niedziela, 29 lipca 2012

rozdział 1

    Wieczorem mam zamiar świętować z przyjaciółmi moje dwudzieste urodziny i z tego okazji zaszalałam i kupiłam sobie nową sukienkę, w którą się właśnie stroje. Czerwona, bo to mój ulubiony kolor i do tego uniwersalne, czarne dodatki. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i stwierdziłam, że jestem gotowa, więc zamówiłam taksówkę i czekałam na swój pojazd.
    Po czterdziestu minutach byłam na miejscu i przyjmowałam życzenia oraz prezenty od przyjaciół i znajomych. Wśród nich nie mogło oczywiście zabraknąć Hugo, który zaplanował całą imprezę.
    - Teraz już jesteś dużą dziewczyną - podszedł do mnie i wręczył mi małe pudełeczko. - Wszystkiego Najlepszego! - pocałował mnie w policzek i mocno przytulił. Otworzyłam pudełko i moim oczom ukazała się śliczna bransoletka i para kolczyków do tego.
    - Hugo, nie mogę tego przyjąć.. Wiesz ile to kosztowało? - wyszeptałam i oddałam mu prezent.
    - To prezent i coś na pożegnanie - uśmiechnął się lekko i pogłaskał mnie po policzku. - To na znak naszej wieloletniej przyjaźni.
    - Nie powinnam ci ulegać, ale dobrze. Dziękuję - odparłam i pocałowałam go w policzek. - Idziemy tańczyć?
    - Jasne! - odpowiedział i zaciągnął mnie na parkiet.
    Po kilku drinkach i godzinie spędzonej na parkiecie miałam kompletnie dość. Co chwilę ktoś chciał, bym z nim zatańczyła, a ja opadałam z sił. Jednak impreza była kapitalna! Dobra muzyka, alkohol, przyjaciele.. Postanowiłam na chwilę usiąść przy barze i popatrzeć na bawiących się przyjaciół oraz Hugo, który jak zwykle nie próżnował i zabawiał jakąś śliczną szatynkę.
    - Przepraszam, czy mogę prosić o autograf? - usłyszałam męski głos i odwróciłam się do tyłu. Przede mną stał młody chłopak w kolorowej koszulce oraz jeansach. Uśmiechnął się szeroko i usiadł obok mnie.
    - Jasne. Gdzie mam się podpisać? - odpowiedziałam grzecznie i odwzajemniłam uśmiech. Już teraz wiem kim on jest!
    - Może tutaj - wskazał na swój policzek i znów się uśmiechnął. To była bardzo kusząca propozycja.. - Żartowałem. Jestem Marc - dodał, widząc moją minę.
    - Monica - podałam mu dłoń, a on ją ucałował.
    - Jesteś tutaj sama?
    - Nie - pokiwałam przecząco głową. - Świętuje z przyjaciółmi urodziny.
    - Tak? To wszystkiego najlepszego - znów się uśmiechnął. - Cholera, nie mam prezentu..
    - Nie szkodzi, Bartra - puściłam mu oczko i wzięłam łyka kolorowego drinka.
    - Co? Skąd wiesz jak się nazywam? Powiedziałem tylko imię!
    - Masz napisane na czole.. Nie widziałeś?
    - Nie! Zabije ich.. Jak oni mogli mi to zrobić.. To sprawka Lory! - mruczał sam do siebie.
    - Żartuje przecież! - zachichotałam cicho i spojrzałam na niego. - Kojarzę piłkarzy Barcy i tyle.
    - Interesujesz się piłka? O, super! Taka dziewczyna to marzenie. Nie rozumiem, jak niektórzy narzekają, że mecze są nudne..
    - Mógłbyś się przymknąć? Właśnie leci moja piosenka, więc.. - powiedziałam nieśmiało.
    - Więc zaproszę cię do tańca. Chodź - chwycił mnie za rękę i zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki.


