u ciebie nocować? - jęknęłam cicho i spojrzałam na niego wyczekująco. - Może dziś pojedziemy do mnie?
    - A twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko? - zapytał, skręcając w jedną z uliczek.
    - Nie. Bardzo cię lubią, więc postanowione.
    - Dobrze - usmiechnął się lekko i zatrzymał samochód. - Jesteśmy na miejscu.
    Po kilku minutach byliśmy już w sali i czekaliśmy na rozpoczęcie się filmu. Oczywiście namówiłam go na komedie romantyczną, którą bardzo chciałam obejrzec. Marc przez chwilę się wahał, ale dostał buziaka i został przekupiony.
    - Ale nuda - wyszeptał Bartra i przygarnął mnie do siebie. - Możemy iść?
    - Kochanie, film się jeszcze nie zaczął.
    - Wiem, ale te reklamy doprowadzają mnie do szału - mruknął i zaczął całowac moją szyję. - Pójdziesz na ten film z kim innym.
    - Z kim?
    - Z jakąś kumpelą! Baby to bardziej kręci - tym razem pocałował mnie w usta. - I na dodatek zgłodniałem.
    - Oj, Marc, Marc.. Co ja z tobą mam? - pogłaskałam go po policzku i uśmiechnęłam się szeroko. - To chodź, pojedziemy coś zjeść.
    - Naprawdę?
    - A co? Już nie jesteś głodny? - zapytałam ze śmiechem.
    - Jestem, jestem - złapał mnie za rękę i szybko wyszliśmy z sali. - Wiesz co?
    - Co?
    - Kocham cię - stanął naprzeciwko mnie i spojrzał w moje oczy. - Nawet nie wiesz jak bardzo.
    - Ja ciebie też kocham, Marc - uśmiechnęłam się i pocałowałam go lekko w usta. - Bardzo, bardzo mocno!
    - Może jednak pojedziemy do mnie? - wyszeptał pomiędzy pocałunkami.
    - Dobrze - pokiwałam głową i po chwili wyszliśmy z kina.

