wtorek, 19 lutego 2013

epilog + prolog


Barcelona, 2028 rok

    Nigdy nie sądziłem, że dojdzie do takiej sytuacji. Po tym wszystkim, co przeszedłem z Monicą okazało się, że wcale nie jesteśmy sobie pisani. I nawet dwójka naszych wspaniałych dzieci, Bruno i Rosario, nie są w stanie zatrzymać nas przy sobie.
    Razem z Monicą stwierdziłem, że najlepszy dla nas będzie rozwód, jeśli mamy ciągle się kłócić. Dzieci zostaną z nią, ponieważ ja często wyjeżdżam na mecze. Ciężko będzie mi się rozstać z moimi pociechami, ale po części robię to też dla nich, aby nie musiały być świadkami naszych kłótni.
    Jedną osobą, z którą teraz mogłem porozmawiać była moja siostra, która pewnie mnie skrytykuje, ale czuje, że potrzebuje jej słów.
    Po kilkunastu minutach byłam pod jej drzwiami i zadzwoniłem dzwonkiem. Otwarła zadziwiająco szybko.
    - Cześć, Lorka - powiedziałem na wstępie i wszedłem do środka. -Masz chwilkę?
    -Tak - popatrzyła na mnie uważnie. - Dla ciebie zawsze.
    - Rozwodzę się - powiedziałem szybko i usiadłem na kanapie w jej pięknym salonie.
    Podeszła do okna, postała przy nim chwilę i odwróciła się do mnie sprawnie okręcając się na obcasie.
    -Bardziej ucieszyłaby mnie ta wiadomość kilka lat temu - mruknęła.

    - Monica nie będzie robiła problemu przy rozwodzie. Wydaje mi się, że ona chce tego bardziej ode mnie. Szkoda, mi tylko dzieci - westchnąłem, przeczesując dłonią włosy.
    -Podpisała wszystko jak chciałam... - szeptała pod nosem. - Nie będzie nic ćwierkać... - nagle popatrzyła na mnie przeszywająco. - Komu dała dupy?
    - Nikomu! Po prostu nie potrafimy się dogadać. Może pośpieszyliśmy się wtedy z tym ślubem i teraz mam za swoje.. To nie jest to, czego chcę!
    -Teraz nie chcesz? - warknęła. - Było mnie słuchać wtedy, a nie teraz się rozwodzić! Tak to łatwo powiedzieć, że potraficie się dogadać, a dzieci muszą cierpieć. Kurwa, Bartra! Wiesz ile razy mam ochotę zamordować Tello, spakować walizki i wynieść się do Madrytu? - usiadła obok i chwyciła mnie za rękę. - Marc, nie wierzę, że to mówię - pokręciła głową. - Może zawalcz? Dla dzieci?
    - Już próbowaliśmy i nic! - warknąłem zły. - Wstyd się przyznać, ale byliśmy na jakieś śmiesznej terapii małżeńskiej! Nie mam o co walczyć, skoro się już nie kochamy. Dzieci zostaną z nią i będę je odwiedzał prawie codziennie. Wiesz, ze mam mecze - powiedziałem.
    -Powiedz słowo a będą z tobą - szepnęła złowrogo.
    - Powiedz mi, czy ty zawsze musisz mieć rację? Gdybym cię teraz posłuchał, to może i bym z Sandrą!
    -Sandrą - roześmiała się jak z najlepszego kawału. - Mały - poklepała mnie po plecach. - Wolę, że byłeś z Rubio niż z tym czarnym przeszczepem.
    - Ale ona przynajmniej by się nie czepiała wszystkiego! Ja mam tego dość! - machnąłem ręką i wstałem z kanapy. - Mam dość - powtórzyłem stanowczo.
    -Bartra, w końcu jakiś gwałtowny sprzeciw - zachichotała. - Kiedy widziałem cię takiego ostatnio... Hm... - udała, że się zastanawia. - Może jak mama chciała nazwać Rosario Espana? Nie - wyszczerzyła zęby. - Jak mi klarowałeś, że bierzesz z Rubio ślub! - pstryknęła palcami. - Było mnie słuchać, było...
    - Byłem wtedy głupi i zaślepiony pseudo miłością! Rozwodzimy się i koniec, ale najpierw trzeba powiedzieć to dzieciom..
    -Powodzenia - założyła nogę na nogę i popatrzyła na mnie wyczekująco.
    - Ona się tym zajmie! Ja i tak od tygodnia śpię w hotelu - westchnąłem cicho. - A co u Tello?
    -Żyje a co ma być u Tello? - przewróciła oczami. - Daj spokój z tym hotelem - podeszła do komody. - Masz - rzuciła mi kluczyki. - Nasze stare mieszkanie, gdzie mój czcigodny małżonek urządził sobie swoją norę do gier na konsoli. Myślę, że się dogadacie.
    - No nie wiem.. Myślałem, że się rozmnaża - zarechotałem cicho, ale po chwili przestałem, bo spojrzała na mnie tym swoim wzrokiem. - Dzięki. Na ciebie zawsze mogę liczyć, Lorka!
    -Powiedz jeszcze raz "Lorka"... - warknęła.
    - Nie denerwuj się tak, bo ci zmarszczki wyjdą. A jesteś już w takim wieku..
    -Stać mnie na zajęcie się swoją urodą w odpowiedni sposób. Zainteresuj się żoneczką, bo przypadkiem mogę wypuścić jakieś jej urodziwe zdjęcie do sieci... Marc Bartra rozwodzi się, bo jego połowica to pokraka? - skrzywiła się.
    - Nie zapominaj, że to matka moich dzieci!
    -Pozostaje modlitwa, że urodę mają po naszej rodzinie - uśmiechnęła się. - Tylko nie mów nic o modlitwie Tello. Intencje w kościele i łapówki dla księży nie wychodzą mu zbyt dobrze - dodała.
    - Nie rozumiem jak on z tobą wytrzymuje, Lorka.. Ma facet przerąbane - odparłem i uśmiechnąłem się lekko. - Czasem mi się skarży.
    -Nikt mu nie obiecywał życia w złotym puchu - rozłożyła ręce. - Sam tego chciał i w przeciwieństwie do ciebie miał na przemyślenia osiem lat zanim mu powiedziałam "tak" przed ołtarzem.
    - Mówiłem już, że byłem głupi, ale zmądrzałem! Jeszcze sobie znajdę fajną babkę.
    -Szukaj, ale weź już idź. Mam wieczorem galę i muszę iść do kosmetyczki. Poza tym muszę znaleźć swoje dzieci... Ponoć gdzieś tu są... - rozejrzała się.
    - Biedne dzieci i biedny Tello - wyszeptałem i zebrałem się do wyjścia. - Dobra, to ja spadam. Dzięki za rozmowę, Lorka! - pożegnałem się i wyszedłem z jej domu.