*

    Patrzyłam jak mój brat zarywa jakąś laskę przy barze. Nie powiem, było mi to na rękę. Powinien się bawić, korzystać z życia, cieszyć się nim, delektować go, spróbować wszystkiego! Ma tylko dwadzieścia jeden lat, a czasem zachowuje się jak zramolały dziad. Trudno mi w to uwierzyć, bo prawie cały czas ma przy swoim boku Tello, który nie ukrywajmy, jest babiarzem. Co chwile nowa foczka, nowa zabawa, nowa przygoda. Nie nudzi się chłopak, co bardzo mi się podoba. Nie zaniedbuje zobowiązań zawodowych, ale nie żyje w celibacie! Idąc dalej tym tropem - Oriol Romeu. Babiarz pierwsza klasa! Tello przy nim to niższa liga. Jak razem wyjdą na miasto, laski lecą do nich niczym na reklamie Axe'a. Sergi Roberto co prawda ma babę, ale nie siedzi z nią w kółko w domu, jak to czynił mój genialny braciak. Skręcając niego z FC Barcelony, bo dyplomatycznie przemilczę Alexisa Sancheza (z którym sama się bawiłam w chwili jakiegoś tajemniczego zamroczenia mózgu), Cesca Fabregasa (za czasów Arsenalu), Pique (ciut przed Shakirą) czy mojego słodkiego Bojana Krkicia, wskażę palcem prosto na Espanyol! Vazquez, Moreno (ach, ta klatka!), Didac Vila, Javi Lopez, Galan... Jeden telefon i idę z nimi na imprezę. Na myśl o moim bracie, który ostatni rok spędził siedząc jak kasza w garnku, łasząc się u nóg Sandry... Nóż mi się w kieszeni otwiera.
    -Zatańczymy? - Tello wyciągnął do mnie dłoń.
    -Dziś przyszłam tu w interesach, a nie dla zabawy - wywróciłam oczami.
    -Lora - przekrzywił głowę i uśmiechnął się słodko.
    -Chcę, żeby Marc dziś zaliczył, a widok jak z tobą walcuję raczej mu namiotu nie postawi - mruknęłam. - Zrobię wszystko, żeby zapomniał o tamtej suce... - zastukałam paznokciami w szklany stolik. - A seks mu w tym pomoże. Klin klinem...
    -Wszystko? - Tello przysunął się bliżej.
    -Tak - pokiwałam głową zamyślona.
    -Buziaka za to, że dziś się prześpi z tamtą blondyną.
    -Gdzie? - zerknęłam w niego.
    -Raczej jak - patrzył na mnie z takim diabelskim błyskiem w oku.
    -Jak? - westchnęłam.
    -Po francusku, moja piękna intrygantko - przejechał palcem wzdłuż mojego kręgosłupa. Tylko lata wprawy pomogły mi w opanowaniu dreszczu, który jak nic przeszedłby po moim ciele. A Tello, ten doświadczony łowca, zauważyłby to w mig.
    -Stoi - zbliżyłam się do niego. - Zaliczy i będziesz miał całusa - wyszeptałam w prost w jego usta jednocześnie patrząc mu prosto w oczy.
    -Zaufaj mi - puścił mi oczko. - Jego drink nie zawierał tylko alkoholu i jakiegoś soczku... - wyszczerzył zęby zadowolony.
    -Dosypałeś mu czegoś? - syknęłam.
    -Może ruchać całą noc i się nie zatrze - zachichotał.
    -Nieźle - chwyciłam jego dłoń. - Naprawdę, jestem pod wrażeniem twojego geniuszu zła.
    -Tobie też dosypałem - szepnął mi na ucho, gdy szliśmy na parkiet.
    -Serio?! - zatrzymałam się gwałtownie.
    -A co? Masz już na mnie ochotę? - delikatnie musnął wargami moje nagie ramię.
    -Cris, nie zrobiłeś tego! - fuknęłam.
    -Oczywiście, że nie - okręcił mnie zgrabnie. - Żartowałem tylko, moja intrygantko.
    -Zapłata jak będzie po akcji - pogłaskałam go po policzku.
    -Zaliczka za drinka - złapał mnie w pasie i gwałtownie przyciągnął do siebie. Uśmiechnęłam się cwanie i cmoknęłam go w nos. Lubiłam takie zagrywki, a Tello... Godny przeciwnik.
    -Zaliczka, a nie jałmużna - szepnął i wpił się w moje usta. Wtedy stało się coś dziwnego... Coś czego sama nie potrafię określić... Serce zaczęło walić mi szybciej, do nozdrzy wdarł się jego zapach, który wcześniej czułam, ale nie zwracałam na niego większej uwagi, w brzuchu coś mi zawirowało i nabrałam na niego ogromnej ochoty.
    -Dosypałeś mi czegoś, zasrańcu - warknęłam, gdy się od niego oderwałam.
    -Chyba ty mi! - syknął i gniewnie zmrużył oczy. Po chwili jednak otworzył je w zdumieniu. - Nie czułaś tego prawda? - szepnął.
    -Czego? - głos mi zadrżał, chociaż bardzo tego nie chciałam.
    -Szybki puls - chwycił mój nadgarstek.
    -Rumieńce - dotknęłam jego zaczerwienionego policzka.
    -Nogi jak z waty - spojrzał na moje nogi... A raczej na to, że opierałam cały ciężar swojego ciała na nim.
    -Coś w brzuchu - dokończyłam prawie bez tchu.
    -Pożądanie - powiedzieliśmy jednocześnie i błyskawicznie od siebie odskoczyliśmy.
    -To nic takiego! - machnął rękami. - Może pomyliły się nam szklanki i wypiliśmy ciut od Bartry?
    -Ty tępaku! - fuknęłam. - Jak mogłeś tego nie dopilnować?
    -Ja?! - oburzył się. - Ty też mogłaś!
    -Doprawdy? - wzięłam się pod boki. - Ciekawe jak skoro o tym nie wiedziałam! - wrzasnęłam.
    -Dobra, co robimy? - westchnął.
    -Jedziemy do mnie, obejrzymy jakieś filmy i może jak będziemy czekać na Marca to nam przejdzie? - zaproponowałam. Pokiwał głową i nagle spojrzał mi w oczy.
    -Barcelona... - mruknął, a mnie po plecach przeszedł dreszcz, czego nie udało mi się powstrzymać. On prawie nigdy nie mówił do mnie pełnym imieniem! - A co jak nam nie przejdzie? - powiedział bardzo cicho.
    -Weź! - oburzyłam się. - Oczywiście, że przejdzie! To te twoje specyfiki, nic innego! - ruszyłam do wyjścia.
    Oby! Oby to były tylko jego specyfiki!