 *

    Wysiadając z limuzyny pod domem rodziców Tello nie czułam takiej presji jaką zapewne czuł Marc, gdy udawał się do rodziców jednorazówki... W sumie nie czułam się w ogóle zdenerwowana. Lubiłam imprezy z fotografami, lubiłam rodziców Cristiana i lubiłam luksus, który był wszechobecny w jego domu, a raczej w willi jego rodziców. Pan Federico Tello był zamożnym człowiekiem, posiadającym doskonale prosperującą firmę budowlaną. Jego małżonka, Yolanda Herrera, zajmowała się księgowością, a córka Jennifer była jedną z najlepszych studentek budownictwa na Uniwersytecie Barcelońskim. Tylko Cristian poszedł w sport.
    -Wyglądasz olśniewająco - powiedział, gdy wchodziliśmy do holu. Cmoknął mnie w nagie ramie i odruchowo poprawił krawat. Nie muszę chyba mówić, że kolor mojej sukienki idealnie pasował do jego krawata?
    -Przestań - syknęłam i chwyciłam go za rękę.
    -Co? - mruknął.
    -Denerwować się - uśmiechnęłam się. - Spokojnie, oddychaj... - pogłaskałam go po policzku.
    -Ty nic nie rozumiesz - burknął i spuścił głowę.
    -Rozumiem więcej niż myślisz. Yolanda! - zawołałam i uściskałam rodzicielkę Cristiana.
    -Lora! Cudownie cię widzieć! Kiedy my się ostatnio widziałyśmy? Chyba dwa lata temu na imprezie w ambasadzie w Londynie?
    -Chyba tak - pokiwałam głową.
    -Myślę, że powinniśmy spotkać się z twoimi rodzicami. Jesteś z Cristianem, więc miło byłoby zobaczyć Catalonię i Aleca - zaświergotała. Lubię kobietę, ale nie lubię jak ktoś pcha mi się w życie z butami... Oj, w tym przypadku ze szpilkami.
    -Uważam, że to zły pomysł - uśmiechnęłam się najpiękniej jak umiałam. - Nie mam zamiaru żenić się z twoim synem, więc nie widzę takiej potrzeby. Generalnie cudnie wyglądasz! Może polecisz mi jakieś zabiegi? - zmieniłam temat rozmowy.
    -Oczywiście, kochana! - wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła w głąb domu. Jak podejrzewałam było dużo fotografów i dziennikarzy. Kątem oka widziałam jak Tello się rozgląda i planuje się zmyć. Niedoczekanie moje!
    Podążaliśmy za Yolandą, poznawaliśmy ludzi i dawaliśmy sobie robić zdjęcia na każdym kroku. Gdy zaczęła się aukcja jakiś dzieł sztuki usiedliśmy przy jednym ze stolików. Nagle lokaj delikatnie szturchnął mnie w ramię i dyskretnie podał kartkę.
    "Zapraszam do gabinetu." przeczytałam napis i wstałam.
    -Zaraz wrócę - szepnęłam do Cristiana i skierowałam się na pierwsze piętro do gabinetu pana domu. - Mogę? - zapukałam i weszłam do środka.
    -Wejdź! - uśmiechnęła się do mnie Jenny i zamknęła za mną drzwi. - Proszę - usiadłam za biurkiem, naprzeciwko Federico i spojrzałam na niego wyczekująco.
    -Mam dla ciebie propozycję, bardzo dobrze płatną - powiedział.
    -Ty? - upewniłam się.
    -Tak - skinął głową.
    -W takim razie nalegam, żebyśmy załatwili to na osobności. Takie mam zasady, albo nic z tego - przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu, a potem machnął ręką i Jennifer wyszła. - Słucham? - założyłam nogę na nogę.
    -Od kiedy utrzymujesz się sama? - spytał.
    -Od dwóch lat, czemu ma to służyć?
    -Cristian od nigdy, chociaż ty masz dziewiętnaście lat, a on dwadzieścia jeden - mruknął. - Sama wpadłaś na to jak zarabiać na życie?
    -Powiedźmy, że mój sukces ma swojego ojca. Federico? - zmierzyłam go zimnym spojrzeniem.
    -Żeby zostać świetnym piłkarzem nie wystarczy talent, trzeba jeszcze przygotowania technicznego. To zapewnia mojemu synowi klub. Żeby zostać piłkarzem światowej klasy trzeba być mega zdolnym i mega pracowitym, ale trzeba też kogoś kto te cechy przekuje na pieniądze, prawda? Cristiano Ronaldo nie zaszedłby tak daleko gdyby nie jego agent.
    -Do czego zmierzasz? - zesztywniałam. Nie rozumiem po co mieszać do tego Cristiano i Jorge?
    -Zrób z mojego syna gwiazdę. Zapłacę ci, ale spraw, żeby zaczął zarabiać prawdziwe pieniądze, a nie te ochłapy, które dostaje z klubu.
    -Jego pensja nie jest ogromna, ale jak na początkującego piłkarza, który sporadycznie gra w pierwszym składzie nie jest zła.
    -Czy twój brat sam sie utrzymuje? Czy sam kupił ogromny apartament? Czy sam za niego płaci? Czy sam kupił sobie wypasiony samochód? Czy to wszystko jest twoje, a jego pensja to kasa na jego bieżące wydatki?
    -Za pozwoleniem, Federico... - warknęłam. - Finanse Marca to nie twoja sprawa.
    -Chcę, żeby mój syn był bogaty dzięki sobie, a nie dzięki moim pieniądzom. Zapłacę ci ile zechcesz, ale daj mu popularność, kontakty i kasę. Zrób to jak chcesz, wiem, że potrafisz. Zastanów się nad tym - wstał. - Masz tydzień na podjęcie decyzji, liczę, że będzie pozytywna.
    Nie powiedziałam nic więcej i wyszłam. Wróciłam do Cristiana i zatopiłam się w myślach. Jego ojciec właśnie zaoferował mi górę kasy za sprzedanie jego syna... Mogłam go rzucić, zrobić z nim co zechcę i dostać za to górę forsy. Czyli zupełnie jak w Londynie...

***

Przepraszam, że znowu dodaje tutaj nowość późno, ale mam szkołę i to jest dla mnie najważniejsze. Postaramy się, aby kolejny rozdział był o wiele szybciej.

A jeśli nadal nie macie nas dość, to zapraszam na http://fcb-i-inne-nieszczescia.blogspot.com/ 
Już niedługo pojawią się bohaterowie i prolog :)