niedziela, 24 lutego 2013

rozdział pierwszy

    Wparowałam do domu Cristiano Ronaldo i od razu, standardowo udałam się do kuchni. Przy stole siedziała zapłakana Vanja (18-letnia córka wujka Crisa) w towarzystwie cioci Iriny. Chciałam wykonać tył zwrot, ale ryk się wzmógł, więc nie mogłam.
    -Gdzie wujek? - spytałam. Irina zajęta tuleniem Vanji ledwo na mnie spojrzała.
    -W końcu jesteś! - wrzasnął Cristiano. - Do gabinetu! - zadyrygował, a ja posłusznie jak nigdy zrobiłam co chciał.
    -Czemu wyje? - usiadłam na kanapie.
    -Chłopak ją zostawił - westchnął. - A teraz rząda ode mnie, żebym podpuścił prezesa i go sprzedał.
    -Vanja chce, żebyś sprzedał Petera Van der Vaarta? - upewniłam się a on pokiwał głową. - Jaja sobie ze mnie robisz?
    -Nie. Mój kolejny przyszły szwagier powinien być moim wrogiem numer jeden. Masz - podał mi teczkę. - Kontrakt z Adidasem. Twoja mama już przejrzała, zaakceptowała, podpisuj.
    -Ciuchy? Buty? - zaczęłam oglądać papiery.
    -Staniesz się twarzą kolekcji na nowy sezon - uśmiechnął się.
    -Zajebiście! - ucieszyłam się.
    -Czemu ona wyje? - do gabinetu wcisnął się Cristianito.
    -Kolejny zawód miłosny - przekręciłam oczami, a Junior się skrzywił.
    -Jak to możliwe, że wychowałem was troje, Cris czai się z oświadczynami, ty odganiasz chłopaków jak komary, a Vanja dostaje po dupie?
    -Kto ma miękkie serce musi mieć twardą dupę - uśmiechnęłam się.
    -Właśnie, mała! - złapał mnie za szyję i mocno uścisnął.
    -Wujku! - zapiszczałam.
    -Na trening, już was nie ma! - machnął ręką, więc wyszliśmy.
    Mieszkałam u Ronaldo osiem lat. Przez tyle czasu miałam biologicznych braci w Katalonii, i tu miałam Cristiano i Vanję. Sama zdecydowałam się na wyjazd do Madrytu. Chciałam grac w Realu Madryt. FC Barcelona to nie moja bajka!
    Dwa lata temu, gdy tylko skończyłam osiemnaście lat, rodzice kupili mi apartament. Ktoś by powiedział, że smarkula i dostała takie mieszkanie. Stać ich było, nie? Teoretycznie żyje tam sama... Praktycznie egzystuje ze mną pół składu Castilli, pół pierwszego i część damskiej drużyny. Nie wiem co to nuda!

*

    Rano obudziłam się w złym humorze, co zwiastowało kolejną sprzeczkę z Lucą, z którym mieszkam już od jakiegoś czasu. Ostatnio nam się nie układa, ponieważ on zaczyna temat ślubu i dzieci, a ja tego nie chcę! Mam dopiero dwadzieścia lat i nie zamierzam powtarzać błędów moich rodziców.
    Jest tylko jedna osoba, która mnie zrozumie.. Moja kochana kuzyneczka, która trzyma w garści cały Madryt. Weszłam więc na gadu gadu i szybko wystukałam wiadomość na tablecie.

ROSE:
Zabiję go. Naprawdę! A tak w ogóle, to dzień dobry. Chociaż wcale taki nie jest :)
MILA:
Jaki dobry? Jaki dobry? Z chuja spadłaś?

ROSE:
Chyba Ty spadłaś!
MILA:
ciekawe czyjego

ROSE:
Nie wiem! Na szczęście nie interesuje się twoimi numerkami!
MILA:
Żebym ja się Twoimi nie zainteresowała.