Barcelona, 2033 rok

    Siedziałam w swoim gabinecie i delektowałam się ciszą. Miałam dość moich wrzeszczących dzieci. Mówiłam Tello, trzynaście lat temu, gdy się pobieraliśmy, żebyśmy kupili sobie kota. Wyszlibyśmy na tym lepiej, ale nie! Uparł się i zostałam szczęśliwą matką trójki rozwrzeszczanych pociech... Kocham je najmocniej na świecie, ale czasem mam ochotę wsadzić na prom kosmiczny i nara, skarbeczki!
    12-letnie bliźniaki Damian i Fabian. Szlag mnie trafia, gdy zaczynają się bić. Na szczęście od kilku lat Cristian zabiera ich na treningi do młodzieżowych zespołów FC Barcelony. Nie powiem, żebym skakała z radości, że moi synowie noszą na piersiach owy herb. Cóż, lepiej, żeby oni skakali tam niż dom, gdy się tłuką.
    Moją dumą jest moja córka. 10-letnia Mila, a raczej Eixample. Paranoja, ale uległam rodzinnej tradycji. Catalonia miała córkę Barcelonę, a Barcelona ma córkę Eixample. Region, miasto i dzielnica. Zajebiście!
    Jednak Mila to jak moja kropla wody. Pilnuje braci, dyryguje wszystkimi i nie pozwala nikomu wejść sobie na głowę. Do tego ma wspaniały gust, o ile nie idzie z ojcem, braćmi i wujkami grać w piłkę.
    -Mamo! - drzwi otworzyły się z impetem i weszła moja najmniejsza pociecha.
    -Tak? - spojrzałam na nią. Stanęła przed biurkiem i włożyła ręce do białej bluzy z kapturem. Na piersi widniał herb Realu Madryt. Owe wdzianko to sprawka Cristiano... Tak jakoś wyszło, że moja jedyna córka jest chrześniaczką Cristiano Ronaldo, który robi wszystko, żeby młoda była Los Blancos. Jak widać udaje mu się to.
    -Chcę się przeprowadzić do Madrytu - zakomunikowała.
    -Super, a wzięłaś wszystko pod uwagę? - spytałam spokojnie.
    -Oczywiście - pokiwała głową. - Wy możecie tu zostać, ja zamieszkam z wujkiem Crisem. Będę mieć swój pokój, opłaci mi czesne w sportowej szkole Realu, na treningi będzie woził mnie kierowca. Chcę zostać piłkarką Realu Madryt, a jak to nie wypali to trenerem - uniosła dumnie głowę.
    -Powiedziałaś ojcu?
    -Tak. Przy całym składzie FC Barcelony zakomunikowałam, że odchodzę. Messi o mało nie zadławił się gumą jak powiedziałam, że zamieszkam z wujkiem Crisem, bo to mój chrzestny.
    -Lora! - do gabinetu wpadł Tello. - Młoda, nie ma mowy! - zamachał rękami.
    -Kochanie, zostaw nas - poprosiłam córkę i podeszłam do męża. Mała wyszła, a ja objęłam go za szyję. - Wszystko obmyślała.
    -Ale ma tylko dziesięć lat! - warknął.
    -Jak się jej znudzi to wróci - cmoknęłam go w policzek. - Puśćmy ją.
    -Dobra - westchnął.
    -Samolot mam za dwie godziny, walizka jest już spakowana, a na lotnisku będzie czekał wujek! - zawołała Mila, która stała za drzwiami.
    -To szaleństwo - szepnął Cristian, a ja się tylko roześmiałam.


***

Hej!

Pewnie jesteście zdziwione, że już epilog i zarazem prolog, ale zaczynamy drugą serię tego opowiadania. Mamy nadzieje, że będzie z nami dalej :) Już niedługo rozdział pierwszy, który rozjaśni całą sytuację.
A tutaj są bohaterowie :)
 I jak Wam się podoba?