*

    Koło pierwszej nocy wybyliśmy z klubu i taksówką podjechaliśmy pod apartamentowiec Marca. Nie mogliśmy się od siebie odkleić.. Non stop się całowaliśmy, dotykaliśmy swoich ciał i byliśmy cholernie napaleni! Kiedy weszliśmy do windy, to piłkarz przywarł mnie do ściany i skierował swoje usta na moją szyję oraz dekolt.
    - Dlaczego ta winda nie rusza? - zapytałam pomiędzy pocałunkami. - Mieszkasz sam?
    - Nie nadusiliśmy guziczka - wyszczerzył się i natychmiast nadusił czerwony przycisk z cyfrą numer 6. - Mieszkam z siostrą, ale ona nie powinna nam przeszkadzać.
    - To dobrze, ale może ona sobie tego nie życzy?
    - Uwierz, że to ją na pewno ucieszy - wpił się w moje usta i swoją rękę skierował pod sukienkę. - Nasze piętro - uśmiechnął się i wziął mnie na ręcę.
    Jednym ruchem otwarł drzwi i wszedł do środka, zamykając nogą drzwi i kierując się do swojego pokoju. Rzucił mnie na łóżko i pozbył się swoich ciuchów, zostawiając tylko bokserki. Po chwili znalazł się obok mnie i również pozbył się moich rzeczy, razem z bielizną. Całował każdy kawałem mojego ciała, bawił się piersiami..
    Tej nocy kochaliśmy się do samego rana i szczerze mówiąc, to było mi jak w niebie. Pewnie gdybym była trzeźwa, to bym mu nie uległa, ale w klubie wydawał mi się idealnym partnerem dla mnie. Wtedy liczył się tylko on i jakoś tak wyszło. Poczułam jego wargi na swojej szyi i uśmiechnęłam się lekko, przypominając sobie noc.
    - Powinnam już sobie iść - powiedziałam nieśmiało, zabierając jego rękę z mojego brzucha.
    - Słuchaj.. Mam za sobą ciężkie przeżycia z dziewczynami, ale podobasz mi się i nie chciałbym, by to się tak skończyło.
    - Powinnam się napić kawy - mruknęłam cicho i odwrociłam się do niego twarzą. - Rodzice na pewno się o mnie martwią.
    - To idź do kuchni i poczekaj tam na mnie - pogłaskał mnie po policzku i uśmiechnął się szeroko. - I nie zwracaj uwagi na Lorę, bo może gadać głupoty, z którymi się oczywiście nie zgadzam.
    - To twoja siostra? - zapytałam, wstając i szukając swoich ciuchów.
    - Tak, ale najlepiej będzie jak nie będziesz z nią rozmawiać. W szafce są jakieś moje rzeczy, to sobie zabierz.
    - Ok - pokiwałam głową i ruszyłam do szafy, gdzie znalazłam jakąś koszulkę i spodenki. - Mogę to? - zwróciłam się do niego, ale już spał. Jestem taka nudna, że zasnął? Albo go tak wykończyłam? Pocałowałam go w policzek i ruszyłam do kuchni.