ROSE:
Sam VILLA. Aż mi się zbrzydł!
MILA:
Powinien zbrzydnąć już dawno, dawno, dawno temu! Po chuja się w to wpakowałaś?... No, chyba, że właśnie DLA chuja :d
ROSE:
To jest jeden z powodów!  :D Z początku było fajnie, ale teraz nie wkurwia! Myśli, że ja za niego wyjdę, bo mu tatuś każe?
MILA:
ciekawe... Twoja Barcelona jest jakaś dziwna. Wujek Cristiano może by i kazał Juniorowi się żenić, ale cisza. No, ale Luca to FCB :p
ROSE:
Nie obrażaj Barcelony! Dobrze wiesz, że kocham to miasto, klub.. WSZYSTKO! Ale Luca? Wolę, aby siedział cicho.. Teraz sie wścieka, bo do klubu przyszedł nowy talent i po Nim!
MILA:
talent? Nie pomyliło Ci się z Espanyolem? czyżby któryś z moich genialnych braci postanowił was reprezentować? to graniczy z cudem, bo obaj uciekali mało nóg nie połamali :p
ROSE:
Nie słyszałaś? Cesar Alarcon jest nasz!
MILA:
słyszałam :p zapomniałaś, że mieszkam w piłkarskim centrum świata. Przez Madryt przechodzą wszystkie informacje
ROSE:
Chciałabyś.. Katalonia nigdy nie będzie do was należeć! Nigdy! Ale to przez Niego Villa jest taki zły.. Myślę, że ma kompleks tatusia, bo On jest legendą Hiszpanii i wariuje!
MILA:
powiedz Villi, że jest legendą waszej katalonii
ROSE:
Mało mu! Jemu zawsze jest mało :D
MILA:
nie zagłębiaj się w szczegóły, błagam
ROSE:
Przecież nic nie powiedziałam. Nic!
MILA:
ale pomyślałaś!
ROSE:
Bo właśnie wyszedł z łazienki! To nie moja wina, że pociągają mnie starsi!
MILA:
<rzygam>

ROSE:
Nie zapominaj, że Twoja mamusia zrobiła nam medialny związek!
MILA:
Biorąc za to niezłą kasę :p
ROSE:
Ja też dużo zarabiam! Nie zapominaj, że gram dobrze w piłkę :p
MILA:
dobrze to ja też grałam... hmmm akurat byłam w FCB :d teraz gram zajebiście!
ROSE:
Zobaczymy na meczu, moja droga! Ciężko wam idzie, ale ciacha macie zajebiste :D
MILA:
a Ty masz Luce <3 <3
ROSE:
Nie przypominaj mi! Chciałabym spróbować czegoś nowego, ale tato mnie zabije!
MILA:
litości :p wujek to może sobie poskakać póki do pokoju nie wejdzie mój mamuś :d
ROSE:
On się zmienił! Ciągle gada jaki to Luca jest cudowny i w ogóle.. Ciekawe co by powiedział, gdyby sie dowiedział, jak szybko mnie rozdziewiczył!
MILA:
hahahahha :d padłby na zawał, nikt by nawet karetki nie wzywał
ROSE:
Biedny Marc.. Może załatwisz mi jakiegoś przystojniaka na trochę? Mogę się wyrwać na dwa dni :D Nikt nie może wiedzieć, więc Katalonia odpada!
MILA:
napisz do Fabiana
ROSE:
Jego nie ma w Hiszpanii!
MILA:
hahaha a szwaby są brzydkie <lol2>
ROSE:
Wcale mi nie pomagasz!
MILA:
a to tłumaczy czemu mój brat tak się bawi :d
ROSE:
Bo wszystkie babki lecą na Niego.. Ale ej! Niemki też są brzydkie <lol>
MILA:
właśnie :p dlatego czekam aż Damian wpadnie i zakomunikuje, że wyrwał śliczną Włoszkę i będzie amor forever <3 <rzygam tęczą>
ROSE:
Znajdź sobie w końcu kogoś! Bierz przykład z kuzynki :D
MILA:
myślisz? medialny związek to jest to czego potrzebuje! Najlepiej kogoś równie popularnego, Los Blancos, nie za starego... Hmm... Aitor Vazquez, jutro z nim pogadam
pojebało Cię?!

ROSE:
Aitor jest fajny!  Chociaż za bardzo podobny do ojca!
MILA:
Aitor to mój kumpel :p
ROSE:
To nie stoi na przeszkodzie.. Jest fajny, MŁODY, przystojny!
MILA:
hue, hue :p napaliłaś się!
ROSE:
Na Niego? Nie! Nie jest w moim typie :p
MILA:
pewnie, Ty wolisz STARSZYCH
ROSE:
To tylko 10 lat.. Luca jest przystojny!
MILA:
tylko, tylko! weź
ROSE:
Rzuciłabym go, ale a) mój ojciec i jego ojciec = nasz związek i b) nie ma nikogo interesującego obok mnie!
MILA:
nowy
ROSE
Nie znam go!
MILA:
chcesz to Cię z nim poznam
ROSE:
Znasz go?!
MILA:
znam

ROSE:
I jaki jest?
MILA:
spoko
ROSE:
Daj jakieś szczegóły! Spoko to jest nawet Thiago Messi!
MILA:
żart
ROSE:
Nie jest taki jak ojciec!
MILA:
rany! widziałam go ostatnio... 3 miesiące temu? był na zgrupowaniu w Las Rozas i moi chłopacy byli
ROSE:
To ale mi też znasz!
MILA:
może mam Ci teraz streścić przebieg całej znajomości, co? proszę bardzo! proszę! ale potem się nie sap, że jestem wredna
ROSE:
Muszę wiedzieć za co się biorę! Mam ryzykować mój związek z Lucą na jakiegoś gbura z Anglii?!
MILA:
Cesar to nie jest gbur :p chłopak z sercem na dłoni!
ROSE:
Wygląda na gbura!
MILA:
a Ty na barbie i co?
ROSE:
włosy mam po mamusi :p
MILA:
rozum niestety po tatusiu
ROSE:
Nie czepiaj się! Powinnaś mi pomagać!
MILA:
dzieciom szczególnej troski pomagam z całego serduszka <3

ROSE:
Jesteś wredną małpą! Sama sobie poradzę z tym Cesarem!
MILA:
no :d teraz mogę Ci powiedzieć skoro już ciśnienie Ci skoczyło :p
ROSE
To mów :D
MILA:
znam go bardzo dobrze
poznałam go jak miałam 12 lat i wujek Cristiano wysłał mnie na stypendium sportowe do Manchesteru
potem byłam z nim na kilku obozach
a teraz spotykam się z nim na repkach
można rzec, że to mój dobry kumpel

ROSE:
Wujek Cristiano.. Zbiera mi się na wymioty.
Szepnij mu o mnie dobre słówko :D
MILA:
słówko na moją madrycką rodzinkę i tak Ci szepnę, że popamiętasz mnie do końca życia
ROSE:
To ja jestem twoją rodziną!
MILA:
z krwi
jestem tą szczęściarą, że mam jeszcze rodzinę z wyboru

ROSE:
Gdybym ja miała, to na pewno byś nią nie była Ty!
MILA:
masz coś jeszcze do powiedzenia?
dobrze się zastanów

ROSE:
On ma kogoś?
MILA:
ma
ROSE:
Co za kutas! Niech spada!
MILA:
piłkę, matole :p
ROSE:
Ale piłka to nie wszystko :D
MILA:
powiedz to Damianowi
ROSE:
On rozmawia tylko z Bruno!
MILA:
ale nie słucha nikogo
ROSE:
niech robi, co chce! to jego życie, nie?
MILA:
bla, bla, bla
chcesz poznać Cesara czy nie?

ROSE:
Chce!
MILA:
chociaż może nie będę się wtrącać w Twoje życie...
ROSE:
Nie wkurwiaj mnie, Ty madrycka szujo!
MILA:
jak Ty do mnie ślicznie mówisz :d
ROSE:
Na to zasługujesz :D
MILA:
Cesar będzie jutro w Madrycie u Aitora
ROSE:
Wpadnę! :D Tylko pozbędę się Villi.. Niech leci do ojca!
MILA:
radzę zostawić telefon w Barcelonie, bo będzie impreza i nie chcę wydzwaniającego co sekunda Villi, czaisz?
ROSE:
Nie będzie dzwonił! On mnie nie kontroluje!
MILA:
zaznaczam IMPREZA, bo Fabian też się zjawi :d
ROSE:
A Bruno?
MILA:
a nie ma jakiegoś występu w Londynie?
ROSE:
Nie wiem, nie gadam z Nim, bo powiedział, że popierdoliło mnie z Villą.
MILA:
paranoja... ogarniam dwóch braci, plus Junior i Vanja, a Ty się, kurwa, z jednym nie możesz dogadać?!
ROSE:
Bruno jest stuknięty!
MILA:
a Fabian to jest w pełni zdrowy na umyśle
ROSE:
Mój brat nie potrafi zrozumieć moich wyborów życiowych.. To się w sumie tyczy też mojej mamy.
MILA:
dziękuję Ci Boże za moją rodzinę
ROSE:
I masz za co! Ja musiałam się wyprowadzić, bo moi rodzice zaczęli ze sobą sypiać <rzygi>
MILA:
moi to robią odkąd pamiętam :p
ROSE:
Twoi nie wzięli rozwodu!
MILA:
jeszcze tego by brakowało w tym cyrku
ROSE:
Moje zycie jest dziwne, ale cóż! Spadam podpatrzeć trening Barcy! Do jutra, szujo :D
MILA:
idę jeść ;d Vazquez serwuje :d
ROSE:
Mniam!
MILA:
niech Ci Villa gotuje <lol2>
ROSE:
On nie umie!
MILA:
a co mnie to?
ROSE:
Będę wpadać do was :D Wiem, cieszysz się!
MILA:
no, do NAS możesz :p pół będzie u mnie w chacie, pół u niego mam nadzieje, że ta cześć z żołądkiem trafi do Aitora
ROSE:
Podzielimy się :p  Dobra, lecę!