~*~

Mamy nadzieje, że się podoba, bo nam bardzo :D

czwartek, 26 lipca 2012

prolog

    Tachałam walizkę niczym jakiś wół! Czemu ten pasztet zakupił sobie mieszkanie na szóstym piętrze i winda się zepsuła. W ogóle to czy w apartamentowcu winda ma prawo się popsuć?!
    To było do przewidzenia! Wracam do tego przeklętego miasta i od razu same nieszczęścia! Na lotnisku zaginął  mój bagaż, kilka taksówek mnie olało, a teraz ta winda. Dostanę wścieklizny jak pocałuję klamkę! Niespodzianek mi się zachciało!
    Trzeba było zrobić użytek z telefonu, ale ja chciałam błysnąć!
    Ok, wdech i wydech. Postanowiłam być przy bracie to będę. Postanowiłam zostawić dla niego Londyn i być przy nim po tym jak ta szmata go zostawiła. Wyjechałam do Wielkiej Brytanii trzy lata temu. Jeszcze w tamtym roku powiedziałabym, że będę mieszkać w Londynie już na zawsze. Ot, jak życie zmieniło moje plany. Rodzina jest dla mnie ważniejsza, chociaż, nie ukrywajmy, zostawiłam ich, bo zamarzyła mi się świetna szkoła średnia. Dzięki temu bez problemu dostałam się na fizjoterapię w Barcelonie. Rodzice się ucieszyli, że wracam, Marc ucieszył się, że nie będzie mieszkał sam. Nadal na myśl o Sandrze wszystko mi się kotłuje w środku! A pozwoliłam, żeby zrobiła mi maraton po sklepach z sukniami ślubnymi! Zamydliła mi oczy, Marc narzekał, że powinnam być dla niej milsza, bo on ją kocha.. Nie powinnam mu ulegać i odpychać własny instynkt, który nigdy mnie nie zawodził.
    Zadzwoniłam do mieszkania brata i czekałam. Boże, spraw, żeby był...
    -LORA!!! - wydarł się, gdy otworzył drzwi. Porwał mnie w ramiona i mocno przytulił. - Barcelona! - zaśmiał się, a ja go odepchnęłam.
    -Nie mów tak do mnie, Marc - warknęłam.
    -Tak masz na imię, młoda - chichotał.
    -Przez ciebie! - wzięłam się pod boki. - Zrobiłeś mi krzywdę na całe życie! Nie dość, że miasto, klub to i imię! - zamachałam rękami, a potem obrzuciłam go spojrzeniem. Miał na sobie czarne spodenki i niebieską bluzkę, ale na dole zaczęła przechodzić w czerń i wyglądała jak usmolona. - A teraz kochana FC Barcelona i Nike robią krzywdę tobie tymi szmatami - fuknęłam, bo na jego piersi dostrzegłam herb.
    -Cieszę się, że nadal jesteś taka sama - pocałował mnie w czoło.
    -Łapy precz! - machnęłam rękami.
    -Nic się nie zmieniłaś - z salonu wyłonił się Andreu Fontas.
    -Wychodzę! - wzdrygnęłam się. - Stokroć bardziej kocham Oriola - szepnęłam do Marca.
    -Bo jest w Chelsea? - też szepnął.
    -Bo od was uciekł - puściłam mu oczko. - Poza tym chodził ze mną na zakupy w Londynie i nawet dał mi się czasem ubrać - pokiwałam głową. - Będę u rodziców. To zostawiam - wskazałam walizkę.
    -Jak wrócisz to ten pokój - otworzył drzwi po prawej. - Jest twój.
    -Dzięki - uśmiechnęłam się. - Pa! - pomachałam i sobie poszłam. Lubię niektórych piłkarzy z Barcy, innych toleruję, a są i tacy, których nie mogę przeżyć. Fontas jest w grupie, którą toleruję, ale nie oznacza to, że muszę go oglądać zaraz po powrocie.