Przebrałam się w dresy Barcy i pognałam na Camp Nou, by obejrzeć trening pierwszej drużyny. Usiadłam na krzesełku i obserwowałam Lucę, który ćwiczył z widocznym zaangażowaniem.
    Luca Villa.. Wiem, że jest pomiędzy nami duża różnica wieku, ale na swój sposób bardzo go kocham. Jesteśmy ze sobą od dwóch lat i na początku wszystko się układało. Jednak sielanka nie trwała długo, ponieważ Luca chciałby założyć rodzinę, a ja jestem jeszcze za młodą. Lubię czasem zaszaleć i dobrze się bawić, a on ma już to za sobą.
    Po godzinie trening dobiegł końca a do mnie przyszedł Villa, który ucałował mnie w policzek.
    - Nudzi ci się w domu, że przyszłaś? - zapytał, siadając obok mnie. - Czy coś się stało?
    - Nic. Rozmawiałam z Milą i muszę jutro do niej jechać. Masz coś przeciwko?
    - Nie. To twoja kuzynka, więc jedź - odpowiedział, posyłając mi szeroki uśmiech. - Jutro i tak ma wpaść ojciec z Zaidą i Olayą.
    - Pozdrów ich ode mnie, dobrze? - zapytałam, przytulając się do niego. - Dawno ich nie widziałam.
    Czułam się źle okłamując swojego chłopaka, ale chciałam zrobić coś dla siebie. Nie mogę cały czas żyć pod dyktando taty i udawać, że wszystko jest super, skoro to nie jest prawda. Męczę się tym wszystkim od jakiegoś czasu i teraz potrzebuje czegoś nowego.
    - Nie zrobisz głupstw w Madrycie, prawda? - zapytał, jakby czytał w moich myślach. - Wiem, że dzieci nas duża różnica wieku, ale kocham cię najbardziej na świecie.
    - Ja też cię kocham - odpowiedziałam, całując go w policzek. - Obiecuje, że będę grzeczna.
    - Cieszy mnie to.
    - Wracamy do domu? Muszę się spakować i zabukować bilet na samolot - mruknęłam cicho.
    - Jasne, chodź - odparł i chwycił mnie za dłoń.
     Ruszyliśmy do szatni pierwszej drużyny, gdzie Luca wziął szybki prysznic i mogliśmy wracać do domu.

***

Ten rozdział jest za długi. Miłego czytania! :)

wtorek, 19 lutego 2013

epilog + prolog


Barcelona, 2028 rok

    Nigdy nie sądziłem, że dojdzie do takiej sytuacji. Po tym wszystkim, co przeszedłem z Monicą okazało się, że wcale nie jesteśmy sobie pisani. I nawet dwójka naszych wspaniałych dzieci, Bruno i Rosario, nie są w stanie zatrzymać nas przy sobie.
    Razem z Monicą stwierdziłem, że najlepszy dla nas będzie rozwód, jeśli mamy ciągle się kłócić. Dzieci zostaną z nią, ponieważ ja często wyjeżdżam na mecze. Ciężko będzie mi się rozstać z moimi pociechami, ale po części robię to też dla nich, aby nie musiały być świadkami naszych kłótni.
    Jedną osobą, z którą teraz mogłem porozmawiać była moja siostra, która pewnie mnie skrytykuje, ale czuje, że potrzebuje jej słów.
    Po kilkunastu minutach byłam pod jej drzwiami i zadzwoniłem dzwonkiem. Otwarła zadziwiająco szybko.
    - Cześć, Lorka - powiedziałem na wstępie i wszedłem do środka. -Masz chwilkę?
    -Tak - popatrzyła na mnie uważnie. - Dla ciebie zawsze.
    - Rozwodzę się - powiedziałem szybko i usiadłem na kanapie w jej pięknym salonie.
    Podeszła do okna, postała przy nim chwilę i odwróciła się do mnie sprawnie okręcając się na obcasie.
    -Bardziej ucieszyłaby mnie ta wiadomość kilka lat temu - mruknęła.

    - Monica nie będzie robiła problemu przy rozwodzie. Wydaje mi się, że ona chce tego bardziej ode mnie. Szkoda, mi tylko dzieci - westchnąłem, przeczesując dłonią włosy.
    -Podpisała wszystko jak chciałam... - szeptała pod nosem. - Nie będzie nic ćwierkać... - nagle popatrzyła na mnie przeszywająco. - Komu dała dupy?
    - Nikomu! Po prostu nie potrafimy się dogadać. Może pośpieszyliśmy się wtedy z tym ślubem i teraz mam za swoje.. To nie jest to, czego chcę!
    -Teraz nie chcesz? - warknęła. - Było mnie słuchać wtedy, a nie teraz się rozwodzić! Tak to łatwo powiedzieć, że potraficie się dogadać, a dzieci muszą cierpieć. Kurwa, Bartra! Wiesz ile razy mam ochotę zamordować Tello, spakować walizki i wynieść się do Madrytu? - usiadła obok i chwyciła mnie za rękę. - Marc, nie wierzę, że to mówię - pokręciła głową. - Może zawalcz? Dla dzieci?
    - Już próbowaliśmy i nic! - warknąłem zły. - Wstyd się przyznać, ale byliśmy na jakieś śmiesznej terapii małżeńskiej! Nie mam o co walczyć, skoro się już nie kochamy. Dzieci zostaną z nią i będę je odwiedzał prawie codziennie. Wiesz, ze mam mecze - powiedziałem.
    -Powiedz słowo a będą z tobą - szepnęła złowrogo.
    - Powiedz mi, czy ty zawsze musisz mieć rację? Gdybym cię teraz posłuchał, to może i bym z Sandrą!
    -Sandrą - roześmiała się jak z najlepszego kawału. - Mały - poklepała mnie po plecach. - Wolę, że byłeś z Rubio niż z tym czarnym przeszczepem.
    - Ale ona przynajmniej by się nie czepiała wszystkiego! Ja mam tego dość! - machnąłem ręką i wstałem z kanapy. - Mam dość - powtórzyłem stanowczo.
    -Bartra, w końcu jakiś gwałtowny sprzeciw - zachichotała. - Kiedy widziałem cię takiego ostatnio... Hm... - udała, że się zastanawia. - Może jak mama chciała nazwać Rosario Espana? Nie - wyszczerzyła zęby. - Jak mi klarowałeś, że bierzesz z Rubio ślub! - pstryknęła palcami. - Było mnie słuchać, było...
    - Byłem wtedy głupi i zaślepiony pseudo miłością! Rozwodzimy się i koniec, ale najpierw trzeba powiedzieć to dzieciom..
    -Powodzenia - założyła nogę na nogę i popatrzyła na mnie wyczekująco.
    - Ona się tym zajmie! Ja i tak od tygodnia śpię w hotelu - westchnąłem cicho. - A co u Tello?
    -Żyje a co ma być u Tello? - przewróciła oczami. - Daj spokój z tym hotelem - podeszła do komody. - Masz - rzuciła mi kluczyki. - Nasze stare mieszkanie, gdzie mój czcigodny małżonek urządził sobie swoją norę do gier na konsoli. Myślę, że się dogadacie.
    - No nie wiem.. Myślałem, że się rozmnaża - zarechotałem cicho, ale po chwili przestałem, bo spojrzała na mnie tym swoim wzrokiem. - Dzięki. Na ciebie zawsze mogę liczyć, Lorka!
    -Powiedz jeszcze raz "Lorka"... - warknęła.
    - Nie denerwuj się tak, bo ci zmarszczki wyjdą. A jesteś już w takim wieku..
    -Stać mnie na zajęcie się swoją urodą w odpowiedni sposób. Zainteresuj się żoneczką, bo przypadkiem mogę wypuścić jakieś jej urodziwe zdjęcie do sieci... Marc Bartra rozwodzi się, bo jego połowica to pokraka? - skrzywiła się.
    - Nie zapominaj, że to matka moich dzieci!
    -Pozostaje modlitwa, że urodę mają po naszej rodzinie - uśmiechnęła się. - Tylko nie mów nic o modlitwie Tello. Intencje w kościele i łapówki dla księży nie wychodzą mu zbyt dobrze - dodała.
    - Nie rozumiem jak on z tobą wytrzymuje, Lorka.. Ma facet przerąbane - odparłem i uśmiechnąłem się lekko. - Czasem mi się skarży.
    -Nikt mu nie obiecywał życia w złotym puchu - rozłożyła ręce. - Sam tego chciał i w przeciwieństwie do ciebie miał na przemyślenia osiem lat zanim mu powiedziałam "tak" przed ołtarzem.
    - Mówiłem już, że byłem głupi, ale zmądrzałem! Jeszcze sobie znajdę fajną babkę.
    -Szukaj, ale weź już idź. Mam wieczorem galę i muszę iść do kosmetyczki. Poza tym muszę znaleźć swoje dzieci... Ponoć gdzieś tu są... - rozejrzała się.
    - Biedne dzieci i biedny Tello - wyszeptałem i zebrałem się do wyjścia. - Dobra, to ja spadam. Dzięki za rozmowę, Lorka! - pożegnałem się i wyszedłem z jej domu.