***

    Śpiesząc się na spotkanie z Hugo zostałam kilkanaście razy trącona przez innych, olana przez dwie taksówki i obtarta przed moje nowe buciki. Ale pierwszy raz w życiu jestem na czas! A to naprawdę cud, biorąc pod uwagę to, że przyjaźnie się z tym fanatykiem futbolu od dziesięciu lat.
    - Cześć, Złotko - ucałowałam go w oba policzku i dosiadłam się do niego pić.  -Pić!
    - Miło cię widzieć o wyznaczonej godzinie, Monico - uśmiechnął się do mnie szeroko i podsunął mi szklankę z colą. - Poznaj moje dobre serce.
    - Lepiej powiedz mi, co się stało, że postanowiłeś postawić mnie na nogi o tak wczesnej porze? Wiesz, że dziewiąta rano, to dla mnie połowa nocy, więc albo to jest coś ważnego, albo dostaniesz w ten głupi pysk!
    - Muszę wyjechać do Stanów.. - powiedział spokojnie, patrząc na moją reakcję. - Ale wrócę, nie martw się.
    - Na ile?
    - Trzy lata, ale to szansa dla mojej mamy. Ma dostać nową posadę, duży dom, większą wypłatę i nowe życie, na które od tak dawno czeka - tłumaczył, ale w ogóle go nie słuchałam. W mojej głowie cały czas huczało sławo wyjeżdżam i trzy lata. To zbyt długo!
    - Skoro musisz, to damy radę, co? - uśmiechnęłam się blado i wlepiłam spojrzenie w moją torebeczkę. - Są przecież telefony!
    - Musimy ci znaleźć faceta. Ale nie przyjaciela, tylko mężczyznę, który będzie się tobą opiekował i obdarzy cię prawdziwym uczuciem.
    - Ty nim jesteś! - podniosłam lekko głos i spojrzałam na niego. - Jesteś jedyną osobą, która w pełni akceptuje mnie taką, jaką jestem. Nie potrzebuje nikogo innego!
    - Potrzebujesz kogoś, kto da ci rodzinę, a ja niestety nie mogę tego zrobić, Monica - pogłaskał mnie po dłoni i uśmiechnął się szeroko. - Znowu kupiłaś sobie buty? Całkiem, całkiem.
    - Nie zmieniaj tematu, Hugo. Kiedy wylatujesz?
    - W przyszłym tygodniu, więc piątek jest cały nasz! Musimy uczcić twoje 20 - ste urodziny, Rybko!
    - A później pomóc ci się w pakowaniu?
    - Nie myśl teraz o tym, tylko chodź na spacer! Plaża, czy miasto?
    - Plaża! - uśmiechnęłam się szeroko i chwyciłam jego dłoń. Próbowałam się uśmiechnąć, lecz niestety nie wychodziło mi to. Chciałam wyrzucić z mojej głowy fakt, że za tydzień jego już tutaj nie będzie i cieszyć się dniem dzisiejszym, ale nie udało mi się to.

~*~ 

 Cześć! Tu Vinga! Serdecznie witam was u progu nowej opowieści. To historyczny moment, bo chociaż opowiadanie rozgrywa się w Barcelonie głównym bohaterem Moniiki nie jest Villa, tylko Bartra! :D Moim (to też historyczny moment!) Cristian Tello. Mam go już jako bohatera, ale drugoplanowego, więc czas żeby zagrał pierwsze skrzypce :) Jak nam to wyjdzie? Okażę cię! :D

Hej :) Z tej strony Moniika. Witam Was wszystkich na naszym nowym opowiadaniu, które mam nadzieje, że zostanie napisane do końca i że Wam się spodoba. U mnie nowy piłkarz - nowy pomysł :D