Barcelona, 2033 rok

    Siedziałam w swoim gabinecie i delektowałam się ciszą. Miałam dość moich wrzeszczących dzieci. Mówiłam Tello, trzynaście lat temu, gdy się pobieraliśmy, żebyśmy kupili sobie kota. Wyszlibyśmy na tym lepiej, ale nie! Uparł się i zostałam szczęśliwą matką trójki rozwrzeszczanych pociech... Kocham je najmocniej na świecie, ale czasem mam ochotę wsadzić na prom kosmiczny i nara, skarbeczki!
    12-letnie bliźniaki Damian i Fabian. Szlag mnie trafia, gdy zaczynają się bić. Na szczęście od kilku lat Cristian zabiera ich na treningi do młodzieżowych zespołów FC Barcelony. Nie powiem, żebym skakała z radości, że moi synowie noszą na piersiach owy herb. Cóż, lepiej, żeby oni skakali tam niż dom, gdy się tłuką.
    Moją dumą jest moja córka. 10-letnia Mila, a raczej Eixample. Paranoja, ale uległam rodzinnej tradycji. Catalonia miała córkę Barcelonę, a Barcelona ma córkę Eixample. Region, miasto i dzielnica. Zajebiście!
    Jednak Mila to jak moja kropla wody. Pilnuje braci, dyryguje wszystkimi i nie pozwala nikomu wejść sobie na głowę. Do tego ma wspaniały gust, o ile nie idzie z ojcem, braćmi i wujkami grać w piłkę.
    -Mamo! - drzwi otworzyły się z impetem i weszła moja najmniejsza pociecha.
    -Tak? - spojrzałam na nią. Stanęła przed biurkiem i włożyła ręce do białej bluzy z kapturem. Na piersi widniał herb Realu Madryt. Owe wdzianko to sprawka Cristiano... Tak jakoś wyszło, że moja jedyna córka jest chrześniaczką Cristiano Ronaldo, który robi wszystko, żeby młoda była Los Blancos. Jak widać udaje mu się to.
    -Chcę się przeprowadzić do Madrytu - zakomunikowała.
    -Super, a wzięłaś wszystko pod uwagę? - spytałam spokojnie.
    -Oczywiście - pokiwała głową. - Wy możecie tu zostać, ja zamieszkam z wujkiem Crisem. Będę mieć swój pokój, opłaci mi czesne w sportowej szkole Realu, na treningi będzie woził mnie kierowca. Chcę zostać piłkarką Realu Madryt, a jak to nie wypali to trenerem - uniosła dumnie głowę.
    -Powiedziałaś ojcu?
    -Tak. Przy całym składzie FC Barcelony zakomunikowałam, że odchodzę. Messi o mało nie zadławił się gumą jak powiedziałam, że zamieszkam z wujkiem Crisem, bo to mój chrzestny.
    -Lora! - do gabinetu wpadł Tello. - Młoda, nie ma mowy! - zamachał rękami.
    -Kochanie, zostaw nas - poprosiłam córkę i podeszłam do męża. Mała wyszła, a ja objęłam go za szyję. - Wszystko obmyślała.
    -Ale ma tylko dziesięć lat! - warknął.
    -Jak się jej znudzi to wróci - cmoknęłam go w policzek. - Puśćmy ją.
    -Dobra - westchnął.
    -Samolot mam za dwie godziny, walizka jest już spakowana, a na lotnisku będzie czekał wujek! - zawołała Mila, która stała za drzwiami.
    -To szaleństwo - szepnął Cristian, a ja się tylko roześmiałam.


***

Hej!

Pewnie jesteście zdziwione, że już epilog i zarazem prolog, ale zaczynamy drugą serię tego opowiadania. Mamy nadzieje, że będzie z nami dalej :) Już niedługo rozdział pierwszy, który rozjaśni całą sytuację.
A tutaj są bohaterowie :)
 I jak Wam się podoba?


wtorek, 12 lutego 2013

rozdział 13

    W nocy spałam jak zabita. Byłam wyczerpana tymi wszystkimi wyznaniami, które poczyniłam w minionym tygodniu. Najpierw musiałam zakomunikować Cristiano i Jorge, że kocham Tello, potem Vazquezowi, że przyjaźnię się z Cristiano i Jorge, a na końcu powiedzieć Tello, że go kocham i przyjaźnię się z Portugalczykami, plus o wszystkim wcześniej dowiedział się Vazquez.
    Wyszłam ze swojego pokoju, szpilki zastukały o parkiet. Przejrzałam się w lustrze i z przyjemnością uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Dziwne przeczucie kazało mi spojrzeć na drzwi do pokoju Marca... Czemu coś mi nie gra?
    Skierowałam wzrok na rzeczy w przedpokoju... Oczywiście, buty Rubio.
    Wyjęłam telefon z torebki, którą postawiłam na komodzie i wybrałam numer Tello.
    -Bądź u mnie jak najszybciej.  Sprawa życia i śmierci. Bynajmniej nie mojego - rozłączyłam się i zrobiłam sobie kawy. W oczekiwaniu na swojego chłopaka (matko, mam chłopaka) zajęłam się interesami, które doglądał Jorge. Zamówiłam firmę do przeprowadzek, wpłaciłam kasę za wynajem mieszkania i w tym samym momencie ktoś zadzwonił do drzwi wejściowych i z pokoju Marca wyszła Rubio. Wystrojona w koszulkę mojego brata. Standard.
    -Rubio, otwórz, jesli łaska - powiedziałam do niej.

    - Tak, też cię dobrze wiedzieć - warknęłam i otworzyłam drzwi, w których stał Tello. - Jeszcze ciebie tutaj brakowało - dodałam.
    -Już niedługo, blondyneczko - puścił jej oczko i poszedł do mnie. - Hej - cmoknął mnie w usta i usiadł obok mnie. - Co to za sprawa życia i śmierci?
    -Jeszcze nie wiem, ale prawdopodobnie zaraz się dowiem - spojrzałam na Rubio.

    - To już nawet nie można spać u własnego chłopaka? - zapytałam, wlewając wody do czajnika. Do kubka wrzuciłam torebeczkę miętowej herbaty i odwróciłam się przodem do tej dwójki. - Znowu jesteś dla mnie nie miła?
    -Jeszcze nie wiesz jak potrafię być nie miła - pociągnęłam łyk kawy. - Módl się, żebyś się nie dowiedziała. - Nocowanie u chłopaka. Rozumiem - pokiwałam głową. - A te wielkie torby to co? - wskazałam na walizki w przedpokoju. - Otworzysz tu fille swojej księgarni?
    - To jest księgarnia moich rodziców, a nie moja - powiedziałam, patrząc na Tello i Lorę. Wyglądali naprawdę ślicznie! - Lepiej będzie, jeśli powiem wam o tym wszystkim z Marcem.
    -Mówiłam, że o coś chodzi - syknęłam pod nosem. - Czułam to w kościach.
    -Bartra, chodź tu! - wrzasnął Tello i położył ramię na oparciu mojego krzesła. - Tylko się nie drzyj - szepnął mi do ucha.
    -Najwyżej ich zgładzę - odparłam i czekałam aż Marc się do nas przywlecze. Wylazł w końcu ze swojej nory, którą szumnie nazywał pokojem ubrany w czarne dresy i jakoś białą koszulkę. Podszedł do nas i Rubio od razu się do niego przytuliła. Jakoś nie umknął mojej uwadze fakt, że stali po przeciwnej stronie stołu niż my siedzieliśmy.

    - Tylko się nie denerwuj, siostra - powiedział szybko Marc i złapał mnie za rękę. - Monica przywiozła tutaj swoje rzeczy, bo jej kazałem..
    - Zaręczyliśmy się, a moi rodzice tego nie akceptują - dodałam i spojrzałam na ich miny. Oboje wyglądali, jakby dostali obuchem w twarz. - Chcemy wziąć ślub.
    Wciągnęłam powietrze do płuc i przymknęłam oczy.
    -Policz do dziesięciu - powiedział Tello.
    -A potem ich zabiję - warknęłam i wstałam. - Pojebało was? Ślub? Jesteś w ciąży? - popatrzyłam uważnie na Rubio. Starałam się nie stracić nad sobą kontroli, wiedziałam, że mi się to uda, ale oni nie mieli pojęcia ile mnie to kosztuje. Miałam ochotę złapać za nóg i wykroić jej te blond kudły! Ale nie, spokojnie Lora, damy radę.

    - W ciąży? - powtórzyłam i spojrzałam na Marca. Chciało mi się śmiać. - Nie jestem w żadnej ciąży!
    - Kochamy się i chcemy ze sobą być, dlatego jej się oświadczyłem - powiedział dumnie Bartra i pocałował mnie w policzek. - I nie potrzebujemy waszej zgody.
    -A kto ci daję jakąś zgodę? - Usiadłam na krześle. - Poczekajmy aż powiesz mamie. Na pewno będzie wniebowzięta - uśmiechnęłam się wrednie.
    -Nie możecie sobie być razem bez ślubu? Ślub się bierze jak się chce zakładać rodzinę, a nie bo chcecie ze sobą być - przewrócił oczami Cristian.
    -Nie wiesz, że Marc musi sobie odbić Sandrę? Ona zwiała mu, bo odwidział się jej ślub to Rubio mu da czego chce - powiedziałam jadowicie. Może tego nasza blondyneczka nie wie?

    - To prawda? - zapytałam i spojrzałam na Marca. Szybko pokręcił przecząco głową i uśmiechnął się lekko. - Bo jeśli tak, to..
    - Ona mówi to specjalnie - powiedział i spojrzał na siostrę. - Przestań wygadywać głupoty! I nie boję się mamy. Jestem już dorosły i mogę robić, co chce. David szybko się ożenił i teraz jest bardzo szczęśliwy!
    -Villa! - zacisnęłam dłoń w pięść. - A to kurdupel wredny! Wiedziałam, że sam na to nie wpadłeś! Ale wiesz co - wstałam i pociągnęłam Cristiana za rękę. - Rób co chcesz, wali mnie to - wyjęłam z torebki kopertę, gdzie znajdował się dokument, gdzie przekazuję mu mieszkanie. - Miłej zabawy. Jak zdecydujesz się na rozwód, wiesz gdzie mnie szukać - rzuciłam mu kopertę i wyszłam.
    -Tak po prostu odpuścisz? - szepnął Tello na klatce.
    -Oszalałeś? Po prostu oni myślą, że odpuszczę, a ja muszę iść pozbierać siły. Zadzwonię do Erica, rodziców... Może rodziców Rubio? Nie zostawię tego tak. Niech sobie marnuje życie jako jej chłopak, ale nie mąż!

    - No to chyba mamy problem z głowy - wyszeptałam i uśmiechnęłam się do niego lekko. - Już nic nie stoi nam na przeszkodzie.
    - Masz rację - powiedział i pocałował mnie w usta. - Wybierz sukienkę, a ja pojadę do sądu. Możemy już wszystko ustalać - dodał i przytulił mnie do siebie. - Kocham cię.
    - Ja ciebie też - odpowiedziałam cicho. Wiedziałam, że Lora będzie zła, ale nie sądziłam, że tak szybko odpuści. Może jednak zrozumiała, że Marc i ja jesteśmy szczęśliwi?
 
*

    Siedziałam w swoim gabinecie i spokojnie pracowałam na komputerze. Czułam jak Tello uważnie się we mnie wpatruje.
    -Co zrobiłaś? - spytał w końcu.
    -Nic - odparłam lekko.
    -Kłamiesz, Lorka - podszedł i kucnął obok mojego fotela.
    -Nie - odwróciłam się w jego stronę i pogłaskałam go po policzku. - Nic nie zrobiłam. Powiedziałam ci, że dam Marcowi wolną rekę? Daję - wzruszyłam ramionami. - To jest frajer skoro chce ślubu. Jest wolnym stworzeniem, ma swój mózg... Przynajmniej powinien go mieć - dodałam po namyśle.
    -Powiedziałaś mamie?
    -Tak i od razu zaznaczyłam, że mnie to nic nie obchodzi. Tello, czy chcesz czy nie, teraz skupiam sie wyłącznie na tobie i na pracy - cmoknęłam go w usta. - Skręca mnie w środku, jeszcze trochę to kurwica mnie strzeli, ale nie zareaguję - wyszeptałam w jego wargi. - Mam ochotę wyciągać za kudły tę blond szmatę, ale nie zrobię tego, a wiesz czemu?
    -Czemu? - spytał zaskoczony.
    -Bo ona się tego spodziewa. Oboje z Marcem tylko czekają na coś wielkiego co niby na nich szykuję. Tymczasem nie szykuję niczego - uśmiechnęłam się wrednie. - Owszem, kupiłam już bardzo drogą i gustowną kołyskę dla dziecka jako prezent ślubny.
    -Naprawdę im tego życzysz? - westchnął.
    -Kocham Marca i chcę jego dobra, ale nie mogę go całe życie prowadzić za rączkę. Erica puściłam wolno i radzi sobie śpiewająco.
    -Myślisz, że nie wiem o tym co tygodniowym raporcie i masie paparazzich, którzy go śledzą? - mruknął.
    -Ale on nie wie, że to ja - uśmiechnęłam się słodko. - Poza tym taka sama zgraja lata za Vazquezem! - prychnęłam.
    -Tylko, że Erica przez to pilnujesz, a Alvarito robisz radoche. Bo jest tak wielką gwiazdą, że aż go dziennikarze śledzą! - przekręcił oczami.
    -Dla ludzi, których kocham zrobię wszystko - podałam mu teczkę. - Wygryzłam dziś Beckhama i oto twoja umowa z Pradą - powiedziałam bardzo zadowolona. - Twój tatuś powinien być zadowolony.
    -Powinien - skrzywił się. Powiedziałam mu o propozycji jaką złożył mi jego ojciec. Nie chcę wspołpracować z jego starym, ale z Tello i tak mogę zrobić piłkarskiego boga.
    -Więc - wstałam i wzięłam do ręki niebieską torebkę. - Kochanie, nie przejmuj się niczym. Od teraz moją domeną jest spokój i powolne wykańczanie przeciwnika.
    -Nowy pomysł na Rubio? - podszedł do mnie.
    -Oczywiście! - objęłam go ramionami za szyję. - Rozdepczę ją jak robaka przy rozwodzie - wyszeptałam i pocałowałam go.

***

PRZEPRASZAMY :)